Wyjaśnienia
-Sprzedał Cię ostatnio - powiedział San, starając się oznajmić to spokojnym tonem, kiedy już 05 wyszedł.
-Nie zrobiłby tego - odparł na to Erwin, który wyglądał jakby właśnie dostał liścia w policzek.
-Przykro mi stary. Cała grupa nienawidzi go za to, że wygadał miejsce ze złotem. Sam przecież Ci je zaproponował, jeśli się nie mylę.
Erwin pomału przypominał sobie poszczególne fakty.
-Byliśmy na hucie - zaczął, ale widać było, że sprawia mu to trudności. - Rzeczywiście, przetapialiśmy tam złoto. Pamiętam stamtąd Carbonarę.. - znowu zrobił pauzę. - Nikogo więcej nie kojarzę, a jestem pewny, że nie pojechaliśmy tam we dwóch. Nieważne zresztą. Mamy pewność, że to był Grzesiu? Tylko on z policji wiedział o tym miejscu, prawda? Nikt inny z naszej strony barykady nie wygadał tego psu?
-Słuchaj, on w pewnym sensie sam się przyznał. - odpowiedział, choć bardzo nie podobał mu się fakt, że to on musi go o tym przekonywać. - Przeprosił nas dzisiaj, jak do niego zadzwoniłem. Ciebie też. Przez to go wpuściłem. On serio żałuje. Chyba nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji. Jeśli liczył na oklaski to mu się nie udało. Dalej traktują go tak samo.
-Jak zawsze.. - Erwin spróbował się przekręcić, ale gdy tylko o centymetry przesunął swoje biodra poczuł piekący ból. - Hshsss.
-Spokojnie, musisz tak leżeć. Przyniesiemy Ci co tylko będziesz chciał.
-Chciałbym to stąd wyjść na własnych siłach.. - odrzekł, widocznie zirytowany nieposłuszeństwem swojego ciała.
-Muszę Ci coś jeszcze powiedzieć, Erwin..
Medyk, który go operował pojawił się w tym czasie w drzwiach.
-Witam, panie pastorze. San - kiwnął na przywitanie w jego stronę. - Przepraszam, że przeszkadzam wam w rozmowie, ale muszę sprawdzić co z moim pacjentem - znów odwrócił się do leżącego Knucklesa. - Jak się czujemy ? - spytał podchodząc i sprawdzając jego źrenice.
-Tragicznie, doktorze. Jakby ktoś wbił mi nóż! - medyk spojrzał na niego z rozbawieniem - Nie spodziewał się pan takiej odpowiedzi.
San uśmiechnął się. Poczuł ulgę, że wraca mu już humor. Miał nadzieję, że lekarz szybko skończy, bo musiał mu przekazać, to co chciał, zanim zjawią się inni.
Montanhie udało się wyjść bez problemu ze szpitala. Medyk, po którego zadzwonił pewnie był już na miejscu. Gregory miał wrażenie, że czekał on tylko na telefon, aby od razu jechać na miejsce. Albo był już na tyle przyzwyczajony do takich działań, że nie miał problemu z zegarem biologicznym i zawsze brzmiał na wyspanego. Policjant wytłumaczył mu, że pastor czuł się dobrze, ale nie mógł wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Dodał też informację o brakach w pamięci. Lekarz potwierdził, że to tylko czasowe i niedługo sobie wszystko przypomni.
Gregory był zadowolony, a równocześnie zły. Wolałby wymazać z pamięci pastora parę wspomnień, ale wiedział, że sam naważył sobie tego piwa i teraz musi je wypić.
Postanowił jechać na patrol. I tak nie dałby rady zasnąć z takim natłokiem myśli. Może praca odciągnie go od nich.
-05 status 1 - zgłosił rozpoczęcie służby na radiu.
-Mamy napad na kasetkę - oznajmił Rift. - Osoba ma 2 zakładników i chce odjeżdżać białym, sportowym pojazdem. Nasza radiolka nie da z nim rady. Przyjechałbyś tu z Corvettą?
-Jakie jest Twoje 20?
Reagując na zgłoszenie przynajmniej miał pewność, że to nie osoba leżąca w szpitalu.
-Co chciałeś powiedzieć?
Medyk opuścił już salę po zmienieniu opatrunku i upewnieniu się, że Erwin będzie pilnowany, dlatego pastor chciał kontynuować przerwaną im rozmowę.
-Muszę się streszczać, bo wysłałem sms'y paru osobom, że się obudziłeś. Ktoś może Cię zaraz odwiedzić. Inni nie wiedzą, że Montanha tu był - lekko ściszył głos nachylając się do niego. -Przyleciał na szpital razem z Capelą od razu po tym, jak się dowiedzieli co się stało. Wyglądał na przerażonego. Nasi ludzie nie chcieli go wpuścić, ale wiesz jaki jest Grzechu. Próbował się stawiać. Chyba dali mu parę ciosów przed szpitalem - mówiąc to spuścił wzrok z oczu pastora. Nie potrafił mu tego powiedzieć prosto w oczy.
Erwin siedział cicho. Przez jego twarz przechodziły różne emocje. Złość, odraza, zdziwienie, a na końcu czysty smutek. San wiedział, że pastor nie będzie w stanie wyrzucać gniewu w policjanta. W końcu kiedyś byli bardzo bliskimi przyjaciółmi. Czuł się po prostu zdradzony, wykorzystany. Teraz już tego nie ukrywał.
-Już wszystko pamiętam.. - szepnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro