Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kapustka/Griezmann part II

- Antoine...ja...chyba straciłem szyję.

Blondyn zaśmiał się na moje słowa, machając pędzlem.

Posłał mi rozbawione spojrzenie, które po chwili na powrót stało się skupione i poważne.

- Po prostu trochę ci zdrętwiała, ale spokojnie, już kończę.

Zwilżyłem usta i na powrót spojrzałem w punkt, w który ten kazał mi patrzeć.

Wiklinowy fotel uwierał moje nagie pośladki, a paproć fantazyjnie ustawiona na stosie książek nieprzyjemnie łaskotała w ramię.

Nie miałem dokładnie pojęcia, ile czasu spędziłem na pozowaniu, ale sądząc po bólu kręgów i blasku latarń za oknem, czasu upłynęło dość sporo.

- I voila! - klasnął w ubrudzone farbą dłonie, uśmiechając się szeroko - Mój piękny, polski chłopiec.

Ziewnął i przeciągnął się, wstając i odstawiając dzieło na bok, do wyschnięcia.

- Tak dawno nie malowałem akwarelą.

Podniosłem się z fotela i mocno wyciągnąłem, przez co kilka kości chrupnęło, wskakując na odpowiednie miejsce.

Wciągnąłem bokserki wraz z dżinsami, podchodząc do mężczyzny podziwiającego obraz.

Usta Antoine nadal tkwiły w delikatnym uśmiechu, podczas gdy jego oczy dokładnie analizowały smugi farby na płótnie.

Ponownie się zarumieniłem, z resztą jak za każdym razem, gdy ten mnie malował.

Nadal nie mogłem uwierzyć, jak taki artysta jak on, ma muzę w kimś takim jak ja.

- Jest...na prawdę, niesamowicie piękny.

- W dodatku stoi tuż obok - zerknął na mnie, uśmiechając się lekko.

- Ale...ja...miałem na myśli...

Nie było dane mi skończyć, bo mężczyzna uciszył mnie pocałunkiem.

Dotknął moich policzków, brudząc je farbą. Z przejęciem oddawałem każdy z całusów, palce wplatając w jego jasne blond włosy.

Antoine przeprosił mnie na chwilę a ja zdezorientowanym wzrokiem odprowadziłem go w stronę kuchni.

Zdziwiony poszedłem za nim a ten, dzierżąc w dłoni nóż, klął w swoim ojczystym języku, starając się rozciąć to coś, co jeszcze jakiś czas temu było gipsem na jego nodze.

- Nie, zostaw - zatrzymałem jego dłonie i odebrałem narzędzie - Musisz iść do szpitala, tam powinni ci to zdjąć. Fachowo, profesjonalnie...

- Parler putain!* - rozerwał nadciętą część dłońmi i przerwał ją na pół, ukazując chudą stopę z kilkunastoma szwami i siniakami.

Przestraszyłem się, poczułem też, że zbladłem. Myślałem, że coś sobie stłukł albo wybił, a nie, że pod brudnym opatrunkiem będzie tyle szwów i krwi.

- Antoine, co się stało?

- Chiens stupides* - mruknął, wstając z trudem - Pieprzone psy!

Spojrzałem na niego z dołu, nie wierząc, że dowiaduję się o nim takich faktów - Miałeś incydent z policją?

- Nie - schował nóż do szafki - Dosłownie chodzi o psy. Fakt, owczarki policyjne, ale i tak mowa o tych zapchlonych kundlach.

Wstałem prędko i już miałem zacząć zadawać pytania, lecz ten skutecznie mnie uciszył.

- I nie mam zamiaru o tym opowiadać, nie ma z resztą o czym rozmawiać - nachylił się nad zlewem i zmył z dłoni farbę - Sprawa jest zamknięta.

Ton głosu, jakim wypowiedział te słowa, na dobre zamknął moje usta.

Mężczyzna opuścił kuchnię i zostawił mnie samego, stojącego z nogami niby wmurowanymi w ziemię.

Starałem się to wszystko poukładać, przeanalizować, lecz nie mogłem, nie byłem w stanie. 

Wszystko działo się zbyt szybko, mój mózg nie dawał rady pracować na tak wysokich obrotach, tego było za wiele.

Antoine wrócił po chwili i przycisnął mnie do blatu, całując brutalnie. To nie były te słodkie, pełne pasji, francuskie pocałunki, którymi raczył mnie w ostatnich tygodniach. Te nie zasługiwały nawet na miano pocałunków. Po prostu atakował moje usta, używając do tego zarówno zębów jak i języka. Nadal nie mógł stać prosto, a gdy kładł nacisk na poturbowaną nogę, krzywił się i syczał z bólu.

- Powinieneś się położyć i odpocząć, nadal nie jest wskazane byś ją przeciążał.

Zmartwiony patrzyłem w jego oczy, które zdawały się ciemnieć z każdą sekundą.

- Wiesz co tak na prawdę powinienem teraz robić? - oparł się dłońmi o blat, tak że te były po obu stronach mojego ciała. Pokręciłem przecząco głową, z trudem przełykając ślinę. Czy bałem się osoby, która nagle wyrosła przede mną? A czy wyjdę na mięczaka, jeżeli powiem, że gęsia skórka na moich ramionach nie była spowodowana zimnem?

- Powinienem cię pieprzyć, tam, w moim łóżku.

Od momentu gdy wypowiedział te słowa, straciłem poczucie czegokolwiek. Nie wiedziałem ile czasu minęło gdy zaciągnął mnie do sypialni, po ilu minutach pozbył ubrań najpierw mnie a później siebie, ile musiało minąć, by oznaczył pocałunkami każdy skrawek mojej skóry.

Nie bawił się w żadne czułości, wziął mnie po prostu takiego, jakim byłem.

Po jakimś czasie, nie byłem pewien, czy minęło czterdzieści minut czy dwie godziny, ten od tak wstał i ubrał się, narzucając kurtkę i wciągając buty.

Z trudem przesunąłem wzrok z ciemnego sufitu na jego skrytą w mroku postać.

- Dokąd idziesz?

- Po coś do jedzenia, wrócę za jakiś czas.

Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ten po prostu wyszedł i trzasnął drzwiami, zostawiając mnie samego w brudnym prześcieradle.

Zmęczony zasnąłem, budząc się nad ranem przez natarczywe pukanie do drzwi.

Zdziwiony i wpół przytomny po prostu okryłem się kołdrą i poszedłem otworzyć, lecz to, co zastałem za drzwiami całkowicie mnie rozbudziło.

Antoine stał ze zwieszoną głową w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy. Jego ubranie było poszarpane a udo szpecił bandaż z jakąś ciemną plamą.

Rozchyliłem usta żeby coś powiedzieć, lecz nie byłem w stanie wydusić nic innego prócz ledwo wyraźnego "co się stało?"

- Już ci mówiłem. - mruknął blondyn.

- Chiens putain.*


________________________

*chiens putain - pieprzone psy, oczywiście ze chodzi o jpjpjp

*parler putain - pieprzone gadanie

kilka osób chciało drugą część, so here it is

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro