Sen
Chłopcy latali helikopterem nad najczęstszymi miejscami do tortur. Sprawdzili już większość terenu i zaczęli się obawiać, że ominęli swój cel, przez wysokość z jaką obserwowali miasto. Było ono dosyć spore a Heidi mogła być dosłownie wszędzie. Kui nie dowiedział się nic, co wskazywałoby na porywaczy.
-Mam nadzieję, że bałwanki są blisko, bo my już na pewno to minęliśmy - stwierdził Erwin - Nie ma opcji, że gdzieś nas nie było.
-Dia zadzwoń do Kuia ile mamy mniej więcej czasu - Carbo sam nie mógł tego zrobić, bo sterował.
-Jasne, już dzwonię.
W momencie rozpoczęcia przez nich rozmowy do Erwina zadzwonił telefon.
-Hej, Chase. Macie coś? - zaczął kaszleć. - Ej chłopaki! - próbował krzyczeć, ale wyszedł z tego bardziej odgłos starego dziadka.
-Stary, spokojnie, bo Ci płuca wypadną - odezwał się Nicollo.
-Haha. Bardzo śmieszne. Tobie prędzej od tych fajek - zripostował go - Bałwanki coś znalazły. Dia, przy okazji powiedz Kuiowi, że podeślą mu też GPSa - zwrócił się do dredziarza rozmawiającego z chińczykiem.
Chłopak spełnił jego prośbę. Postanowili szybko zmienić środek transportu na sultana. Po cichu podjechali na wskazany punkt. Zastali tam Chase'a z kolegami. Wspólnie podeszli niżej, pod podejrzany budynek. Zostawili za sobą auta, aby nie zwracać niczyjej uwagi odgłosami silników. Obok domu stał samotny samochód, nie należący do nikogo, kogo znali. W środku drewnianej chaty paliło się liche światło. Podzielili się i wybrali pięć osób, które podejdą pod okna i wejście, aby nasłuchiwać.
-Dobra. Ja, Erwin, David, Chase i Blake tam idziemy. Wy najlepiej stąd odejdźcie. Jeśli nam się nie uda, to będą przeszukiwać teren. Może niech Liam i Labo zabiorą sultana i ustawią go tam - Carbo wskazał na dosyć ustronne pole za drzewami. - Jak zobaczycie, że wychodzimy z Heidi lub ona sama wyjdzie, to szybko pod nas podjedziecie i uciekniemy. W przeciwnym razie nie zbierajcie nas. Raczej nam się uda. Reszta z was niech się rozjedzie - spojrzał na pozostałych.
Wszyscy ustawili się na swoich pozycjach. Klęczeli pod oknem oraz przy drzwiach. W środku usłyszeli jak porwana dziewczyna rozmawia z dwoma innymi, zmodulowanymi głosami. Chwilę rozmawiali szeptem pod wejściem. Ustalili, że wchodzą do środka. Mieli nadzieję, że głosy które słyszą są jedynymi w pomieszczeniu. Na znak Carbonary wpadli do środka i złapali zaskoczonych napastników, celując do nich z naładowanych broni.
-Jakim cudem nas znaleźliście?! - zaczął krzyczeć jeden z nich, nie ruszając się jednak.
Erwin podbiegł do Heidi i zaczął rozwiązywać jej ręce. Dziewczyna była bardzo słaba. Na jej twarzy pojawiły się nowe siniaki i nacięcia na wargach. Widać było, że stawiała słowny opór porywaczom, za co najwidoczniej obrywała. Knuckles podtrzymał ją, żeby się nie przewróciła i pomógł jej wstać.
-Nie byłoby dla was dziwne jeśli spotkalibyście odpalone auto, na totalnym bezludziu w lesie, a obok, w opuszczonym domu, świeci się światło? - spytał Blake, który, między innymi, znalazł budynek.
Zamaskowani mężczyźni wyglądali na mocno wkurzonych. Zauważyli swój błąd, więc milczeli zamiast dyskutować. Pokazali tym samym, że chłopak ma rację i powinni bardziej się ukryć.
-Odzyskaliśmy to co nasze, więc was zostawiamy. Zabierzemy jednak te klamki, chyba nie są wam już potrzebne - David wyciągnął zza ich pasa 2 pistolety i amunicję.
-To my ich zwiążemy - zaoferowały bałwanki.
-Okej. Pewnie ich ludzie i tak zaraz tu po nich przyjadą, bo nie będzie z nimi kontaktu. Biorę wasze telefony i karty. Trochę sobie jednak poczekacie - Carbo krzywo się do nich uśmiechnął przez maskę.
-Jak się czujesz? - siwowłosy dopytywał kobietę.
-Nie najlepiej.. - osunęła się w jego rękach.
-Ej! Ona zemdlała - wziął ją na ręce i ruszył w stronę wyjścia. - Zabieramy się stąd. A wam nie ujdzie to na sucho - splunął pod nogi związanym mężczyznom.
-Spierdalajcie - dostał w odpowiedzi.
Wyszli na zewnątrz, a Laborant już pod nich podjechał. Otworzył im drzwi, aby ułatwić odjazd.
-Uznałem, że sobie poradzi.. - nie skończył, bo ujrzał Heidi w ramionach Erwina. - Co jej jest? Wchodźcie, zawieziemy ją na szpital.
-Na szczęście ego im pozwoliło na przetrzymywanie jej we dwóch. Co za debilizm - podsumował Chase ładując się do pojazdu razem z innymi.
-Heidi? - pastor próbował obudzić dziewczynę klepiąc ją po policzkach. - Heidi obudź się. Proszę Cię, nie z takich opresji wychodziłaś cało.
Dziewczyna pomału otworzyła oczy. Była spięta. Rozejrzała się wokół i wyluzowała się, widząc, że znajduje się wśród swoich.
-Dziękuję.. - wyszeptała i zamknęła oczy.
-Ej, nie znowu - Erwin złapał jej głowę i delikatnie nią potrząsnął.
-Spokojnie, ja nie śpię - odpowiedziała leżąc mu na kolanach.
-Jedziemy na szpital, zaraz Ci pomogą i wszystko będzie okej.
-Erwin robisz coś później? - spytał po chwili Carbo.
-Idę spać, bardzo długo jestem na nogach. A co chciałeś?
-Musimy się zająć planowaniem.
-Aa, jasne. To trochę pośpię i zadzwonię rano, jak się obudzę. Ty też mógłbyś odpocząć.
-To jesteśmy umówieni. W sumie mógłbym zamówić sobie coś ciepłego do jedzenia i się zdrzemnąć. Labo zatrzymaj się tu na chwilę. Bardzo nas dużo, lepiej pojedźcie dalej sami. My udamy się na aparty. Trzymaj się Heidi - ścisnął jej rękę i wyszedł z auta wraz z Blakiem i Chasem.
Na szpital podjechali we czwórkę. Erwin zabrał dalej słabą Heidi na ręce i pożegnał Browna oraz Quinna.
-Poradzimy sobie. Możecie jechać - odwrócił się do nich i ruszył w kierunku sal operacyjnych.
-Witam, proszę położyć panią na łóżku - polecił medyk widząc pastora niosącego dziewczynę. - Co się stało?
-W skrócie zostałam porwana. Ogłuszyli mnie, a później chyba się wychłodziłam leżąc na podłodze. Dosyć długo nie mogłam się ruszyć - oznajmiła Heidi.
-Jakie części ciała panią bolą? - lekarz dalej prowadził diagnozę, sprawdzając jej źrenice.
-Ręce mnie bardzo szczypią, ale to nic poważnego. Dostałam w głowę, nie wiem czy nie mam wstrząsu.
-Okej, to zabieram panią na rentgen. Pan musi poczekać na zewnątrz.
-Erwin - złapała go za rękaw, kiedy wyjeżdżała z sali. - Zadzwoń do Summer i powiedz, że tutaj jestem. Chyba się martwiła, bo coś o niej mówili jak przeglądali mój telefon.
-Jasne. Pomagała razem z resztą w poszukiwaniach. Pewnie jest teraz z Twoim tatą. Będziesz zła jeśli pojadę do mieszkania, jak się tu zjawi? - kichnął.
-Nie, musisz odpocząć. Poproś kogoś o leki na to przeziębienie - dodała na odchodne.
Pastor posłuchał się jej i rzeczywiście zabrał od medyków parę tabletek. Powiadomił Summer o stanie Heidi i poczekał aż ta się pojawi, aby udać się do domu. Kiedy już udało mu się trafić do swojego pokoju, położył się pod kocem i od razu odpłynął do krainy snów.
Tymczasem Labo podjechał z Liamem pod garaż obok apartamentów. Wszyscy z ekipy byli już czymś zajęci. Większość poszła spać. Niektórzy pojechali opiekować się Heidi na szpital. Oni zaś nie mieli już na nic siły. Weszli do mieszkania Liama i zamknęli za sobą drzwi.
-A co z moją kawą? - Brown nagle obrócił się do chłopaka z zawiedzioną miną.
-Naprawdę chcesz kawy?
Liam w odpowiedzi pokiwał szybko głową.
-Obiecałeś.
-Mogę Ci zaparzyć, jak masz coś w kuchni.
-Okej. Ja idę do sypialni się przebrać.
Labo udał się do kuchni. Zaczął przeglądać szafki w poszukiwaniu szklanek. Kiedy je znalazł wyciągnął urocze naczynie w śnieżynki. Nalał wody do czajnika i odmierzył odpowiednią ilość składników do kubka. W oczekiwaniu na ciepłą wodę rozejrzał się wokół.
Pomieszczenie było małe, ale przestronne. Magnesy na lodówce wskazywały na to, że Liam sporo podróżował. Na półce stało parę książek - biografie mniej znanych Michaelowi ludzi.
Brown dalej był dla niego tajemnicą. To mu się w nim najbardziej podobało. Zazwyczaj poznawał osoby, które łatwo było odczytać. On zaś lubił rozpracowywać ludzkie charaktery.
Czajnik wydał z siebie dźwięk, który świadczył o zakończeniu pracy. Zalał kubek wrzątkiem i przypomniał sobie, że nie wie jaką Liam pije kawę. Postanowił nie zgadywać i po prostu go o to zapytać. Ruszył do sypialni i zapukał, nie chcąc go stawiać w niezręcznej sytuacji.
Nikt mu nie odpowiedział. Pomału uchylił drzwi i zobaczył ciemnowłosego leżącego na pościeli z zamkniętymi oczami. Był w samych spodniach. Wyglądał jakby siadł na łóżku i osunął się, zasypiając w takiej pozycji. Quinn był zdziwiony z jaką prędkością jego przyjaciel potrafił zapaść w sen. Widząc go zapomniał o kawie czekającej w kuchni na blacie. Zdjął z siebie bluzę i delikatnie wszedł do niego na łóżko. Poprawił pozycję Liama i przykrył ich kocem. Zdjął z jego oczu kosmyk włosów. Przyciągnął go do siebie, po czym wtulił się w niego od tyłu. Poczuł jego zapach i jeszcze bardziej się odprężył. Zamykając oczy uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony. Pocałował go w szyję na dobranoc. Zasnął obejmując Liama w pasie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro