cz 2.37
Pov Claudia
- Jeśli coś mi albo mojej córce zrobisz to Niall cię zabije - powiedziałam bratu mojej mamy jak już przywiózł mnie i Nadie do swojego domu. Nie było to nic szczególnego, nawet najmniejszy dom mojego taty był dwa razy większy od tego.
- Jeśli będziesz współpracować to nic ci się nie stanie. Jak chcesz to możesz iść się położyć. I najlepiej się nie denerwuj, bo nie chce byś zaczęła tu rodzić.
- Lepiej dla ciebie żeby tak się nie stało - nie bałam się. Byłam pewna, że Niall niedługo zauważy moja nieobecność i o wszystkim powiadomi mojego ojca. A oni obaj zrobią wszystko by odnaleźć mnie całą i zdrową.
- Jesteś dużo odważniejsza od Pauli i bardziej pyskata
Ale masz do tego prawo. Jedyna córka Harry'ego Stylesa może bardzo wiele zdziałać jak tylko będzie chciała - po tym w jaki sposób do mnie mówił wywnioskowałam, że czegoś ode mnie oczekuje.
- Przejdźmy do rzeczy, czego ode mnie oczekujesz? - usiadłam na kanapie, a Nadie posadziłam na swoich kolanach. Rozglądała się na wszystkie strony.
Zajął miejsce na przeciwko mnie.
- Mam już dość ukrywania się przed twoim ojcem. On teraz robi wszystko by mnie znaleźć i zabić. Nie mam już siły na ciągłe zmiany zamieszkania. Chcę byś mi pomogła, jako jedyna możesz przekonać Harry'ego by zostawił mnie w spokoju.
- Nie posłucha mnie - mój tata rzadko brał do siebie moje zdanie. Obecnie trochę bardziej zaczął słuchać moich rad, ale z tego co słyszałam nienawidzi tak bardzo brata mojej mamy, że za nim mu nie przepuści.
- Jeśli go bardzo poprosisz to w tym stanie na pewno ci nie odmówi - spojrzał na mój brzuch.
Owszem ze względu na moją zagrożoną ciąże wszyscy starali się mnie nie denerwować. Spełniali także każdą moją zachciankę. Jednak to chyba było zbyt wiele.
- Równie dobrze może obiecać mi jedno, a zrobić drugie.
- Twoja już głowa w tym żeby tak się nie stało.
Pov Niall
- Jesteś idiotą - powiedział do mnie już któryś raz Harry. Tak samo jak ja bardzo martwił się o Claudie. Oboje byliśmy pewni, że sama nie opuściła domu. Zostawiła telefon i torebkę, a bez nich nigdzie się nie ruszała.
- Wiem, ale niestety musiałem na trochę wyjść - wytłumaczyłem się chociaż sam zacząłem się zastanawiać po co to robię.
- A jak by zaczęła rodzić to co wtedy?
- Ma termin dopiero za cztery tygodnie. Gdyby istniała jakakolwiek możliwość, że poród miałby się zacząć to nie zostawiłbym jej samej - nie byłem aż tak nieodpowiedzialny jak mu się to zdawało.
- Ciąża mojej córki jest zagrożona i w każdej chwili może się źle poczuć. Trzeba się nią opiekować!
- Dobrze znasz Claudie i wiesz, że ona nie znosi gdy traktuje się ją jak małe dziecko, a wiesz też, że nie wolno jej denerwować - zacząłem powoli żałować tego, że po niego zadzwoniłem. Sam szybciej znajdę moją żonę i jeszcze nie będę musiał słuchać ciągle tych pretensji.
Umierałem także ze strachu o moją córeczkę. Moje bezbronne dziecko, które tak łatwo było skrzywdzić.
Usiadłem na kanapie, nie miałem już pojęcia co mam począć wszystkie wyjścia nie wydawały mi się zbyt dobre. Nie miałem także żadnego punktu zaczepienia.
- A może to Ryan je porwał - powiedziałem po chwili namysłu. On miał największy motyw by mi zaszkodzić.
- To nie on - odpowiedział mi pewnie Harry. - Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, najwidoczniej zapomniał już o Claudii.
Styles zajął miejsce w fotelu dzięki temu zachowywaliśmy od siebie ze dwa metry odległości.
- Ja na razie nie mam żadnych wrogów, więc zastanów się kto chciał tobie zaszkodzić.
Po chwili namysłów do głowy przyszło mi tylko tylko jedno imię.
-Zayn.
Liczę na komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro