Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zatracenie

Nikt by się nie spodziewał, że gdy tylko Erwin poczuje się lepiej, postanowi zrobić bank. Tak jednak się stało.

Razem z Carbonarą zorganizowali sześciu podstawionych zakładników. Brakowało tylko dwójki, więc użyli starych metod i po prostu wycelowali do osób stojących przy banku i kazali im wchodzić z resztą do środka. Tamci ewidentnie nie byli zadowoleni z rozwoju wydarzeń.

Kiedy pastor zaczął hackować sejf, na miejsce przyjechała policja. Rozpoczęli z Carbo negocjacje. W banku udało im się znaleźć 300 tysięcy oraz parę sztuk biżuterii. Wtedy zaczęły się schodki.

-Nie damy wam braku helikoptera na cały pościg. Na kolczatki i wolny odjazd przystajemy.

-To co mamy zrobić? Odstrzelić ich? - spytał Knuckles zmienionym głosem, przystawiając jednemu z ostatniej dwójki pistolet do skroni.

-No chyba Cię coś boli - zakładnik niespodziewanie wyciągnął z rękawa ostrze.

-John, uważaj! - Nicollo krzyknął pseudonimem do pastora i od tyłu złapał człowieka, który chciał się na niego zamachnąć.

Rozbroił go i walnął w plecy, aby się położył.

-Panie policjancie! Ja już go nie chcę w środku! Myślałem, że to ja jestem niebezpieczny, ale ten młodzieniec chciał się rzucić na mojego kolegę! Co za debil, mógł zginąć! Da nam pan za to, że go nie odstrzeliliśmy ten brak helki.

-Serio to zrobił? - spytał negocjator z niedowierzaniem.

Na potwierdzenie prawie wszyscy zakładnicy pokiwali głowami razem z samym Erwinem. Tamten musiał wierzyć na słowo, bo w tym czasie odezwał się któryś policjant u niego na radiu.

-Tego też wypuszczę - brunet wskazał na kolejne potencjalne zagrożenie. - Byli tutaj razem, pewnie będzie coś cudował.

Chwycili ich i oddali w ręce LSPD.

-Pilnujcie tego swojego Browna - odpowiedział jeden z nich i splunął im pod nogi na odchodne.

Nastąpiła chwila ciszy.

-Ktoś jeszcze chętny do ataku? - spytał retorycznie narwanym głosem "John", kiedy tamci zniknęli mu z pola widzenia.

Wszyscy zaprzeczyli.

-Świetnie. Przejdźmy dalej, proszę się nie przejmować.

Carbo spojrzał na niego lekko zdezorientowany. Takiego zwrotu akcji tym bardziej nikt się nie spodziewał.



Grzegorz przejął od napastnika człowieka z nożem, a Rift zajął się drugim.

-05, Gregory Montanha, komendant policji Los Santos. Oto moja odznaka. Czy ma pan coś jeszcze, co mogłoby mnie zranić?

-Szare komórki.

-Widzę, że bawisz się w księdza z odzywkami. Ej, spokojnie, bo uznam to za atak na funkcjonariusza policji - powiedział, gdy mężczyzna zaczął się wyrywać. - Gdzie znajdę Twój dowód? - odpowiedziała mu cisza. - Okej, nie chcesz współpracować - przyparł go do ściany i zakuł. - Jest pan na razie zatrzymany za próbę ataku nożem na obywatela. Ma pan prawo zachować milczenie, wszystko co pan od teraz powie może być użyte przeciwko panu w sądzie. Ma pan prawo do adwokata, a jeśli pan takiego nie posiada, przysługuje on z urzędu - ciągnął dalej, wkładając go do radiowozu.

-Jaki atak na obywatela? Pan się chyba z ośmiornicą na mózgi zamienił. To oni mnie wzięli na zakładnika! - Gregory zamknął mu drzwi i poszedł na miejsce kierowcy.

-To nie jest powód, żeby ich zanożować - odpowiedział spokojnie. - Stwarzał pan zagrożenie dla siebie i innych w środku. Mogli was rozstrzelać, ale tego nie zrobili. I niech pan się z tego cieszy.

-Nie no Ciebie serio coś boli! Chyba mnie nie wsadzisz za to do więzienia.

-Wszystkiego się dowiesz na komendzie.

-Po prostu świetnie - parsknął i oparł głowę o kratę w środku.



-Erwin wytłumaczysz mi co się tam stało?

-Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedział wysiadając z ich ucieczkowego auta i podchodząc do mniej znanej fury z wytrychem.

Dzięki zakładnikowi udało im się odwołać orła, przez co szybciej uciekli. Carbonara nie przepadał za limitami czasu na pościgach. Jednak dalej się zastanawiali nad osobą w środku.

-Zrobione - rzekł, otwierając drzwi do auta.

Zaczął odpalać jego silnik.

-Kto to jest Brown? - spytał siadając obok niego.

-Słucham?

-Ten typ powiedział, że mamy go mieć na oku, więc się pytam kto to do chuja jest.

-Skąd mam wiedzieć? Jestem najmniej odpowiednią osobą jeśli chodzi o zapamiętywanie nazwisk.

-Pomyśl chwilę, może na coś wpadniesz.

Erwin odpalił samochód i zaczął odjeżdżać od ich porzuconego auta. Zdjęli maski, czapki i koszule, żeby nie powiązali ich z napadem. Carbo wyciągnął ze swojej torby jakieś golfy na przebranie i podał jeden przyjacielowi.
Ten sprawnie go włożył, dalej kierując.

-Mam pomysł - odezwał się nagle, wyjmując telefon.

-Katarynko jeszcze nie zabezpieczyliśmy pieniędzy. Mógłbyś już chwilę poczekać.

-Zadałeś mi pytanie, więc znajdę Ci na nie odpowiedź. Tak Heidi? - odezwał się do słuchawki. - Mam do Ciebie pytanie. Pamiętasz jak ostatnio ze mną cały czas jeździłaś? - nałożył nacisk na "cały czas" gdyż wiedział, że to nieprawda i chciał jej przez to zasugerować, że może mówić wymyślone historie. - Zadzwonił do Ciebie Laborant i prosił o pomoc. Pojechaliśmy do niego i z kimś był. Kojarzysz jak się nazywał? - poczekał na jej odpowiedź. - Mhm. Okej. Dzięki - rozłączył się z dziewczyną. - Liam Brown to nowy kolega naszego przyjaciela Laboranta.

-A co on ma do Ciebie?

-To on wbił mi kosę. Ale nie mam mu tego za złe - dopowiedział widząc oburzoną minę Carbonary. - Spoko chłopak. Gorzej, że Spadino dalej bawi się ludźmi. Teraz pewnie będzie w niego celował, bo myśli, że go sprzedał.

-Cholerny makaroniarz. Nawet takiemu nie da spokoju.

-Trzeba zadzwonić teraz do Labo i mu o tym powiedzieć. Ale może najpierw zdetonujmy kasę.

-Zgadzam się w 100 procentach.

-To wysiadaj, ja wyjdę drugi - polecił podjeżdżając pod apartamenty.

-Idę.

Erwin odprowadził go wzrokiem i wyciągnął znowu telefon.

-Hej Monte - przywitał się, kiedy ten odebrał.  - Co słychać?

-Siema pastor. Wkurwiony jestem.

-Oho. Co się stało?

-Mieliśmy napad na bank, ale to zakładnicy mnie wkurzyli. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już ich zabrali.

-Daliście im jakiś wyrok? Zakładnikom? Dobrze zrozumiałem?

-Tak. Jeden z nich rzucił się z nożem na napastników.

-Co Ty gadasz Grzechu. Ale pojebana akcja - wysiadł z auta i zamknął drzwi.

-No, niespotykane. A Ty po co dzwonisz ?

-Emmm, byłem przed chwilą odrobinę zajęty, ale teraz mam czas - poprawił torbę z pieniędzmi na plecach. - Chcesz się spotkać?

-Jasne. Gdzie?

-Wyślij GPSa, jedziemy na przejażdżkę. Tylko muszę coś odłożyć do mieszkania.

-Coś ważnego?

-Ee, chyba można tak to nazwać. Zaraz po Ciebie podjadę - wszedł do budynku i się rozłączył.



Kiedy pożeganał się z Nicollo, obiecał mu, że zadzwoni do Laboranta.

-Hej, Labo.

-Cześć pastor - odpowiedział zaspanym głosem.

-Obudziłem Cię? Jest już 15 - dodał patrząc na zegarek.

-Trochę się zasiedziałem u Liama.

-Oh, rozumiem. Ja w jego sprawie.

-Coś się stało? - spytał słysząc zmianę w głosie Knucklesa.

-Można tak powiedzieć - zatrzymał się na parkingu, skąd miał zabrać Grzesia, ale nigdzie go nie widział. - Będę się streszczał. - Puścił w radiu muzykę na fulla, bo nie przeszkadzało mu to w rozmowie. - Robiliśmy napad na bank, zabraliśmy 2 randomów z ulicy na zakładników. Jeden z nich próbował mnie zaatakować nożem, tak jak ostatnio. Zanim go wyprowadziliśmy do policji, wspomniał o Liamie i zasugerował, żebyśmy go pilnowali. Mówię Ci o tym, bo jesteś najbardziej zaangażowany w jego "rehabilitację". Jeśli naprawdę widzisz w nim kogoś do ekipy to niech ma z tyłu głowy, że Spadino się chyba nie ucieszył na wieść, że z nami trzyma. Kolejna mocna osoba w Zakshocie to wielki minus dla nich.

-To nie nasza wina, że nam go podłożyli jak na tacy. Chłopak ogarnia, zna się na rzeczy, ale jest trochę jak nieoszlifowany diament, więc na pewno będę go chronił. Dziękuję za informacje.

-Nie ma problemu. Do usłyszenia - rozłączył się.

-Hej księdzu, chyba nie powinieneś tak otwarcie o wszystkim mówić.

Erwin podskoczył przerażony. Szatyn siedział obok niego w samochodzie.

-Chryste, Montanha. Nie strasz mnie tak - złapał się za klatkę piersiową. - Zawału jeszcze dostanę.

-Oj no, wybacz.

-Kiedy Ty tu wszedłeś?

-Jakbyś nie miał tak głośnej muzyki w aucie i nie był byś tak rozkojarzony to może zauważyłbyś Grzecha, który wyszedł ze sklepu obok, po zakupie zdrapki. By the way, nic nie wygrałem - pokazał mu papierek i wyrzucił go przez okno. - Gdzie jedziemy?

-Gdzie nas droga poniesie - odpowiedział Knuckles, podgłaśniając jeszcze bardziej radio i wyjeżdżając z piskiem z parkingu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro