Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sen

Chłopcy latali helikopterem nad najczęstszymi miejscami do tortur. Sprawdzili już większość terenu i zaczęli się obawiać, że ominęli swój cel, przez wysokość z jaką obserwowali miasto. Było ono dosyć spore a Heidi mogła być dosłownie wszędzie. Kui nie dowiedział się nic, co wskazywałoby na porywaczy.

-Mam nadzieję, że bałwanki są blisko, bo my już na pewno to minęliśmy - stwierdził Erwin - Nie ma opcji, że gdzieś nas nie było.

-Dia zadzwoń do Kuia ile mamy mniej więcej czasu - Carbo sam nie mógł tego zrobić, bo sterował.

-Jasne, już dzwonię.

W momencie rozpoczęcia przez nich rozmowy do Erwina zadzwonił telefon.

-Hej, Chase. Macie coś? - zaczął kaszleć. - Ej chłopaki! - próbował krzyczeć, ale wyszedł z tego bardziej odgłos starego dziadka.

-Stary, spokojnie, bo Ci płuca wypadną - odezwał się Nicollo.

-Haha. Bardzo śmieszne. Tobie prędzej od tych fajek - zripostował go - Bałwanki coś znalazły. Dia, przy okazji powiedz Kuiowi, że podeślą mu też GPSa - zwrócił się do dredziarza rozmawiającego z chińczykiem.

Chłopak spełnił jego prośbę. Postanowili szybko zmienić środek transportu na sultana. Po cichu podjechali na wskazany punkt. Zastali tam Chase'a z kolegami. Wspólnie podeszli niżej, pod podejrzany budynek. Zostawili za sobą auta, aby nie zwracać niczyjej uwagi odgłosami silników. Obok domu stał samotny samochód, nie należący do nikogo, kogo znali. W środku drewnianej chaty paliło się liche światło. Podzielili się i wybrali pięć osób, które podejdą pod okna i wejście, aby nasłuchiwać.

-Dobra. Ja, Erwin, David, Chase i Blake tam idziemy. Wy najlepiej stąd odejdźcie. Jeśli nam się nie uda, to będą przeszukiwać teren. Może niech Liam i Labo zabiorą sultana i ustawią go tam - Carbo wskazał na dosyć ustronne pole za drzewami. - Jak zobaczycie, że wychodzimy z Heidi lub ona sama wyjdzie, to szybko pod nas podjedziecie i uciekniemy. W przeciwnym razie nie zbierajcie nas. Raczej nam się uda. Reszta z was niech się rozjedzie - spojrzał na pozostałych.

Wszyscy ustawili się na swoich pozycjach. Klęczeli pod oknem oraz przy drzwiach. W środku usłyszeli jak porwana dziewczyna rozmawia z dwoma innymi, zmodulowanymi głosami. Chwilę rozmawiali szeptem pod wejściem. Ustalili, że wchodzą do środka. Mieli nadzieję, że głosy które słyszą są jedynymi w pomieszczeniu. Na znak Carbonary wpadli do środka i złapali zaskoczonych napastników, celując do nich z naładowanych broni.

-Jakim cudem nas znaleźliście?! - zaczął krzyczeć jeden z nich, nie ruszając się jednak.

Erwin podbiegł do Heidi i zaczął rozwiązywać jej ręce. Dziewczyna była bardzo słaba. Na jej twarzy pojawiły się nowe siniaki i nacięcia na wargach. Widać było, że stawiała słowny opór porywaczom, za co najwidoczniej obrywała. Knuckles podtrzymał ją, żeby się nie przewróciła i pomógł jej wstać.

-Nie byłoby dla was dziwne jeśli spotkalibyście odpalone auto, na totalnym bezludziu w lesie, a obok, w opuszczonym domu, świeci się światło? - spytał Blake, który, między innymi, znalazł budynek.

Zamaskowani mężczyźni wyglądali na mocno wkurzonych. Zauważyli swój błąd, więc milczeli zamiast dyskutować. Pokazali tym samym, że chłopak ma rację i powinni bardziej się ukryć.

-Odzyskaliśmy to co nasze, więc was zostawiamy. Zabierzemy jednak te klamki, chyba nie są wam już potrzebne - David wyciągnął zza ich pasa 2 pistolety i amunicję.

-To my ich zwiążemy - zaoferowały bałwanki.

-Okej. Pewnie ich ludzie i tak zaraz tu po nich przyjadą, bo nie będzie z nimi kontaktu. Biorę wasze telefony i karty. Trochę sobie jednak poczekacie - Carbo krzywo się do nich uśmiechnął przez maskę.

-Jak się czujesz? - siwowłosy dopytywał kobietę.

-Nie najlepiej.. - osunęła się w jego rękach.

-Ej! Ona zemdlała - wziął ją na ręce i ruszył w stronę wyjścia. - Zabieramy się stąd. A wam nie ujdzie to na sucho - splunął pod nogi związanym mężczyznom.

-Spierdalajcie - dostał w odpowiedzi.

Wyszli na zewnątrz, a Laborant już pod nich podjechał. Otworzył im drzwi, aby ułatwić odjazd.

-Uznałem, że sobie poradzi.. - nie skończył, bo ujrzał Heidi w ramionach Erwina. - Co jej jest? Wchodźcie, zawieziemy ją na szpital.

-Na szczęście ego im pozwoliło na przetrzymywanie jej we dwóch. Co za debilizm - podsumował Chase ładując się do pojazdu razem z innymi.

-Heidi? - pastor próbował obudzić dziewczynę klepiąc ją po policzkach. - Heidi obudź się. Proszę Cię, nie z takich opresji wychodziłaś cało.

Dziewczyna pomału otworzyła oczy. Była spięta. Rozejrzała się wokół i wyluzowała się, widząc, że znajduje się wśród swoich.

-Dziękuję.. - wyszeptała i zamknęła oczy.

-Ej, nie znowu - Erwin złapał jej głowę i delikatnie nią potrząsnął.

-Spokojnie, ja nie śpię - odpowiedziała leżąc mu na kolanach.

-Jedziemy na szpital, zaraz Ci pomogą i wszystko będzie okej.

-Erwin robisz coś później? - spytał po chwili Carbo.

-Idę spać, bardzo długo jestem na nogach. A co chciałeś?

-Musimy się zająć planowaniem.

-Aa, jasne. To trochę pośpię i zadzwonię rano, jak się obudzę. Ty też mógłbyś odpocząć.

-To jesteśmy umówieni. W sumie mógłbym zamówić sobie coś ciepłego do jedzenia i się zdrzemnąć. Labo zatrzymaj się tu na chwilę. Bardzo nas dużo, lepiej pojedźcie dalej sami. My udamy się na aparty. Trzymaj się Heidi - ścisnął jej rękę i wyszedł z auta wraz z Blakiem i Chasem.

Na szpital podjechali we czwórkę. Erwin zabrał dalej słabą Heidi na ręce i pożegnał Browna oraz Quinna.

-Poradzimy sobie. Możecie jechać - odwrócił się do nich i ruszył w kierunku sal operacyjnych.

-Witam, proszę położyć panią na łóżku - polecił medyk widząc pastora niosącego dziewczynę. - Co się stało?

-W skrócie zostałam porwana. Ogłuszyli mnie, a później chyba się wychłodziłam leżąc na podłodze. Dosyć długo nie mogłam się ruszyć - oznajmiła Heidi.

-Jakie części ciała panią bolą? - lekarz dalej prowadził diagnozę, sprawdzając jej źrenice.

-Ręce mnie bardzo szczypią, ale to nic poważnego. Dostałam w głowę, nie wiem czy nie mam wstrząsu.

-Okej, to zabieram panią na rentgen. Pan musi poczekać na zewnątrz.

-Erwin - złapała go za rękaw, kiedy wyjeżdżała z sali. - Zadzwoń do Summer i powiedz, że tutaj jestem. Chyba się martwiła, bo coś o niej mówili jak przeglądali mój telefon.

-Jasne. Pomagała razem z resztą w poszukiwaniach. Pewnie jest teraz z Twoim tatą. Będziesz zła jeśli pojadę do mieszkania, jak się tu zjawi? - kichnął.

-Nie, musisz odpocząć. Poproś kogoś o leki na to przeziębienie - dodała na odchodne.

Pastor posłuchał się jej i rzeczywiście zabrał od medyków parę tabletek. Powiadomił Summer o stanie Heidi i poczekał aż ta się pojawi, aby udać się do domu. Kiedy już udało mu się trafić do swojego pokoju, położył się pod kocem i od razu odpłynął do krainy snów.




Tymczasem Labo podjechał z Liamem pod garaż obok apartamentów. Wszyscy z ekipy byli już czymś zajęci. Większość poszła spać. Niektórzy pojechali opiekować się Heidi na szpital. Oni zaś nie mieli już na nic siły. Weszli do mieszkania Liama i zamknęli za sobą drzwi.

-A co z moją kawą? - Brown nagle obrócił się do chłopaka z zawiedzioną miną.

-Naprawdę chcesz kawy?

Liam w odpowiedzi pokiwał szybko głową.

-Obiecałeś.

-Mogę Ci zaparzyć, jak masz coś w kuchni.

-Okej. Ja idę do sypialni się przebrać.

Labo udał się do kuchni. Zaczął przeglądać szafki w poszukiwaniu szklanek. Kiedy je znalazł wyciągnął urocze naczynie w śnieżynki. Nalał wody do czajnika i odmierzył odpowiednią ilość składników do kubka. W oczekiwaniu na ciepłą wodę rozejrzał się wokół.

Pomieszczenie było małe, ale przestronne. Magnesy na lodówce wskazywały na to, że Liam sporo podróżował. Na półce stało parę książek - biografie mniej znanych Michaelowi ludzi.
Brown dalej był dla niego tajemnicą. To mu się w nim najbardziej podobało. Zazwyczaj poznawał osoby, które łatwo było odczytać. On zaś lubił rozpracowywać ludzkie charaktery.

Czajnik wydał z siebie dźwięk, który świadczył o zakończeniu pracy. Zalał kubek wrzątkiem i przypomniał sobie, że nie wie jaką Liam pije kawę. Postanowił nie zgadywać i po prostu go o to zapytać. Ruszył do sypialni i zapukał, nie chcąc go stawiać w niezręcznej sytuacji.

Nikt mu nie odpowiedział. Pomału uchylił drzwi i zobaczył ciemnowłosego leżącego na pościeli z zamkniętymi oczami. Był w samych spodniach. Wyglądał jakby siadł na łóżku i osunął się, zasypiając w takiej pozycji. Quinn był zdziwiony z jaką prędkością jego przyjaciel potrafił zapaść w sen. Widząc go zapomniał o kawie czekającej w kuchni na blacie. Zdjął z siebie bluzę i delikatnie wszedł do niego na łóżko. Poprawił pozycję Liama i przykrył ich kocem. Zdjął z jego oczu kosmyk włosów. Przyciągnął go do siebie, po czym wtulił się w niego od tyłu. Poczuł jego zapach i jeszcze bardziej się odprężył. Zamykając oczy uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony. Pocałował go w szyję na dobranoc. Zasnął obejmując Liama w pasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro