Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bolesne spotkanie

Pastor siedział sam na zakrystii i próbował rozpisać grafik Mszy ale nie wiedział kiedy jego ministranci pojawią się przy zakonie ponieważ rzadko ich ostatnio widywał. Było mu ciężko z powodu jego ADHD. Nietypowo było siedzieć w papierkowej robocie. Wiedział jednak, że musi trochę odczekać zanim zacznie znowu planować akcje z powodu ostatniego incydentu z Gregorym. Dalej się do siebie nie odzywali.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Erwin z ociąganiem ruszył się do drzwi. Na zewnątrz stał dziadek Lucjan, czego można było się spodziewać. On jedyny dzwonił do pastora w godzinach jego pobudki na wyspie. Ich relacja była bardzo dobra, ale mimo wszystko Erwinowi brakowało też innych członków ekipy.

-Pastorze witam, witam. Jadę na BurgerShota chce pastor się dołączyć ? Łatwe pieniądze a dzisiaj ponoć spory ruch i nie dają rady.

-Jasne Lucjanku. Już idę, tylko odstawię teczki do szafek. Muszę też zmienić strój, więc gdybyś mógł na chwilę mnie zostawić.

-Dobra, idę do samochodu, tam na pastora zaczekam.

-Okej, daj mi 5 minutek.

Pastor przymknął drzwi za dziadkiem. Spojrzał na garść papierów i gazet. Z widocznym rozmarzeniem spojrzał na zdjęcie w jednej ze starszych wydań. Przedstawiało jego ekipę skaczącą na motorach z góry. Była też obok mała wzmianka o starym szefie policji. Pastor mimo wszystkich słów tęsknił za ich relacją. Szybko otrząsnął się z tych myśli, przebrał się i wyszedł do Lucjana. Nie potrafił jednak wymazać słów Montany z głowy: Przykro mi panie Erwinie. Jak mógł w tak krótkim czasie zapomnieć co ich łączyło. Po jeździe w milczeniu wyszli z auta i ruszyli na tyły Burgershota.

Gregory siedział z Capelą i Pisicelą na komendzie przed zebraniem LSPD. Omawiali cotygodniowe degrady i awansy. Próbowali ustalić komu należy się premia, a komu nie. Nie było to bardzo ciężkie zadanie, ale Montana był już lekko znudzony. Nie bardzo lubił te obowiązki od kiedy był 05. Nie do końca rozumiał konieczność jego przebywania na nich. 01 i 02 doskonale sobie bez niego radzili.

-Ej panowie mógłbym jechać na chwilę na patrol skoro sobie już sami radzicie ?- zapytał bez namysłu.

-A co chcesz się spotkać z pastorito?- roześmiał się Pisi, ale po chwili zamilkł. - Przepraszam, zapomniałem się znowu - powiedział Montanie.

-Tak, poradzimy sobie, jedź- przerwał mu Capela.

Montana zaczął wychodzić z sali. Kiedy był już na zewnątrz usłyszał,że któryś z nich za nim idzie. Uznał, że to nie do niego. Relacja między high comend nie była bardzo napięta, lecz Greg zdawał sobie sprawe, że nie wszyscy go lubią. Jednak poczuł czyjąś mocną rękę na ramieniu, ewidentnie starającą się go zatrzymać. Odwrócił się napięcie.

-Tak, Capela ?- spytał widząc jego kolorowe włosy.

-Wszystko okej ? Bardzo spięty ostatnio jesteś. Rozumiem, że to co się stało nie jest dla Ciebie proste, ale myślałem już jest lepiej. Sorry za Pisicele, wiesz że ma krótką pamięć. Na pewno nie zamierzał Cię urazić. Kiedyś po prostu sobie często żartowaliśmy jak sam wiesz. Jakbyś chciał pogadać to możesz na nas liczyć.

-Dzięki, ale wszystko okej- powiedział nie do końca trzymając się prawdy Montana.- Jadę na patrol, wrócę przed spotkaniem.

-Okej, ale pamiętaj co powiedziałem. Może zajedź na burgera po drodze. Jedzenie zawsze pomaga, czasem lepiej niż alkohol.

-Powiedz to naszym kolegom z pracy- odpowiedział mu i ruszył na dół po schodach.

Erwin od 15 minut stał już na kasie. Napisał tweeta, aby więcej ludzi się zjechało. Jak prowadzić biznes to na 200%. Razem z nim był Lucjan, Burgir i Heidi. Obsłużyli już koło 40 osób, więc udał się do kuchni przyrządzić kolejne kanapki.
Kiedy miał brać się za shaki usłyszał niski, ciepły głos. W oczach pojawiła się jego twarz. Poczuł się tak, jakby zabrakło mu oddechu, więc biegiem wpadł na tylnie drzwi i wyszedł na zewnątrz. Stanął na ulicy łapiąc się za klatkę piersiową i próbując uspokoić oddech. Oparty o ściane usłyszał otwierające się cicho drzwi.

-Wszystko okej Erwin ?

Odwrócił się w strone pięknej blondynki.

-Chyba tak, Heidi.

-Nie musisz przede mną niczego ukrywać, wiesz o tym, prawda?

-Tak - odpowiedział i dotykając jej ramienia dodał - już wracam, po prostu się przemęczyłem.

-Stałeś tam tylko chwile. Niektórzy potrafią godzinami sprzedawać kanapki.

-Dobrze wiesz, że to nie w moim stylu- zaśmiał się pastor.

Wchodząc do środka modlił sie w duchu, aby bruneta już tutaj nie było. Przez szybę zobaczył tylko oddalającą się ciemną sylwetkę. Poczuł ulgę. Nie był gotowy znowu udawać przy Montanie, że go nienawidzi. Wiedział, że tak jednak powinien się zachowywać. Skurwysyństwa się nie toleruje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro