Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przejażdżka

-Zapiąłeś pasy? - spytał Laborant Liama siedzącego obok, na miejscu pasażera.
Pędzili po Los Santos z prędkością przynajmniej 180 mil.

-Nie.

-To lepiej się trzymaj! - wykrzyczał kierowca wjeżdzając z ogromną prędkością na rampę i wylatując w powietrze.

Na ich szczęście wylądowali na 4 kółkach.

-Wohoo! Ale zajebiście! - wyszedł z auta nabuzowany adrenaliną. - To niesprawiedliwe, że Erwin ma go na co dzień - powiedział Liamowi wskazując na zentorno, które pożyczyli.

Pożyczyli to może za dużo powiedziane. Pastor nie miał pojęcia, że poruszali się jego autem, ale raczej nie będzie zły jak się o tym dowie. Michael miał przynajmniej taką nadzieję. Obiecał sobie zapłacić za wszelkie naprawy, byleby oddać mu go w idealnym stanie. Podszedł do opuszczonej szyby przy siedzeniu nowego znajomego.

-Wszystko okej? - spytał zmartwiony.

Liam dalej miał na ciele ślady po przesłuchaniu. Nie czuł się też najlepiej i miał nienaturalny kolor skóry.

-Średnio. Trochę już jestem zmęczony.

-Czemu wcześniej nie mówiłeś? - spytał Labo, otwierając drzwi i klękając przy nim.

-Bo bardzo przyjemnie oprowadzasz po mieście. Ani razu nie poczułem, że chciałbym już wracać do mieszkania.

Quinn przewrócił oczami, zbyt przejęty tym, że nie zauważył złego samopoczucia chłopaka. Miał przeczucie, że będzie z niego człowiek i nie chciał jakkolwiek go zrazić do ich ekipy.
Lekko odsunął jego kurtkę i spojrzał na niego pytająco. Tamten tylko usiadł wygodniej, udostępniając mu dostęp do jego ran. Labo delikatnie uniósł podkoszulkę Liama. Jego oczom ukazał się bardzo posiniaczony brzuch. Nie wyglądał on najlepiej. Ślady przybrały różnych kolorów, ale najbardziej nie podobał mu się ten blisko żeber.

-Nie wiem, czy nie powinieneś zobaczyć się z jakimś medykiem - rzekł patrząc mu w jego czekoladowe oczy. - Możesz mieć złamane żebra.

-Czyli zostawiłeś mi kolejną pamiątkę ? - zażartował. - Ależ jesteś dobroduszny.

-Przepraszałem Cię już. Gdybyś tak ładnie odpowiadał na pytania jak ładną masz buzię to nie byłoby takiego problemu - dogryzł mu, a jednocześnie sprawił, że tamten się zarumienił. Laborant wstał zanim to dostrzegł.

-Dzwonię do Heidi. Wywalili ją z EMSu ale dalej jest w stanie ocenić czy masz coś złamane - mówił dalej, wyszukując jej numer w kontaktach. - Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę.

-Nigdzie się nie wybieram rajdowcu.

Przez ostatnie 3 godziny jeździli po mieście tak jak mu to obiecał Michael. Opowiadał mu on o wszystkich gangach, policjantach oraz członkach jego własnej ekipy. Nie mówił o nich za dużo, dalej trzymając go na zrozumiały dystans. Jednak bardzo przyjemnie spędzało im się czas i Liam nie chciał znowu zostawać sam. Przed ich skokiem zaczęli oglądać ciekawe uliczki do ucieczek.
Miał cichą nadzieję, że Heidi będzie musiała się nim dłużej zająć i Labo zostanie z nim przez to. Może było to lekko nielogiczne, ale w końcu po paru miesiącach poznał kogoś, z kim czuje się swobodnie. Co prawda ich znajomość zaczęła się od solidnych ciosów w brzuch, ale wydawało mu się, że może być brany pod uwagę jako ich nowy członek. Cieszył się z tego niezmiernie, bo wreszcie przestałby się czuć jak wyrzutek.

-Zaraz mamy przyjechać na BSa - poinformował go Laborant, zamykając mu drzwi i idąc w stronę swoich. - Możesz ustawić mi GPSa skoro już wiesz co gdzie jest.

-Już ustawiam przewodniku.

-Jakie jeszcze masz dla mnie pseudonimy? - zapytał rozglądając się po drodze i wyjeżdżając z parkingu.

-Hmmmm. Daj mi chwilę do namysłu - czarnowłosy chłopak udawał zamyślonego. - Na przykład włamywacz - uśmiechnął się karcąco.

-Błagam tylko nie mów mu o tym - odparł zaciskając mocniej ręce na kierownicy. - Jak coś to my go odzyskaliśmy od złodzieja, a teraz nim jeździmy, bo go pilnujemy.

-Jasne złodzieju - zaśmiał się i skręcił z bólu. - Kurcze, chyba jednak coś mi jest.

Labo spojrzał kątem oka na chłopaka.

-Trzymaj się, zaraz dostaniesz jakieś prochy, jak będzie trzeba.

-Spoko - oparł się głową o szybę.

Kierowca widząc to zwolnił i starał się mniej wpadać w poślizgi.

-Cześć Heidi.

-Hej. Kim jest Twój kolega ?

-Nie poznajesz ? - zapytał, pomagając mu wysiąść z samochodu. - To sprawca ostatniego zamieszania, ale już sobie to wyjaśniliśmy.

-Mhm - odpowiedziała, ale wyglądała na trochę niezadowoloną z obrotu spraw.

Czasami dziewczyna za bardzo się przejmowała nawet najmniejszymi szpileczkami wbitymi przez innych.

-Kui Ci nie powiedział? - w odpowiedzi dostał przeczące pokręcenie głową. - No trudno, potem Ci opowiem. Najpierw się nim zajmij, proszę.

-Dobra. Wchodźcie - powiedziała, wyciągając z kieszeni klucze do zaplecza i otwierając im drzwi.

-Złodzieje przodem - machnął ręką Liam przed Laborantem i spróbował się schylić, ale przez brzuch mu się to nie udało i tylko się skrzywił.

-Ty już lepiej nic nie mów - Labo wepchnął go pierwszego do środka i pomógł mu wejść na blat. - Trzeba zobaczyć co z jego brzuchem. Nie wiem czy sobie czegoś nie złamał.

-Chyba czy Ty mi czegoś nie złamałeśś - syknął, bo dziewczyna zaczęła dotykać go zimnymi dłońmi po brzuchu i klatce piersiowej.

-Weź głęboki oddech.

Liam posłusznie zrobił to, o co go poprosiła. Odczuł ból, ale nie uważał go za wielki. Był do wytrzymania. Bardziej czuł się zmęczony i chciał już odpocząć.

-Wydaje mi się, że nie trzeba będzie jechać do szpitala. Muszę tylko pojechać dla niego po zimne okłady i leki przeciwbólowe. Trochę to zajmie zanim przestanie Cię boleć.. - Heidi uświadomiła sobie, że nie zna jego imienia.

-Liam - podpowiedział.

-Liam, jasne. To ja zaraz wracam.

Kiedy wyszła Labo ściągnął chłopakowi koszulkę i zaczął się rozglądać za apteczką w szafkach. Postanowił już teraz dać mu zimny okład jeśli takowy posiadali. Liam tylko wodził za nim wzrokiem, nie odzywając się.

-Znalazłem - powiedział, i przyłożył mu zimną torebeczkę do pobitej skóry. Brown znowu się wygiął od różnicy temperatur. Wkładając palce pod dłonie chłopaka odebrał od niego okład.

-Dzięki doktorku - uśmiechnął się zalotnie.

-Poczekamy na nią i odwiozę Cię do mieszkania.

-Mam Ci zdradzić mój adres?

-No chyba, że wolisz tłuc się na nogach, sam, jak palec.

Liamowi nie spodobała się ta wizja. Był padnięty i tylko marzył o położeniu głowy na chłodnej poduszce.

-Chyba jednak Ci go podam.

-Tak właśnie myślałem - rzekł i podał mu koszulkę, gdy usłyszał auto za BurgerShotem. - Wstawaj, odbierzemy od niej leki i idziesz spać.

-Tak jest doktorze! - zasalutował.

-Dziękuję za pomoc Heidi - zwrócił się do kobiety, która przekazała mu reklamówkę tabletek i okładów. - Co teraz robisz?

-Jadę po pastora, bo zostawiłam go na chwilę na apartamentach, kiedy zadzwoniłeś - odpowiedziała zamykając za nimi drzwi na klucz. - Spał, ale obawiam się, że Carbo już może szykować dla mnie grób. Jeśli on stamtąd wyszedł to mam przejebane - szybko ruszyła w stronę swojego samochodu i odjechała kawałek dalej.

-Powodzenia! Miło mi było Cię poznać!

-To nie jest zabawne Labo! - odkrzyknęła i zniknęła z ich pola widzenia.

-Przepraszam, że tak namieszałem - powiedział smutno Liam, stojący za nim.

-Ej, nie przejmuj się - odwrócił się do niego Laborant i złapał go za ramię. - Po prostu musisz robić rozeznanie zanim podejmiesz taką decyzję.

-Miałem gorszy czas ostatnio. Mam nadzieję, że jakoś się wszystko naprawi.

-Spokojnie, daj sobie czas. Chodź - otworzył mu drzwi do zentorno. - Potrzebujesz energii na następne dni.

Odwiózł go pod blok.

-Widzimy się jutro. Napisz jak wstaniesz - dał mu swoją wizytówkę.

-Dzięki. Do jutra - poszedł do windy.

Laborant poczekał aż tamten wejdzie do środka. "Z niego jeszcze będą ludzie" - pomyślał. "Tylko trzeba go dobrze oprowadzić po tym biznesie." Postanawiając to, pojechał dalej cieszyć się skradzionym zentorno, póki może.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro