Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pieniądze

Heidi obudziła się na podłodze w mrocznie oświetlonym pomieszczeniu. Spróbowała się odezwać, ale w ustach poczuła gorzki smak i nie udało jej się wydobyć ani słowa. Miała zakneblowaną buzię, a na języku posmak krwi. Przed oczami migały jej światła. Musiała przyzwyczaić do nich swój zamglony wzrok. Zaczęła intensywniej mrugać, aby się rozejrzeć.

Wokół niej nikogo nie było. Nie poznawała pokoju, w którym się znajdowała. Chciała usiąść prosto, ale nie dała rady przez skrępowane ręce i nogi. Jej nadgarstki były przywiązane linami do rury w rogu, więc miała bardzo ograniczone pole ruchu. Była przerażona i bezradna. Jedyne co jej pozostawało to nadzieja, że inni już zauważyli jej zniknięcie.



-Kto znowu odpierdala? - zdenerwowany Erwin wparował na tyły BSa bez przywitania.

W środku byli już Labo, Liam, Kui, Carbo, David, Dia, Summer, bałwanki i Burgir. Wszyscy dostali cynk o porwanej dziewczynie i już omawiali strategię działania.

-Ludzie Spadino. Mam wrażenie, że nudzi im się ostatnimi czasy. Nico, cieszę się, że masz już jakiś zarys planu, bo im szybciej tym lepiej - chińczyk skierował te słowa w kierunku bruneta.

-Mówiłem, że jak znowu coś odwalą to koniec taryfy ulgowej, więc Ci pomogę - dodał Knuckles.

-No nareszcie - odetchnął Nicollo. - A Ty się nie rozchorowałeś?

Siwowłosy tylko rozłożył ręce, a chwilę potem kichnął w odpowiedzi.

-Na zdrowie. Byleby Cię nie rozłożyło. Przyda się Twoja pomoc. Dobra - Carbo rozejrzał się wśród zgromadzonych. - To my zabieramy helkę z Dią, Erwinem i Davidem. Reszta niech weźmie 2 samochody.

Pastor spojrzał na swojego ministranta kątem oka. Nie rozmawiali ze sobą jeszcze o nagłym wybuchu dredziarza na zakrystii. Gdyby nie fakt, że mają pomóc teraz Heidi, to chętnie by to nadrobił. Jednak teraz musieli się zająć czymś pilniejszym.

-My pojedziemy razem - Chase wskazał na swoich kolegów.

-No to ja biorę z Liamem Kuia i Summer. Od razu dzwonimy, jak trafimy na jakiś trop - rzekł Labo.

-Tak, reszta to samo - dodał Kui.

-Miejcie oczy dookoła głowy - ostrzegł Carbonara. - Ostatnio znowu pojechali na kopalnie. Stawiałbym 3 flaszki o to, że teraz tego nie zrobią.

-To bardzo dużo - powiedział David, a reszta tylko się ponuro uśmiechnęła.

-To do roboty - Kui otworzył im drzwi na oścież. - Burgir zostań w restauracji i jakby ktoś się tu kręcił to pisz.

-Aha, czyli nas wyganiasz - Erwin skrzyżował ręce na piersi.

-Musicie już jechać misiu kolorowy. Trzeba znaleźć moją córkę.

Pastor wyszedł za resztą w milczeniu. Zaczął rozmyślać nad tym czemu akurat ją zabrali. Jeśli to przez niego, to złożyłby się nawet na dwie C4. Nie lubił, gdy jego bliskim coś zagrażało. Wsiedli do 4-osobówki i ruszyli w kierunku lotniska.

-A nie mogliby po prostu mnie porwać i napluć mi na mordę? - spytał.

-Tobie ktoś codziennie pluje na mordę, stwierdzili że będą kreatywni - odparował David.

-Ale Ty jesteś zjebany.

-Chłopaki, oni pewnie chcieli nas wewnętrznie skłócić, nie dajmy się im - zaczął Carbo swoim głosem na akcje.

-Tak, to pewnie wszystko jest zaplanowane - pociągnął David.

-Pewnie. Przepraszam, że Cię obraziłem - dołączył Erwin.

-Też przepraszam, że Cię obraziłem.

Atmosfera w samochodzie była jak zawsze radosna, ale kiedy dojechali pod helikopter trochę spoważnieli. Musieli być czujni, żeby niczego nie przegapić. Jak zwykle zdecydowali, że zaczną od miejsc ciężko dostępnych dla aut. Dogadywali się z innymi telefonicznie, aby nie sprawdzać tych samych części mapy.



Heidi usłyszała trzask zamykanych drzwi, przez co otworzyła zapuchnięte od płaczu i zmęczenia oczy. Nie czuła już prawie zdrętwiałych części ciała. Nie wiedziała ile już znajduje się w tej pozycji. Chciała, aby wszystko okazało się koszmarem, ale było to niemożliwe.
W środku stały dwie osoby. Podszedł do niej człowiek w ciemnej masce. Sprawnie rozciął po kolei sznury. Kobieta z ulgą pomału się wyprostowała.

-Siadaj na krzześle - powiedział prawie niezrozumiale, kiedy skończył.

Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie, ale długo zajęło jej przyzwyczajenie się do nagłej wolności. Będąc trochę osłupiałą, próbowała utrzymać równowagę, siedząc na drewnianym meblu. Mężczyzna stanął za nią i złapał ją za prawie bezwładne ręce, do których dalej dopływała większa ilość krwi. Spowrotem przywiązał je do siebie za jej plecami.

-Dobrzze się czzujesz? - spytał wyciągając z jej ust knebel.

-Mógłbyś powtórzyć? - odpowiedziała słabo. - Popraw sobie struny, bo nie wiem co mówisz.

Chłopak na chwilę wyszedł z pomieszczenia. Słychać było jak testuje dźwięk modulatora na zewnątrz. Wrócił, pozbywając się sprzężeń.

-Pytałem, czy wszystko okej? Masz być żywa, jeśli chcemy coś za Ciebie wyciągnąć.

-Nie wszystko okej, ale nie będę marudziła. Co to znaczy "chcemy coś za Ciebie wyciągnąć"?

-A wiesz co to okup?

-Naprawdę wzięliście mnie dla okupu? - Heidi trochę niedowierzała w to co słyszy.

Na to pytanie nie usłyszała odpowiedzi.

-Jeśli będziesz próbowała coś zrobić to znowu oberwiesz maleńka - odezwał się drugi z wizerunkiem wilka na masce, do tej pory tylko obserwujący rozglądającą się Heidi.

Wyciągnęli swój telefon i przełożyli do niego jej kartę SIM.

-Jak masz zapisanego Kuia?

Tym razem ona postanowiła nie odpowiadać. Kiedy napastnik wychodził na zewnątrz widziała kawałek przestrzeni wokół niego i próbowała sobie przypomnieć czy zna to miejsce.

-Lepiej współpracuj, bo źle się to skończy.

-Jakbyście byli inteligentni to już byście znaleźli jego numer.

Mężczyzna bardzo szybko skrócił dystans między nimi i wymierzył jej policzek. Heidi tylko zacisnęła zęby i głęboko spojrzała mu w oczy.

-Mam - odezwał się drugi po chwili.

Chłopak odwrócił wzrok od dziewczyny i spowrotem znalazł się przy koledze. Numer był zapisany jako "!Tata", bo (jeśli ktoś jeszcze nie wie) Kui jest ojcem Heidi. Porywacze nie zdążyli nic zrobić, gdy odezwał się telefon.

-Kto to Summer?

-To ta blondyna co z nimi lata - wytłumaczył wilk.

-Dobra, to nie - odrzucił połączenie. - Dzwonię do tego chińczyka jebanego.

-Ej, ale ojca to mi nie obrażaj - dziewczyna uniosła ton na napastnika.

Ten tylko złapał ją za brodę i uniósł jej głowę tak, aby widzieć jej oczy.

-Jeszcze jedno słowo i możesz już nic nie pamiętać z tej rozmowy.



-Co robiliście przed spotkaniem? - Kui zaczął rozmowę w samochodzie, przerywając dosyć niezręczną ciszę.

Liam i Michael wydawali się jednak jeszcze bardziej zmieszani niż wcześniej.

-Ee, braliśmy z Tobą udział w wyścigach, a wcześniej jeździliśmy po mieście ogarniając różne sprawy - wydusił z siebie Brown.

-Naprawiliśmy furę, zatankowaliśmy i trochę się ogarnęliśmy na mieszkaniach.

Rzeczywiście byli inaczej ubrani niż wcześniej. Liam miał na sobie czarne spodnie w białą kratkę oraz luźny biały T-shirt, a Labo czarno-białą bejsbolówkę, pod spodem bluzę oraz szare jeansy.

-A Ty Summer?

-Ja? - dziewczyna odłożyła na bok telefon, którym próbowała się dodzwonić do Heidi. - W sumie nic ciekawego. Staliśmy z Burgirem na ladzie i co jakiś czas ktoś przychodził po burgery. W ogóle dużo osób od nas wpada i wypada. Wszyscy jacyś zabiegani.

Nagle usłyszeli dzwonek.

-Czyja to komórka? - spytał Brown.

-To do Kuia, a do kogo innego - stwierdził Quinn. - Katarynka firmowa.

-Halo? Ej zatrzymaj się - złapał Labo za ramię. - Macie ją? Wszystko z nią okej? Wypuście ją, skoro wam nic nie zrobiła. Co za nią chcecie? Mhm.. Dajcie mi chwilę.

-Kto to był?

-Nie wiem, nie znam głosu, ale mają ją i chcą żebyśmy za nią zapłacili.

-Ile?

-Pół miliona - odparł, a w samochodzie ponownie zapadła grobowa cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro