Codzienność Gangu
Pov. Killer.
Biegłem do pokoju Pochylonej. Była już pora obiadowa, a my takowego jeszcze nie posiadaliśmy!
-Pochylona! - z ty okrzykiem na ustach wdarłem jej się do pokoju. Siedziała przy biurku i robiła coś z rękami, ale nie mogłem dojrzeć co.
-Czego?- od warknęła. Czyli jest zła...A kiedy ona jest wściekła to trzeba uważać. Zauważyłem też, że chyba znów ktoś ukradł jej bluzę.
- Dziś twoja kolej na robienie obiadu- Tak naprawdę to nie była jej kolej. Pochylona gotowała fatalnie i dlatego "jej kolej" była tylko w tedy, kiedy już naprawdę nikomu się nie chciało.
Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi oraz niestety, ale mojej osoby również. Górowała nade mną. Była o głowę wyższa. Tak przy okazji to w zasadzie też najsilniejsza z Bad Guys. Chociaż....nie. Silniejszy od niej był tylko Nighmare i teoretycznie Error. Dlaczego teoretycznie? Otóż ta wariatka udaje przy nim słabszą. Wszyscy poza Errorem już to zauważyli.
- Coś jeszcze? - Spytała ponuro. Teraz zauważyłem, że od nadgarstków prawie aż po łokcie miała bandaż, a w niektórych miejscach był splamiony krwią.
- Nie, ale co ci się stało w ręce? - spytałem niepewnie. W sumie to może ona Zawsze je nosiła? Nie wiem, bo zobaczenie jej bez bluzy to dla każdego wielkie wydarzenie.
- Niech cię to nie obchodzi kretynie- rzuciła krótko w moją stronę i pobiegła do kuchni. W tedy zauważyłem, że z roztargnienia zapomniała zamknąć pokoju na klucz tak jak ma w zwyczaju. Postanowiłem się wkraść i zobaczyć co takiego robiła przy biurku. Wszedłem i podszedłem do owego mebla. Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem zakrwawioną żyletkę i resztki bandaży. Może i powiedziałbym, że pewnie znęcała się nad kolejną swoją ofiarą gdyby nie opatrunki. Ona nikogo nie oszczędzała i nie opatrzyłaby. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Nighmara i Errora.
- Co ty tu robisz! - krzykną Error. Pewnie byli w drodze na obiad i mnie zauważyli. Obydwaj podeszli do mnie.
- Ja....No bo...-Nie potrafiłem się wysłowić. To aura Koszmara tak na mnie działa.
-Hm? - To był NM. Wyciągną mackę w moją stronę. Byłem pewien, że po mnie, ale tak się nie stało. Swoim dodatkowym ramieniem sięgną gdzieś za mnie i chwycił żyletkę.
-Znów to samo...Teraz jej trudniej to ukryć, bo zabrałem jej bluzę - Powiedział cicho Error.
-Nie pierdolcie już tylko chodźcie na obiad. Tak w ogóle to kto dziś gotował? - Szef spytał, a ja wolałem nie odpowiadać. - Rozumiem...Przygotujmy żołądki, których nie mamy, bo znając życie dostaniemy niestrawności.
Potem wszyscy w milczeniu przeszli do jadalni. Pochylona właśnie nakładała na talerze spagetti. Co ona w Papyrusa się bawi?! Eh...Może chociaż tego nie zepsuła. Reszta gangu już tam była i z niesmakiem patrzyła na danie, które zostało im podane. My również usiedliśmy, a zaraz potem Pochylona. Skosztowałem, a gdy tylko dziewczyna wyszła po picie całą grupa wyrzuciła jedzenie do portalu. Boże jakie to było nie dobre! Gdy wróciła spojrzała na nas, a potem cicho westchnęła. Postawiła sok z czarnej porzeczki na stole i zabrała się za własną porcję. Wzięła kęs do ust i prawie zwróciła. Czyli zdaje sobie sprawę, że nie gotuje najlepiej. Spojrzała na nas i otwarła portal i wywaliła.
-Nigdy więcej nie gotuję! - Powiedziała i szybko zapiła okrutny smak sokiem.
-NIKT NIE MA NIC PRZECIWKO! - Krzyknęliśmy chórem. Dziewczyna posprzątała po "obiedzie", a my poszliśmy został tylko Nighmare i Error. Pokój miałem najbliżej właśnie kuchni, więc co nie co słyszałem. Ta dwójka zrobiła jej niezłą awanturę o jej pocięte przedramiona. Trochę mi jej żal.
Godzinę po obiedzie jak zwykle dostaliśmy zadania. Nasze jak to szef mówi "Misje". Niszczymy podczas nich AU jeśli są mniejsze i słabsze, w tedy idziemy sami, ale jeśli jest ono większe i silniejsze...Napadamy grupą. Ja dziś dostałem BirdTale. Wygląda na to, że na kolacje będą skrzydełka. Ale coś było nie tak. AU się ostatnimi czasy wzmocniło się i mam je załatwić, a raczej miałem to zrobić z Pochyloną, ale ona jest zwolniona z dzisiejszych obowiąków....czyli podwójna robota...Dam radę....
Pov. Someone
-Coś się dzieje. Jest nie w porządku. Dusza mnie boli...Moje światy...KTOŚ JE NISZCZY!!! - Pośpiesznie odłożyłam książkę i przedostałam się do jednego z światów. To było to, które stworzyłam z Pochyloną...Podczas pisania RP...Zobaczyłam pełno geanatowych nitek. Znam ich właściciela i to aż za dobrze.
-ERROR!!! - Krzyknęłam. Byłam pełna bólu i cierpienia, a także nienawiści i gniewu. Chciałam go teraz zabić, ale wiedziałam, że nie mogę. Sprawiedliwiej będzie jeśli najpierw go wysłucham...
-Czego zabójco?! - Jak on mnie nazwał? Przecież ja nikogo nie zabiłam...A przynajmniej świadomie...
- Chciałam porozmawiać - Mimo woli w oczach miałam łzy. Co prawda zniszczył dopiero znikomą połać trawy i kilka drzew, ale ja darzyłam to wszystko taką miłością, że nie potrafiłam wytrzymać. Rozpłakałam się. - Dlaczego to robisz? Dlaczego nazwałeś mnie zabójcą?!
-Zabiłaś Pochyloną, a teraz przez ciebie się pocięła! - Co...To pierwsze to wiem, ale...Jak to prze ze mnie?
-Jak to prze ze mnie? Co ja jej zrobiłam? - Spytałam kompletnie już nic nie rozumiejąc.
- Powiedziała, że znalazłaś jakiś jej ważny dokument i teraz jest pewna, że jej nienawidzisz. Jest też na ciebie trochę zła za grzebanie w jej rzeczach. - Rozumiem...Faktycznie nie powinnam tego robić. Już chciałam mu to wyjaśnić, ale znów przeszyło mnie to dziwne uczucie. Jak przeszywa mnie na wskroś i opanowuje moje ciało. To był Gaster.
-Nie wiem, czy wiesz, ale załatwiłem ci takie fajowie miecze. Dotknęłaś ich raz, a mi to wystarczyło do odbudowania ich materii, ale masz je tylko, gdy cię kontroluję. - Gaster zaczął do mnie mówić. Miecze...Miecze...Czy on skopiował miecze TE Pochylonej?! O nie...Gaster znów mnie kontrolował. Zawładną nad moim ciałem, ale nie umysłem...Dam radę, ale jeszcze nie teraz. Mimowolnie zaatakowałam Errora.
//////////////////
Oh, yeah! Będzie rozróba z multiversem!
Mam wenę i pomysł jak nigdy, więc spodziewajcie się mnie już w krótce!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro