Taniec
-Labuuuuś! - Erwin podbiegł do niego i go przytulił.
-Ała, nie tak mocno.. - chłopak się skrzywił.
Złotooki dojechał na szpital bardzo szybko. Dalej bolał go nos, ale wolał najpierw się przywitać ze znajomymi.
-Przepraszam - odsunął się od niego i z uśmiechem się mu przyjrzał. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic Ci nie jest, bracie.
-Też się cieszę. Chłopaki powiedzieli, że plan się udał. Widać to też po Tobie - wskazał palcem na swój nos, aby oznajmić o co mu chodzi. - Już się domyślili kto im to zrobił?
-Taa, stwierdzili, że to my jesteśmy za wszystko odpowiedzialni i raczej żadne słowa tego nie zmienią.
-A to skurwiele.. - odezwał się Carbo stojący obok.
-No trochę - Knuckles wzruszył ramionami. - Ale co oni mogą nam zrobić? Ich restauracja pewnie zaraz będzie odbudowana. Nam dało to tylko parę dni większego przychodu. To nie taki big deal.
-Niby nie, ale im chodzi o ich godność.
-O co przepraszam? Godność? To oni mają coś takiego? Nie no teraz Carbo to chyba przesadziłeś! - David jak zwykle sprawił, że wszyscy się roześmiali.
-Dzięki, że przyszliście - Labo naprawdę był wdzięczny przyjaciołom za wizytę.
-Nie ma za co dziękować. Rodziny się nie zostawia. A gdzie ten.. Liam? - Erwinowi udało się zapamiętać jego imię.
-Był tutaj jak się obudziłem. Kazaliśmy mu z tym rudym medykiem jechać do domu i się wyspać. Ponoć siedział tutaj cały czas - brunet podrapał się po głowie.
-A wy coś ten.. no wiesz - zerknął na niego z szyderczym uśmiechem.
-Erwin! - Nicollo chwycił ze stolika gazetę i zdzielił nią siwowłosego w głowę. - Zostaw ich w spokoju - kazał z oburzeniem.
-No co! Ja tylko grzecznie zapytałem - podniósł ręce w obronnym geście.
Quinn zrobił się delikatnie czerwony i niepewnie się uśmiechał.
-Idź lepiej do jakiegoś lekarza, żeby opatrzył Ci te rany. Potem wróć i opowiedz dokładnie co się wydarzyło okej? - poprosił Carbo.
-Jasne. Wiecie gdzie jest jakiś medyk?
-Powinien być na obserwacyjnej - odpowiedział Labo.
-Dobra, dzięki. Ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy - Erwin mrugnął do Laboranta okiem, odwrócił się i wyszedł w poszukiwaniu pomocy.
Gregory na patrolu usłyszał powiadomienie o smsie. Szybko go odczytał i się uśmiechnął. Capeli ten gest nie umknął i od razu zapytał o co chodzi. Dodatkowo Grzegorz pojawił się w pracy stosunkowo wcześnie. Tłumaczył się brakiem ochoty do spania.
-No przestań już udawać, widzę, że coś nietypowego musiało się stać w ostatnich dniach.
-Chodzę na siłownię - odpalił bez zastanowienia Grzesiek.
Sam siebie za to skarcił w myślach. Wcale nie chodził na siłownię. Głupio było teraz nagle zmienić zdanie, bo to byłoby przyznanie się do winy.
-Uuuu, no to gratuluje panie sportsmanie. Na pewno jeszcze więcej dup będzie się za Tobą uganiać.
Policjant tylko mruknął w odpowiedzi. Zaczął rozmyślać do kogo zadzwonić po karnet, aby naprawdę zacząć chodzić ćwiczyć. Cieszył się, że Capela nie zapytał, aby go pokazał.
-Napad na bank - odezwał się po usłyszeniu powiadomienia, aby jak najszybciej zmienić temat. - 105 + 1 reagujemy na napad. Obejmę supervisora. Uczestniczących zapraszam na radio 2 - po zgłoszeniu komunikatu sam zmienił częstotliwość. - Capela, masz dzisiaj dobry dzień w jeżdżeniu?
-Eeee, myślę, że nie jest źle - odpowiedział, kurczowo łapiąc za kierownicę.
-Powiedzmy, że Ci ufam.. Pojedziesz U1.
-Pewnie - zgodził się, zatrzymując swój pojazd naprzeciwko banku Mission Row.
Ustawili się za autem i razem czekali na dojazd innych jednostek.
-A kogo ja widzę - David wskazał na SEU, które właśnie zaparkowało pod bankiem, na który napadali.
Erwin z zaciekawieniem wyszedł na zewnątrz i przyjrzał się numerom auta i osobom stojącym obok niego. Szyderczo się uśmiechnął pod maską i zaczął machać rękami na przywitanie. Capela szturchnął ramieniem szatyna obok siebie. Ten odwrócił się, rozejrzał i odmachał, dostrzegając napastnika. Siwowłosy z powrotem wszedł do środka, po czym dołączył do innych i celował w zakładników.
Po chwili do banku podszedł Czarek Wieczorek. Za nim widać było Elenę, która przytuliła się do ściany z bronią w ręce, aby osłaniać swojego ,,tatę".
-Witam, Los Santos Police Departament, będę dzisiaj waszym negocjatorem - powiedział po szybkim odchrząknięciu.
-Siema Czarek to nie Twoja liga - zaśmiał się Carbo, a policjant olał go wzrokiem.
-Tak, tak, siemanko. No jak widać, napadzik sobie robimy, a co u pana? Jakieś problemy? - spytał David, który miał ogarnąć negocjacje.
-Taaak.. - odparł po krótkim zastanowieniu Wieczorek. - Mam taką zagadkę matematyczną, którą dostałem od mojego SV. Muszę się dowiedzieć ile jest w środku zakładników, a ilu napastników.
-O, to ja mogę pomóc! - wyrwał się do odpowiedzi Erwin, który kochał wszelkie zagadki. - 3 napastników, 4 zakładników - odparł zadowolony.
Wszystkie osoby stały przed kasą w banku, ze związanymi rękami, aby nikt się nie przyczepił o podstawienie ich.
-Dzięki stary, że pomogłeś, nigdy nie byłem dobry z matmy - stwierdził sarkastycznie David i poklepał siwego po ramieniu. - No to Czarek, jakiś jeszcze problem?
-No to skoro sobie tak szybko poradziliście z tym, to może mi pomożecie z odpowiedzią co za nich chcecie?
David zerknął na swoich kumpli, z którymi tego nie przegadali, ale odwrócił się spowrotem do policjanta.
-No to chyba standardowo brak kolczatek za jednego co?
-Prawdopodobnie będzie zgoda, ale po wjeździe w kana..
-Taaa, wiemy, nie wjeżdżamy w kanały, bo nałożycie na nas kod. Zrozumiane.
-Dobra, a co za resztę?
-Zapytaj najpierw o to. Dobra chłopaki - dodał, gdy Czarek odszedł w kierunku grupy PD - co za resztę? Uciekniesz helce? - chłopak zwrócił się do przyjaciela.
-Jak zwykle - Carbo ze spokojem obejrzał swoje paznokcie, wcale nie chwaląc się osiągnięciami.
-Ego Ci wybiło - Gilkenly wskazał na niego palcem, ale szybko zmienił temat - no to jakieś pomysły?
Erwin podszedł do szyby w drzwiach i rozejrzał się wśród jednostek.
-Ej pamiętacie jak kiedyś Capela nam tańczył przed bankiem? Może ponowimy prośbę? - spytał odwracając się do nich.
-Znowu on? - Carbo ziewnął.
-Nie no, ktoś inny - Knuckles wyraźnie miał kogoś na myśli, ale chyba liczył na odrobinę szczęścia.
-Dobra czyli oddajemy zakładnika za taniec któregoś policjanta, innego niż Capela? - upewnił się David.
-Dokładnie. Za resztę możesz próbować opóźnić helkę.
-Spoko.
Erwin odłożył torbę z pieniędzmi na fotelu w pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Sam od niechcenia celował do napastników i przeglądał na telefonie smsy od ludzi, których do tej pory ignorował. Z nieznanego mu numeru dostał wiadomość grożącą jemu i jego ekipie. Zastanowił się, kto dokładnie mógłby coś takiego wysłać na jego numer. Nikt konkretny nie przychodził mu do głowy. Z zamyślenia wyrwał go głos Carbonary:
-Choć, zaraz Montanha ma coś zatańczyć.
Oczy Erwina od razu się rozpaliły. Schował komórkę do kieszeni, zapominając o groźbach. Podszedł do szklanej szyby i udając niezainteresowanego od niechcenia patrzył na uwodzące ruchy Montanhy. Nie wybrał on bowiem ruchliwej piosenki, lecz spokojna z nutą romantyzmu.
W jego ruchach było coś od czego Erwin nie potrafił odwrócić wzroku. Powolne obroty, kucnięcia i zachęcające gesty dłoni.. Nie tańczył tak jak wielu, na siłę sugerując swoje zamiary, lecz było w nim pełno wdzięku i namiętności. Przez chwilę czuł się tak jakby byli tylko we dwoje..
Grzesiek dalej kontynuował swój taniec. Wokół było wielu jego znajomych z pracy, ale on się tym nie przejmował. Jego powolne kroki z niemałym podziwem obserwował nawet Capela. Mundur opinający się na mięśniach mężczyzny idealnie wyglądał przy lekkich pochyleniach ciała. Gdy muzyka dobiegała końcowi wszyscy stali jak zahipnotyzowani.
-Już się tak nie śliń - usłyszał kogo ucha szept Carbonary.
Knuckles niewinnie pokręcił głową.
-Nie wiem o czym mówisz - wzruszył ramionami.
Nicollo tylko uśmiechnął się pod nosem i poklepał swojego przyjaciela po plecach.
-Dzięki za występ! - krzyknął David do odchodzącego policjanta.
Montanha odmachnął mu ręką nawet się nie odwracając. Zachowywał się, jakby nie było to dla niego nic nowego, zaś Erwin dalej czuł lekkie dreszcze na swoim karku.
-Możemy już się szykować do odjazdu?
-Myślę, że jak najbardziej - odpowiedział negocjator. - Czekajcie na nasz sygnał, rozstawimy tylko jednostki.
Cała trójka wpakowała się do auta. Liczyli na umiejętności Carbonary, który na szczęście nie został w żaden sposób rozproszony lub zdenerwowany, co sprzyjało ich szansom na ucieczkę. Na rozkaz Wieczorka wcisnął gaz, a za sobą usłyszeli ryk syren.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro