Rozdział 30
Nagle przestałem czuć zapach dymu papierosowego i uderzyłem głową o jakąś belkę na uroczym ganeczku.
- Kurwa mać! - krzyknąłem, łapiąc się za poszkodowaną część mojej rozkosznej osoby. Poczułem pod dłonią lodowaty śnieg. Dopiero co wyleciałem z klubu w którym było zdecydowanie ponad dwadzieścia stopni, więc pomyślałem, że to cud, że nie doznałem szoku termicznego. Myślę, że nawet trochę wytrzeźwiałem ale dragi dalej się panoszyły w moim organiźmie. Zaśmiałem się, czując się idiotycznie. Chciałem podeprzeć się drugą ręką żeby wstać, jednak... RĘKI NIE BYŁO. NIE BYŁO KURWA.
- O W MORDĘ! - krzyknąłem, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Spokojnie. Pewnie to po prostu faza po dragach. Westchnąłem. Co za paranoja. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi i zobaczyłem smugę światła. Zamrugałem.
- Kto... Alex?! Merlinie Alex, co ty tutaj robisz?! - krzyknęła przerażona czarownica, łapiąc się za fartuch. Skrzywiłem się, będąc świadomym tego, że waliło ode mnie jak z gorzelni.
- To długa historia pani Weasley, ale wydaje mi się, że zgubiłem gdzieś rękę.
Przez chwilę nastała cisza.
- Tam jest! - krzyknęła kobieta, schylając się po "coś" kawałek za mną. Ja w międzyczasie się wyrzygałem.
- Mamo, co tutaj robi Alex? - zapytała Ginny, widząc że chwilowo nie jestem w stanie jej odpowiedzieć.
- Sama chciałabym wiedzieć! Weź proszę rękę kochanie, a ja pomogę mu wstać, dobrze?
Jakoś w końcu podniosłem się do pionu i szczerze mówiąc byłem z siebie dumny. Myślałem, że będzie gorzej bo obraz przede mną kręcił się naprawdę szybko. Dzięki mojemu bystremu umysłowi trafiłem do wejścia i jakoś przeturlałem się na zieloną kanapę. Złapałem się za serce, widząc przerażone miny Hermiony, Harry'ego, Rona i bliźniaków. Po chwili za nimi pojawił się również Bill i Charlie.
- Kondycja mi spadła. Nie mogę tyle pić. - powiedziałem, uśmiechając się niewinnie.
- Alex, nic ci nie jest? - zapytał podejrzliwie Harry, bacznie mnie obserwując.
- My już wiemy...
- ...co to za choroba. - powiedzieli bliźniacy, śmiejąc się pod nosem. Nagle substancje psychoaktywne dały o sobie znać. Hermiona szła w moją stronę ze szklanką wody, ale w moim odczuciu śmiesznie kiwała się na boki, a włosy stanęły jej dęba. Zaśmiałem się, kładąc się na meblu.
- Alex, jesteś niemożliwy. - mruknęła, podając mi naczynie. Oczywiście po drodze do mojej osoby połowa napoju gdzieś zniknęła, ale w końcu napiłem się... chociaż w środku było coś jeszcze. Nagle stałem się cholernie senny.
- Nie martw się. Zaraz będziesz miał swoją rękę z powrotem.
- Poczułem się jak Pan Rączka z "Rodziny
Adamsów". - szepnąłem, zamykając oczy. Wiedziałem, że Hermiona rozumie o co mi chodzi, bo była z mugolskiej rodziny. Pomyślałem, że Parker i Emily muszą mieć teraz niezłą rozkminę na temat tego gdzie to ja im prysnąłem. Po chwili zasnąłem.
--------
- ... bachor mnie wykończy nerwowo, Molly. Nie jestem w stanie pojąć jak możesz wychować tyle rudych potworów i wciąż nie być po kilku próbach samobójczych.
Pierwszym co dotarło do mojej pękającej na milion kawałków głowy był wściekły głos Snape'a. Nie do końca pamiętałem co takiego zmalowałem, jednak byłem pewien, że byłem na imprezie a to dużo tłumaczy. Przełknąłem ślinę, mając nadzieję, że dalej wyglądam jak śpiący aniołeczek.
- O, czyżby mój kochany synuś już nie spał? Jak zdrówko, królewiczu?
Momentalnie otworzyłem oczy, zastanawiając się czy jednak nie trafiłem do wariatkowa. Snape patrzył na mnie ekhm niepokojąco a Pani Weasley zdecydowanie współczująco. Połączyłem te dwa obrazy i cóż, wynik był jeden. Z westchnięciem podniosłem się i nalałem sobie wody. Czułem na sobie wzrok Mistrz Eliksirów i miałem ochotę powiedzieć żeby się odwalił.
- Czyżby kogoś tutaj suszyło? A co się takiego stało? - zapytał Snape z kpiną, świetnie się bawiąc. Chociaż myślę, że to nie zabawa, a szczera gadka. Odwróciłem się znudzony.
- Stał się kac. - powiedziałem, przewracając oczami. No hej, przecież byłem tylko na imprezie! Pewnie po prostu się naćpałem i coś odwaliłem. Pytanie brzmi : co? W dodatku nie miałem pojęcia jak trafiłem do Nory. Przecież gdyby już Snape zeskrobał mojego trupa ze ściany, to poszedłby z nim do Snape Manor żeby mnie posklejać.
Po chwili doszedłem do wniosku, że pewnie Severusek sam wpadł na to, że byłem pod wpływem czegoś mocniejszego od cydru więc dlatego jest zły. Przetarłem oczy, czując się naprawdę koszmarnie. Przeciągnąłem się jak gdyby nigdy nic i nagle...
- O żesz w mordę! - krzyknąłem, czując ciągnący się ból w ramieniu. Snape westchnął.
- A co, myślałeś że rozszczepienie zagoi się w godzinę? Gdybyś zastanowił się dwa razy...
- Czekaj, co?! Jakie rozszczepienie?
Właśnie w tym momencie do pomieszczenia weszła Hermiona z Harry'm i Ronem.
- Jak się czujesz? - zapytała dziewczyna oglądając moją rękę. Napiąłem "mięśnie", szerząc się. Gryfoni zaśmiali się ale tylko przez sekundę, bo Snape z wyczuciem zabił ich wzrokiem.
- Umieram z bólu. Myślę, że będę potrzebował opieki jakiejś uroczej pielęgniareczki.
- Debora się o ciebie pytała. - mruknęła gryfonka, klepiąc mnie po plecach. Już chciałem dalej ciągnąć tą nieprzyzwoitą gadkę, ale przerwał nam Mistrz Eliksirów.
- Alex, wytłumacz mi proszę dlaczego się do cholery jasnej aportowałeś? Mogłeś zginąć!
Wszyscy zamilkli, patrząc na mnie z lekkim strachem.
- Eee... że ja się apo...
I nagle wszystko sobie przypomniałem!
- Ej, faktycznie. - mruknąłem, drapiąc się po głowie. - Nigdy bym nie pomyślał, że mi się uda!
Snape zakrył twarz dłońmi, wyglądając na prawdę smutno. Co ja takiego powiedziałem?
- Alexandrze Blake Snape, to że jesteś zdolny to jedno, a to że trzeba używać mózgu do myślenia to drugie. W ogóle nie rozumiem po co to zrobiłeś? - dodał już spokojnie nauczyciel. Wzruszyłem ramionami.
- Po alkoholu ma się różne głupie pomysły.
"Po alkoholu, jasne, ha!"
- Czy ktoś cię widział, kochanie? - zapytała Pani Weasley, myjąc naczynia. Tak, jakieś dwieście spitych nastolatków.
- Eee... no myślę że z dwie, trzy osoby. Ale wszyscy byli pijani więc o tym zapomną, albo nikt im nie uwierzy. Albo sami stwierdzą że chyba im się przewidziało.
- Mugole zazwyczaj tak uważają kiedy zobaczą magię. Myślę, że nie będzie z tego grubszej afery. - powiedział Snape, wstając. - Dziękujemy za gościnę pani Weasley, ale na nas już czas.
- Cześć Alex!
- Cześć. - rzuciłem, znikając w kominku.
Całe szczęście że nikt nie rozpętał dramy. Musiałbym się gęsto tłumaczyć.
- Alex, Alex co ja z tobą mam. - mruknął Mistrz Eliksirów, idąc w stronę laboratorium. - Proponuję żebyś zdecydował czy zabierasz stąd jakieś rzeczy do Hogwartu, bo za godzinę będziemy musieli wrócić z powrotem.
- Okej. - powiedziałem, odwracając się na pięcie. Od jutra normalnie zaczynają się lekcje, więc do szkoły przyjedzie Debora. Długo nie widziałem tej wrednej żaby. Uśmiechnąłem się na myśl o dziewczynie. Jutro przybędzie nam kolejnego ślizgona.
-------
- Nie wyobrażasz sobie jak piękne perfumy widziałem, przepraszam, czułem we Francji! To był istny raj...
Ścisnąłem nasadę nosa, czując jak moja czaszka zaczyna pulsować od gadaniny pewnego osobnika.
- ...ja po prostu nie wiem jak mógłbym opisać coś tak nieziemskiego!
- Więc tego nie rób! Zaraz łeb mi pęknie na pół, przysięgam!
Malfoy spojrzał na mnie urażony, a Blaise obserwował nas z wrednym uśmieszkiem. Blondyn w końcu spróbował wyglądać groźnie, ale w odpowiedzi pstryknąłem go w nos, więc tylko czekałem aż zacznie się na mnie wydzierać. Kiedy otworzył usta Dumbledore wstał i zaczął tradycyjną gadkę, więc ślizgon mógł tylko pogrozić mi pięścią i zgrzytać zębami. Gdybym mógł przybiłbym sam sobie piątkę.
Odwróciłem się w stronę dyrektora w samą porę, bo właśnie McGonagall dzierżąc w dłoni Kapelusz Który Cię Udupi, podeszła do krzesła na którym to młody czarodziej miał się wygodnie usadowić. Uśmiechnąłem się pod nosem, będąc świadkiem tego jedynego momentu w historii, kiedy to Debora Forge była niepewna swojego losu. Och naprawdę, to jak miód na moje serce.
- Patrzcie państwo, mała ślizgonka zaraz znajdzie się w naszym czarującym gronie. - powiedział Nott, wzdychając z zadowoleniem. Przybrałem szczwany uśmieszek, tylko czekając aż ta słodka laleczka znajdzie się ze mną sama na dwudziestu metrach kwadratowych. Och taaak, pokażę jej pewne ślizgońskie pomieszczenie, które gościło...
- Hufflepuff!
- CO?! TO NIEMOŻLIWE! - krzyknąłem, wstając. Moje machanie rękoma nic nie wskórało. Debora wysłała mi całuska, po czym zadowolona usiadła przy stole puchonów. Spojrzałem na Malfoy'a, który wzruszył ramionami. Blaise wyglądał na równie zszokowanego co ja.
- Ta pieprzona czapka bierze łapówki. - stwierdziłem, siadając obrażony. To nie tak miało być! No cholera! Wszystkie plany poszły w łeb.
- Nie martw się. Do twarzy jej w żółtym. - powiedział Draco, obejmując mnie ramieniem. Prychnąłem, dziubiąc widelcem sałatkę. Jakim cudem to zło wcielone trafiło do Hufflepuffu? Jako zemstę doradzała mi bezkompromisowe morderstwo.
Kiedy wychodziłem z Wielkiej Sali, złapałem spojrzeniem Forge, która właśnie szła w moją stronę. Złapała mnie za rękę z uśmiechem.
- Szkoda, że nie widziałeś swojej miny. - powiedziała, chichocząc. Przewróciłem oczami, wzdychając.
- Bardzo śmieszne. Jeszcze zobaczysz, że będziesz płakać za mną i żałować, że nie umarłaś zamiast trafić tam gdzie ja.
Odchrząknąłem, czując że to co powiedziałem było zbyt romantyczne nawet jak na McLagen'a.
- Parvati na Merlina, to najbardziej tragiczna para jaką widziałam! Spójrz jak brutalnie rozłączeni! Ślizgon i puchonka, to gorzej niż Romeo i Julia!
Rzuciłem dwóm dziewczynom spojrzenie mrożące krew w żyłach.
- Możecie mi wierzyć, że jest tragiczniej o tyle, że sam potrafię przyrządzić całkiem smaczną truciznę.
Debora wytrzeszczyła się, patrząc na mnie z oburzeniem. O nie, szykuje się ochrzan.
- Hej, nie wiem czy pamiętasz, ale ja również umiem ugotować parę szkodliwych zupek, Panie Zdolny. Ah, rozumiem. Kobieta nie może nawet podstawowej trucizny sobie dla relaksu skleić, tak? No jaaasne...
- Bardzo mnie cieszy, że posiada Pani różne przydatne umiejętności ale tak się składa, że stoicie w przejściu. - powiedział Snape swoim profesjonalnym tonem, więc szybko wycofaliśmy się z naszą dyskusją za drzwi.
- Najbardziej zależało mi na tym fragmencie o śmierci. - powiedziałem grobowym tonem. - Nigdy nie wątpiłem, że będziesz umiała stworzyć coś ponad program. W końcu kobiety gotują.
Czarownica wyglądała na śmiertelnie oburzoną, co podkreśliła waląc mnie po głowie podręcznikiem od Historii Magii. Jak babcie kocham, był gruby jak jasny gwint.
- Ała! O co ci chodzi do chol...
- BEZCZELNY! KOBIETY DO GARÓW, TAK?! JESZCZE ZOBACZYMY, TY NĘDZNY...
- Nie o to mi chodziło, uspokój się!
- USPOKÓJ SIĘ, TAK?! SAM SIE USPOKÓJ, JA JESTEM SPOKOJNA!
Wyciągnąłem różdżkę czując, że nie podołam przebrnięciu przez cały ochrzan.
- Silencio. Debora kochanie, rozboli cię gardło. Nie chcę żeby taka zdolna czarownica cierpiała. Finite.
Puchonka prychnęła, odrzucając włosy do tyłu. No i po problemie! Możecie mi szczerze pogratulować, moje zdolności dyplomatyczne są legendarne!
- I tak masz przechlapane. Widzimy się na zaklęciach, głąbie. - odparła z zadziornym uśmiechem, idąc w stronę klasy. Z korytarza wybiegli moi kochani ślizgoni, niosąc szklankę wody i defibrylator.
- Jesteś cały? - zapytał Blaise, oglądając mnie z każdej strony. Malfoy zmierzył mi temperaturę i ciśnienie.
- Będzie żył. - podsumował, zapisując coś na kartce. Jeszcze raz spojrzał na mnie krytycznie, dodając notatkę.
- Eee... Czy coś się stało?
Draco przewrócił oczami mlaskając.
- Chłopie, właśnie napadła cię własna kobieta! Czy może być coś niebezpieczniejszego? Tylko kumple ci uwierzą! A tak to dziewczyna zawsze jest niewinna i delikatna. Nie tym razem!
- Przybiegliśmy ci z pomocą najszybciej jak mogliśmy. Dobrze, że zdążyliśmy na czas. - powiedział Nott z ulgą. Spojrzałem na chłopaków z kpiną. Czy oni naprawdę sądzą, że nie poradzę sobie z jedną, malutką puchonką? Bez przesady!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro