Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

- Więc mówisz, że czułeś się zahipnotyzowany?

Rany, dlaczego nie wystarczy powiedzieć czegoś jeden raz?

- Nie.

Snape gwałtownie obrócił się w moją stronę. W ręku trzymał książkę z grubą skórzaną okładką.

- Jak to nie? Przez ostatnie dwie godziny mówiłeś, że tak.

Uśmiechnąłem się ślizgońsko.

- Żarcik. Tak, czułem się zahipnotyzowany. Mam napisać to na kartce i powiesić na lodówce?

Mistrz Eliksirów wyglądał na skonsternowanego.

- Co to lodówka?

Moja mina z kulturalnie zainteresowanej zrobiła się koszmarnie znudzona.

- To taka skrzynka do której wlewasz płyn do prania i ubrania same się piorą.

Wiem, że to nieładnie, ale wkręcanie Snape'a powinno zostać dyscypliną sportową. Zainteresowany zmarszczył brwi.

- Dziwna nazwa. Czy widziałeś może jakieś konkretne obrazy podczas obserwowania cholernego smoka?

- Podczas obserwowania cholernego smoka zazwyczaj nie, ale w przypadku tego również nic.

Snape ścisnął nos, patrząc w sufit. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie.

- Nie wiem dlaczego nie jesteś jeszcze kupką popiołu, względnie odżywką dla smoczych łusek. Nie potrafię tego wyjaśnić.

Wzruszyłem ramionami, obserwując jedną z dziwnych książek. Miała zwykłą, szarą okładkę, ale czułem że jest w niej coś niezwykłego. Tak strasznie chciałbym poczuć jej teksturę i...

- Alex. Słuchasz mnie? - zapytał nauczyciel, stając na przeciwko mnie. Spojrzałem na czarodzieja nieprzytomnym wzrokiem.

- Jasne.

- Idź już, zaraz będzie obiad. Później porozmawiamy.

Już sięgnąłem do klamki, kiedy przypomniałem sobie o czymś bardzo ważnym.

- Mógłbyś mi napisać zgodę na wyjście do Hogsmeade? Proooszeee...

Snape uśmiechnął się chytrze. Fakt, jako ślizgon nie powinienem prosić, tylko wyłożyć twarde fakty.

- Zastanowię się. - odparł, na pewno knując już coś w swojej ślizgońskiej czaszce. - Ale dzisiejsze ploteczki ze smokiem dużo ci nie pomogły.

- Dobra, dobra. Dzięki! - rzuciłem, szybko wychodząc z kwater nauczyciela. Chryste, dlaczego w lochach musi być tak strasznie ciemno? Nagle usłyszałem jak korytarzem ktoś idzie. Ale kto w Hogwarcie oprócz Moody'ego chodzi o lasce? Faktycznie, nauczyciel obrony skradał się. Nieznosiłem typa, więc miałem nadzieję, że zbiera się do zrobienia czegoś niezgodnego z prawem na przykład. No czemu nie?

Miałem na myśli hodowanie druzgotek na zbyt małej przestrzeni. Ale nie TO.

Nauczyciel wszedł do małego pomieszczenia, nie większego od składzika na miotły. Na szczęście znalazłem u Snape'a taką fajową książkę. No wiecie, leciutko nielegalne zaklęcia i "sto łatwych sposobów na szlamę w galarecie".

Rzuciłem urok, dzięki któremu drzwi stawały się jak ze szkła. Widziałem wszystko co działo się po drugiej stronie. Auror warzył eliksir wielosokowy. Widziałem jakich składników używał i cóż... dlaczego nie mógł po prostu poprosić Snape'a o gotowy... no albo chociaż dyrektora? W sumie może i nie byłoby w tym niczego niepokojącego, gdyby nie to, że czarodziej od razu dodał czyjś włos. Poczułem, że przechodzi mnie dreszcz niepokoju. Za kogo chciał się przebrać? Może już od jakiegoś czasu stawał się kimś innym?

Nauczyciel przelał eliksir do dużej butli i po chwili namysłu sam wziął łyk. Zrobił to tak, jakby brał syrop na kaszel. Wiecie co było najlepsze? Eliksir był totalnie
roz - dup - czo - ny.

Szalonooki był dalej sobą. Równie brzydki co wczoraj.

Wzruszyłem ramionami, w sumie nie wiedząc co jest grane. Byłem cholernie pewny, że był to eliksir wielosokowy. Na milion procent. Przecież żeby zostać aurorem trzeba być niezłym w te klocki. Z drugiej strony, czarodziej nie wyglądał jakby poszło coś nie tak.

A co jeżeli Moody nie chciał żeby ktoś zauważył jak coś pije? Może chciał zmienić się dopiero za jakiś czas... Zażywanie czegokolwiek mogłoby być podejrzane. Eliksir, który ujawni się dopiero po jakimś czasie...

Chociaż nigdy nie słyszałem od Snape'a, żeby ktoś w rzeczywistości tak zrobił. Nauczyciel posprzątał stanowisko i zaczął iść w stronę drzwi. Szybko wycofałem się udając, że wcale nie sterczałem tutaj od dziesięciu minut.
Szedłem w stronę wyjścia z lochów, kiedy nasz czarnoksiężnik mnie zauważył.

- Dlaczego nie jesteś w Wielkiej Sali, smarkaczu? Nie masz się gdzie szwendać?

Skrzywiłem się, mając ochotę ukręcić komuś łeb. Już miałem powiedzieć coś niezwykle miłego, kiedy z za Moody'ego wyłonił się Karkarow. Abrakadabra!

Dyrektor Durmstrangu od samego początku wydawał mi się strasznie cieniasowaty w porównaniu ze swoimi uczniami. No chyba że się tylko tak zgrywał, nie wiem.

- Coś się stało, profesorze Moody? - zapytał Igor, przekrzywiając głowę niczym wielki sęp. Głębia jego wymuszonej grzeczności była po prostu wyśmienita. Alastor uśmiechnął się do niego z wyższością.

- Rozmawiam ze Snape'm, nie z tobą.

- Bardzo się cieszę, że już skończyliście. Alex, chodź ze mną na chwilę. - odparł Bułgar, powoli odchodząc. Moody, cały czerwony na twarzy, nie zdołał mnie powstrzymać przed udaniem się za czarodziejem.

- Aurorzy już nie mają co robić, więc wtykają nochale w nie swoje sprawy. - mruknął Karkarow, kierując się w stronę Wielkiej Sali. Szedłem za nim dość szybko, bo Pan Zdrajca Śmierciojadów miał cholernie długie nogi. Serio, nie chciałem z nim gadać. Nie mamy wiele wspólnych tematów do obgdania oprócz : "Hej młody, jak byłeś mały to Sever dawał ci do rysowania szlaczki w kształcie Mrocznego Znaku?" albo "Snape opowiadał ci jak w '64 spaliliśmy pewną mugolską wioskę? Świetna zabawa!"

Doskonale wiem że Ten Typ i mój tatulek to dawne ziomki, ale było minęło.
"Wujku Ignacy, czy jeżeli śmierciożercy zrobią z twojej czaszki miskę na cukierki, to będę mógł wziąć ten przeklęty medalion? Proooszeee..."
Alexandrze Snape, przestań w tej chwili!

Przed Wielką Salą lekko zwolniłem i wszedłem dopiero po chwili, żeby nie było, że gadałem z tym przygłupem. Mimo wszystko parę osób coś zaczęło mruczeć na mój temat, nie koniecznie pozytywnie. 
Zdążyłem nałożyć sobie soczyściutki stekuś, kiedy pewien bałwan zniszczył tak wspaniałą chwilę.

- Hej Alexis, masz pojęcie co się stało?

- Nie mam.

- Pięć minut temu Dumbledore ogłosił, że w tym roku odbędzie się bal Bożonarodzeniowy!

Mój rozkoszny stekuś utknął mi gdzieś między krtanią a przełykiem. Blondyn mocno trzasnął mnie w plecy, świetnie się bawiąc.

- J - jak to bal? Będziemy tańczyć?!

Malfoy energicznie potrząchnął głową. Nie mogłem zrozumieć dlaczego chłopak był tak bardzo zadowolony.

- Jasne, że tak! Na tym polega bal, półgłówku.

Powiedział cholerny mózg operacji.

- Ale ja nie umiem tańczyć. - odparłem bardzo cicho, udając że wcale nie byłem bliski przedwczesnemu zawałowi. Draco uniósł brwi, uśmiechając się chytrze.

- Luźne majty. Nauczymy cię tak, że podepczesz każdego sflaczałego gryfka.

No to mi ulżyło jak cholera.
Zdążyłem chwilę podumać nad tym jak śmiesznie będę wyglądał tańcząc. Snape pląsający jak jakiś głupi puchon w lakierkach. Nagle poczułem jak ktoś pociągnął mnie za rękaw. Energicznie odwróciłem się do natręta.

- Prawie sobie wybiłem oko widelcem, Potter.

Kiedy czarodziej usłyszał swoje nazwisko naburmuszył się śmiesznie, na co przewróciłem oczami. Już i tak był kolcem w boku moich kochanych ślizgonów.

- Czego chcesz, Potter? Jeżeli... - zaczął Malfoy, wciskając swoją czuprynę między nas. Popchnąłem go delikatnie, wstając. Bez słowa wyszliśmy z Wielkiej Sali, jak zwykle odprowadzani zaciekawionymi spojrzeniami. Na korytarzu weszliśmy między dwie grube zasłony, ale dla bezpieczeństwa rzuciłem zaklęcie wyciszające. Potter był czymś zajebiście podniecony.

- No więc? Co się stało?

Gryfon wbił we mnie poważne spojrzenie wściekle zielonych oczu. Takich jak moje. Dobrze, że używałem kolorowych soczewek bo gdybym był niższy o głowę, ktoś mógłby nas pomylić. Ah przepraszam, przecież nie mam na czole znaku "uwaga, jestem pod prądem!"
Moje rozmyślania przerwał stanowczy głos Potter'a.

- Za godzinę spotykamy się z Syriuszem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro