Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podejrzenia

Liam i Michael czekali sami w celach. Nie wiedzieli nawet na co. Montanha zostawił ich tam bez słowa. Oni też się nie odzywali. Nie chcieli dać mu satysfakcji z tego zatrzymania. Zaś kiedy opuścił pomieszczenie, w którym się znajdowali, zaczęli nawzajem wyzywać na to co zrobił. Kiedy już pokrzyczeli i wypuścili na zewnątrz negatywne emocje, zapadła znowu cisza.

-Przepraszam - powiedział nagle Labo.

Siedzieli na podłogach, w celach obok siebie i gdyby nie ściana między nimi, oparli by się o siebie plecami.

-Za co?

-To przeze mnie tu jesteśmy. Zgodziłem się na bycie ochroniarzem. Ciebie zgarnąłem ze sobą. Bądź ochroną mówili.. Będzie fajnie mówili.. - parsknął.

-Nie wytrzymam już.

Liam podniósł się. Zaczął rozsznurowywać swojego buta. Quinn nie widział co chłopak robi, mógł jedynie nasłuchiwać. Ostry dźwięk przeszył jego uszy. Na skórze poczuł dreszcze.

-Co Ty robisz? - spytał zdezorientowany.

Brown nie odpowiedział. Jedynie kontynuował czynność, która nie była przyjemna dla ucha. Nagle po prostu stanął przed kratami, za którymi siedział Laborant. Ten nie do końca wierzył, że chłopak serio to zrobił. Liam podszedł do wieszaka z kluczami, gdzie policjant wcześniej je odłożył. Zabrał pęczek i szukał dobrego numeru. Kiedy znalazł, podszedł do celi i włożył go do zamka. Zaś ostrze, którym się uwolnił schował do swoich spodni.

-Za co pan siedzi? - spytał subtelnie.

Labo nie zdążył mu odpowiedzieć, bo chłopak już niecierpliwie przekręcił kluczyk. Wszedł do środka. Stanął bardzo blisko niego, jednak łączyły ich tylko oddechy.

-Nigdy więcej mnie za coś takiego nie przepraszaj - wyszeptał.

Objął rękami jego szyję, spojrzał na niego swoimi czekoladowymi oczami i wpił się w jego usta. Tym razem Quinn szybciej odpowiedział tym samym. Nawet zimne ręce chłopaka sprawiły mu przyjemność. Przyciągnął go bliżej siebie, dalej lekko nie wiedząc co robią. Tym razem pocałunek był delikatniejszy, ale pełen namiętności. Dłonie Liama zaczęły zjeżdżać niżej, po plecach bruneta. Labo zdążył już podciągnąć do góry jego koszulę. Usłyszeli na korytarzu kroki i szybko się od siebie odsunęli. Liam poprawił swoje włosy oraz pomiętą koszulę stojąc na drugim końcu celi.

Do środka, za Gregorym, weszła Heidi. Stanęli jak wryci widząc oba zamki otworzone i chłopaków stojących naprzeciwko siebie, dalej w środku jednej z cel.

-Dobra.. Nie wiem co tu się wydarzyło i dlaczego stoicie tu razem, ale płacicie za naprawę tej kłódki - 05 wskazał na uszkodzoną kratę obok - Idziemy wszyscy do sali przesłuchaniowej - polecił. - Sadząc po tym, że zostaliście tutaj, mając okazję uciec, nie będę was zakuwał. Jeśli któryś wykona jakieś agresywne ruchy w moją stronę to uznam to za napaść na funkcjonariusza. Zrozumiane?

-Myślę, że moi klienci już pokazali, że nie są zamieszani w sprawę. Grzecznie zostali do wyjaśnienia - dziewczyna mimo, że nie znała prawdziwego powodu, wykorzystała go na korzyść jej przyjaciół. - Raczej by to zrobili, gdyby faktycznie coś zrobili.

-Jasne. "Albo właśnie robią sobie idealne podłoże pod niewinność." - pomyślał, ale zostawił to dla siebie.

Montanha wiedział, że to raczej nieprawda, ale nie mógł im tego udowodnić.

-Jakim cudem wyszedłeś? - zwrócił się do Browna z ciekawością, kiedy usiedli przy biurku.

-Mam swoje sposoby - uśmiechnął się chytro.

-Posiadasz coś niebezpiecznego i chciałbyś mi to teraz oddać? - policjant znacząco uniósł do góry swoje brwi, postanawiając, że da mu szansę.

-Tak - bez skrupułów się przyznał.

Wyjął z tylniej kieszeni nóż i rzucił nim na blat. Przejechał on po nim kawałek i zatrzymał się prawie dotykając kamizelkę 05. Dzieliły go od niej milimetry.

-Tylko nie traktuj tego jako atak. Idealnie wymierzyłem tę odległość - zabrzmiał dosyć dumnie.

-Nie doliczę Ci tego, bez obaw. Jeśli serio masz takie dobre obeznanie z takimi przedmiotami to podziwiam - dodał zabierając nóż do woreczka (zachowywał się profesjonalnie przez obecność pani adwokat, choć na co dzień trochę mu się nie chciało). - A byłem pewien, że porządnie sprawdzałem wszystkie kieszenie.

-Dobrze, to jakie mają zarzuty? - kobieta nie była zadowolona z ich zatrzymania.

-Na razie to w sumie tylko rozmowa. Co robiliście dzisiaj przed Mszą? Gdzie się znajdowaliście, z kim?

-Trochę to niezgodne z przyjętymi wymogami, że pozwala pan im tu siedzieć razem, ale odpowiadajcie. Nie będę podważać pana zasad - wymownie odwróciła głowę.

-Byliśmy na BurgerShocie, bo zgłodnieliśmy. Ostatnio ogólnie sporo jemy. Zachłanni z nas ludzie - Laborant mówiąc to ciągle patrzył na chłopaka obok siebie.

-Dokładnie. Może to przez zmęczenie. Sporo się dzieje na mieście. Porwali mnie, słyszał pan? Tragedia.. - obaj mieli podobne tony głosów ~ aroganckie, ale nie aż tak bardzo, żeby je pod takie podciągnąć.

-Ktoś może to potwierdzić? - Gregory dalej zadawał podstawowe pytania, choć już nie widział ich sensu.

-Sam właściciel.

-Mogę zadzwonić do ojca, żeby przyjechał zeznawać - Heidi wyciągnęła komórkę, wiedząc, że w tej sprawie chińczyk zezna, że tam byli. - Nie odbiera. Pozwoli pan, że napiszę mu smsa. Trochę z niego katarynka.

-Proszę bardzo.

Gregory nie był w stanie zrobić nic przeciwko nim. Nie miał żadnego dowodu, oprócz policjanta, który poznał ich po ubraniach. Nie próbował nawet szukać innych argumentów, bo po prostu ich nie było. Nawet chęci mu brakowało. Cokolwiek nie powiedzą to nie ma jak tego sprawdzić. Z tyłu głowy miał też minę pastora, kiedy ich zostawiał na parkingu przed zakonem. Miał nadzieję, że gdy wypuści ich bez zbędnych komentarzy i domysłów to siwowłosy się na niego nie obrazi.

Rozmawiali trochę o życiu, w oczekiwaniu na Kuia. Nic konkretnego, ale Grzesiu pomyślał, że przyjemnie było porozmawiać z kimś innym niż jego jednostka.

-Tak, chłopaki często siedzą na zapleczu i zabierają mi jedzenie - Chak spojrzał na nich z wymuszoną dezaprobatą. Wpuścił go do środka inny policjant.

Jak zawsze zrobili scenkę, żeby LSPD nie miało na nich żadnych podejrzeń. Kui zaczął opowiadać o tym, jak bardzo spadają im zarobki przez to, że niektórzy zabierają za darmo jedzenie w nadmiarze. Na koniec każdy z uśmiechem poszedł w swoją stronę. Montanha już wtedy zaczął zastanawiać się co powiedzieć Erwinowi.

-Heidi? - zatrzymał ją, kiedy już wychodziła na zewnątrz z chłopakami.

-Słucham, panie Montanha.

-Zadzwonisz przekazać księdzu, że wyszli? Wolę już go bardziej nie denerwować.

-Tak, zadzwonię, ale nie dlatego, że o to prosisz - odeszła zostawiając go znowu samego.




-Ile łącznie zebraliśmy?

Razem z zaangażowanymi przeliczali i dzielili zdobyte pieniądze. Pastor stwierdził, że Blush zasłużył na swoją dolę, gdyż bardzo poprawił mu humor. Prawdopodobnie dlatego nie był aż tak wyprowadzony z równowagi. Miał wcześniej wielką nadzieję, że Grzesiu nic nie odwali, a jednak się przeliczył.
Wytłumaczył reszcie zniknięcie ochroniarzy. Nie musiał nawet udawać jak bardzo zły był z tego powodu.

-Jaki on jest irytujący. Czemu on tak właściwie był na tej Mszy? - spytał Carbo.

-Bo pastor mu na to pozwolił - Dia nagle włączył się do rozmowy.

Erwin spojrzał na niego pytająco, ale zaczął się z tego tłumaczyć.

-Zakon to miejsce dla każdego. Poza tym poinformowałem większość z was, że się pojawi.

-Czyli z nim wcześniej rozmawiałeś - drążył.

-No tak. Nie chciał znowu być pobity.

-I tu Twoja kolejna wpadka. Skąd wiesz, że coś mu zrobiliśmy?

Knuckles wydawał się rozproszony. Nie wiedział skąd ta nagła narracja przeciwko niemu.

-O co Ci chodzi, Dia? - wprost zadał mu pytanie.

-O to, że wszyscy mu nie ufamy za wyjątkiem Ciebie, jak widać.

San przypatrywał się im z fotela. Nie wiedział czy powinien się odzywać. W końcu to była jego wina, ale nie miał pojęcia skąd chłopak wiedział o relacji Erwina z Gregorym.

-Ja mu dalej ufam. Może nie tak jak kiedyś, ale to dalej Grzesiek - w końcu się odezwał.

Pastor spojrzał się na niego. Zawarli ze sobą cichą umowę. Erwin musiał mu jakoś wynagrodzić wstawienie się za nim.

-Serio San?

-Tak. Nie wiecie jakie miał intencje i czy wasza reakcja czegoś w nim nie zmieniła. Wiadomo - to dalej policjant, ale ewidentnie nie spodziewał się aż takich konsekwencji z naszej strony. Nie pozwoliliśmy mu nawet odwiedzić Erwina w szpitalu. Ja gdybym pokłócił się z kimś bliskim i nie mógłbym go zobaczyć, kiedy jego życie byłoby na włosku to nieźle bym się wkurwił.

-Może i masz rację.. - nieśmiało przyznał Carbonara.

Na szczęście dalej nie wiedzieli o tamtej wizycie policjanta. San widział jednak, że Dia chciał coś jeszcze dodać. Na szczęście przerwał im dzwonek telefonu.

-Halo? - siwowłosy podniósł go. - O to Ty, Heidi - spojrzał na resztę przekazując im z kim rozmawia. - Udało się? Uf. Dzięki wielkie. Okej. I tak super, że tam pojechałaś - odłożył spowrotem komórkę na biurko. - Mówi, że bez problemu wyszli z komendy, nic im nie udowodnił, nie są poszukiwani. W sumie nic nie stracili oprócz czasu i nerwów. Zaraz tu przyjadą.

-Noi proszę. Zabrał ich tylko do wyjaśnienia - zauważył Włoch.

-Dobra, ale mógł oszczędzić sobie w takim razie tą całą szopkę - przerwał mu pastor. - Przepraszam, wiem że to nie Twoja wina, Sanik. Czekam tylko na telefon od Montanhy. Jak mnie nie przeprosi za przeszkadzanie na Mszy to ma przerąbane.

-Ej Dia, możemy porozmawiać? - Thorinio zmienił temat. Wyglądał jakby coś go nurtowało. - Na osobności. Chodź na chwilę na zewnątrz.



-Ty wiesz, prawda?

Stali już przy cmentarzu. Kątem oka widzieli samochód Heidi wjeżdżający na parking.

-O tym, że wpuściłeś Montanhe do Erwina? Absolutnie nie - odpowiedział zirytowany.

-Skąd..? - nagle przypomniał sobie o jeszcze jednej osobie, która o tym wiedziała. - Sky ?

Dia potwierdził jego obawy kiwnięciem głową.

-Tak myślałem.. - brzmiał na zrezygnowanego.

-To nie jej wina. Uciekaliśmy z banku i samoistnie wyrwał jej się żart o ich relacji. Dobrze wiesz, że ona nie potrafi kłamać. Trochę to wykorzystałem, sorry.

-Taa.. Dzięki, że mnie chociaż nie wkopałeś. Przepraszam, że Ci nie mówiłem, ale byłeś na niego strasznie zły. Wiem, że zalazł nam za skórę, ale dalej traktuję go jak przyjaciela, a każdy zasługuje na drugą szansę.

-Rozumiem. Mam tylko nadzieję, że Erwin coś wyciągnie z tej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro