Odsiecz
-Jakim cudem go zabrali?
Zorganizowali pilne zebranie na zakrystii. BS był zbyt oczywisty. Na zakon rzadko kto jeździł, a było tam dużo miejsca. Zebrali parę ekip, aby zagłębić ich w sprawę.
-Zacznijmy od początku -powiedział Kui. - Labo..
-Tak, już już. Jakie było pytanie? - widać było, że jest przejęty. - Dobra już wiem. Ostatnio Erwin dostał kosę na Mszy - wskazał palcem na jego brzuch. - Oczywiście zacząłem gonić sprawcę i trochę to zajęło, ale go złapałem i wyciągnąłem co chciałem.
-Policja zna wersję, że nie wiemy kto to zrobił - wtrącił Carbonara.
-Tak. Za to my wiemy, że to Spadino prawdopodobnie daje takie wyzwania. W banku zakładnicy się wygadali, że mamy go chronić, czy coś w tym stylu.
-Potwierdzam - odezwał się Erwin.
-Jeszcze powiedz, czemu nagle jest z nami - poprosił chińczyk.
-Bo zobaczyłem w nim ogromny potencjał. Chłopak ogarnia, wystarczy mu pokazać drogę. Miał odwagę wbić nóż pastorowi. Może trochę nierozsądne, ale mu się udało. I prawie uciekł, gdyby nie ja, ubrany cały na czarno. A teraz przez to, że ze mną jeździł, został porwany.
-I dlatego was tu zgromadziliśmy. Podzielcie się na parę grup. Dia da wam helikopter, będziecie go szukać. Jak znajdziecie to dajecie znać, oceniacie sytuacje i reagujecie jeśli jest bardzo źle. Najlepiej jak uda wam się go zabrać bez żadnych strat.
-Czyli typowe kroki przy porwaniu. Policja też szuka? - spytał San, którego obudzili, aby pomógł.
-Jasne, że tak. To Spadiniarze, nie żal mi ich będzie, jak pójdą do paki.
-Tutaj jest zdjęcie Liama, bo nie każdy go zna - rzucił kartkę na biurko.
Kiedy wszyscy już się przyjrzeli odezwał się Carbo:
-To ja proponuję, że zabieram helkę i biorę Erwina, Davida i Laboranta. Myślę, że w 4 sobie poradzimy. Jak coś to dzwonimy do was.
-Dobra, to my weźmiemy Heidi - powiedział Simba o sobie i młodym. - Będziemy w kontakcie.
-To jeszcze San, Dia i bałwanki razem - skończył Kui. - Ja pojadę na Burgera, jakbym coś widział to się odezwę do każdego.
-To jakie tereny sprawdzamy?
-Skoro mamy być w powietrzu to sprawdzimy góry, kopalnię, tamę i rzeźnię. Możecie jechać na hutę - wskazał na drugą grupę - oraz rozglądać się po mieście. Podjedźcie też po tiramisu, ale wątpię, że byliby tak przewidywalni.
-To my jedziemy na doki - zaoferował San. Sprawdzimy też lotnisko jak odlecicie. Najpierw pojedziemy na to drugie.
-Wszystko jest dla każdego jasne? - wszyscy pokiwali głowami na pytanie Chaka. - To do roboty.
-Dlaczego nagle zmieniłeś stronę?! - Liam kolejny raz dostał w policzek.
-Mówię wam po raz tysięczny, że zostały mi przedstawione dwie perspektywy i uważam, że dla nich jestem bardziej kompetentny.
Trzymali go w jakiejś jaskini. Przywiązali go do torów, po których, jak mu mówił Labo, już nic nie jeździ. Tamci próbowali grać na czas, mówiąc mu nieprawdę. Dlatego nie bał się za bardzo. Otaczało go 4 innych ludzi, nie miał żadnego wyboru.
-Jakto bardziej kompetentny? Raz Ci się coś udało i już masz wyższą samoocenę. Widać, z kim zacząłeś trzymać - złapał go za grzywkę i pociagnął za włosy. - Chciałbym Ci tylko uświadomić, że słowa to nie czyny.
-Tylko, że ja wykonałem zadanie. Nawet nie wróciłem się po nagrodę. Obiecaliście mi hajs. Przynieśliście go? - spytał retorycznie, denerwując ich.
-Nic nie dostaniesz.
-Noi widzicie. Wy nawet słowa nie dotrzymujecie, co dopiero cokolwiek zrobić.
Za to znowu dostał z ręki.
-Dobra kończmy już. Jest przydupasem pastora, pewnie już się rzucili, żeby go znaleźć.
-Dzwonić po kogoś? - spytał drugi zamaskowany.
-Nie. Niech sobie go szukają. Może go coś przejedzie. Idziemy.
Zostawili go samego. Brown wcześniej nic nie robił, ale gdy wyszli, spróbował podłożyć swoją stopę jak najbliżej związanych rąk. Było to bardzo bolesne z powodu niewygojonego brzucha. Z jękiem wygiął rękę i włożył ją do wewnętrznej strony buta. W środku miał nóż. Starych przyzwyczajeń ciężko się pozbyć.
Jakimś cudem udało mu się go wyciągnąć. Jego zamiarem było rozcięcie liny.
Nagle z oddali usłyszał strzały. Nie był to dobry znak. Zaczął szybciej ruszać ostrzem. Coraz więcej pocisków w przedniej części korytarza. Musiał dać radę zanim ktoś po niego wróci. Nastała cisza. Ktoś biegł w jego kierunku. Nawet kilka osób sądząc po ilości kroków. W myślach już wyzywał wszystkich bogów, że dadzą mu tak umrzeć. Nic nie mógł zrobić, dalej miał skrępowane ręce.
Przez dziurę wpadł mężczyzna celując do niego z pistoletu.
-Zginiesz za nich!
Po tych słowach czas jakby zwolnił. Za nim pojawiła się inna postać. Zaszła go od tyłu i wyrwała broń z ręki. Padł strzał w górę groty, bo porywacz zdążył nacisnąć spust. Jednak sam oberwał, bo do środka wpadli inni. Upadł na ziemię, nieprzytomny.
-Liam! - ktoś do niego podbiegł.
Ciemnowłosy pod wpływem emocji nie rozpoznał kto do niego mówi. Wszyscy byli zamaskowani, dlatego odsunął się, na ile mógł.
-Spokojnie, to ja - Laborant ściągnął z siebie kaptur. - Daj mi Cię uwolnić.
Kiedy już do końca przeciął sznur, Brown rzucił się mu na szyję.
-Dziękuję Labo - wyszeptał po chwili, kiedy trwali w uścisku.
-Ej musimy stąd spadać - upomniał ich Carbonara. - Zaraz na miejscu będzie policja. Wyjdziemy innym korytarzem, David już podstawił tam helikopter - dodał spoglądając na wiadomość na telefonie.
Liam puścił chłopaka, a ten pomógł mu się podnieść. Wybiegli na zewnątrz i odlecieli widząc pod sobą parę radiowozów.
-Zająłeś się nimi? - pytanie było skierowane do Davida.
-Tak, starałem się im wszystko zabrać. Mam rzeczy w torbie, potem się podzielimy.
-Ale ich rozjebaliśmy! - wrzasnął Erwin.
-Wszyscy cali? - Carbo jak zwykle zachowywał się jak starszy brat. - Liam, wszystko dobrze? - odwrócił się i spojrzał w jego czekoladowe oczy, na wpół rozumiejące co się dzieje.
Opierał głowę o ramię Laboranta. Jego twarz była spuchnięta. Miał widocznego siniaka na policzku. Włosy były krzywo ułożone, ale dodawało mu to uroku.
-Wszystko okej. Dziękuję wam za przybycie z odsieczą. W sumie tylko mnie pobili i mieli pretensje, że wolę was od nich. Udowodnili, że mam ku temu powody, choć chyba nie taki był ich zamiar - uśmiechnął się słabo.
-Cieszę się, że nic Ci nie jest. Przepraszamy, że nikogo nie wysłaliśmy, aby Cię pilnował, ale takiej szybkiej reakcji spadiniarzy nikt się chyba nie spodziewał. Coś Ci zabrali?
-Tylko simkę, ale nic tam nie miałem.
Kiedy go zabrali miał właśnie zapisywać sobie numery. Nie zdążyli nic zrobić, bo okazało się, że ich śledzono. Michaela zostawili w spokoju, ale wzięli Liama ze sobą, celując do nich z broni. Od razu zadzwonił po pomoc.
-Dzwonię w takim razie do Kuia, żeby się nie martwił.
Brown poczuł, że już jest bezpieczny. Wszystkie emocje z niego uleciały. Rozluźnił się i wtulony w Laboranta zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro