Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kąpiel

-Noi co masz na swoją obronę? - Erwin podszedł do Grzecha ze skrzyżowanymi rękami.

Ten zaś otworzył szeroko ręce.

-No co ja mam Ci powiedzieć księdzu.

On też rozłożył ręce.

-Nie wiem, Ty mi powiedz.

Spotkali się przy plaży. Miejsce wybrał policjant. Było ono dosyć neutralne. Nie mieli z nim raczej żadnych wspomnień, a mało osób tu chodziło.

-Nie moja wina, że policjant do mnie nagle podszedł na kazaniu i mi ich wskazał.

-O co chodzi z tym, że komuś od razu wierzysz na słowo? Może próbował nas specjalnie wrobić, bo ktoś mu zapłacił? - Erwin ściągnął wargi w prostą kreskę.

-Tak samo jak oni dla Ciebie są rodziną, tak dla mnie ludzie z pracy nią są. Odwalają, to trzeba przyznać, ale dalej stawiam ich wysoko.

-Hmm.. - podniósł kącik ust do góry, jakby na coś czekając.

-Pastor, nie wiem co mam Ci więcej powiedzieć. Za nic ich nie wsadziłem, wpuściłem do nich Heidi, tak jak prosiłeś. Nic nie mogłem dodatkowo zrobić.

-Ooo, teraz odwracasz role. To ja jestem tutaj zły, nie Ty. Nie graj mi na emocjach.

-Serio? - Montanha głęboko spojrzał mu w oczy.

-Nie no, rozumiem - Knuckles odpuścił. - Po prostu mi się oberwało, bo Cię zaprosiłem na Mszę, a teraz się wyżywam. Sorrki.

-Nie wiedziałem - Grzesiek zmienił wyraz twarzy na lekko zatroskany. - Już wiedzą, że ze sobą normalnie rozmawiamy?

-Podejrzewam, że tak.

Erwin usiadł na zimnym piasku, podpierając się rękami. Przed nimi ciemne fale jakby walczyły ze sobą, która dalej sięgnie. Niektóre przypływy prawie dosięgały butów siwowłosego.

-To co robimy? - dosiadł się obok niego i wpatrywał się w niebo.

-Nic. Prędzej czy później i tak im przejdzie. Carbo już trochę uległ. Nie wiem co z Dią, bo to głównie on rozpoczął ten temat. San się za mną wstawił. O kurcze, na skraju miasta widać gwiazdy - powiedział nagle, dołączając się do Gregorego.

-Może jakaś spadnie.

-Mam nadzieję, że nagle jakiś randomowy meteor postanowi wlecieć w takiego jednego szatyna.

-Eeej - rzucił w niego mokrym piaskiem.

-Halo, ja tylko żartowałem - zaśmiał się. - Ale skoro się tak bawimy.. - wstał i mocno złapał Montanhę za nogawki jego spodni.

-Księdzu zostaw mnie - rozkazał, kiedy pastor zaczął go ciągnąć po piasku w stronę wody. - Erwin puść mnie!

Próbował się wyrywać, ale już było za późno. Poczuł, że jego spodnie zanurzyły się w lodowatej fali. Knuckles śmiał się z niego jak dziecko. Zostawił go, kiedy miał już nawet mokrą koszulę.

-Nie waż się uciekać - szybko wstał i zaczął go gonić.

Erwin nie dał rady daleko się odsunąć od wkurzonego gliny. Ten rzucił się na niego od tyłu i przewrócił go na ziemię. Wziął go na plecy i podbiegł w stronę brzegu.

-Monte już koniec - nagle Erwinowi nie było już tak do śmiechu.

Grzesiu przełożył go do przodu i trzymał go na rękach nad taflą. Był już prawie cały przesiąknięty, więc nie robiło mu to różnicy, że stał zanurzony po pas.

-Sprawdzimy ile będziesz w stanie powiedzieć pod wodą? - spytał pochylając się i sprawiając, że chłopak już prawie dotykał jej powierzchni.

-Błagam Cię. To Ty zacząłeś Monte. Ja tylko odda.. - nie zdążył dokończyć, bo policjant go puścił, a ten wpadł cały do wody z głośnym pluskiem.


Gregory przyglądał się Erwinowi, który wyciskał wodę ze swoich ubrań. Pastor udawał obrażonego i nie chciał z nim wsiąść do pojazdu. Ściągnął swój golf i próbował go wysuszyć, co było niemożliwe o tej godzinie.

-Noi co Ty zrobiłeś Grzechu. Nowy golf.. Miał taki potencjał..

-Oj tam, nie marudź tylko wchodź już do auta. Odwiozę Cię na apartamenty powiesisz go sobie tam na grzejniku.

-Ale on się skurczy od tej zimnej wody. Już go nie uratuję.

-No to kupisz sobie nowy.

-Nie. Zostawię go sobie na pamiątkę, albo będę chodził w nim opiętym na moich mięśniach.

-Na czym? - Montanha się uśmiechnął pod nosem.

-Spierdalaj, chciałbyś tak wyglądać - wsiadł obok niego do samochodu i poprawił mokre włosy. - No nie, rozwaliłeś mi też fryzurę.

-A Ty mnie zmuszasz do wysuszenia potem foteli. Jesteśmy kwita - włączył silnik i ruszył na mieszkania.



-Kui co z restauracją? Masz jakieś informacje od tamtych kolesi?

-Na bieżąco dostaję papiery z pełnymi notatkami, mam je na apsach. Jak zbierzemy wszystko to Ci je przyniosę, chyba że już je chcesz, Nico.

Chińczyk został z nim sam na zakrystii. Dia i San po swojej prywatnej rozmowie przyszli się tylko pożegnać i gdzieś pojechali. Do pastora ktoś zadzwonił, więc też wyszedł. Zaś Heidi z chłopakami zdali im relację z komendy i uciekli. Korzystając z okazji poruszyli znowu temat Spadiniarzy.

-Wolałbym je dostawać od razu. Muszę zacząć układać plan pod konkretne godziny. Naprawdę nie celuję w zranienie osób.

-Rozumiem. To spotkajmy się na BurgerShocie za 15 minut, jeszcze przekażę kasę do prania paru osobom.

-Jasne. Robię wyścigi, będziesz?

-Mogę wpaść. Erwin chyba jeszcze nie idzie spać, możesz też do niego zadzwonić.

-Dobra, to ja już lecę ogarniać trasę, bo chyba za mało nas o tej godzinie na tę z aplikacji.

Razem udali się na parking i rozstali się, aby pozałatwiać swoje sprawy przed zabawą.


Erwin wyszedł z mieszkania w ciemnych, ciepłych dresach. Na mieście nawet w nocy była dosyć wysoka temperatura, ale po kąpieli w morzu bardzo się wychłodził. Grzesiek też się przebrał, ale jemu nie było zimno.

-Jak będę chory, to robisz mi herbatki z cytryną.

-Przesadzasz.

-Wcale nie! Czuję się już tragicznie - sztucznie zakaszlał dla lepszego efektu swoich słów - Halo? - odebrał telefon od Carbonary. - O, chętnie, ale pojadę tragicznie, bo to nie mój dzień - rozłączył się. - Wyścigi są kurwa ten. Wpadasz?

-Myślę, że to już byłaby moja śmierć. Wpuścili mnie na zakon, nie nadużywaj ich uprzejmości. Chyba, że serio chcesz odprawić jakiś pogrzeb.

-No weź, nie są tak mściwi. Dobra może są - dodał po krótkim zastanowieniu. - To ja spadam naprawić zentorno. Do zobaczenia - wyszedł ze służbowego samochodu policjanta.

-Na razie.

05 od razu pojechał w kierunku komendy. Postanowił iść przed spaniem na krótki patrol.

-O, Hank. Miło Cię widzieć - spotkał mężczyznę na podziemnym parkingu.

-Cześć Grzesiu. Jedziesz może na patrolik? - uśmiechnął się na widok kolegi.

-Tak, chcesz być moim patrol partnerem?

-Najlepszy kierowca, kłaniam się - jak powiedział, tak zrobił.

-Rozumiem, że chcesz Corvettę? No dobra - zgodził się widząc jego proszącą minę.

-Dzięki Grzesiu, super jesteś.

Hank podbiegł pod auto, dostając od przyjaciela kluczyki. Gregory musiał przyznać, że uwielbiał sprawiać radość Overowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro