Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Codzienność Gangu


Pov. Killer.

Biegłem do pokoju Pochylonej. Była już pora obiadowa, a my takowego jeszcze nie posiadaliśmy!

-Pochylona! - z ty okrzykiem na ustach wdarłem jej się do pokoju. Siedziała przy biurku i robiła coś z rękami, ale nie mogłem dojrzeć co.

-Czego?- od warknęła. Czyli jest zła...A kiedy ona jest wściekła to trzeba uważać. Zauważyłem też, że chyba znów ktoś ukradł jej bluzę. 

- Dziś twoja kolej na robienie obiadu- Tak naprawdę to nie była jej kolej. Pochylona gotowała fatalnie i dlatego "jej kolej" była tylko w tedy, kiedy już naprawdę nikomu się nie chciało.

Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi oraz niestety, ale mojej osoby również. Górowała nade mną. Była o głowę wyższa. Tak przy okazji to w zasadzie też najsilniejsza z Bad Guys. Chociaż....nie. Silniejszy od niej był tylko Nighmare i teoretycznie Error. Dlaczego teoretycznie? Otóż ta wariatka udaje przy nim słabszą. Wszyscy poza Errorem już to zauważyli.

- Coś jeszcze? - Spytała ponuro. Teraz zauważyłem,  że od nadgarstków prawie aż po łokcie miała bandaż, a w niektórych miejscach był splamiony krwią.

- Nie, ale co ci się stało w ręce? - spytałem niepewnie. W sumie to może ona Zawsze je nosiła? Nie wiem, bo zobaczenie jej bez bluzy to dla każdego wielkie wydarzenie.

- Niech cię to nie obchodzi kretynie- rzuciła krótko w moją stronę i pobiegła do kuchni. W tedy zauważyłem, że z roztargnienia zapomniała zamknąć pokoju na klucz tak jak ma w zwyczaju. Postanowiłem się wkraść i zobaczyć co takiego robiła przy biurku. Wszedłem i podszedłem do owego mebla. Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem zakrwawioną żyletkę i resztki bandaży. Może i powiedziałbym, że pewnie znęcała się nad kolejną swoją ofiarą gdyby nie opatrunki. Ona nikogo nie oszczędzała i nie opatrzyłaby. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Nighmara i Errora.

- Co ty tu robisz! - krzykną Error. Pewnie byli w drodze na obiad i mnie zauważyli. Obydwaj podeszli do mnie.

- Ja....No bo...-Nie potrafiłem się wysłowić. To aura Koszmara tak na mnie działa.

-Hm? - To był NM. Wyciągną mackę w moją stronę. Byłem pewien, że po mnie, ale tak się nie stało. Swoim dodatkowym ramieniem sięgną gdzieś za mnie i chwycił żyletkę.

-Znów to samo...Teraz jej trudniej to ukryć, bo zabrałem jej bluzę - Powiedział cicho Error.

-Nie pierdolcie już tylko chodźcie na obiad. Tak w ogóle to kto dziś gotował? - Szef spytał, a ja wolałem nie odpowiadać. - Rozumiem...Przygotujmy żołądki, których nie mamy, bo znając życie dostaniemy niestrawności.

Potem wszyscy w milczeniu przeszli do jadalni. Pochylona właśnie nakładała na talerze spagetti. Co ona w Papyrusa się bawi?! Eh...Może chociaż tego nie zepsuła. Reszta gangu już tam była i z niesmakiem patrzyła na danie, które zostało im podane. My również usiedliśmy, a zaraz potem Pochylona. Skosztowałem, a gdy tylko dziewczyna wyszła po picie całą grupa wyrzuciła jedzenie do portalu. Boże jakie to było nie dobre! Gdy wróciła spojrzała na nas, a potem cicho westchnęła. Postawiła sok z czarnej porzeczki na stole i zabrała się za własną porcję. Wzięła kęs do ust i prawie zwróciła. Czyli zdaje sobie sprawę, że nie gotuje najlepiej. Spojrzała na nas i otwarła portal i wywaliła.

-Nigdy więcej nie gotuję! - Powiedziała i szybko zapiła okrutny smak sokiem.

-NIKT NIE MA NIC PRZECIWKO! - Krzyknęliśmy chórem.  Dziewczyna posprzątała po "obiedzie", a my poszliśmy został tylko Nighmare i Error. Pokój miałem najbliżej właśnie kuchni, więc co nie co słyszałem. Ta dwójka zrobiła jej niezłą awanturę o jej pocięte przedramiona. Trochę mi jej żal.

Godzinę po obiedzie jak zwykle dostaliśmy zadania. Nasze jak to szef mówi "Misje".  Niszczymy podczas nich AU jeśli są mniejsze i słabsze, w tedy idziemy sami, ale jeśli jest ono większe i silniejsze...Napadamy grupą. Ja dziś dostałem BirdTale. Wygląda na to, że na kolacje będą skrzydełka. Ale coś było nie tak. AU się ostatnimi czasy wzmocniło się i mam je załatwić, a raczej miałem to zrobić z Pochyloną, ale ona jest zwolniona z dzisiejszych obowiąków....czyli podwójna robota...Dam radę....

Pov. Someone

-Coś się dzieje. Jest nie w porządku. Dusza mnie boli...Moje światy...KTOŚ JE NISZCZY!!! - Pośpiesznie odłożyłam książkę i przedostałam się do jednego z światów. To było to, które stworzyłam z Pochyloną...Podczas pisania RP...Zobaczyłam pełno geanatowych nitek. Znam ich właściciela i to aż za dobrze.

-ERROR!!! - Krzyknęłam. Byłam pełna bólu i cierpienia, a także nienawiści i gniewu. Chciałam go teraz zabić, ale wiedziałam, że nie mogę. Sprawiedliwiej będzie jeśli najpierw go wysłucham...

-Czego zabójco?! - Jak on mnie nazwał? Przecież ja nikogo nie zabiłam...A przynajmniej świadomie...

- Chciałam porozmawiać - Mimo woli w oczach miałam łzy. Co prawda zniszczył dopiero znikomą połać trawy i kilka drzew, ale ja darzyłam to wszystko taką miłością, że nie potrafiłam wytrzymać. Rozpłakałam się. - Dlaczego to robisz? Dlaczego nazwałeś mnie zabójcą?!

-Zabiłaś Pochyloną, a teraz przez ciebie się pocięła! - Co...To pierwsze to wiem, ale...Jak to prze ze mnie?

-Jak to prze ze mnie? Co ja jej zrobiłam? - Spytałam kompletnie już nic nie rozumiejąc.

- Powiedziała, że znalazłaś jakiś jej ważny dokument i teraz jest pewna, że jej nienawidzisz. Jest też na ciebie trochę zła za grzebanie w jej rzeczach. - Rozumiem...Faktycznie nie powinnam tego robić. Już chciałam mu to wyjaśnić, ale znów przeszyło mnie to dziwne uczucie. Jak przeszywa mnie na wskroś i opanowuje moje ciało. To był Gaster. 

-Nie wiem, czy wiesz, ale załatwiłem ci takie fajowie miecze. Dotknęłaś ich raz, a mi to wystarczyło do odbudowania ich materii, ale masz je tylko, gdy cię kontroluję. - Gaster zaczął do mnie mówić. Miecze...Miecze...Czy on skopiował miecze TE Pochylonej?! O nie...Gaster znów mnie kontrolował. Zawładną nad moim ciałem, ale nie umysłem...Dam radę, ale jeszcze nie teraz. Mimowolnie zaatakowałam Errora.

//////////////////

Oh, yeah! Będzie rozróba z multiversem! 

Mam wenę i pomysł jak nigdy, więc spodziewajcie się mnie już w krótce!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro