Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 62

Wstawiam nexta wcześniej bo w weekend najprawdopodobniej nie będę miała internetu :/

Lubię ten rozdział naprawdę, więc mam nadzieję że nie wszyscy będziecie rzygać :)

- I proszę Państwa, oto dwa idealne wywary żywej śmierci! Jedna kropla mogłaby zabić nas wszystkich!

Zmierzyłem gryfona od stóp do głów, nie mogąc powstrzymać się od sarkastycznego uśmiechu. Co za dupek. Myśli, że cudze notatki i informacje na które w życiu by samodzielnie nie wpadł, dadzą mu prawdziwe umiejętności? Zazgrzytałem zębami wiedząc, że na szczęście Weasley ogarnie ten syf.

-...dlatego zgodnie z obietnicą dostaniecie jedną fiolkę Felix Felicis. Oczywiście każdy swoją. - powiedział Slughorn, machając rękoma i szczerząc się jak głupi. Uśmiechnąłem się niezobowiązująco, przyjmując eliksir. Właściwie to nawet nie jest mi potrzebny. Czułbym się naprawdę nieswojo, gdyby cokolwiek w życiu mi wyszło oprócz włosów i wywaru żywej śmierci.

- Chłopcy, zaczekajcie jeszcze chwilę po lekcji, w porządku? - powiedział nauczyciel, sprawdzając czy wszyscy dokładnie po sobie posprzątali. Kiedy w klasie zostaliśmy tylko my troje, czarodziej z wielkim uśmiechem na ustach przedstawił swoją propozycję.

- Moi drodzy, kiedy uczyłem w Hogwarcie parę lat temu... raz w miesiącu organizowałem spotkania w moim klubie Ślimaka. Napewno o nim słyszeliście, prawda? No, w każdym razie chciałbym was zaprosić do udziału w tym małym wydarzeniu. W piątek odbędzie się ono pierwszy raz, możecie zabrać kogoś ze sobą. Co wy na to?

Potter uśmiechnął się lekko, nie wyglądając na poruszonego. Skinąłem głową uprzejmie, wiedząc jak wykorzystać sytuację.

- Bardzo dziękuję za propozycję, profesorze. Z chęcią się pojawię, to dla mnie zaszczyt. - powiedziałem, ledwo powstrzymując wymioty. Nauczyciel wyglądał na uradowanego. Dobrze, czy mogę już wyjść i ubolewać w samotności nad straconymi godzinami mojego świętego czasu, na rzecz jakichś głupich ploteczek?

Kiedy wyszliśmy z klasy eliksirów, od razu poszedłem w stronę przeciwną od tej w którą udał się gryfon. Dzięki okrężnej drodze miałem mnóstwo czasu, żeby pozastanawiać się nad tym kogo ja mam niby ze sobą zabrać. W końcu po długim spacerze usiadłem w Wielkiej Sali między Blaisem a Rosier'em. Na obiad była wątróbka, więc przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy nie byłoby mądrze wypić esencję szczęścia. Czy jeżeli zrobiłbym sobie z nią drinka to naprzyklad działałaby dłużej? Ciekawe...

- Nad czym tak myślisz, przystojniaku? - mruknął Rosier, wcinając to okropieństwo z uśmiechem. Spojrzałem na chłopaka z obrzydzeniem, nie wiedząc co mam mu odpowiedzieć.

- Nie wiem z kim mam iść do Slughorna. Zaproponował mi wzięcie udziału w jakimś popieprzonym klubie Ślimaka. Zgodziłem się, bo pewnie nasz umiłowany Król i Władca zechciałby tego. - odparłem z westchnięciem. Krukon pisnął, odwracając się w moją stronę. Spojrzałem na chłopaka z niepokojem.

- Mnie! Weź mnie! - krzyknął nastolatek machając rękami, nogami i ogonem.

- Na stole! - zawołał jakiś gryfon z okropnym uśmiechem. Rany, co było w tej wątróbce?

- Co się znowu stało, Cameron? - zapytałem spokojnie, wiedząc że chłopak nie może tak po prostu chcieć tam iść.

- Czarny Pan chciał żebym się wkręcił i dał mu znać na temat paru spraw, ale mnie staruch nie zaprosił. - szepnął nastolatek, pochylając się w moją stronę.

- A, chyba że tak. - odparłem rozczarowany. Już myślałem, że dowiem się czegoś co urozmaici mi moje istnienie. W tym momencie do Wielkiej Sali wszedł Malfoy. Bardzo się starał żeby nikt go nie zauważył. Prześlizgnął się między uczniami, chociaż nie obyło się bez kilku ciekawskich spojrzeń i komentarzy. Stół ślizgonów przywitał chłopaka z zapałem i obietnicami na temat tego, jak bardzo pragną śmierci Wybrańca. Nie określiłbym chłopaka jako wdzięcznego. Usiadł między mną a Blaisem wyglądając raczej na zirytowanego.

- Dobra, dobra dajcie już spokój. Nie musicie mi przypominać, że Potter rozmazał mnie na ścianie. Z moją pamięcią wszystko w porządku.

Kilku uczniów zamilkło wyglądając na obrażonych. No tak, mogli to odczytać jako odrzucenie lojalności swojego domu. Westchnąłem, widząc rozgoryczonego Malfoy'a.

- Nie masz zamiaru się mścić? - zapytałem cicho, mimo wszystko chcąc wiedzieć. Ślizgon spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

- Mam na głowie ważniejsze sprawy. - odparł nastolatek, podpierając dłonią podbródek. Okej, nie sądziłem, że chłopak tak bardzo weźmie sobie do serca instrukcje tego świra. Obawiałem się co on właściwie ma zrobić. Oprócz zabicia Dumbledore'a, oczywiście. W dodatku ślizgon wyglądał na bardzo, ale to bardzo zmartwionego.

- Weź to. - szepnąłem, wkładając pod stołem do kieszeni szaty chłopaka fiolkę z Feliksem. Nastolatek spojrzał na mnie nie rozumiejąc.

- Nie mogę mieć żadnej pomocy, przecież wiesz. A w ogóle to nawet nie wiesz na czym polega problem... Co ty właściwie mi dałeś? - zapytał Draco, wyglądając na coraz bardziej podejrzliwego. Rany, czy Potter trzasnął go tak mocno, że uchem wyleciał jego wewnętrzny ślizgon? Powinien udawać, że o niczym nie wiem i wcale nie ratuję mu skóry.

- Felix Felicis, przyjacielu. - odparłem z dumnym uśmieszkiem. Malfoy patrzył na mnie w osłupieniu. Co, zatkało kakao?

- Słuchaj, ja... Nie wiem czy to dobry pomysł. Tak naprawdę bardzo, ale to bardzo nie chcę tego robić. Jak niczego na świecie, Alex. Nie chcę być śmierciożercą.

Ostatnie zdanie wkurzyło mnie jak cholera. Czyli to tak? Teraz będziemy się nad sobą użalać, jaki to straszny los nad nami wisi. No naprawdę, nikt oprócz naszych starych nie chciał być śmierciożercą. Czy głupi Malfoy myśli, że jak powie że nie chce to co? Nagle pojawi się Voldemort mówiąc : "Ojej Draco, trzeba było tak od razu. Myślałem, że służenie mi do usranej śmierci jest twoim cholernym marzeniem. Najmocniej przepraszam."

- Alex, powiedziałem coś nie tak? Dlaczego tak na mnie patrzysz?

Spojrzałem na ślizgona, nie rozumiejąc dlaczego nawet on musi się mazać. Ja się o to też nie prosiłem, on przynajmniej żył w arystokratycznej rodzinie, szanowanej przez wszystkich. Coś z tego cholera ma! Ja mam tyle, że moja dziewczyna chce mnie zabić we śnie!

W tym momencie wziąłem łyk soku pomarańczowego, czując w nim substancję powodującą ostre przeczyszczanko. Właśnie o tym mówię. Spojrzałem na stół puchonów, widząc zadowoloną minę Debory. Wyplułem wszystko co miałem w ustach do szklanki, pokazując dziewczynie środkowy palec.

- Znowu zrobiła ci drinka? Merlinie, to już trzeci raz w tym tygodniu. - jęknął Rosier, patrząc na mnie ze współczuciem. Zignorowałem chłopaka, odwracając się do Malfoy'a. Boże, co ten strach robi z ludźmi.

- Alex, ja naprawdę nie potrze...

- Łaski bez. - powiedziałem, zabierając nastolatkowi eliksir. Nie będę go błagał, żeby zabrał mi jeden dzień świętego spokoju.

- Powiedziałem coś nie tak?

- Wal się Malfoy. - rzuciłem, wstając. Jak on mógł tak po prostu odrzucić moją pomoc? Wyszedłem rozgoryczony z Wielkiej Sali, zastanawiając się dlaczego zawsze jak staram się być miły to wychodzi mi to conajmniej beznadziejnie. Albo to coś z tymi ludźmi jest nie tak.

Stanąłem przed obrazem Slytherina, który nigdy ale to nigdy nie spał. Nie dlatego się przed nim zatrzymałem, ale po prostu chciałem wypić Feliksa. W końcu do cholery nie podleję nim kwiatków, tak? Mam swoje granice. Salazar skrzywił się, widząc moją osobę. Akurat on najczęściej mnie zdradzał, jeżeli chciałem gdzieś czmychnąć w nocy. Nie lubiliśmy się, no ale jak się z kimś pije to od razu relacje się poprawiają, tak? Uśmiechnąłem się do czarodzieja, otwierając fiolkę.

- To jak, za śmierć i upadek Gryffindoru, czy może za to żeby w końcu założyli ogrzewanie w lochach?

- A może za to, żeby Snape doczekał się potomków, którzy nie będą kpili z najbardziej niebezpiecznych czarodziei wszechczasów?

Wzruszyłem ramionami, czując się doceniony. Muszę dbać o to żeby Sally utrzymywał swój poziom zrzędzenia.

- Niby z kim miałby je zrobić? Ze skrzatem domowym? Szanują wszystkich, tylko nie siebie. No, twoje zdrówko! - powiedziałem, kończąc tą fascynującą rozmowę i wypijając przezroczysty płyn.

Nagle zapiekł mnie Mroczny Znak.

- Kurwa. Czy to aby napewno był Feliks? - zapytałem na głos nikogo konkretnego.

- Nie byłbym tego taki pewien, słonko. - mruknął Slytherin, patrząc na mnie z kpiną. Nie odpowiedziałem czarodziejowi, wiedząc że muszę się pospieszyć. Wybiegłem na błonia mając nadzieję, że podczas mojej nieobecności Malfoy i Potter nie pourywają sobie łbów.

Mroczny Znak zaprowadził mnie do Voldemorta. Momentalnie pojawiłem się w tym samym pomieszczeniu, w którym ostatnim razem Tommy chciał ukatrupić Camerona. Tym razem na miejscu krukona był jakiś przerażony, rozczochrany menel, który drżał i jąkał się jak popieprzony.

Voldemort był tak wściekły, że nawet nie zauważył, że tutaj jestem. Kiedy w końcu to do niego dotarło, starał się wyglądać na kogoś, kto wcale nie chce nakarmić Nagini sajgonkami z jakiegoś głupiego śmierciożercy.

- Wzywałeś mnie, Panie? - zapytałem, chcąc wiedzieć czego mężczyzna ode mnie oczekuje. Nie miałem do czynienia z czarnoksiężnikiem od czasu kiedy to zajebał Deborze piątą klepkę. Nie wiedziałem czy dalej pała do mnie nienawiścią, czy może jednak to uczucie skierował wobec innej osoby.

- Och, czy to mój ulubiony oficer się do nas przyłączył? Jak miło! Akurat skończyłem rozmawiać z tym... tym... Aaaah Alexander, po prostu go zabij! Natychmiast! - wrzasnął Voldemort, patrząc na mnie oczami, które przybrały czerwony kolor. Cholera jasna, ten fakt był dla mnie tak przerażający, że po prostu wyjąłem różdżkę i skierowałem ją ku szczękającemu zębami śmierciożercy.

- Avada Kedavra. - powiedziałem spokojnie, zabijając mężczyznę na miejscu. Ciało zatrzęsło się w bok, po czym czarodziej upadł na twarz bez ducha.

Przez chwilę trzymałem rękę w powietrzu, aż w końcu Czarny Pan podszedł do mnie z okropnym uśmiechem i położył dłoń na moim ramieniu. Przełknąłem ślinę, czując jak serce bije mi szybciej niż podczas ściągania na transmutacji. Właściwie to nie czułem nic wyjątkowego, poza tym małym szczegółem.

- Alex, zawsze wiedziałem, że zdolny jest z ciebie chłopiec. Ale żeby aż tak? No, no chyba nawet Severus na początku nie był tak bezwzględny jak ty. Co się stało, że tak wspaniałomyślnie mnie posłuchałeś?

- Nie jestem bezwzględny! - powiedziałem ostro, odwracając się w stronę Voldemorta. Po prostu starałem się jak mogłem, żeby nie patrzeć w stronę ciała śmierciożercy.
Czarodziej uśmiechał się od ucha do ucha, ale przynajmniej jego oczy były już normalne.

- Niee, wcale. No już, jestem z ciebie dumny. - powiedział mężczyzna, dotykając mojego policzka. Cofnąłem się, mając dość Voldemorta i jego głupiego istnienia. Zrobiłem co chciał, więc niech się odwali!

- Może napijesz się ze mną herbaty?

Miałem ogromną ochotę pokazać mężczyźnie środkowy palec, ale nie zrobiłem tego chyba wyłącznie dzięki Feliksowi.

- Nie, dzięki. Ale jeżeli masz alkohol to chętnie skorzystam, Panie.

- Rany Alex, co się z tobą dzieje? Mówisz mi Panie i zabijasz zdrajców! Może zorganizuję jakąś nagrodę śmierciożercy miesiąca?

- Proszę, nie mam ochoty. Po prostu daj mi się nawalić w spokoju. - powiedziałem, czując się zmęczony kpinami czarodzieja. Właśnie kogoś zabiłem i mimo że czułem się milion razy lepiej niż myślałem, że będę się czuł po takiej scenie, to potrzebowałem chwili świętego spokoju i szklanki wódki.

- W porządku. Weź sobie całą butelkę. - powiedział Voldemort, wyjmując z kredensu sztukę whiskey. Chyba się ślinię.

- Och, dziękuję Panie, naprawdę. Czy mogę już wyjść? Śmierdzi tutaj trupem. - szepnąłem, czując że jeszcze chwila i zleje się z ulgi. Naprawdę byłem przygotowany na to, że Tommy będzie chciał zrobić ze mnie mordercę, ale tak strasznie mi ulżyło, że się nie porzygałem albo co gorsza, nie popłakałem. W dodatku dostałem kurwa alkohol.

Voldemort zmrużył oczy, przyglądając mi się przez chwilę w ciszy. Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że oczaruje go swoim urokiem.
- Jesteś pewien, że nikt nie podał ci żadnej substancji? Przygotowałem torebkę na rzygi, więc...

- Jestem pewien. - powiedziałem szybko, uśmiechając się jak niespełna rozumu. Tommy wzruszył ramionami.

- W porządku. W takim razie możesz wyjść. Chociaż nie, nie, zaczekaj. Skorzystaj z sieci fiuu. - odparł mężczyzna, popychając mnie w stronę drzwi. Rany, jaki on jest opiekuńczy! Następnym razem da mi dychę na taksówkę!

Pojawiłem się w salonie Snape'a z butelką whiskey. Nauczyciela nie było. Za to na kanapie siedział Rosier i obgryzał paznokcie.

- Cameron? Co ty tutaj robisz?
- Merlinie, Snape! Strasznie długo cię nie było! Zaczęliśmy się z Malfoy'em martwić. Skąd masz tą flache?

Spojrzałem na chłopaka z kpiną. Dobra, dobra pewnie po prostu chce, żebym sprawdził jego wypracowanie na eliksiry.

- Nie wiem jakim cudem nie jesteś w Slytherinie. - mruknąłem, idąc do mojego pokoju. Nastolatek usiadł na moim łóżku, uśmiechając się od ucha do ucha. Odkąd on się zrobił taki wesoły?

- Snape poszedł na jakąś konferencję Mistrzów Eliksirów, więc mamy sporo czasu. - odparł Cameron podając mi papierosa. O, jak sympatycznie. Nalałem do szklanek alkohol wypijając od razu część z gwinta. Usiadłem obok nastolatka czytając jego pracę, póki jeszcze byłem w stanie.

- Właściwe to czego chciał od ciebie Czarny Pan?

Przez chwilę nie wiedziałem czy powiedzieć "nie twój interes", czy przedstawić prawdę. Wzruszyłem ramionami, stwierdzając że pewnie Rosier już nie raz kogoś zabił, skoro ma Znak.

- Zabiłem kogoś.

- Co? - zapytał głucho chłopak, wyglądając jakby nie do końca mi wierzył. - Niby kogo?

- Nie wiem. - powiedziałem z przekąsem. - Ale po prostu to zrobiłem. No wiesz, Czarny Pan mi kazał, za dużo do powiedzenia to ja nie miałem. - odparłem, czując że jeżeli zaraz nie padnę z upicia, to zacznę rozmyślać nad moim fascynującym rachunkiem na temat grożących mi lat w Azkabanie. - Podaj mi whiskey.

Płyn palił mnie w gardło, ale przynajmniej coraz mniej byłem skupiony na tym co się stało. Odwróciłem się w stronę krukona, czując jego dłoń na moim policzku. Od kiedy chłopak ma tak błękitne oczy? Zamrugałem, wolno nachylając się w stronę czarodzieja. Rosier uśmiechnął się z zadowoleniem, popychając mnie na materac. Zawisł nade mną tak nisko, że czułem kosmyki jego włosów na twarzy. Westchnąłem, czując zapach jego perfum.

- Nie tak szybko, panie Snape. - szepnął Cameron, pochylając się jeszcze niżej. W końcu ugryzł mnie w szyję, a ja poczułem dreszcze na całym ciele. Miałem ochotę wić się pod spojrzeniem nastolatka ale cholera, nie wyjdę na dziewczynę!

Zarzuciłem ręce na szyję śmierciożercy, delikatnie ciągnąc kosmyki jego włosów. Tamten cicho westchnął, co niezmiernie mnie usatysfakcjonowało. Przez chwilę siłowałem się z koszulą chłopaka, ale w końcu część garderoby wylądowała gdzieś w promieniu pięćdziesięciu metrów. Poczułem dłonie na moim torsie, więc szybko zdjąłem koszulkę przez głowę.

- Jesteś taki piękny, Alex. - szepnął nastolatek, gryząc moje ucho. Zaśmiałem się, czując łaskotki. Po chwili chłopak zszedł na moją klatkę piersiową, całując ją zachłannie.

- Tak, Cameron, o tak, proszę! - jęknąłem, mając przed oczami gwiazdy. Merlinie, co on wyprawia tym językiem! Kto by pomyślał, że ten chłopak jest taki dobry w łóżku? Mógł mi o tym powiedzieć wcześniej!

Nastolatek z diabelskim uśmiechem sięgnął do paska moich spodni, kiedy nagle drzwi od mojego pokoju skrzypnęły i stanął w nich Snape. Zrzuciłem z siebie Rosier'a, nie mogąc uwierzyć, że zawsze mnie to spotyka!

- Alex, już jeste... Rany boskie, co to ma znaczyć?! - huknął nauczyciel, wyglądając jak anioł zemsty. Cameron wyskoczył z mojego łóżka jak oparzony, chwytając szatę. Starając się nie wpaść na ścianę, bez słowa minął wściekłego Mistrza Eliksirów, ulatniający się.

Zamrugałem, nie mogąc się połapać w tym co się właściwie stało.

- Ubierz się i przyjdź ze mną porozmawiać. - warknął mężczyzna, wychodząc. Opadłem na poduszki, wiedząc że pierwsze co jutro zrobię, to zażądam rekompensaty od Slughorna za ten spartaczony Eliksir Spierdolonego Życia.

------
Zabrałam się za miniaturki i mam ich już dwie, ale tak się zastanawiam, czy w tych z małym Alexem ma z naszą rodzinką Snape mieszkać też Potti?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro