Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Czarny Pan podarował mi świstoklik który może przenieść tylko jedną osobę.

Dając mi go powiedział : "ufam że zechcesz mnie poinformować kiedy zdecydujesz że wolisz naszą znajomość w wydaniu mniej brutalnym."

Oczywiście w tamtym momencie zastanawiałem się co mu strzeliło do tego pustego łba.

Jak widać cholerny dupek miał rację. Ten jeden raz. Kiedy Rosier powiedział mi że Voldemort ma już konkretne plany wobec mojej skromnej osoby stwierdziłem że ten cały dziecinny opór nie ma sensu. Nie mam zamiaru czekać aż Tommy postanowi torturować kogoś z moich przyjaciół i jeszcze mnie szantażować. Przecież nie musiał specjalnie porywać kogoś z Hogwart Expresu. Wystarczyło że miał pod ręką Dracona.

Poprawiłem na ramieniu śpiącego Nundu odruchowo głaszcząc jego delikatne futerko. Schowałem się za jednym z sąsiednich budynków do domu Syriusza i wyjąłem z kieszeni broszkę w kształcie nietoperza z rozłożonymi skrzydłami. Uśmiechnąłem się pod nosem. No na prawdę szczyt ironii. Dotknąłem jego głowy mówiąc w myślach "zaprowadź mnie." Nie wiem jak Czarny Pan to skonstruował bo nawet jeżeli są świstokliki na hasło to oczywiście musi zostać ono wypowiedziane na głos a nie tylko "pomyślane". Mam nadzieję że to ustrojstwo nie ma dostępu do mojego umysłu czy coś w tym stylu.

Po chwili poczułem się wsysany w przestrzeń i nagle pojawiłem się przed ogromnym dworem. Dookoła panowała idealna cisza a nad ziemią unosiła się gęsta mgła. Na pewno nie był to budynek w którym leżałem i myślałem o śmierci. Widok za oknem był tam zupełnie inny. Tutaj nie było wielobarwnego ogrodu i byliśmy oddaleni jakiś kawałek od lasu. To co przykuło moją uwagę to to że dookoła było dość ciemno. Nie nadeszła jeszcze noc ale zdecydowanie był już wieczór. Temperatura również wydawała mi się o wiele niższa niż na Grimmauld Place. Wciągnąłem do płuc zimne powietrze przytulając do piersi Nundu. Kiedy zbliżałem się do imponującego budynku czułem na ramionach gęsią skórkę.

A więc plan jest następujący : jestem uprzejmy i grzeczny wobec Voldemorta ale nie służalczy. Tak bardzo chciałbym zachować moją godność chociaż w kawałkach. Och proszę Alex. Idziesz do niego żeby go prosić o to żeby móc zostać jego sługą. Twoja godność dawno wyszła.

Pchnąłem ciężkie, kute drzwi wchodząc do ciemnego korytarza. Nie za bardzo wiedziałem gdzie mam się udać. Wzruszyłem ramionami wspinając się po schodach na górę. No i co dalej? Wyjąłem broszkę mając nadzieję że mi pomoże. Faktycznie, kiedy położyłem biżuterię na dłoni nietoperz ustawił się w kierunku dwuskrzydłowych drzwi. Poczułem jak ciężki kamień opada na dno mojego żołądka. Całe szczęście że nic nie jadłem. Przez chwilę stałem w miejscu głęboko oddychając. W końcu szybkim krokiem podszedłem do wejścia i zdecydowanym ruchem otworzyłem drzwi. To było jak odklejenie plastra.

Znalazłem się w bibliotece. Ogromnej, pachnącej drewnem i starym papierem. To było miasto a nie jedna z dużych komnat. Przez chwilę poczułem się bezpiecznie tak jakbym znowu był w Hogwarcie. Ale nie pozwoliłem sobie na chwilę nieuwagi. Rozejrzałem się dookoła ale Voldemorta ani widu ani słychu. Merlinie, dlaczego nie mógł siedzieć sobie na tronie i czekać przez ten tydzień jak na Mistrza Zła przystało? A teraz ja muszę latać po jakimś zamczysku wołając : "Hop hop czy znajdę tutaj może miłościwie nam panującego Mrocznego Lorda? Nie? W takim razie zapytam jeszcze pod siódemką ale jakby gdzieś ci mignął to dzwoń."

- Szukasz kogoś?
- JEZUSIE SŁODKI! - krzyknąłem odwracając się gwałtownie w stronę głosu. Przy małym stoliku siedział mężczyzna w czarnej szacie do kostek. Miał ciemno brązowe włosy w odcieniu swoich tęczówek. Nie widziałem go wcześniej. Obserwował mnie spod rzęs z małym uśmieszkiem.

- Sorry. Przestraszyłem się. - powiedziałem speszony próbując nie zwracać uwagi na to że zaraz serce wyskoczy mi z piersi. Nie widziałem go wcześniej. Ale muszę przyznać że całkiem niezłe z niego ciacho. Czarodziej lekko się uśmiechnął ale wyglądało to dość sztucznie. Jakby zbyt często tego nie robił. Mógłby w końcu przestać się na mnie gapić.

- A więc może widziałeś gdzieś eee... Czarnego Pana? No wiesz. Blady, bez nosa. Raczej rozpoznawalny.

Czarodziej nie wyglądał na rozbawionego. Wręcz przeciwnie. Był jak na mój gust strasznie sztywny. Chyba gorzej nawet od Snape'a.

- Nie widziałem nikogo takiego. W całym dworze jesteśmy tylko my dwaj.

Spojrzałem na mężczyznę zdziwiony.
- Na prawdę? A ty co tutaj robisz?

Brązowowłosy podniósł do góry sporą książkę ze skórzaną okładką.
- Czytam. W bibliotece nie można robić zbyt wielu rzeczy.

Nie odpowiedziałem. Koleś wydawał się być nudnawy. Podszedłem do półki z pożółkłymi woluminami. Chyba i tak będę musiał poczekać na Voldemorta więc przynajmniej coś sobie poczytam. Powinienem chyba odrobić parę zadań domowych bo nie mam zamiaru siedzieć we wrześniu na szlabanach.

Westchnąłem zastanawiając się czy jakakolwiek książka stąd oprócz kucharskich posiada aktualne informacje które uzna nauczyciel. Z zaklęć muszę wypisać jakie są i na czym polegają sposoby na zwiększenia mocy klątwy. Oczywiście brzmiało to ciekawie ale ja nie miałem ochoty robić czegokolwiek. W końcu znalazłem jakąś postrzępioną księgę o dźwięcznym tytule "Ewolucja inkantacji na przestrzeni wieków." Brzmi świetnie, jasne. Otworzyłem na pierwszej stronie. Rok wydania? Tysiąc siedemset dwudziesty trzeci. Przez chwilę stałem w miejscu zastanawiając się czy wcisnąć Flitwickowi bajeczkę o tym że przez zabawę zmieniaczem czasu znalazłem się w osiemnastym wieku, ale bardzo mi zależało na odrobieniu pracy domowej i tak jakoś wylądowałem na epoce kamienia łupanego jeżeli chodzi o zaklęcia.

Westchnąłem rzucając książkę z łoskotem na stół. No trudno, muszę korzystać z tego co mam. Usiadłem naprzeciwko mężczyzny czując się jak pęknięty balon. Tylko marnuję mój czas. Wyjąłem pergamin i długopis. Nie rozumiem dlaczego czarodzieje nie przerzucą się na wygodny długopis tylko z uporem maniaka noszą kałamarze i sądzą kleksy na pół strony. Kliknąłem narzędziem pisarskim czując się jakbym posiadał latający samochód. Na górze kartki napisałem tytuł pracy ale to by było na tyle. Otworzyłem książkę ale nagle uzmysłowiłem sobie że rozumiem co piąte słowo. Nie wspominając o naukowych terminach które już w ogóle były dla mnie czarną magią. Haha rozumiecie co nie. Czarną magią.

Zabawne.

Prychnąłem pod nosem ale zaraz potem ze zrezygnowaniem zamknąłem opasły tom odchylając się na krześle do tyłu. Czarodziej wlepił we mnie swoje ślepia przez co zacząłem się go trochę bać. Chyba normalni ludzie nie wpatrują się w ciebie bez słowa.

- Co? - zapytałem przewracając oczami.
- Używasz tego? - zapytał ze zdziwieniem brunet patrząc na długopis jak na niezwykłe zjawisko. Zmarszczyłem brwi.
Czy wszyscy są gotowi na dialog z czystokrwistym dupkiem? Na miejsca... Gotowi...

- To się nazywa długopis. Długopis. Rozumiesz. Długo pisze w przeciwieństwie do tych puszystych ustrojstw zwanych piórami. To znaczy wiesz. Doceniam to że mogę nim połaskotać Malfoy'a na transmutacji a on nie może mnie zabić ale na dłuższą metę nie jest praktyczny.

Mężczyzna zamrugał. Wzruszyłem ramionami nie oczekując odpowiedzi.
- Piszesz wypracowanie o zaklęciach?
- Taa. Ale nie sądzę żebym znalazł tutaj coś na temat. Nawet nie rozumiem co tutaj jest napisane. - powiedziałem rzucając nieznajomemu szybkie spojrzenie. Czarodziej zauważył to ale nie skomentował.

- Jeżeli chcesz mogę ci coś podpowiedzieć.

Uśmiechnąłem się z wdzięcznością.
- Byłoby super.

- A więc najbardziej rozpowszechnionym sposobem jest oczywiście magia niewerbalna. Kiedy twoja moc przepływa przez różdżkę możesz ją bardzo łatwo nakierować ale jej stężenie zdecydowanie słabnie. Zupełnie inaczej jest kiedy magia wypływa bezpośrednio z ciebie. Wtedy jest czystą esencją. Drugą możliwością jest na przykład kombinacja z rdzeniem różdżki. Możesz go skrócić albo wydłużyć przez co reakcja może być szybsza niż normalnie albo zaklęcia z konkretnej dziedziny mogą zostać osłabione lub wzmocnione. Wiele zależy od tego z czego posiadasz rdzeń. Oczywiście każdy jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Słyszałem również że na przykład azjatyccy czarodzieje byli na tyle zdeterminowani żeby powiększyć swoją moc że łączyli rdzeń bezpośrednio ze swoją ręką. Wszywali do środka. Nie wiem czy mnie rozumiesz.

Mężczyzna mówił bardzo konkretnie i wszystko co przekazywał miało wiele sensu. To było ciekawe. Myślę że byłby idealnym nauczycielem obrony. Skinąłem głową.

- Tak. To na prawdę imponujące. Ile ludzie mogą poświęcić dla zwiększenia swojej mocy...

Mężczyzna uśmiechnął się chłodno. Przeczesał wolno włosy patrząc przed siebie.

- Zmierzam do tego że mimo wszystko bardzo mało ludzi się na to decydowało. Widzisz, jeżeli zostałbyś pozbawiony ręki wtedy nie mógłbyś już czarować ani różdżką ani w żaden inny sposób. Zostałaby ci jedynie magia umysłu i latanie na miotle. Nie mówię że miotła to zła broń ale nie można się nią obronić skutecznie przed czymś co nie jest pająkiem albo niepozamiataną podłogą.

O rany czy typ na moich oczach zażartował? Aż się uśmiechnąłem z grzeczności. Mimo tego że jego charakter i poczucie humoru wyglądało gorzej niż Malfoy na kacu nie mogłem zaprzeczyć że posiadał niebywałą wiedzę.

Przechyliłem głowę przyglądając się czarodziejowi.
- Kim ty właściwie jesteś? Wątpię żeby Czarny Pan pozwolił komukolwiek przebywać w jego posiadłości podczas jego nieobecności.

Mężczyzna zaśmiał się głośno ale zaraz się uspokoił jakby się zawstydził swojego ludzkiego odruchu. Spojrzał na mnie surowo stukając palcami o blat stołu. Poczułem się delikatnie mówiąc nieswojo.

- Alexander, Alexander. Miło było mieć chociaż przez chwilę tak wiernego słuchacza. Niestety, gdybyś od początku naszej rozmowy wiedział kim jestem nie byłoby to takie przyjemne. A więc z jaką sprawą do mnie przychodzisz?

Przez dłuższą chwilę analizowałem słowa mężczyzny nie mogąc uwierzyć w to co mówi.
- Nie no bez jaj. Przecież ty nie masz nosa. - powiedziałem w końcu mając wrażenie że ktoś się tutaj ze mnie nabija. Czarodziej z zaangażowaniem przyglądał się swoim paznokciom.

- Alexander czy ty wiesz dziecko że za taką zniewagę powiedzmy ze strony Lucjusza mógłbym go zabić? A teraz pomyśl ile znaczysz dla mnie ty a ile on. Ile poświęciłeś ty a ile on. Zastanowiłeś się już?

Okej, myślę że to przestało być zabawne. Mimo wszystko z tyłu głowy słyszałem cichy głosik który narzekał że będąc nieświadomym z kim mam do czynienia nie obraziłem mężczyzny albo coś w tym stylu. Przecież nie wiedziałem że to on tak? To nie byłaby moja wina. Taka okazja!

- No dobra... W takim razie udowodnij że jesteś Czarnym Panem. W końcu jeżeli byś nim nie był a posłuchałbym cię musisz przyznać że to nie skończyłoby się dla mnie... dobrze.

Mężczyzna prychnął kląc pod nosem. Wstał prostując szatę.
- Na prawdę moi słudzy stają się coraz bardziej wymagający...

Po chwili usłyszałem przerażający syk po czym z półki nad sufitem wypełzł wielgachny wąż który mógłby połknąć taczkę i betoniarkę na raz. Zachłysnąłem się powietrzem na widok tego czegoś. Słodki Merlinie dlaczego ja muszę być skazany na jakieś głupie potwory? Szybko chwyciłem Nundu który słodko spał na krześle owinięty w moją chustę. Dobrze że niczego nie usłyszał. Przytuliłem go patrząc wściekłym wzrokiem na tego palanta. Jeszcze mi dziecko przestraszy. Gad otarł się o moje kostki a kiedy zobaczyłem jego żółte ślepia poczułem że krew krzepnie mi w żyłach.

Czarodziej pokręcił głową na widok mojej oburzonej miny. Syknął przeciągle i wąż leniwie wypełzł z pomieszczenia.
Wypuściłem głośno powietrze wachlując się dłonią.

- Okej. Nie mam już żadnych wątpliwości.

Riddle uśmiechnął się cwaniacko szybkim krokiem podchodząc do mnie. Był wyższy o jakieś pięć centymetrów.
- Czy teraz będę mógł się dowiedzieć dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać?

Podniosłem wzrok na Voldemorta czując się coraz bardziej przerażonym. Spokojnie Alex. Zrób to szybko i będzie po bólu.

- Przyszedłem ponieważ zdecydowałem że chcę ci służyć.
- ...Panie.
- Tak.
- Powiedz to zdanie w całości Alex.

Przełknąłem ślinę czując straszny ból w klatce piersiowej. Merlinie, co ja wyprawiam.

- Chcę ci służyć Panie. - wyszeptałam patrząc w ścianę za Voldemortem. Jak ja cię nienawidzę. Obiecuję że zrobię wszystko żeby cię zniszczyć.

###
Misiaczki tak się cieszę że udało mi się zdobyć bilet na Yungblud że nawet wybaczę wam brak gwiazdek no bo komentarze się pojawiły. Morale mi wzrosły.

Może ktoś z was też się wybiera?
Ps. Ruszę tyłek jeszcze na Palaye Royale, SWMRS i Royal Republic, ktoś coś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro