Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przesłuchanie

Erwin poprosił Carbonarę, który przyszedł około 30 minut po sms'ie o swój telefon, jakąś gazetę, aby być na bieżąco oraz normalne ubrania.
Nicollo wyglądał zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Miał na głowie swój kapelusz, a na ramionach hawajską koszulę. Cienie pod oczami były mniej zauważalne.

-A mogę Ci przynieść coś ładnego, co ja wybiorę? Nie chcę nawet patrzeć na Twoje ciuchy.

-Już daj mi spokój. Nie ubieram się aż tak źle - przewrócił oczami.

-Dobra, dobra. Nie będę się kłócił tylko dlatego, że jeszcze działa Twoja taryfa ulgowa. A teraz już lepiej odpocznij.

-Nie jestem zmęczony.

-No to daj mi chwilę, tylko przekażę Capeli, że się obudziłeś. Jesteś w stanie zeznawać? Pamiętasz wszystko?

-Chyba tak.. - odpowiedział niepewnie. - Do momentu w którym zacząłem się wykrwawiać.

-Nie przypominaj mi o tym więcej.

-Oo, martwiłeś się? To tak jak.. San - zmienił szybko wersję, ale Carbo na szczęście tego nie zauważył, bo wybierał numer do Dante.

-Oj, przestań. Nie jesteś pępkiem świata - choć chłopak rzeczywiście przeraźliwie bał się o życie przyjaciela, ale nie chciał się nad nim rozczulać. - Idę zadzwonić.

Erwin postanowił zachować informację o wizycie policjanta dla siebie. Nie do końca rozumiał czemu, ale pomyślał, że to dla dobra Włocha. Gdyby ekipa się dowiedziała kogo wpuścił, raczej nie byliby zadowoleni. Wręcz mogliby stracić do niego zaufanie. Kolejnym z powodów mógł być fakt, że 05 już oberwał za to, że chciał go zobaczyć. Nie musiał drugi raz tego przeżywać. "Czasami mógłby być mniej uparty." - pomyślał sobie w duchu.

Carbonary długo już nie było, a pastorowi kleiły się oczy. Po dosyć dłuższej walce z powiekami poddał się i zasnął.


-Skąd się wziąłeś? - ostro zapytał Labo siedzącego przed nim chłopaka z mocno widocznymi kośćmi policzkowymi. Sam w ręku trzymał nóż, a na stole znajdującym się za nimi leżała jego naładowana broń.

Ten nie odpowiadał i chytro się uśmiechnął.

-Mam już Ciebie dosyć! - wrzasnął wymierzając mu następny cios w brzuch.

Próbował go przesłuchiwać już od godziny. Wcześniej zamknął go w piwnicy i poszedł porozmawiać z Kuiem. Zostawił przy drzwiach Doriana, choć nie był pewny tej decyzji, ale nic złego się nie wydarzyło.

Zastanawiał się, jaki był cel działania tego człowieka. Nie wyglądał na ogarniętego. Dał się mu złapać, bo źle skręcił w uliczkę. Laborant zabrał mu wszystkie groźne przedmioty. Najbardziej zdziwiła go ilość noży przechowywanych w butach napastnika. Próbował wytłumaczyć sobie w jaki sposób nie zrobił krzywdy swoim kostkom.

-Jesteś jebanym npctem, jak rolnicy! Po cholere dźgałeś pastora, nawet nie mając do tego motywu.

-Miałem - odpowiedział plując pod jego nogi.

-Oo, jednak mówisz. Dobrze wiedzieć, bo już miałem Ci dawać spokój. Ale skoro się odzywasz.. - zerknął z iskierkami w oczach w stronę związanego mężczyzny i przysunął sobie taboret. - To powiesz mi może dla kogo pracujesz - rzekł pytająco, pomału przerzucając oczy na nóż w rękach i przesuwając palcem po ostrzu.

Chłopak nie wyglądał na zachwyconego tym co usłyszał. Zdał sobie sprawę, że gdyby do końca trzymał gębę na kłódkę to oprawca dał by mu spokój. Na pewno by go nie zabił, o co na początku się martwił.

-W sumie nawet nie wiem dla kogo pracuję. Dostałem polecenie i pieniądze to skorzystałem. Prosta robota. Wbić nóż, nie zabijając. Pastor dodatkowo ułatwił mi to organizując Mszę. No ale mnie złapałeś - podniósł zrezygnowany wzrok z podłogi. - Możesz mnie już puścić? Nie sprzedam sam siebie na psach i wiem, że Ty mnie tam nie weźmiesz. Nie mam dla Ciebie istotnych informacji. Mówię szczerze.

-Niby Ci ufam, ale jednak trochę nie - po dłuższej chwili odezwał się Labo. - A gdybym tak zostawił Ci parę tatuaży? - zaczął schodzić do pozycji klęczącej przy czarnowłosym 20-paro latku. - Trochę szkoda byłoby skrzywdzić tak ładną buzię - powiedział przykładając delikatnie zimne narzędzie do jego policzka.

Chłopak zerknął w oczy Laborantowi, nie ruszając głową nawet o milimetr. Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka od temperatury noża.

-Mogę Cię naprowadzić na pewien trop, ale mógłbyś już mnie zostawić.

Laborant odsunął się od niego.

-Brzmi ciekawie. Pozwól, że sam ocenie na ile przydatna będzie ta informacja.

-Okej.. Ogólnie niedawno się tu pojawiłem, więc nie wiem jak co działa. Pierwszy raz ktoś mnie porywa, także możesz czuć się wyróżniony. - Labo uśmiechnął się mimowolnie.- Byłem głodny, a znajomi polecili mi tę włoską knajpę. Gadali tam o Knucklesie jaki to on nie jest głupi itp.

-Typowo.

-Widzę, że macie jakiś konflikt.

-Nie można tak tego nazwać. Oni nas nie lubią, bo wszystko robimy pierwsi. To nie nasza wina, że są beznadziejni.

-Przydatna informacja. Jedzenie też mają ohydne. Albo to po prostu nie mój klimat.

Laborant musiał przyznać, że zaczyna go lubić. Może rzeczywiście ktoś od nich mu zaoferował robotę. Skoro nie znał wcześniej Erwina, wystawili go na głęboką wodę.

-Zdajesz sobie sprawę, że tamci Ciebie wkopali, bo sami są za głupi, żeby nawet próbować z nami konkurować? Ile Ci zaoferowali?

-10 kafli.

Laborant gorzko się zaśmiał.

-Co za chuje - dalej mówił, próbując powstrzymać chichot.

-Niedobra cena ?

-Tragiczna. Dobra, nie chce mi się już - zaczął przecinać liny, krępujące chłopaka. - Tylko nic nie kombinuj i tak nie masz co zrobić. Daj mi swój numer. Spodobałeś mi się. Nie Twoja wina, ze ci idioci są tacy przetrzymani. Wstawaj - podał mu rękę.

-Dzięki - podniósł się i otrzepał ubrania z trocin i kurzu. Lekko się skrzywił i podniósł koszulkę do góry. - To było konieczne ?

-Nie odpowiadałeś mi na pytania. Siedzimy tu od ponad godziny - dodał zerkając na swoją dłoń, gdzie wisiał zegarek. - Fajne masz szlaczki - chwycił jego nadgarstek.

-Najlepszy autograf jaki dostałem. Mogę podpis na czole ? - zaśmiał się podnosząc z niego grzywkę.

-Poczekaj, znajdę długopis -odpowiedział na zaczepkę, otwierając drzwi. - Wszystko okej Dorian. Mocny z niego zawodnik. W sumie trafił do złych ludzi, bo nie wie kto rządzi na mieście. Jak będzie chciał to mu pokażę lepsze partie - odwrócił się do uśmiechniętego chłopaka. - Jak masz tak w ogóle na imię ?

-Liam Brown.

Wyszli z budynku i we dwójkę zapakowali się do auta. Dorek został w środku, bo przyjechał swoim autem, a kończył jeść spaghetti.

-To co pierwsze chciałbyś zobaczyć ? - zapytał się Liama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro