Kąpiel
-Noi co masz na swoją obronę? - Erwin podszedł do Grzecha ze skrzyżowanymi rękami.
Ten zaś otworzył szeroko ręce.
-No co ja mam Ci powiedzieć księdzu.
On też rozłożył ręce.
-Nie wiem, Ty mi powiedz.
Spotkali się przy plaży. Miejsce wybrał policjant. Było ono dosyć neutralne. Nie mieli z nim raczej żadnych wspomnień, a mało osób tu chodziło.
-Nie moja wina, że policjant do mnie nagle podszedł na kazaniu i mi ich wskazał.
-O co chodzi z tym, że komuś od razu wierzysz na słowo? Może próbował nas specjalnie wrobić, bo ktoś mu zapłacił? - Erwin ściągnął wargi w prostą kreskę.
-Tak samo jak oni dla Ciebie są rodziną, tak dla mnie ludzie z pracy nią są. Odwalają, to trzeba przyznać, ale dalej stawiam ich wysoko.
-Hmm.. - podniósł kącik ust do góry, jakby na coś czekając.
-Pastor, nie wiem co mam Ci więcej powiedzieć. Za nic ich nie wsadziłem, wpuściłem do nich Heidi, tak jak prosiłeś. Nic nie mogłem dodatkowo zrobić.
-Ooo, teraz odwracasz role. To ja jestem tutaj zły, nie Ty. Nie graj mi na emocjach.
-Serio? - Montanha głęboko spojrzał mu w oczy.
-Nie no, rozumiem - Knuckles odpuścił. - Po prostu mi się oberwało, bo Cię zaprosiłem na Mszę, a teraz się wyżywam. Sorrki.
-Nie wiedziałem - Grzesiek zmienił wyraz twarzy na lekko zatroskany. - Już wiedzą, że ze sobą normalnie rozmawiamy?
-Podejrzewam, że tak.
Erwin usiadł na zimnym piasku, podpierając się rękami. Przed nimi ciemne fale jakby walczyły ze sobą, która dalej sięgnie. Niektóre przypływy prawie dosięgały butów siwowłosego.
-To co robimy? - dosiadł się obok niego i wpatrywał się w niebo.
-Nic. Prędzej czy później i tak im przejdzie. Carbo już trochę uległ. Nie wiem co z Dią, bo to głównie on rozpoczął ten temat. San się za mną wstawił. O kurcze, na skraju miasta widać gwiazdy - powiedział nagle, dołączając się do Gregorego.
-Może jakaś spadnie.
-Mam nadzieję, że nagle jakiś randomowy meteor postanowi wlecieć w takiego jednego szatyna.
-Eeej - rzucił w niego mokrym piaskiem.
-Halo, ja tylko żartowałem - zaśmiał się. - Ale skoro się tak bawimy.. - wstał i mocno złapał Montanhę za nogawki jego spodni.
-Księdzu zostaw mnie - rozkazał, kiedy pastor zaczął go ciągnąć po piasku w stronę wody. - Erwin puść mnie!
Próbował się wyrywać, ale już było za późno. Poczuł, że jego spodnie zanurzyły się w lodowatej fali. Knuckles śmiał się z niego jak dziecko. Zostawił go, kiedy miał już nawet mokrą koszulę.
-Nie waż się uciekać - szybko wstał i zaczął go gonić.
Erwin nie dał rady daleko się odsunąć od wkurzonego gliny. Ten rzucił się na niego od tyłu i przewrócił go na ziemię. Wziął go na plecy i podbiegł w stronę brzegu.
-Monte już koniec - nagle Erwinowi nie było już tak do śmiechu.
Grzesiu przełożył go do przodu i trzymał go na rękach nad taflą. Był już prawie cały przesiąknięty, więc nie robiło mu to różnicy, że stał zanurzony po pas.
-Sprawdzimy ile będziesz w stanie powiedzieć pod wodą? - spytał pochylając się i sprawiając, że chłopak już prawie dotykał jej powierzchni.
-Błagam Cię. To Ty zacząłeś Monte. Ja tylko odda.. - nie zdążył dokończyć, bo policjant go puścił, a ten wpadł cały do wody z głośnym pluskiem.
Gregory przyglądał się Erwinowi, który wyciskał wodę ze swoich ubrań. Pastor udawał obrażonego i nie chciał z nim wsiąść do pojazdu. Ściągnął swój golf i próbował go wysuszyć, co było niemożliwe o tej godzinie.
-Noi co Ty zrobiłeś Grzechu. Nowy golf.. Miał taki potencjał..
-Oj tam, nie marudź tylko wchodź już do auta. Odwiozę Cię na apartamenty powiesisz go sobie tam na grzejniku.
-Ale on się skurczy od tej zimnej wody. Już go nie uratuję.
-No to kupisz sobie nowy.
-Nie. Zostawię go sobie na pamiątkę, albo będę chodził w nim opiętym na moich mięśniach.
-Na czym? - Montanha się uśmiechnął pod nosem.
-Spierdalaj, chciałbyś tak wyglądać - wsiadł obok niego do samochodu i poprawił mokre włosy. - No nie, rozwaliłeś mi też fryzurę.
-A Ty mnie zmuszasz do wysuszenia potem foteli. Jesteśmy kwita - włączył silnik i ruszył na mieszkania.
-Kui co z restauracją? Masz jakieś informacje od tamtych kolesi?
-Na bieżąco dostaję papiery z pełnymi notatkami, mam je na apsach. Jak zbierzemy wszystko to Ci je przyniosę, chyba że już je chcesz, Nico.
Chińczyk został z nim sam na zakrystii. Dia i San po swojej prywatnej rozmowie przyszli się tylko pożegnać i gdzieś pojechali. Do pastora ktoś zadzwonił, więc też wyszedł. Zaś Heidi z chłopakami zdali im relację z komendy i uciekli. Korzystając z okazji poruszyli znowu temat Spadiniarzy.
-Wolałbym je dostawać od razu. Muszę zacząć układać plan pod konkretne godziny. Naprawdę nie celuję w zranienie osób.
-Rozumiem. To spotkajmy się na BurgerShocie za 15 minut, jeszcze przekażę kasę do prania paru osobom.
-Jasne. Robię wyścigi, będziesz?
-Mogę wpaść. Erwin chyba jeszcze nie idzie spać, możesz też do niego zadzwonić.
-Dobra, to ja już lecę ogarniać trasę, bo chyba za mało nas o tej godzinie na tę z aplikacji.
Razem udali się na parking i rozstali się, aby pozałatwiać swoje sprawy przed zabawą.
Erwin wyszedł z mieszkania w ciemnych, ciepłych dresach. Na mieście nawet w nocy była dosyć wysoka temperatura, ale po kąpieli w morzu bardzo się wychłodził. Grzesiek też się przebrał, ale jemu nie było zimno.
-Jak będę chory, to robisz mi herbatki z cytryną.
-Przesadzasz.
-Wcale nie! Czuję się już tragicznie - sztucznie zakaszlał dla lepszego efektu swoich słów - Halo? - odebrał telefon od Carbonary. - O, chętnie, ale pojadę tragicznie, bo to nie mój dzień - rozłączył się. - Wyścigi są kurwa ten. Wpadasz?
-Myślę, że to już byłaby moja śmierć. Wpuścili mnie na zakon, nie nadużywaj ich uprzejmości. Chyba, że serio chcesz odprawić jakiś pogrzeb.
-No weź, nie są tak mściwi. Dobra może są - dodał po krótkim zastanowieniu. - To ja spadam naprawić zentorno. Do zobaczenia - wyszedł ze służbowego samochodu policjanta.
-Na razie.
05 od razu pojechał w kierunku komendy. Postanowił iść przed spaniem na krótki patrol.
-O, Hank. Miło Cię widzieć - spotkał mężczyznę na podziemnym parkingu.
-Cześć Grzesiu. Jedziesz może na patrolik? - uśmiechnął się na widok kolegi.
-Tak, chcesz być moim patrol partnerem?
-Najlepszy kierowca, kłaniam się - jak powiedział, tak zrobił.
-Rozumiem, że chcesz Corvettę? No dobra - zgodził się widząc jego proszącą minę.
-Dzięki Grzesiu, super jesteś.
Hank podbiegł pod auto, dostając od przyjaciela kluczyki. Gregory musiał przyznać, że uwielbiał sprawiać radość Overowi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro