Czy to koniec?
Pov. Pochylona
- Gdzie jest ta mała ku*wa ?! - Wiedziałam, że chodzi o mnie.
- Tutaj. - Wstałam i stanęłam naprzeciw niego i spojrzałam mu prosto w oczodoły, jednocześnie starając się zachować postawę nie zdradzającą jak bardzo się boję.
- Zdajesz sobie sprawę, że nas wszystkich pozabijałaś?! Ty wiesz co nawyczyniałaś?! - Krzyczał po mnie jak zawsze. Niby się przyzwyczaiłam, ale teraz to bolało. Zacisnęłam mocno zęby i spojrzałam na niego, jednak nie potrafiłam spojrzeć w jego oczodoły.
- Wiem...Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę i wiem, że chcesz mnie zabić. Tak będzie lepiej. Już więcej nie przeszkodzę i nikogo nie skrzywdzę. W Multiversie zapanuje porządek. Zabij mnie. Zrób to. - Skłoniłam głowę gotowa na cios. Byłam pewna, że to zrobi i się nie myliłam. kątem oka zobaczyłam czarną mackę, która pełźnie w moją stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem. O dziewo byłam gotowa na śmierć i chciałam jej jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy dodatkowe ramię było już bardzo blisko mnie postanowiłam wypowiedzieć swoje ostatnie już słowa. - Dziękuję Night, przepraszam was wszystkich. Do widzenia.
Poczułam mackę na sobie, ale ona zamiast mnie przebić objęła mnie i podniosła trochę do góry. Spojrzałam na księcia koszmarów i zrozumiałam, że chce pomęczyć swoją ofiarę przed śmiercią. Nie miałam nic przeciw, a nawet jakby...nie miałam nic do gadania. Po prostu milczałam czekając na śmierć. Nie zniosłabym życia ze świadomością, że ich wszystkich zabiłm. To było by zbyt okrutne. Tak naprawdę mordując mnie Night okazuje mi łąskę nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Wolała mu tego nie mówić, bo jeszcze by tego nie zrobił chcąc patrzeć jak cierpię i męczę się na tym świecie.
- Głupia jesteś. I to bardzo. Jednak...Cała banda zdążyła się do ciebie poniekąd przywiązać. Ja też. Nie zabiję cię, ale muszę zawiesić twoje członkostwo w Bad Guys. - Gdy wypowiedział ostatnie zdanie zamroziło mi krew w żyłach, ale rozumiałam jego decyzję - Wiesz...Mimo wszystko potrzebujemy czasu, żeby oswoić się z informacją, że nas zabiłaś. Wiemy dlaczego to robiłaś i dlatego nie jesteśmy tak do końca źli na ciebie. Wiemy też, ze cały Vers cię teraz nienawidzi i mimo wszystko postanowiliśmy, że będziemy ci trochę pomagać. nie jkoś bardzo, ale troszkę tak.
- Night...Ja jestem niebezpieczna. Zabij mnie. - Powiedziałam pustym głosem i w Voidzie pojawiła się Someone, ktora postanowiła się przyglądać temu wszystkiemu z boku.
Po dłuższej rozmowie z szefem doszliśmy do kompromisu. On mnie dotkliwie zranił, ale nie zabił. Mi to wystarczyło. Cała krwawiłam i byłam pełna siniaków. Szef odłożył mnie na ziemię i podeszła do mnie Someone, która po chwili wymierzyła mi soczystego plaskacza. Aż mi głowa na bok się przechyliła. Spojrzałam za nią.
- Nie wiem za co, ale na pewno sobie zasłużyłam. - wyszeptałam i złapałam za bolący policzek
- To było za to, że bawiłaś się w Charę. - Nie miałam jej tego za złe. Spojrzałam na nią ze smutkiem i wyszeptałam ciche przeprosiny. Ona spojrzała na mnie i kontynuowała mowę - Ale pomogę ci to wszystko przezwyciężyć.
- Dziękuję - To były moje pierwsze tak szczere podziękowania. Wyżądziąłm światu tyle złego, a mimo to dalej są ludze...znaczy szkielety, które dalej brną w to ze mną. Przytuliłam ją mocno.
- Odklej się. Jesteś cała w krwi i zbrukasz moje dotychczas krwią nieskalane odzienie! - To było trochę nie miłe, no ale mówi się trudno. Puściłam ją, ale od tyłu poczułam dotyk. To Error mnie przytulił. On zaczął się przez to glihować, a ja zasrygłam w bez ruchu.
- Zacięci jacyś są. Nieźle się dobrali. - Rzucił z rozbawieniem Ink.
- Lepsze to niż Ink x Nighmare (znalazłam taki ship. On jest zły...) - Odparła znudzona tą szopką Ktoś. Natomiast Atrament i Koszmar zwrócili swoje śniadania.
Jednak coś musiało zakłócić Voidowy spokój. Pamiętacie "Neutral Saness" ? Przyteleportowali się do Anty-Voidu i ich przywódca znany jako Outer podszedł z zaostrzoną kością, zdecydowanym i pewnym krokiem do Pochylonej. Podłożył jej kość po gardło.
- Widzę, że już cię ubijają! To dobrze. Ja dobiję. Stwierdziliśmy, że nie będziemy tolerować obecności mordercy w Multiversie! Szczerze...widok zakrwawionej ciebie jest Sansastyczny! - Outer mówił, a morderczyni słuchała. Po czole spływał jej krwawy pot, z ust też leciały strużki śliny i krwi, a serce biło bardzo szybko.
- Nie zabijaj jej. - Powiedział sucho Error i wszystko im wytłumaczył. Neutralni spojrzeli nanie zdziwieni, ale Outera rozgniewało to jeszcze bardziej.
- Nie interesuje mnie to! Powinna nauczyć się to kontrolować! - Już bardzo rozgniewany wbił mi kość w szyję rozcinając tętnicę.
Zrobiło mi się nie dobrze, a ból rozszedł się po całym ciele. Czułam jak ogarnianie ciemność, pustka i ból, który nie ma granic. Padłam na ziemię i zamknęłam oczy, żeby łatwiej było mi znieść cierpienie. W pewnym momencie wszystko się urwało. To był koniec. Ciemność i pustka pochłonęła mnie do końca. mówiłam się w proch, a dusza mi pękła.
Pov. Narrator
Znów tylko proch i czarna bluza. Większość osób tam zebranych widziała to po raz już drugi. Jednak wiedzieli, że już nie powstanie jak ostatnio. Po resecie postaci musiałaby odczekać 3 lata, a to nie nastąpiło. To był jej oficjalny koniec.
W pierwotnej wersji miałam przeżyć, ale przelałam swoje marzenia na opowiaśc i jestem martwa! UwU
P.S. Rozdział pisany w szkole
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro