Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVIII


- Emm... Nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć, ale chciałbym, żebyś wypalił mi Mroczny Znak – powiedział. Poczuł nagły uścisk w brzuchu.

- Co proszę? – wręcz syknął Tom.

- To co słyszałeś... – przełknął ślinę i wstrzymał oddech.

- Harry, zastanowiłeś się nad tym? – upewniał się Voldemort. Mówił już spokojniejszym tonem.

- Tak – powiedział twardym i pewnym głosem. – Myślę nad tym od prawie czterech lat. Odkąd tylko dowiedziałem się o Mrocznym Znaku. A więc?

- Na pewno tego chcesz? – zapytał czarnoksiężnik. Mimo ciągłego pytania, dobry obserwator mógł poznać, że Marvolo bardzo chciał wypalić na przedramieniu chłopaka czaszkę i węża. Potter był jednak tak zdenerwowany, że tego nie dostrzegł.

- Tak...

- A więc niech tak będzie. Zazwyczaj każdy musiał zdawać testy, jednak znam cię bardzo długo, więc nie zmuszam cię do tego. Nie dostaniesz takiego znaku jak inni. Od teraz jesteś moją prawą ręką. Jednak zanim to zrobię, muszę ci coś powiedzieć – Harry z uwagą słuchał jego monologu. Zielonooki tylko skinął głową, a Czarny Pan kontynuował. – Pamiętaj, że nigdy nie staniesz się Śmierciożercą. Mieszkamy razem od paru ładnych lat. Jesteś dla mnie kimś równie ważny, jak syn. Mogę dać ci znak, ale nigdy, słyszysz, przenigdy, nie zostaniesz moim sługom! Nigdy przede mną nie klękniesz... – powiedział to ostro, żeby do chłopaka dotarło, że jest dla niego zbyt ważny, aby miał go pod stopami. Nie... Riddle nie chciał, żeby chłopak mu służył, tylko żeby traktował go jak rodzinę. Tak było przez ostatnie lata i on nie zamierzał tego zniszczyć przez naznaczenie go, jako Śmierciożercy.

- Czyli... Mam traktować cię jak ojca – szepnął brunet. Tom nie zdawał sobie sprawy, że chłopak od dawna uważał go za bliską osobę.

- Wiem, że to duże wymaganie...

- Wcale, że nie! – przerwa mu czarnowłosy dzieciak. – Opiekujesz się mną od prawie pięciu lat. Jeżeli ty traktujesz mnie jak syna, to ja tym bardziej myślę o tobie jako o ojcu. Rzeczywiście, nigdy nie chciałem być twoim sługom. Proszę cię tylko o Mroczny Znak. Zawsze odnosiłem wrażenie, że nie jest to symbol zniewolenia, tylko przynależności... - wytłumaczył.

- Jeżeli tak to odbierasz – Tom uśmiechnął się lekko. – To nie mam nic przeciwko. Jednak będzie go mógł zobaczyć tylko człowiek, który także jest naznaczony.

- Dobrze – zgodził się i wyciągnął rękę.

- Siadaj tu – wskazał mu swoje kolana. Chłopak natychmiast wykonał polecenie. – Mogę? – chwycił delikatnie jego nadgarstek. Potter posłał mu powalający uśmiech. – Czy przysięgasz zawsze być blisko mnie? – zapytał. Przysięga chłopaka miała być inna od tej, którą składali mu Śmierciożercy.

- Przysięgam.

- Czy przysięgasz NIGDY przede mną nie klęknąć?

- Przysięgam – zdecydował chłopak.

- Dobrze – uśmiechnął się. – Uwaga, może trochę zapiec. Trzy, dwa... jeden – przedramię bruneta zaczęło niemiłosiernie piec. Chłopak syknął cicho z bólu. Marvolo słysząc to, pogłaskał go uspakajająco po głowie. – Cii... Za chwilką przejdzie – i tak się stało. Na ręce chłopaka pojawił się tatuaż. Nie był on jednak taki, jak zwykle. W ustach czaszki można było dostrzec wystające kły. Potter uśmiechnął się szeroko.

- Dziękuję... panie – dodał po chwili.

- Harry... – zaczął Riddle złym głosem. – Obiecałeś.

- Wiem, wiem. Żartuję. Ale tak na poważnie, to bardzo się cieszę. Mogę powiedzieć Nagini i Dark'owi?

- A wiesz co? Będzie ciekawiej, jak sami się domyślą. Ciekawe kiedy się zorientują.

- Dobra. Mogę się założyć, że Nagini zauważy pierwsza.

- To przecież oczywiście. No, ale teraz opowiadaj mi o pannie Granger i panu Malfoy'u.

- No więc tak... Najpierw muszę cię poprosić, żebyś nie zrażał się co do Hermiony. Pochodzi z rodziny mugoli – spojrzał ostrożnie na Riddle. Na twarzy czarodzieja nie pojawił się wyraz odrazy, ani niczego podobnego. – Mimo tego jest w Slytherinie. Rywalizujemy o najlepsze oceny. Inteligentna i chodź pochodzi z niemagicznego świata, to nie znosi zdrajców krwi. Według niej mieć czystą krew i ją zdradzić, to czysta głupota. Draco natomiast... Hmm... Ma okropnego ojca, ale a nie jest najgorszy. Męczymy wszyscy razem Weasley'a. Draco zazwyczaj lubi żartować i wymyślać coraz to nowe zajęcia. Cała nasza trójka jest pupilkami Snape'a. Okazało się, że koleś nie jest w stosunku do mnie aż taki straszny. Prawie codziennie któreś nas zdobywa co najmniej dziesięć punktów. Dyrektor wydał nową zasadę. Na jednej lekcji panu Potter'owi, pannie Granger oraz panu Malfoy'owi nie można przyznawać więcej, niż dziesięciu punktów – zielonooki zaśmiał się na cały głos.

- Nie wierzę, że Dumbledore wydał taki dekret.

- Bo nie wydał. To taka nie zapisana zasada.

- Jesteście zbyt mądrzy. I nie martw się. Sam nie jestem do końca czystej krwi. Krew Salazara jest znacznie silniejsza, niż takiego Malfoya, więc teoretycznie jestem półkrwi, lecz praktycznie rzecz biorąc, geny Slytherina równoważą te mugolskie, co nadaje mi status czystej krwi... Och, wybacz, przerwałem ci...

- Nie szkodzi... Nie wiedziałem, że magia tak działa. Nigdy mi o tym nie mówiłeś... Ale wracając do szkoły... Transmutacji uczy McGonagall, zaklęć Flitfick, zielarstwa pani Sprout, Quidditcha Hooch, eliksirów Snape, historii magii Binns, Astronomii Sinistra, a OPCM'u Quirrel...

- Ach... Quirrel... – wtrącił się Voldemort. – Tak miałeś rację, Harry. Za tą siecią pułapek na 100% jest Kamień Filozoficzny. Obecny nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią jest moi sługom, jednak nie posiada znaku. Możesz mu ufać.

- O! To fajnie!

- Ale osobiście wolałbym, abyście to wy zdobyli ten kamyk, albo przynajmniej próbkę Eliksiru Życia.

- No dobra, ale te przeklęte szachy. Gramy już tak długo, a wciąż nie możemy sobie dać rady.

- Ech... No dobra, trzeba cię trochę poduczyć – oznajmił. Pokazał chłopakowi parę strategii i sposobów myślenia.

- A właśnie, Tom – zaczął po dwudziestej partii.

- O co chodzi?- No bo Draco zaprosił mnie i Hermionę na drugi tydzień do siebie do domu. Mogę jechać? – zapytał z nadzieją.

- Na cały tydzień? – mruknął Riddle. – Jak ma na imię jego ojciec? – zapytał przezornie. Mogło to być tylko powtarzające się nazwisko, ale ostrożności nigdy za wiele

- Nie pamiętam...

- No niech będzie, ale pisz chociaż krótkie listy, żebym wiedział, że nic ci nie jest, dobrze? I na wszelki wypadek uważaj, żeby nie zobaczył przedramienia, dobra?

- Jasne! Dzięki, Marvolo.

- Nie ma za co. Wiesz, może obejrzymy film? – zapytał. Czarodziej nie znosił sprzętu mugoli, jednak dobrze wiedział, że jego podopieczny uwielbia oglądać telewizję.

- Tak! Masz coś ciekawego?

- Właściwie... To może czegoś poszukamy – zaproponował.

- Tom, dobrze się czujesz?

- Nie najgorzej. Dzięki za troskę, ale czemu pytasz?

- Bo sam zaproponowałeś film...

- Daj spokój. Lubisz telewizor.

- Jesteś wielki. Lecę po potworki – wyszedł. – Hej, gdzie wy się szwendacie? – wołał.

- Nie wydzieraj się tak. O co chodzi? – mruknął Dark

- Oglądamy film, też chcecie?

- A jaki? – mruknęła.

- Właśnie wybieramy

- Dobra, ja oglądam – zdecydował Dark.

- A ja jak zwykle nie będę nic rozumieć – warknęła niezadowolona.

- Wcale, że nie. Będziesz rozumieć wszystko – wyciągnął różdżkę z kieszeni. - Ahas Dila! No, rozumiesz mnie, Nagini?

- Tak.

- Mówię po ludzku. Teraz możesz posługiwać się moim językiem. Po więcej informacji odsyłam cię do Dark'a – pobiegł do salonu. Tom podłączył komputer do telewizora i przeglądał Horrory. No tak... Co innego mógłby oglądać Czarny Pan.

- Patrz – zwrócił się do zielonookiego.

 – Co powiedz na tą „The Conjuring"?

- Może być – zgodził się. Film o diable. Ujdzie. Cała czwórka siedziała oglądał jakże interesującą animację.

- O rany! – jęknął Marvolo po seansie. – Każdy czarodziej może się zgodzić, że to była zwykła klątwa. Wyjątkowo prosta. A oni myślą, że to jakiś diabeł.

- To mugole – przypomniała Nagini.

 - No, ale teraz czas na jeszcze jeden prezent dla Darka i Harry'ego.

- Że co? – zdziwili się obydwaj.

- To, co słyszeliście – potwierdził czarnoksiężnik.- Dostajecie jeszcze jeden prezent.

- Jaki? – zainteresował się wąż.

- Za mną – rzucił Voldemort i ruszył do piwnicy. Reszta poszła za nim. Stanęli przed drzwiami. Tom otworzył je machnięciem ręki. Znajdowała się tam rodzina mugoli. I to nie byle jakich mugoli... Byli to Dursley'owie.

- Harry! – pisnęła Petunia. – Ratuj nas!

- No chyba nie. Mogę się z nimi pobawić? – spojrzał na Riddle'a.

- Właśnie po to tu są. Pozwolicie, że sobie popatrzę?

- Jasne – zgodzili się razem wąż i jego pan.

- Wspaniale – wyczarował sobie czarny fotel i wziął Nagini na kolana. Potter i wąż zaczęli przedstawienie. Pyton okręcił się wokół Dudleya, który nie mógł wydusić choćby słowa. Zielonooki wyciągnął różdżkę i skierował ją na Dursley'a.

- Crucio... – powiedział pewnym głosem. Vernon zwinął się z bólu. Harry powoli zwiększał moc klątwy. Mężczyzna zaczął przeraźliwie krzyczeć. Kobieta obok niego tak samo. Dark również postanowił się pobawić. Wbił kły w szyję grubego chłopaka. Pił jego krew powoli, co nadawało jeszcze straszniejszego wyglądu. Tom patrzył na tą scenę z wielkim uśmiechem i dumą w oczach. – Legilimens – padło drugie zaklęcie. Potter postanowił pobawić się umysłem ciotki. Podsyłał jej masakryczne obrazy tak długo, aż nie straciła przytomności. – No co ty, ciociu, tak szybko chciałabyś skończyć się bawić? Rennervate – kobieta obudziła się i cofnęła pod ścianę. Tymczasem wąż wyssał Dudley'owi połowę krwi. Zostawił chłopaka na pograniczu życia i śmierci, a potem dobrał się do Vernona.- Sectumsempra – mruknął zielonooki. Na ciele Petunii pojawiały się czerwone plamy. – Destacamento (zaklęcie powodujące odrywanie fragmentów mięśni ) Quebra ( łamie kości ) Posse Mind! – pani Dursley zawyła z bólu i strachu. Pyton kończył już z wujem. Mężczyzna ledwie patrzył.

- Czym... ty... jesteś... – wysapał.

- Tym, kim byłem od zawsze – odrzekł Potter.

- Harry... – zaczął Voldemort. – Pozwolisz, że to dokończę? – zapytał.

- Jasne... – schował różdżkę i spojrzał wyczekująco na Lorda, który to właśnie wstawał z fotela. Tom powoli podszedł do mugoli, wyciągając własny paty i celując ją w Dursley'a seniora. Tuż obok niego znajdowała się Nagini.- Crucio... – o tak. To ulubione zaklęcie Toma. – Poudetmore (zaklęcie noży) – wokół niego pojawiło się około stu sztyletów i wbiło się w ciało kobiety. Nagini radziła sobie równie dobrze rozszarpując ciało jedenastoletniego chłopaka. Harry i Dark patrzyli na to z nutką zainteresowania. Przy torturach Marvolo nie sposób było się nudzić. – Avada Kedavra... – zaklęcie pomknęło w stronę Petunii uderzając ją prosto w pierś. Kobieta osunęła się na posadzkę. Riddle lekko się uśmiechnął. Następnie pomęczył psychicznie Vernona i zabił go sposobem mugolskim (czyt. poderżnął gardło ). Dudley się wykrwawił. – Abyss – z różdżki Czarnego Pana wystrzeliły trzy czarne kulki. Po chwili w celi rozbłysnęło światło. Ciał już nie było. – I jak, podobało się? – spytał Voldemort. Wiedział, że ta dwójka uwielbiała sprawiać ból, ale też oglądać, jak ktoś jest torturowany.

- Jasne – odpowiedzieli zgodnie.

- To mamy jakieś plany na ten tydzień? – rzucił Marvolo.

- Tylko na tydzień? – zdziwiła się wężyca.

- A, tak. Sorry, Nagini, zapomnieliśmy ci powiedzieć. Harry w drugim tygodniu jedzie do Draco Malfoy'a – wyjaśnił pyton.

- Malfoy? – zainteresowała się. Przytaknęli. – No dobra... Ale uważaj na tą rodzinę, tak?

- Oczywiście, że tak! A co do tego zajęcia, to ja bym się wybrał na Nokturn i Pokątną...

- Harry, no! Wiesz, że nie pokażę się wśród ludzi. Jeżeli przez przypadek będzie tam ktoś, kto znał mnie z czasów szkolnych, to bez kłopotu mnie rozpozna – jęknął czarnoksiężnik.

- Och, dajże spokój! Zawsze pesymistyczny... – warknął. - Pomożesz mi coś wybrać dla przyjaciół na święta, ok.?

- Dobra, ale jeżeli ktoś zacznie coś podejrzewać, to jest to całkowicie twoja wina, jasne?

- Jasne, jasne. Ale chyba trzeba ci wymyślić jakieś imię tymczasowe. Bo chyba nie będę krzyczał Marvolo przez cały sklep, prawda? – zaśmiał się Potter.

- Chyba masz rację. Osobiście jestem za Reptile, co ty na to? – spytał.

- Z jakiego języka pochodzi i co oznacza? – zapytał zielonooki.

- Francuski. Wąż – poinformował Voldi.

- Powaliło cię?! – wydarł się Potter. – Chcesz samym imieniem zdradzać kim jesteś? To po co się wysilać? Już bezpieczniej jest Tom. Każdy może mieć tak na imię.

- Pragnę ci przypomnieć, że tylko cztery osoby mówią mi po imieniu i nie spotykają ich tortury.

- Nie będę się pytał kto jest czwartą osobą... A więc, jakieś pomysły na imię? – spytał kruczowłosy.

- Alex – zaproponował Dark.

- No chyba nie – warknął Marvolo.

- Philip? – rzuciła Nagini.

- Nie!

- Jake?

- Powariowałaś.

- James? – powiedział uśmiechem Harry.

- Jak na razie najgorsza propozycja.

- Hmm... Coś mi mówi, że chce nas zmusić do takiego jednego imienia – mruknęła Nagini.

- Jakiego?

- Salazar, mam rację, Tom?

- Skąd wiedziałaś? – zapytał z udawanym zdziwieniem Riddle.

- Nawet na to nie licz. Jeżeli będziesz się upierał, to propozycja Harry'ego jest wyjątkowo kusząca.

- No, dobra, dobra... – warknął Czarny Pan.

- Wspaniale. Co powiesz na William?

- Zbyt oficjalnie.

- Lucas? – zaproponował Potter. Skoro Voldemort tak lubił francuski, to może mieć imię w tym języku. 

 - Lucas? Może być. A nazwisko? No wiesz, jak ktoś będzie dociekliwy? – mruknął czerwonooki.

- Nazwisko... nazwisko... Valéry, może być? – spytał.

- Może być. Nie najgorzej – zgodził się Tom.

- Czyli jutro idziemy na zakupy, tak? – spytał Harry z nadzieją.

- Tak...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro