Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Naprostujmy sprawy #2


Pov. Narrator

Pochylona leżała na hamaku z granatowych nici gdzieś w pustce zwaną Anty-Void. Przygotowywała się psychiczne na spotkanie z Outerem, który stanowił dla niej zagrożenie. Ponoć zaraz po tym jak się dowiedział o powrocie dziewczyny zaczął planować kolejne jej zabójstwo.

- Cześć dzieciaku. - rzuciła obojętnie Someone, która właśnie pojawiła się w pustce. - gotowa na starcie z Outerem?

- Bardziej gotowa nie będę - rzekła smutno Pochylona i podniosłą się do siadu. Spojrzała na przyjaciółkę i próbowała coś wyczytać z jej twarzy, lecz jej się to nie udało. 

Zeskoczyła z hamaka i otworzyła średniej wielkości turkusowy portal, który lekko się glihował. Chciała przez niego przestąpić, lecz zatrzymała ją koścista ręka. Odwróciłą się w kierunku jej właścicielki z kamienną twarzą

- Na pewno nie iść z tobą? - Spytała Someone - Drugi raz nie damy rady namówić Life, a wiesz, że jestem lepsza w rokowaniach niż ty.

- Dam radę - warknęła ciemno włosa i weszła w głąb portalu, który o chwili się zamknął, a pojawił w domu Gwiezdnego Sansa i Papyrusa. Dziewczyna weszła odważnym krokiem. Czuła jak całą jej duszę i ciało wypełnia odwaga. Podeszła do śpiącego na kanapie starszego szkieleta i go obudziła. Ten, gdy tylko zorientował się kim jest przywołał zaostrzoną kość i przystawił ją do gardła Pochylonej tak jak kiedyś. Mrożące krew w żyłach wspomnienia napłynęły do dziewczyny. Wzdrygnęła, jednak szybko oprzytomniała i chwyciła Outera za tamtą rękę

- Uspokój się pustogłowy! Przyszłam w pokoju. Chcę z tobą porozmawiać i nic więcej. - Powiedziała na jednym wydechu piwno-oka i mocniej zacisnęła rękę na nadgarstku szkieleta. Pod naciskiem kości zaczęły chrupać. Jedna nawet się złamała, a Outer zawył z bólu.

- W pokoju?! I łamiesz mi kości?! - Krzyknął, a z jednego oczodołu wyciekła łza bólu. Pochylona natychmiast go puściła. Zrozumiała, że znów nie kontrolowała swojej siły i zrobiła komuś krzywdę. Odsunęła się od niego na kilka kroków.

- Tak. Przepraszam za to, ale trochę się denerwuję. - zrobiła przerywnik, bo cała odwaga zniknęła - Po prostu chciałam z tobą coś przedyskutować. A mianowicie to, żebyś zostawił mnie w spokoju.

- Nie mam mowy. - rzekł zmierzając do kuchni, gdzie znajdowała się apteczka i opatrzył rękę.

- Dlaczego? Wiesz, że żałuję, wiesz, że to przez nadmiar LoVe i tego nie kontrolowałam.

- Ale jednak dorowadziłaś się do tego stanu. Poza tym dziwnym trafem Bad Guys zawsze wszystko uchodzi na sucho, więc chcę się mścić na chodź jednym członku. Po prostu mi podpadłaś i ciebie obrałem za cel. - Szkielet nie patrzył na nią, bo nieudolnie próbował załoścyć bandaż na złamaną kość. Pochylona podeszła do niego i znów złapała jego rętę, ale delikatniej - Co ty robisz psychopatko?! - zaczął się wyrywać

- Przestań się wiercić - warknęła ciemnowłosa, a Outer chodź nie chętnie zrobił to. Towarzyska opatrzyła mu rękę i spojrzała na niego pustym wzrokiem- lepiej?

- Tak...Dzięki. 

- Czyli jednak da się z tobą normalnie porozmawiać...

- Za mną tak, ale z tobą nie bardzo.

- Dobra, słuchaj Outer. I tak mam przewalone do końca życia, bo Nighmare chce mnie torturować, więc dajmi spokój chodź ty. Obiecuję, że spłacę wszelkie długi jakie kiedykolwiek miałam w twoim AU. Razem z odsetkami.

- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie 692 137 420 golda? 

- Wiem - fuknęła Pochylona i wyciągnęła sporą sakiewkę - Na potwierdzenie mych słów masz tutaj 1 000 golda. Kiedyś doniosę resztę. 

- Skąd tyle masz? - Spytał podejrzliwie- Pewnie ukradłaś!

- Otóż nie. To moje oszczędności z ostatnich kilku lat.

- Bo ci uwierzę...

- Nie powinno cię obchodzić skąd je mam. Po prostu je przyjmij. W razie czego, przecież to ja mam brudne ręce, nie ty.

- Ja mam połamane ręce. - powiedział definitywnie obrażony

- Ale też opatrzone. Dobra, ja spłacam długi, a ty mi odpuszczasz. To pa! - Uradowana dziewczyna, że poszło tak łatwo już otwarła portal i chciała uciec, lecz Outer na to nie pozwolił.

- Jest jeszcze jedna rzecz. Kiedy będzie trzeba, przyjdziesz i pomożesz w barze, albo u mnie w domu.

- Pojabao?

- Nie, ale jeśli się na zgodzisz, to nie dam ci spokoju. - Zadowolony z siebie spojrzał na nią i już wiedział, że wygrał to starcie.

- Dobra, zgadzam się. - rzuciła i już jej nie było. Pojawiła się za to w swoim pokoju, w Bad Guys.


Pov. Nighmare

Szukam Pochylonej od popołudnia, ale nie umiem jej znaleźć. Potrzebuję się wyżyć i najeść się złych emocji. Ale jej nie ma! Po raz setny wbiłem do jej pokoju i tym razem ją zastałem. Leżała na łóżku i czytała jakąś książkę i nawet nie spojrzała w moją stronę, gdy wszedłem! Podeszdłem i szarpnąłem ją ku sobie za frak, po czym wydarłem się

- Gdzie ty dzi*ko byłaś do ku*wy nędzy cały dzień?! - nie czekałem na odpowiedź. Postawiłem ją na ziemi, a ona poszła za mną ciemnym korytarzem prowadzącym do lochów. Była cicha i wyczułem, że odwaga, która zawsze ją wypełnia teraz zniknęła. Coś musiało się stać, a obecna sytuacja to pogorszyła. Wbrew pozorom martwiłem się o członków gangu, ale tego nie pokazywałem. Nie chciałem się zbytnio spoufalać.

Po chwili dotarliśmy do jednej z cel. Tam związałem jej ręce i postawiłem pod ścianą. Pochylcia nawet się nie stawiała, bo wiedziała, że to bez sensu. Po prostu się poddała, więc mogłem w spokoju ją katować. W dodatku ostatnim razem zauważyłem, że ma wysoki próg bólu i długo wytrzymuje cierpienia, więc mogłem się dłużej bawić. Tak, wiem, że jestem cholernym sadystą.

- Gotowa? Z resztą po co pytam. To i tak nie od ciebie zależne. - zaraz po tych słowach zaśmiałem się. Wiedząc, że dziewczyna ma słabe stawy nadgarstków, trochę je jej powykręcałem. Widziałem, jak bardzo ją boli, a kiedy tłumiła krzyki bólu, uderzałem ją w brzuch. Po jednym takim skuliła się i zaczęła płakać. Jak dobrze! Jej złe emocje były takie silne i sycące. NA ilość też nie narzekałem.

Kiedy skopałem ją tradycyjnym sposobem wziąłem nóż i podłożyłem jej pod gardło. Nie zamierzałam jej zabić, ale chodziło mi o strach. To była moja ulubiona przyprawa! Ostatecznie ostrze wbiłem jej w ramię, a ta zawyła z bólu. Dobrze, że zlikwidowali multiversalną policję, bo sąsiedzi pozwali by mnie o znęcanie się nad pracownikami. Chociaż czekaj...NIE mam sąsiadów! Zadowolony z siebie wróciłem do męczenia dziewczyny. Trwało dopóki nie zemdlała. Potem przeteleportowałem ją do jej pokoju i poszedłem do kuchni na kolację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro