cz2.32
Pov Claudia
Zastanawiam się czy gdybym wtedy została w tym szpitalu i dowiedziała się, że straciłam jedno dziecko, ale drugie jeszcze urodzę to nie mam pojęcia czy nie zostałabym z Niall'em. Pewnie też zrobiłam bym wszystko żebyśmy szybko się pogodzili. A teraz nasze relacje są w bardzo złym stanie. Mam ogromną ochotę do niego wrócić, ale nie chciałam też żeby sobie pomyślał, że jestem z nim tylko z powodu dziecka.
A może po prostu szukałam sobie ciągle to nowych powodów żeby nie wrócić do mojego męża? A jak na ironię pragnęłam z całego serca mieć znowu możliwość przytulenia się do niego.
Dziś były także moje dwudzieste urodziny, nowy samochód od rodziców wcale nie poprawił mi humoru. Dobił mnie fakt, że Niall do tej pory nawet do mnie nie zadzwonił. Zdaje sobie sprawę z tego, że podczas naszego ostatniego spotkania powiedziałam mu sporo przykrych rzeczy, ale byłam w gniewie. Kompletnie nie panowałam nad swoimi emocjami.
Jedyne na co miałam ochotę to leżenie na swoim łóżku, a miałam do tego bardzo dobry pretekst, bo pani doktor kazała bardzo dużo odpoczywać.
- Claudia chodź na dół - poprosiłam moja mama jak tylko weszła do mojego pokoju, Ja jednak się nawet nie poruszyłam.
- Nie mam ochoty, powiedź tacie, że może już pokroić ten tort, ale Nadii ma dać niezbyt wielki kawałek.
- Ale ktoś na ciebie czeka.
- Kto? - lekko się podniosłam.
- Niall - na moje usta automatycznie pojawił się uśmiech. Jednak o mnie nie zapomniał. Nie umiałam ukryć tego, że się cieszę.
- Mamo powiedź mu żeby do mnie przyszedł. Chcę z nim porozmawiać.
- Dobrze - odrzekła. - Ale nie wybaczaj mu tak od razu, niech jeszcze się pomęczy - zakomunikował i opuściła mój pokoju. Pomysł, mojej mamy bardzo mi się spodobał.
Niall po niecałej minucie pojawił się w moim pokoju, wszedł bez pukania. Z przykrością stwierdziłam, że wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnim razem. Od czasu mojej wyprowadzki sporo schudł, teraz to było najlepiej widzieć. W jednej ręce miał sporą bombonierkę, a w drugiej prostokątne pudełko pokryte niebieskim aksamitnym materiałem. Na pewno znajdowała się tam jakaś biżuteria.
- Dziękuję, że nie kazałaś mnie wyrzucić. Musimy porozmawiać o nas - zbliżył się do mnie. Przysiadł na łóżku, był bardzo blisko. - To dla ciebie kochanie - podał mi obie te rzeczy, a je odłożyłam na szafkę.
- Ja także mam ci coś do powiedzenia, ale ty mów pierwszy - złapał moją dłoń i splótł nasze palce.
- Dobrze, ale jedźmy do naszego domu, mamy dużo do omówienia, a tu ktoś może nam przeszkodzić. Oczywiście przysięgam, że cię odwiozę, chociaż mam nadzieję, że zgodzisz się wreszcie wrócić do domu.
- Dobrze, ale jedziemy moim samochodem.
Trzeba przecież wypróbować nowe auto.
***
Tym razem w domu panował miarowy porządek, najwidoczniej Niall postanowił się przygotować. Usiedliśmy razem w salonie. Przez chwile panowała między nami niezręczna cisza. To Niall postanowił ją przerwać.
- Nie mam pojęcia jak ty, ale ja dłużej nie wytrzymam tej sytuacji między nami. Wiem, że bardzo źle postąpiłem, ale bardzo tego żałuję, i strasznie ciężko mi znieść całą tą sytuację. Bądź jednak pewna, że nie dam ci rozwodu.
- Nigdy nawet nie pomyślałam o rozwodzie - weszłam mu w słowa.
- To dobrze, jedno dziecko nam umarło, ale mamy jeszcze Nadie, dla niej to dla niej powinniśmy znowu spróbować być razem - chwyci moje ręce i spojrzał mi prosto w oczy. - A poza tym kochamy się oboje cierpimy nie mogąc być razem.
Jedną moją rękę przeniósł w okolice swojego serca.
- Czuje jakby ono niedługo miało przestać bić, ja nie potrafię bez ciebie żyć - on nie grał na moich uczuciach, dobrze go znałam i zdawałam sobie sprawę z tego, że on bardzo cierpi. Jego oczy i wygląd zewnętrzny mówił sam za siebie. Wystarczająco się już namęczył, nie było sensu dalej go dręczyć.
Położyłam jego rękę na moim brzuchu, jego dotyk zawsze działał na mnie kojąco. Tym razem też się tak stało.
- Jedno nasze dziecko umarło przez ten upadek, ale drugie żyję - po jego wyrazie twarzy wywnioskowałam, że nic z moich słów nie zrozumiał, i wcale się nie dziwię. - Nosiłam bliźniaki, jeszcze jedno dziecko tu jest - wskazałam na mój brzuch.
Jego uśmiech który dopiero co się pojawił szybko znikł.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś?
- Dopiero co sama się dowiedziałam, szybko się wypisałam ze szpitala, i zapomniałam odebrać wyniki.
Był szczęśliwy, to było po nim widać nim po chwili na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Złapał się też za serce.
- Kochanie co ci jest? - to naprawdę nie wyglądało dobrze. Jemu coś musiało dolegać.
Tylko co?
- Zawieź mnie do szpitala, nie mogę teraz umrzeć.
______________________
Im więcej komentarzy tym szybciej dostaniecie kolejny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro