Naprostujmy sprawy #2
Pov. Narrator
Pochylona leżała na hamaku z granatowych nici gdzieś w pustce zwaną Anty-Void. Przygotowywała się psychiczne na spotkanie z Outerem, który stanowił dla niej zagrożenie. Ponoć zaraz po tym jak się dowiedział o powrocie dziewczyny zaczął planować kolejne jej zabójstwo.
- Cześć dzieciaku. - rzuciła obojętnie Someone, która właśnie pojawiła się w pustce. - gotowa na starcie z Outerem?
- Bardziej gotowa nie będę - rzekła smutno Pochylona i podniosłą się do siadu. Spojrzała na przyjaciółkę i próbowała coś wyczytać z jej twarzy, lecz jej się to nie udało.
Zeskoczyła z hamaka i otworzyła średniej wielkości turkusowy portal, który lekko się glihował. Chciała przez niego przestąpić, lecz zatrzymała ją koścista ręka. Odwróciłą się w kierunku jej właścicielki z kamienną twarzą
- Na pewno nie iść z tobą? - Spytała Someone - Drugi raz nie damy rady namówić Life, a wiesz, że jestem lepsza w rokowaniach niż ty.
- Dam radę - warknęła ciemno włosa i weszła w głąb portalu, który o chwili się zamknął, a pojawił w domu Gwiezdnego Sansa i Papyrusa. Dziewczyna weszła odważnym krokiem. Czuła jak całą jej duszę i ciało wypełnia odwaga. Podeszła do śpiącego na kanapie starszego szkieleta i go obudziła. Ten, gdy tylko zorientował się kim jest przywołał zaostrzoną kość i przystawił ją do gardła Pochylonej tak jak kiedyś. Mrożące krew w żyłach wspomnienia napłynęły do dziewczyny. Wzdrygnęła, jednak szybko oprzytomniała i chwyciła Outera za tamtą rękę
- Uspokój się pustogłowy! Przyszłam w pokoju. Chcę z tobą porozmawiać i nic więcej. - Powiedziała na jednym wydechu piwno-oka i mocniej zacisnęła rękę na nadgarstku szkieleta. Pod naciskiem kości zaczęły chrupać. Jedna nawet się złamała, a Outer zawył z bólu.
- W pokoju?! I łamiesz mi kości?! - Krzyknął, a z jednego oczodołu wyciekła łza bólu. Pochylona natychmiast go puściła. Zrozumiała, że znów nie kontrolowała swojej siły i zrobiła komuś krzywdę. Odsunęła się od niego na kilka kroków.
- Tak. Przepraszam za to, ale trochę się denerwuję. - zrobiła przerywnik, bo cała odwaga zniknęła - Po prostu chciałam z tobą coś przedyskutować. A mianowicie to, żebyś zostawił mnie w spokoju.
- Nie mam mowy. - rzekł zmierzając do kuchni, gdzie znajdowała się apteczka i opatrzył rękę.
- Dlaczego? Wiesz, że żałuję, wiesz, że to przez nadmiar LoVe i tego nie kontrolowałam.
- Ale jednak dorowadziłaś się do tego stanu. Poza tym dziwnym trafem Bad Guys zawsze wszystko uchodzi na sucho, więc chcę się mścić na chodź jednym członku. Po prostu mi podpadłaś i ciebie obrałem za cel. - Szkielet nie patrzył na nią, bo nieudolnie próbował załoścyć bandaż na złamaną kość. Pochylona podeszła do niego i znów złapała jego rętę, ale delikatniej - Co ty robisz psychopatko?! - zaczął się wyrywać
- Przestań się wiercić - warknęła ciemnowłosa, a Outer chodź nie chętnie zrobił to. Towarzyska opatrzyła mu rękę i spojrzała na niego pustym wzrokiem- lepiej?
- Tak...Dzięki.
- Czyli jednak da się z tobą normalnie porozmawiać...
- Za mną tak, ale z tobą nie bardzo.
- Dobra, słuchaj Outer. I tak mam przewalone do końca życia, bo Nighmare chce mnie torturować, więc dajmi spokój chodź ty. Obiecuję, że spłacę wszelkie długi jakie kiedykolwiek miałam w twoim AU. Razem z odsetkami.
- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie 692 137 420 golda?
- Wiem - fuknęła Pochylona i wyciągnęła sporą sakiewkę - Na potwierdzenie mych słów masz tutaj 1 000 golda. Kiedyś doniosę resztę.
- Skąd tyle masz? - Spytał podejrzliwie- Pewnie ukradłaś!
- Otóż nie. To moje oszczędności z ostatnich kilku lat.
- Bo ci uwierzę...
- Nie powinno cię obchodzić skąd je mam. Po prostu je przyjmij. W razie czego, przecież to ja mam brudne ręce, nie ty.
- Ja mam połamane ręce. - powiedział definitywnie obrażony
- Ale też opatrzone. Dobra, ja spłacam długi, a ty mi odpuszczasz. To pa! - Uradowana dziewczyna, że poszło tak łatwo już otwarła portal i chciała uciec, lecz Outer na to nie pozwolił.
- Jest jeszcze jedna rzecz. Kiedy będzie trzeba, przyjdziesz i pomożesz w barze, albo u mnie w domu.
- Pojabao?
- Nie, ale jeśli się na zgodzisz, to nie dam ci spokoju. - Zadowolony z siebie spojrzał na nią i już wiedział, że wygrał to starcie.
- Dobra, zgadzam się. - rzuciła i już jej nie było. Pojawiła się za to w swoim pokoju, w Bad Guys.
Pov. Nighmare
Szukam Pochylonej od popołudnia, ale nie umiem jej znaleźć. Potrzebuję się wyżyć i najeść się złych emocji. Ale jej nie ma! Po raz setny wbiłem do jej pokoju i tym razem ją zastałem. Leżała na łóżku i czytała jakąś książkę i nawet nie spojrzała w moją stronę, gdy wszedłem! Podeszdłem i szarpnąłem ją ku sobie za frak, po czym wydarłem się
- Gdzie ty dzi*ko byłaś do ku*wy nędzy cały dzień?! - nie czekałem na odpowiedź. Postawiłem ją na ziemi, a ona poszła za mną ciemnym korytarzem prowadzącym do lochów. Była cicha i wyczułem, że odwaga, która zawsze ją wypełnia teraz zniknęła. Coś musiało się stać, a obecna sytuacja to pogorszyła. Wbrew pozorom martwiłem się o członków gangu, ale tego nie pokazywałem. Nie chciałem się zbytnio spoufalać.
Po chwili dotarliśmy do jednej z cel. Tam związałem jej ręce i postawiłem pod ścianą. Pochylcia nawet się nie stawiała, bo wiedziała, że to bez sensu. Po prostu się poddała, więc mogłem w spokoju ją katować. W dodatku ostatnim razem zauważyłem, że ma wysoki próg bólu i długo wytrzymuje cierpienia, więc mogłem się dłużej bawić. Tak, wiem, że jestem cholernym sadystą.
- Gotowa? Z resztą po co pytam. To i tak nie od ciebie zależne. - zaraz po tych słowach zaśmiałem się. Wiedząc, że dziewczyna ma słabe stawy nadgarstków, trochę je jej powykręcałem. Widziałem, jak bardzo ją boli, a kiedy tłumiła krzyki bólu, uderzałem ją w brzuch. Po jednym takim skuliła się i zaczęła płakać. Jak dobrze! Jej złe emocje były takie silne i sycące. NA ilość też nie narzekałem.
Kiedy skopałem ją tradycyjnym sposobem wziąłem nóż i podłożyłem jej pod gardło. Nie zamierzałam jej zabić, ale chodziło mi o strach. To była moja ulubiona przyprawa! Ostatecznie ostrze wbiłem jej w ramię, a ta zawyła z bólu. Dobrze, że zlikwidowali multiversalną policję, bo sąsiedzi pozwali by mnie o znęcanie się nad pracownikami. Chociaż czekaj...NIE mam sąsiadów! Zadowolony z siebie wróciłem do męczenia dziewczyny. Trwało dopóki nie zemdlała. Potem przeteleportowałem ją do jej pokoju i poszedłem do kuchni na kolację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro