Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XL


Niedziela nadeszła bardzo szybko. Marvolo nic nie wiedział o wyskoku na Nokturn. Za to Harry poprosił o krycie go przed czarnoksiężnikiem przez Dark'a, Shadow'a i Evil'a. Zgodzili się. Na miejsce spotkania stawił się równo o wyznaczonej godzinie. Cała paczka czekała na niego.

- Hej – przywitał się.

- Cześć. O co chodzi? – zapytał Draco.

- O Black'a – oznajmił. – Co o nim wiecie? – zapytał. Ruszyli alejką do baru.

- No więc... był prawą ręką Czarnego Pana... - zaczął George.

- Błąd – przerwał mu Potter i opowiedział całą historię. – A na dodatek jest moim ojcem chrzestnym – zakończył.

- Wow... - tylko tyle wyszło z ust Hermiony.

- Popieram. Wow – mruknął Fred.

- A najlepsze jest to... - kontynuował brunet. – ...że on będzie próbował dostać się do szkoły.

- I w związku z tym? – zapytała Weasley.

- On jest spostrzegawczy – zielonooki spojrzał w niebo, które powoli robiło się ciemne. – Bardzo. Jak to Marvolo powiedział... Wystarczy mu trop, by rozwiązać zagadkę.

- I? – pogoniła go Miona.

- Mam wrażenie, że zadaję się z Puchonami – warknął. – I to, że pod jego... czujnym spojrzeniem o Czarnej Magii możemy sobie jedynie pomarzyć.

- Ujć. Kiepsko – stwierdził Malfoy, krzywiąc się nieznacznie.

- Bardzo kiepsko. Ale co do tej Francji... Uważam, że to świetna okazja, żeby trochę się poduczyć. I ułożyć jakiś plan działania przeciwko Dropsikowi. Nie lubię dziada – stwierdził.

- Masz rację, Harry – poparła go Ginny.

- Oczywiście, że mam. Czeka nas wojna za półtorej roku. Wojna! Możemy zginąć. Trzeba się ubezpieczyć w jak najwięcej zaklęć. Poza tym w tym roku wybieramy sobie nowe przedmioty. W każdym razie ja, Draco i Hermi. Co wy wybraliście? – zwrócił się do bliźniaków.

- Nic.

- Dobra, trudno – kruczowłosy klasnął w dłonie. – Dam wam książki i osobiście spróbuje wrzucić trochę informacji. Musimy WSZYSCY umieć Starożytne Runy i Numerologię. Wróżbiarstwo nam nie potrzebne, ale jeżeli nam to nie będzie kolidowało z innymi sprawami, to nie mam nic przeciwko. Kto popiera taki obrót spraw? – popatrzył się po wszystkich. Nie było zastrzeżeń. – Aha, kiedy jest ten cały wyjazd do Francji? – zapytał Potter.

- Za tydzień – odparł szarooki.

- Ok.

- Harry... - zaczął George.

- ...A czy w tym roku...

- ...Planujemy coś dla naszych...

- ...Miłych...

- ...Kochanych...

- ...Profesorów? – dokończył Fred ze złośliwym uśmieszkiem, godnym Ślizgona.

- Owszem. W każdym razie ja mam plan, a czy weźmiecie w nim udział, to wasza decyzja – stwierdził.

- Mów, co dla nich masz! – wykrzyknął Draco.

- No więc... - zielonooki wyczarował sobie pergamin, podkładkę i zwykły, mugolski długopis. – Zmienimy włosy McGonagall na wściekły róż. Dodatkowo na jej krzesło w Wielkiej Sali nałożymy takie zaklęcie, które przebierze ją w nieco skąpy strój różowo-białego króliczka – napisał. Hermiona zachichotała. – Dalej. Dla profesor Sprout przygotujemy w szklarni ciekawą roślinę z niebieskimi liśćmi. Gdy będzie próbowała jej dotknąć, ta rozrośnie się na całą cieplarnię. Rzucimy zaklęcie szybkiego wzrostu i zaklęcie aktywacji, które zareaguje na dotyk i aurę magiczną – postanowił.

- Nieźle – pochwalił go blondasek.

- Dzięki, Draco. A więc teraz Flitwick. Jego książki, na których stoi, zaczarujemy w jeszcze fajniejszy sposób. Gdy na nich stanie, znikną. Wtedy spadnie, a kiedy będzie chciał wejść na krzesło, to będzie coraz wyżej. Snape'a zostawimy w spokoju, a nauczyciela obrony nie znamy. Ewentualnie możemy wywinąć coś na Astronomi, na przykład zamalować szkiełka od teleskopów niezmywalną, magiczną farbą.

- Ok. – zgodził się Fred. Plany pogrążenia nauczycieli wymyślali jeszcze przez jakiś czas. Gdy wybiła jedenasta, rozeszli się. Potter przebrał się i zbiegł na dół. Wziął sobie coś do jedzenia i poszedł do biblioteki. Tam zastał Toma, który zawzięcie szukał czegoś w księgach. Podszedł cichaczem od tyłu, uprzednio rzucając Muffiliato i Silencio na swoje stopy. Podszedł bliżej i zerknął przez ramię czarodzieja. Ten, wyczuwając go, szybko zatrzasnął księgę. Jedyne słowo, jakie Harry dostrzegł, to „Horkruks".Przez cały tydzień Harry truł Marvola, żeby powiedział, mu, czym są te cholerne horkruksy. Czarnoksiężnik tylko walił go po głowie i mówił, że kiedyś mu powie, ale jeszcze nie w tym momencie. Za to w chwili obecnej obydwoje stali na korytarzu Malfoy'a Manore. Co prawda Riddle'owi nie chciało się jechać. Puszczał Pottrer'a samego.

- To do zobaczenia, Harry – pożegnał się i wrócił do dworu. Razem z chłopakiem szli Shadow i Dark. Poszedł do salonu, a w jego ramiona momentalnie wpadła Ginny, delikatnie go całując. Brunet był lekko zdezorientowany, ale szybko oddał pieszczotę. Państwo Malfoy i cała reszta patrzyła się z błyskiem w oczach.

- Dzień dobry – przywitał się.

- Witaj, Harry – Narcyza się uśmiechnęła. Szturchnęła męża, który momentalnie skinął mu głową.

- Cześć, stary! – powiedzieli razem bliźniaki i blondyn. Hermi tylko pokręciła głową i przybiła sobie z brunetem piątki.

- No cóż, czas wyruszyć do mojej kochanej – Lucjusz skrzywił się, wypowiadając ten wyraz. – kuzynki. Tu macie świstokliki – dał im po kawałku kartki. Złapali je i znaleźli się w stolicy mody – Paryżu. Harry zrobił wielkie oczy na widok sklepów. Razem z Draco i dziewczynami dopadli się do pierwszego z ciuchami. Przerzucali bluzki, kurtki i całą resztę. Mimo, że to wszystko było mugolskie, to rodzice Malfoy'a tylko się śmiali. Potter oświadczył, że płaci za jego dziewczynę, a Draco, że płaci za swoją. Tak więc, gdy załatwili swoją garderobę Malfoy'owie wydali być może i ze sto tysięcy funtów. Draco miał dwadzieścia nowych koszulek, siedemnaście spodni, trzy rękawiczki sportowe bez palcy, a na dodatek cztery pary trampek, dwie pary adidasów i osiem klapków. Do tego żel do włosów, ciała i piankę, żeby te jego kłaczki były mięciutkie i łatwe do ułożenia. Za to Hermionie załatwili trzy sukienki, piętnaście bluzek, trzy spódniczki, osiem par spodni, dwie pary trampek, cztery japonki, pięć par sandałów i jedne adidasy. Każda rzecz nie była tańsza niż siedemset funtów. Ginny miała podobne zakupki do przyjaciółki. Z tym wyjątkiem, że dodała sobie jeszcze dziesięć farb do włosów w kolorze różowym, tyle samo w zielonym i siedem w niebieskim. Na pytanie po co jej to, odpowiadała wzruszeniem ramion. Chodzili po stolicy, zwiedzając różne atrakcje, jak na przykład wieże Eiffle. W końcu teleportowali się do jakiegoś dworku. Nie był taki wielki, jak ten należący do Lucjusza i Narcyzy, lecz do najmniejszych też nie należał. Ruszyli w jego stronę. W środku powitał ich skrzat Darkness'ów. Zabrał rzeczy do właściwych pokoi. W salonie czekali na nich gospodarze i ich jedyny syn – Felix. Miał tyle lat, co Draco, lecz się po prostu nie znosili.

- Witaj, Lucjuszu! – przywitał się pan domu. – Dzień dobry Narcyzo – ujął dłoń kobiety i musnął ustami z głębokim ukłonem. Z Malfoy'em ścisnęli sobie dłonie.

- Miło mi was widzieć, Louice, Joan – przywitał się długowłosy.

- Nam również. A to są zapewne przyjaciele Draco? – spytała Joan. Miała blond włosy, w przeciwieństwie do męża.

- Ach, tak. Nie przedstawiliśmy – stwierdziła Narcyza. – To są Harry Potter, Ginny, Fred i George Weasley i Hermiona Granger. Potem jeszcze mają przybyć Teodor Nott, Blaise Zabini i Pansy Parkinsson.

- Dobrze, dobrze. Pokoi nam nie brakuje – mruknął pan Darkness.

- Jednak my się jeszcze nie przedstawiliśmy! – zawołała jego żona. – Nazywam się Joan Darkness, a to jest mój mąż, Louice. Ten chłopak, co próbuje się z Draco zabić wzrokiem, to nasz syn, Felix. Kochanie podejdź bliżej – poprosiła.

- Czemu ich zaprosiliście – warknął. – Dobrze wiecie, że... nie przepadam – powiedział z naciskiem. – Za Draco. Co oczywiście nie znaczy, że nie lubię cioci i wujka – dodał pośpiesznie.

- I vice versa, Felixiku – syknął szarooki. Ręce obydwu powędrowały do różdżek. Żaden z dorosłych nie zareagował, zdumiony. Zarówno Malfoy, jak i Darkness posłali w siebie zaklęciami. Jedyny wyjątek, to taki, że czar blondyna, to Sectumsempra, a jego kuzyna, bruneta, Furnunculus. Nikt nie ruszył się z miejsca. Nikt, z wyjątkiem Harry'ego. Ze spokojem zmienił się w olbrzymiego wilka, skoczył pomiędzy dwa zaklęcia i bezróżdżkowo wyczarował dwie bariery, które wchłonęły klątwy. Troszkę wkurzony, posłał w stronę i jednego i drugiego aurorskiego Cruciatusa, znanego, jako Tormenta. Opuścił czar po dziesięciu sekundach.

- Nie zaczynajcie walki z byle czego. Draco, ja rozumiem, że cię sprowokował, ale powinieneś być mądrzejszy i nie pozwolić sobie na takie lekceważenie słowami, a nie posuwać się do rękoczynów. Za to do ciebie, Felix, mam jedynie ostrzeżenie. Zaklęcie, które w ciebie rzuciłem, to Tormenta. Jest ono naprawdę słabe. Jeżeli jeszcze raz na moich oczach zaczniesz podobną walkę, potraktuję to jako atak na przyjaciela i nie będę się cackać. Uwierz, że Cruciatusa rzucam całkiem nieźle – mówił spokojnie, co dawało lepszy efekt, niżeli by krzyczał. Chłopak tylko wpatrywał się w Potter'a ze strachem. Te zielone oczy go prześwietlały. Wkradały się w najmniejszy zakamarek jego duszy. Tylko kiwnął głową. – Jeszcze jedno. Draco, proszę cię, pomyśl dwa razy zanim rzucisz Sectumsemprę. Nie chcemy, żeby wyrzucono nas za brak kultury, a atakowanie gospodarza z pewnością właśnie to oznacza...

- Sam rąbnąłeś mnie klątwą – syknął Felix.

- Po pierwsze nie klątwą, tylko zaklęciem, a po drugie... - podszedł do chłopaka. – ...nie dał byś rady obronić się przed jego... - wskazał na Malfoy, a, podnoszącego się z ziemi. - ...klątwie. Czy ty w ogóle wiesz, co robi Sectumsempra? Nie? Więc cię uświadomię. Tworzy na ciele ofiary głębokie rany cięte. Im silniejszy czarodziej, tym są poważniejsze. Za to Draco można nazwać w niej prawdziwym mistrzem. Krótko mówiąc, właśnie uratowałem ci życie – wstał. Rodzice wstrząśniętego chłopaka patrzyli się w szoku na zielonookiego. Lucjusz i reszta był przyzwyczajony do tego, że Harry za takie przewinienia każe tak samo, jak Lord Voldemort. Bez znaczenia, czy ktoś jest jego przyjacielem, znajomym, sojusznikiem, czy wrogiem. Jednak robi to w delikatny sposób, którego nikt nie ma mu za złe. Najmłodszy z Malfoy'ów uż stał obok rodziców. Lekko się uśmiechnął do Harry'ego. Za to jego przeciwnik nie mógł się podnieść. Każda próba była bolesna.

- Co jest... - mruknął.

- Nigdy nie dostał zaklęciem torturującym? – domyślił się czarnomag.

- N-Nie – odparła Joan.

- Ech... - westchnął. Ruchem nadgarstka przywołał fiolkę z postcruciatusem. Znowu znalazł się przed chłopakiem. Przystawił mu szkło do ust. – Pij – kazał. Ten posłał mu mordercze spojrzenie, ale za chwilę stał.

- Jak... - zaczął.

- Żyjemy w świecie magii – wyjaśnił Potter. – przepraszam za to przedstawienie, ale nie mogę pozwolić, by na wakacjach coś stało się mojemu przyjacielowi. Już podczas szkoły musimy użerać się z Gryfonami i dyrektorem – jego ton przybrał dyplomatyczną barwę.

- Kto cię wychował, chłopcze? – zdumiał się pan Darkness. Zachowywał się jak typowy arystokrata i polityk. Już nie wspominał o odruchach, które wyłapywał u Czarnego Pana.

- Nawet, gdybym powiedział... Nie uwierzyłby mi pan – stwierdził. – Poza tym obowiązuje mnie przysięga. Nie mogę powiedzieć.

- No dobrze – zrezygnował z prób dowiedzenia się czegokolwiek. - Wasze pokoje znajdują się na górze. Stokrotko! – skrzat się pojawił. – Zaprowadź ich na górę.

- Tak jest, sir. Proszę za mną – pokazała młodzieży drogę, podczas, gdy Lucjusz i Narcyza zostali w salonie. Pokoje znajdowały się obok siebie, ale... coś im nie pasowało. Gdy każdy był u siebie, Harry po prostu wywalił wszystkie ściany, tworząc dziury. Chwilę potem ładnie to wygładził i powstawiał przezroczyste drzwi z zasłonami, aby mogli swobodnie do siebie przechodzić. Wszyscy spotkali się w pokoju Freda.

- To było super! – wykrzyknęli Weasley'owie.

- Aż mi języka zabrakło! – rozentuzjazmowała się Hermiona.

- W stu procentach – dodał Malfoy.

- A właśnie, dobrze się czujesz? – zapytał Harry. – Sorry, że w ciebie tez tym rąbnąłem...

- Spoko. To było takie zabawne, kiedy ten... Felix nie mógł wstać! – zaśmiał się szarooki.

- A tak właściwie, to po czyjej stronie on stanie, gdy Czarny Pan się ujawni? – zapytała Ginny.

- Jego rodzice oczywiście dołączą do niego, więc mały Felix nie będzie miał wyjścia – stwierdził blondyn.

- Hu hu hu... - zaśpiewały dziewczyny.

- Na wstępie zarobił sobie ujemne punkty u prawej ręki Lorda – stwierdziła Granger.

- Co nie? – mruknął Potter, po czym wszyscy wybuchli, jak po Zaklęciu Rozweselającym. Tymczasem pod drzwiami pokoju stał Felix Darkness i wszystko słyszał. Podpadł prawej ręce... Ten cały Potter? Bo chyba nie Draco? Szybko zszedł na dół, żeby podzielić się swoimi spostrzeżeniami z rodzicami.

- Ten chłopak, Hary Potter... Kim on jest? – zapytała Joan.

- Naprawdę wolicie nie wiedzieć – stwierdziła pani Malfoy.

- Dlaczego? – zainteresował się Louice.

- Nie możemy wam powiedzieć... - wtrącił się Lucjusz.

- Ale...

- Nie, Louice! Nie możemy wam powiedzieć absolutnie nic – oznajmił blondyn.

- No dobra... A jak tam Draco? – spytał.

- Dobrze. Jest jednym z najlepszych – powiedział szarooki.

- Myślałem, że będzie najlepszy – stwierdził brunet.

- Harry jest lepszy. Widziałeś przecież. Animagia i magia bezróżdżkowa. Do tego Czarna. To nie poziom naszego syna – wtrąciła się Narcyza. – A Felix?

- Również jeden z najlepszych. Jednak widzę, że w Hogwarcie mają wyższy poziom. Myśleliśmy, żeby go tam przepisać... - stwierdziła Joan.- Naprawdę...

- Tato! – usłyszeli wrzask młodego Darkness'a.

- O co chodzi, synu? – zapytał Louice.

- Czy to możliwe, że... że ten cały Potter jest, bądź będzie prawą ręką Czarnego Pana?

- Skąd masz takie informacje – zaśmiał się mężczyzna. – Jest silny, ale bez przesady... - urwał. Lucjusz i Narcyza spojrzeli po sobie.- Muszę do toalety – wymyślił długowłosy na prędce. Zerwał się i wyszedł. Zamknął się w jakimś pokoju i starał się połączyć ze swoim panem. Voldemort pojawił się po chwili. Malfoy uklęknął na jedno kolano.

- O co chodzi, Lucjuszu?

- Panie, mój siostrzeniec jakimś cudem domyślił się, że Harry...

- Nie kończ. Usuń mu pamięć. Jemu i każdemu, kto się o tym dowiedział. Jeszcze dowiedz się, skąd ma takie wiadomości – polecił i zniknął. Malfoy wstał i wyszedł.-

 ...sam słyszałem, jak mówili, że naraziłem się prawej ręce Czarnego Pana – mówił. Wdech. Blondyn wrócił.

- To nie jest możliwe. Właśnie przez tego dzieciaka, nasz Pan stracił swą moc – przekonywał syna Louice.

- Ja to sam słyszałem od tych... - uciął ze złości.

-Źle to zrozumiałeś – stwierdził szarooki, rozsiadając się na fotelu. W mgnieniu oka wyciągnął swój wiąz i usunął pamięć wszystkim z wyjątkiem siebie i Narcyzy. Nie mógł jednak wiedzieć, że zaklęcie nie zadziałało tak, jak chciał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro