Kapustka/Griezmann part II
- Antoine...ja...chyba straciłem szyję.
Blondyn zaśmiał się na moje słowa, machając pędzlem.
Posłał mi rozbawione spojrzenie, które po chwili na powrót stało się skupione i poważne.
- Po prostu trochę ci zdrętwiała, ale spokojnie, już kończę.
Zwilżyłem usta i na powrót spojrzałem w punkt, w który ten kazał mi patrzeć.
Wiklinowy fotel uwierał moje nagie pośladki, a paproć fantazyjnie ustawiona na stosie książek nieprzyjemnie łaskotała w ramię.
Nie miałem dokładnie pojęcia, ile czasu spędziłem na pozowaniu, ale sądząc po bólu kręgów i blasku latarń za oknem, czasu upłynęło dość sporo.
- I voila! - klasnął w ubrudzone farbą dłonie, uśmiechając się szeroko - Mój piękny, polski chłopiec.
Ziewnął i przeciągnął się, wstając i odstawiając dzieło na bok, do wyschnięcia.
- Tak dawno nie malowałem akwarelą.
Podniosłem się z fotela i mocno wyciągnąłem, przez co kilka kości chrupnęło, wskakując na odpowiednie miejsce.
Wciągnąłem bokserki wraz z dżinsami, podchodząc do mężczyzny podziwiającego obraz.
Usta Antoine nadal tkwiły w delikatnym uśmiechu, podczas gdy jego oczy dokładnie analizowały smugi farby na płótnie.
Ponownie się zarumieniłem, z resztą jak za każdym razem, gdy ten mnie malował.
Nadal nie mogłem uwierzyć, jak taki artysta jak on, ma muzę w kimś takim jak ja.
- Jest...na prawdę, niesamowicie piękny.
- W dodatku stoi tuż obok - zerknął na mnie, uśmiechając się lekko.
- Ale...ja...miałem na myśli...
Nie było dane mi skończyć, bo mężczyzna uciszył mnie pocałunkiem.
Dotknął moich policzków, brudząc je farbą. Z przejęciem oddawałem każdy z całusów, palce wplatając w jego jasne blond włosy.
Antoine przeprosił mnie na chwilę a ja zdezorientowanym wzrokiem odprowadziłem go w stronę kuchni.
Zdziwiony poszedłem za nim a ten, dzierżąc w dłoni nóż, klął w swoim ojczystym języku, starając się rozciąć to coś, co jeszcze jakiś czas temu było gipsem na jego nodze.
- Nie, zostaw - zatrzymałem jego dłonie i odebrałem narzędzie - Musisz iść do szpitala, tam powinni ci to zdjąć. Fachowo, profesjonalnie...
- Parler putain!* - rozerwał nadciętą część dłońmi i przerwał ją na pół, ukazując chudą stopę z kilkunastoma szwami i siniakami.
Przestraszyłem się, poczułem też, że zbladłem. Myślałem, że coś sobie stłukł albo wybił, a nie, że pod brudnym opatrunkiem będzie tyle szwów i krwi.
- Antoine, co się stało?
- Chiens stupides* - mruknął, wstając z trudem - Pieprzone psy!
Spojrzałem na niego z dołu, nie wierząc, że dowiaduję się o nim takich faktów - Miałeś incydent z policją?
- Nie - schował nóż do szafki - Dosłownie chodzi o psy. Fakt, owczarki policyjne, ale i tak mowa o tych zapchlonych kundlach.
Wstałem prędko i już miałem zacząć zadawać pytania, lecz ten skutecznie mnie uciszył.
- I nie mam zamiaru o tym opowiadać, nie ma z resztą o czym rozmawiać - nachylił się nad zlewem i zmył z dłoni farbę - Sprawa jest zamknięta.
Ton głosu, jakim wypowiedział te słowa, na dobre zamknął moje usta.
Mężczyzna opuścił kuchnię i zostawił mnie samego, stojącego z nogami niby wmurowanymi w ziemię.
Starałem się to wszystko poukładać, przeanalizować, lecz nie mogłem, nie byłem w stanie.
Wszystko działo się zbyt szybko, mój mózg nie dawał rady pracować na tak wysokich obrotach, tego było za wiele.
Antoine wrócił po chwili i przycisnął mnie do blatu, całując brutalnie. To nie były te słodkie, pełne pasji, francuskie pocałunki, którymi raczył mnie w ostatnich tygodniach. Te nie zasługiwały nawet na miano pocałunków. Po prostu atakował moje usta, używając do tego zarówno zębów jak i języka. Nadal nie mógł stać prosto, a gdy kładł nacisk na poturbowaną nogę, krzywił się i syczał z bólu.
- Powinieneś się położyć i odpocząć, nadal nie jest wskazane byś ją przeciążał.
Zmartwiony patrzyłem w jego oczy, które zdawały się ciemnieć z każdą sekundą.
- Wiesz co tak na prawdę powinienem teraz robić? - oparł się dłońmi o blat, tak że te były po obu stronach mojego ciała. Pokręciłem przecząco głową, z trudem przełykając ślinę. Czy bałem się osoby, która nagle wyrosła przede mną? A czy wyjdę na mięczaka, jeżeli powiem, że gęsia skórka na moich ramionach nie była spowodowana zimnem?
- Powinienem cię pieprzyć, tam, w moim łóżku.
Od momentu gdy wypowiedział te słowa, straciłem poczucie czegokolwiek. Nie wiedziałem ile czasu minęło gdy zaciągnął mnie do sypialni, po ilu minutach pozbył ubrań najpierw mnie a później siebie, ile musiało minąć, by oznaczył pocałunkami każdy skrawek mojej skóry.
Nie bawił się w żadne czułości, wziął mnie po prostu takiego, jakim byłem.
Po jakimś czasie, nie byłem pewien, czy minęło czterdzieści minut czy dwie godziny, ten od tak wstał i ubrał się, narzucając kurtkę i wciągając buty.
Z trudem przesunąłem wzrok z ciemnego sufitu na jego skrytą w mroku postać.
- Dokąd idziesz?
- Po coś do jedzenia, wrócę za jakiś czas.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ten po prostu wyszedł i trzasnął drzwiami, zostawiając mnie samego w brudnym prześcieradle.
Zmęczony zasnąłem, budząc się nad ranem przez natarczywe pukanie do drzwi.
Zdziwiony i wpół przytomny po prostu okryłem się kołdrą i poszedłem otworzyć, lecz to, co zastałem za drzwiami całkowicie mnie rozbudziło.
Antoine stał ze zwieszoną głową w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy. Jego ubranie było poszarpane a udo szpecił bandaż z jakąś ciemną plamą.
Rozchyliłem usta żeby coś powiedzieć, lecz nie byłem w stanie wydusić nic innego prócz ledwo wyraźnego "co się stało?"
- Już ci mówiłem. - mruknął blondyn.
- Chiens putain.*
________________________
*chiens putain - pieprzone psy, oczywiście ze chodzi o jpjpjp
*parler putain - pieprzone gadanie
kilka osób chciało drugą część, so here it is
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro