Dybala/Mandzukić
Mario westchnął, kiedy mokry pocałunek wkradł się pod jego koszulkę. Słysząc to, duże oczy zwróciły się ku górze, spoglądając zawadiacko na jego twarz. Paulo chichotał w duchu, widząc jak ten prawie dwumetrowy, stary wyjadacz rozkłada się pod dotykiem jakiegoś smarka, który ledwo co opuścił trampkarzy.
- Czuję, że się gapisz. Mówiłem, że masz tego nie robić - mruknął, na co Paulo uśmiechnął się, chwilę później dotykając koniuszkiem języka tatuażu na jego brzuchu.
Mężczyzna zacisnął pościel w dłoniach, czując jak młodszy z trudem powstrzymuje śmiech. Zdążył dobrze poznać zagrywki chłopaka, ten gówniarz był bardzo sprytny. Wiedział, że irytacja Mario prędzej czy później weźmie górę i ten rzuci się na niego z rykiem, przyciskając go rozpalonym ciałem do skrzypiącego materaca.
- Tylko przypomnę, że zeszłym razem prawie płakałeś. Zastanów się dobrze nad tym co ro... - nie było mu dane skończyć, bo po sypialni rozniósł się dźwięk strzału gumki bokserek.
Gdy Mario rozwarł powieki, zauważył jedynie jasną głowę znikającą gdzieś za skrajem łóżka. Poczuł, jak narasta w nim podniecenie, był zły i rozjuszony. Czy ten małolat ma z tego rzeczywiście tak świętną zabawę?
Paulo widząc wściekłość w oczach mężczyzny, zaśmiał się i zdjął z siebie koszulkę, rzucając mu nią w twarz. Wszedł na łóżko i rozpiął jego spodnie. Mario zaciągnął się zapachem chłopaka ale szybko zdjął z siebie jego ubranie i zacisnął na nim pięść. Paulo mógł wtedy przysiąc, że usłyszał, jak zazgrzytały mu zęby.
- Zawsze jesteś taki niecierpliwy - westchnął teatralnie i ścisnął jego krocze - Po co ten pośpiech?
Mężczyzna uniósł głowę i zgromił go wzrokiem. Tak, jak jego ciało zawsze było mu posłuszne, tak teraz biodra mimo jego woli niespokojnie poruszyły się w bok. Paulo czując grubość erekcji gnieżdżącej się w jego bokserkach, uśmiechnął się, patrząc na niego pobłażliwie.
- Kiedy w końcu przyznasz, że ci się podoba?
- Nie doczekasz się.
Szybko jednak wciągnął powietrze i opadł na poduszki, gdy jeden z palców chłopaka przesunął się w górę - Ale z ciebie dziwka.
- Uważaj na słowa, gówniarzu - warknął i już chciał się podnieść, ale drobna dłoń pozbyła się bariery materiału. Mężczyzna wbił paznokcie w prześcieradło.
- Jesteś tak słaby - mówiąc to, Paulo przesuwał dłonią po jego męskości - Tak słaby, tak prosty i łatwy.
Mario słyszał jedynie urywki jego słów. Nie słyszał słów ubliżających mu, słów kpiny. Słyszał za to krew pulsującą w uszach, słyszał bicie serca, słyszał każdy z jęków i westchnień, które mimowolnie opuściły jego usta.
Paulo triumfował, widząc jak ten napina się i rozluźnia, jak jego mięśnie pracują, jak pot pokrywa skronie i szyję. Do tej pory taki obrazek utożsamiał jedynie z treningami, podczas meczów, w rozgrywkach przygotowujących do ważnych spotkań. A teraz, tutaj? W tym hotelu, z klubowymi kolegami kilka pięter niżej? Kim był Mario Mandzukić, pozwalając zawładnąć sobą jakiemuś smarkaczowi?
Nim nikt nie władał, on nic nie musiał. Ewentualnie mógł, robiąc coś z łaski. Widok, jaki Paulo widział przed sobą, odsłonił przed nim mężczyznę kompletnie. Bez masek, bez roli, jaką postawił sobie do grania w teatrze życia. Widział mężczyznę takiego, jakich były tysiące. Jedynie łaknącego dotyku i bliskości, mogącego doświadczać spełnienia i przyjemności.
Mario zawył, zginając się w pół. Paulo uśmiechnął się, dumny z siebie. Wytarł dłoń w koszulkę mężczyzny i ubrał się. Uniósł w górę kącik ust, widząc jak jego klatka piersiowa opada w górę i w dół. Nasunął na głowę czapkę, racząc go ostatnim spojrzeniem.
Prychnął.
- Tak słaby.
_____________
ja na prawdę, na prawdę nie wiem
chyba małe otarcie łez dla tych, którzy kibicowali Chorwacji (gdzie muszę przyznać że skurwysyny pokazały moc przez całe mś)
#allezlesbleus
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro