Rozdział 13
Obudziłem się z mega kacem. Z kacem mordercą. Kacem pogromcą.
Otworzyłem leniwie jedno oko. Malfoy rzucił we mnie poduszką, ale ja odczułem to jakbym oberwał tonowym kawałkiem skały. Sapnąłem. Usłyszałem wredny rechot blondaska, ale nie miałem siły się zemścić. Prawie znowu zasnąłem, ale powstrzymał mnie Nott.
- Na wielkiego Merlina! Jest po dziewiątej! - krzyknął chłopak, szukając skarpetki.
- Jezusku, Snape mnie zatłuuuucze. - zawyłem, przewracając się na drugi bok. Malfoy spojrzał na mnie współczująco, sięgając po lusterko.
- Wszyscy jesteśmy skończeni. No nie, wyglądam jak gnijąca panna młoda.
- Co? Ale to mugolski film.
Ślizgon się naburmuszył, chwytając grzebień.
- Lubię kino i co?
Wzruszyłem ramionami. No nie wiem, twój tatulek jest śmierciożercą...
O godzinie dziesiątej biegliśmy na eliksiry. Czwórka rozbebeszonych ślizgonów bez śniadania. Z kacem. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Nott...
- Co Malfoy?
- Dlaczego nosisz krawat gryffindoru?
Wszyscy nagle stanęliśmy, patrząc na ubiór kolegi. Faktycznie, chłopak nosił czerwono złoty krawat jak byk.
- Co... racja. - powiedział ślizgon, machając niedbale ręką. - Było ciemno, ale serio myślałem, że Sally nie miała problemu z ubraniem... no co? Gryfonki to największe kocice. - powiedział nastolatek, złączając palce w serduszko. Malfoy skrzywił się skrzywił.
- Lepiej to schowaj, jeżeli nie chcesz dostać dożywotniego szlabanu od Snape'a. - odparłem, chichocząc. Czarodziej skinął głową, idąc za moją radą. Wbiegliśmy do klasy, spóźnieni cztery minuty. Teo bez krawata. Snape zmierzył nas groźnym spojrzeniem.
- Zostaniecie po lekcji. - powiedział złowrogo, przechadzając się między ławkami. Ziewnąłem kładąc kociołek na blat. Za każdym razem kiedy Mistrz Eliksirów przechodził obok mnie, myślałem że zaraz na ławce osadzi się szron.
Siedziałem obok Hermiony, która była zawsze całkowicie skupiona na pracy. Lubiłem ją, nawet bardzo, ale wydawała mi się trochę nudnawa. Nie mogłem z nią omówić tajnych planów i zapytać o radę, bo zaraz poleciałaby na skargę do McGonagall, która poszłaby do Snape'a, który ukręciłby mi łeb. Ale szanowałem ją za upór i inteligencję. Była też opiekuńcza i nieustępliwa jeżeli chodziło o Harry'ego i Rona.
Myśląc sobie o różnych głupotach nie zauważyłem, że nie obrałem owoców Krzewu Syberyjskiego. Wrzuciłem je beztrosko, gdy nagle mój eliksir zrobił się dziwnie żółty. I zaczął bulgotać. Ups.
Podniosłem różdżkę żeby wyczyścić kociołek, ale w tym momencie mikstura wybuchła. Zastygłem, będąc od stóp do głów żółtym. Na szczęście Hermiona zawsze szybko myśli i jednym machnięciem różdżki usunęła ze mnie eliksir. Głośno wypuściłem powietrze, zerkając na czarownicę z nerwowym uśmiechem.
- Dzięki. - szepnąłem.
- Nie ma sprawy.
Usłyszałem szelest szat. Snape chwilę nade mną powisiał, dodając grozy.
- Czy biegnąc na lekcje zgubiłeś gdzieś po drodze mózg? Może zamieniłeś się z Potter'em na jego? Chociaż nie, to niemożliwe bo takowego nie posiada.
Gryfon nie zareagował słysząc obelgę. Jednak cała klasa wytężyła słuch, bo nigdy Nietoperzysko na mnie publicznie nie wsiadało. Oprócz wczorajszego incydentu z Moodym. Przewróciłem oczami.
- Nie sądzę.
- Nie sądzisz?
- Tak właśnie.
Mistrz Eliksirów chyba był oburzony. Nie wiem, bo w skupieniu zacząłem od nowa warzyć eliksir.
- Masz szlaban.
Wzruszyłem ramionami. Mam wrażenie że robię to tak często przy tym człowieku, że dorobię się mięśni ramion. Wkurzały mnie jego ironiczne docinki, które do niczego nie prowadziły. Starałem się odpowiadać mu równie kąśliwie, ale nie byłem nawet w połowie tak dobry.
- Doskonale. - odparłem z krzywym uśmieszkiem. Snape odszedł powiewając szatą, co nie zrobiło na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Po morderczej lekcji Mistrz Eliksirów wygłosił naszej czwórce długą i męczącą tyradę na temat spóźniania się. Nie pytał czy piliśmy.
- Alexander, zostań. - powiedział, kiedy pozwolił reszcie wyjść. Kiedy zostaliśmy sami nauczyciel przez dłuższą chwilę mi się przyglądał. Patrzyłem na słój z zamarynowanymi flakami, nie chcąc żeby "przypadkiem" użył na mnie legilimencji. - Źle się czujesz?
To pytanie wyrwało mnie z zadumy. Nie tego się spodziewałem.
- Nie. - burknąłem pod nosem.
- W takim razie dlaczego byłeś taki roztargniony?
Spojrzałem na mężczyznę znudzony.
- To się nazywa Zespół Dnia Wczorajszego, profesorze. - odparłem, masując skronie. Czarodziej zmrużył oczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że piłeś?
Zaklaskałem. Co jak co, ale we wkurzaniu dorosłych to jestem po prostu najlepszy!
- Dokładnie tak! Dziesięć punktów dla Slytherinu!
- Bardzo zabawne, smarkaczu. - warknął czarodziej, pochylając się w moją stronę. - Doskonale wiesz dlaczego nie powinieneś tego robić, więc nie będę wyliczał.
W skupieniu i z wielkiem zaangażowaniem słuchałem nauczyciela. Oczywiście.
- Teraz nie mam czasu z tobą na ten temat rozmawiać, ale masz przyjść do mnie o dziewiętnastej i wtedy sobie będziesz mógł podyskutować.
Miałem ochotę walić głową w ławkę. Świetnie, kolejny wieczór zmarnowany na szorowanie garów!
- To wszystko?
- Tak.
Chwyciłem torbę i już po chwili (po głośnym trzaśnięciu drzwiami od klasy), szedłem korytarzem. Ale miałem ochotę zapalić, Jezusku. Jednak zaraz mieli zjawić się uczniowie z innych szkół, a dwóch z nich będzie startowało w Turnieju Trójmagicznym. Mimo wszystko chciałem ich zobaczyć.
Na kolacji wokół wszystkich stołów słychać było rozmowy na temat Turnieju. Chciało mi się już nim rzygać dalej niż widziałem. Znudzony dziubałem widelcem zimne ziemniaki. Nie byłem głodny. Snape przez cały czas się gapił, jakby miał nadzieję, że jego wzrok może spalić mnie na popiół. Naiwny. Po jakimś czasie w końcu Dumbledore wstał.
- Moi drodzy, jak już zapewne wszyscy wiecie, w tym roku odbędzie się Turniej Trójmagiczny... dzisiaj przyjechali uczniowie z dwóch wspaniałych szkół magii i czarodziejstwa. Będą oni rywalizować między sobą w Turnieju. Chciałbym przedstawić wam urocze damy z Beauxbatons!
Nadstawiłem uszu. To podobno świetne laski. Po chwili do Wielkiej Sali weszły uśmiechnięte dziewczyny w błękitnych strojach. Faktycznie, były urocze, trzeba przyznać. Była wraz z nimi ich dyrektorka, która nie wyglądała zbyt... no cóż. W każdym razie ja nie gustuję w dziewczynach o wzroście ponad dwóch i pół metra, jak nie lepiej.
Następnie weszło stado chłopów z Durmstrangu. Nie powiem, że nie chciałbym mieć takiej klaty... Co dziewczyny widzą w tych kretynach?
- Czy to prawda, że Karkarow jest śmierciożercą? - szepnął jakiś drugoroczny do kolegi z odstającymi uszami. Ten energiczne pokiwal głową.
- No jasne, że tak! Tata mówi, że naprawdę nieźle się wywinął zostając dyrektorem Durmstrangu.
Wytrzeszczyłem się, słysząc takie nowinki. Faktycznie. Czarodziej który przywitał się z Dumbledor'em po chwili skinął głową Snape'owi i nawet usiadł obok niego! Szturchnąłem łokciem Malfoy'a.
- To prawda, że Karkarow jest śmierciożercą?
Draco roztargniony odwrócił się do mnie.
- Oczywiście. Przebiegły drań nieźle się ustatkował, co nie?
Pokiwałem głową obserwując mężczyznę.
Po kolacji napisałem głupi esej na zielarstwo, który w połowie przepisałem od Nott'a. On ściągnął od Zabiniego, który dostał gotową pracę od jakiejś słodkiej puchonki. Następnie powlokłem się do Snape'a. Po drodze spotkałem Potter'a. No to mój drogi ojczulek na pewno będzie w świetnym humorze. Gryfon uśmiechnął się do mnie nie szczerze.
- Jak tam, brachu? Szlaban z tym Tłustowłosym Dupkiem?
Chłopak pokiwał głową.
- Tak. Bo za głośno oddychałem. - odparł, opierając się o ścianę. - Uprzedzam, że nie jest w humorze.
Prychnąłem. A to ci nowina!
- Nie liczyłem na cokolwiek innego. Czy ty wiesz, że Karkarow jest śmierciożercą?
Potter drgnął, słysząc pytanie. W sumie to może nie powinienem był mu tego mówić...
- Nie, no coś ty. Skąd wiesz?
Uśmiechnąłem się przebiegle. Cóż za niewinny gryfiaczek!
- Jestem w Slytherinie, kochany.
Gryfon zaśmiał się.
- Tak, racja. Lepiej idź, bo się spóźnisz.
- Strzeż Merlinie. Cześć!
Pobiegłem do kwater tatulka nucąc pod nosem "Highway to hell". Wszedłem do środka, znając hasło. Jednak zdzwiłem się widząc w środku ojca z tym podejrzanym typem - Karkarowem. Mężczyzna przyjrzał mi się z ciekawością. Snape odchrząknął.
- Poznaj mojego syna, Alexandra.
- Eee... dzień dobry.
- Witaj, chłopcze. - czarodziej odwrócił się do Mistrza Eliksirów. - Nie miałem pojęcia o tym, że masz jakiegokolwiek potomka.
- Ja do niedawna również. Przyjdź jutro. Muszę z nim porozmawiać... I jakbyś mógł nie rozpowiadać wszystkim o tym fakcie... to dość delikatna sprawa.
- Ależ oczywiście. Do jutra Severusie.
Kiedy mężczyzna wyszedł, Snape wskazał mi swój gabinet. Usiedliśmy na przeciwko siebie. Miałem wrażenie, że mężczyzna może mnie przejrzeć na wylot.
- Chciałbym żebyś wytłumaczył mi co się z tobą dzieje. Nauczyciele ciągle na ciebie narzekają, palisz papierosy i pijesz alkohol. Notorycznie się spóźniasz i wagarujesz, a twoje oceny są coraz gorsze. Co się dzieje?
Przecież wie jakim jestem typem nastolatka, więc dlaczego nagle oczekuje że magicznie się zmienię?
- Nigdy nie zależało mi na ocenach, a to że uczę się tutaj a nie w mugolskiej szkole niczego nie zmieniło. Nawet jeżeli jesteś nauczycielem.
- Jestem nauczycielem i twoim ojcem, dlatego chcę się dowiedzieć dlaczego jesteś tak uparty. Tutaj chodzi tylko o ciebie i twoją przyszłość. Powinno cię to najbardziej obchodzić.
Przewróciłem oczami. Rany, jaki on jest uparty! Normalnie drugie wcielenie Matki Teresy!
- Ale nie obchodzi.
Czarodziej chyba miał ochotę zgrzytać zębami.
- Skoro tak... jeżeli nie, to może wolisz żebym użył legilimencji?
Skrzywiłem się. Podczas nauki tej jakże przydatnej dziedziny magii Snape widział różne momenty z mojego życia, których nie chciałem mu pokazywać. Nienawidziłem jak to robił. Chociaż z drugiej strony, było to całkiem wygodne. Snape i tak jeżel by chciał, to by się dowiedział. Nie wykluczam gorszych sposobów od legilimencji...
Czarodziej przyglądał mi się w skupieniu.
- No dobra, ale to ja pokażę ci konkretne obrazy. Jeżeli zaczniesz się panoszyć, to więcej się do ciebie nie odezwę.
Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.
- Nie kuś.
Prychnąłem.
- Legilimens!
Poczułem obecność Snape'a w umyśle. Okropne uczucie. Po chwili skupiłem się na konkretnych obrazach. Pokazałem Moody'ego, szepczących uczniów za moimi plecami, te wszystkie oczywiste sprawy w czarodziejskim świecie których nie rozumiałem... w końcu wyrzuciłem mężczyznę z umysłu.
- To nie wszystko. - powiedziałem lodowatym głosem. - Opowiedz mi o swojej karierze śmierciożercy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro