Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III



Mowa węży - Pogrubione

Myśli - Pochyła

Listy - Podkreślona


Jechali już pół godziny. W końcu chłopak dostrzegł wysokie budynki lotniska. Wysiedli z samochodu.
- Pamiętaj, Harry, trzymaj się blisko mnie. Nigdzie się nie oddalaj, zrozumiałeś? - spytała.
- Dobrze, proszę pani - odpowiedział Potter.
- Wspaniale, a więc możemy ruszać. Nie mamy za wiele czasu. Jest dziesiąta, a samolot mamy o dwunastej - oświadczyła nauczycielka.
- Dobrze - zgodził się Potter. I weszli do budynku przez ruchome drzwi. Wnętrze było niesamowite. Ściany pomalowane na bladą, jasną zieleń i na biało dodawały pomieszczeniu przestrzeni. Z różnych stron otaczały go ruchome schody i taśmy. Był straszny tłok, więc rzeczywiście wolał nie oddalać się od swojej wychowawczyni. Przejechali się paroma ruchomymi schodami. Nauczycielka pokazała bilety paru osobom. Kobieta położyła swój bagaż na taśmie, ale Harry stwierdził, że woli mieć ją koło siebie.- Harry, ja to rozumiem, ale nic ci tu nie ukradną, a jeżeli chcesz wziąć ten bagaż ze sobą, to będziesz musiał dopłacać jakieś 200 funtów.
- To nieistotne - stwierdził Brunet.
- Jak chcesz, mały - westchnęła. Przeszli przez trzy pary drzwi i oczom chłopaka ukazał się wielki samolot pierwszej klasy, którym miał dziś lecieć.
- Wchodzimy - oznajmiła.
- Dzień dobry - przywitał się pilot.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Harry. Nagle jak spod ziemi wyrósł ochroniarz.
- Chcesz zabrać ten bagaż ze sobą? - spytał monotonnym głosem.
- Emm... Tak. Mogę?
- Możesz. Daj mi to - poprosił. Potter spełnił polecenie. Ochroniarz położył jego walizkę i plecak na wagę. Ważyły 10 kilo. - Możesz zabrać ze sobą walizkę i plecak, ale dopłacisz teraz 150 funtów.
- Dobrze - zgodził się chłopak i podał mu wygrzebaną z kurtki kwotę
- Możesz wejść - ochroniarz przepuścił go i oddał mu bagaż. Harry wraz z kobietą weszli do środka. Wnętrze było całkiem nieźle. Białe kanapy ze stolikami, podłoga zrobiona z czarnych płytek, pod sufitami czarne półki z plastiku. Wielkie okna wpuszczały do środka wiele światła. Ściany pomalowane na biało z delikatny fiolet dawały wspaniały efekt. Przy każdej kanapie powieszone były numerki oznaczające gdzie kto siedzi. Harry miał numer 16, a jego nauczycielka 15, więc siedzieli naprzeciwko siebie. Chłopak szybko zajął miejsce i wyciągnął słuchawki, telefon, przenośny internet (mimo, że był on dostępny w samolocie bezprzewodowo, ale dobrze wiedział, że jego będzie działał szybciej), laptop i ładowarki do telefonu i komputera. Włączył urządzenia, podłączył słuchawki i zaczął przeglądać gry. Słuchał różnych piosenek dla dzieci typu Wiosna, Życzenie i tak dalej. Zaczął grać w Achtung Die Kurve*. Gra go wciągnęła. Był jednym z lepszych. I tak mu zleciały pierwsze dwie godziny lotu. Wychowawczyni przez cały ten czas czytała o atrakcjach w ich hotelu.Po tych dwóch godzinach chłopakowi znudziła się gra i zaczął szukać informacji o Albanii. Szukał nie tylko potwierdzonych wiadomości, ale także legend i interesujących historii. W pewnym momencie doszedł do rasy wężów żyjących w tym kraju. Zaczął się ich uczyć na pamięć.Wkrótce zgłodniał.- Proszę panią - zaczął - czy jest tu gdzieś jakiś sklepik, czy cos w tym stylu?
- Jest - odpowiedziała. - Nie wiem gdzie się znajduje, ale tam - wskazała na interaktywny ekran. - masz mapę samolotu.
- Dziękuję - i odszedł. Okazało się, że nie ma tu sklepiku, tylko restauracja. Harry od razu do niej poszedł. Zamówił sobie surówkę z marchwi i jabłka. Wrócił na swoje miejsce w samolocie i wyjął z walizki swój zestaw Happy Mill, który kupił w McDonaldzie. Wrócił do restauracji i zajął stolik. Czekał 2 minuty, gdy przed nim wylądował talerz z surówką. Zjadł posiłek i zamówił sobie herbatę. Na napój czekał 7 minut. Wypił go szybko i poszedł do toalety znajdującej się za drzwiami w prawej ścianie restauracji.Wrócił na miejsce i zaczął się nudzić. Zaczął patrzeć przez okno. Pod samolotem istniał wielki błękit.
- Kiedy będziemy na miejscu, proszę pani? - spytał.
- Za pół godziny - odpowiedziała. Do końca drogi nikt się nie odzywał...
Byli na miejscu. Harry zaczął się rozglądać dookoła. Tu było niesamowicie. Mimo, że byli na lotnisku zewsząd otaczał ich las.
- Teraz pojedziemy pociągiem na wybrzeże - oznajmiła nauczycielka. - Harry, chciałabym cię prosić, abyś nie wchodził do puszczy, gdy już będziemy na miejscu, dobrze?
- Dlaczego nie? - spytał.
- Podobno od siedmiu lat nikt nie odważył się tam zapuszczać. Uważam to za brednie, ale ostrożności nigdy za wiele...
- Ja lubię lasy, proszę pani. Mogę się założyć, że to tylko głupia historia... - zapewnił ją brunet.
- Wiesz, Harry... Jak na swój wiek jesteś wyjątkowo inteligentny - pochwaliła go.
- Dziękuję...

- O... jedzie nasz pociąg - powiedziała po paru minutach pani Agata.
- Wreszcie... - westchnął Potter. Weszli do maszyny. Harry zajął miejsce pod oknem i zaczął rozmyślać o nowym miejscu. Uśmiechnąl się lekko.
Na stacje dojechali po 15 minutach. Teraz nasz czarodziej i jego wychowawczyni musieli przejść pieszo pięć kilometrów. Chłopakowi to nie przeszkadzało. Co prawda walizka i plecak były ciężkie, ale poza tym czuł się wspaniale. Wkońcu zobaczyli dach hotelu. Cały pomalowany był na biało. Dach był w kolorze niebieskim. W budynku znajdowały się także wielkie okna. Dookoła znajdowały się las i woda. Harry mógł także podziwiać wysokie klify. Cały krajobraz dopełniały głazy położone przy brzegu marza, na plaży.
- Wow - tylko to wydarło się z gardła bruneta. Pani Agata tylko się uśmiechnęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę wejścia hotelu.
Gdy nauczycielka załatwiała sprawy związane z ich pobytem tam, Harry siedział w kremowym fotelu i popijając lemoniadę przeglądał ulotki. Wewnątrz budynek wyglądało równie fascynujące, jak z wierzchu. Recepcja była okrągłym pokojem. Ściany w odcieniu jasnego pomarańczu, prawie beżu wyglądały świetnie. Podłoga została zrobiona i jednej białej, śliskiej płyty. Przy ścianie, po prawej stronie drzwi znajdował sie zbiornik z lemoniadą. Dookoła znajdowały się półki z roślinami, co nadawało wnętrzu dzikiego wyglądu. Stoliki miały kolor ciemobrązowego drewna. W pomieszczeniu znajdowało się ledwie jedno, ale za to wielkie, okno. W końcu pani Agata załatwiła sprawy rejestracji i dała chłopakowi klucz do pokoju.
- Pilnuj go - poleciła. Potter udał się do swojej nowej miejscówki. Gdy wszedł zaparło mu dech w piersiach. W mieszkaniu znajdowało się wielkie dwuosobowe łóżko w wielkimi miękkimi poduszkami. Ściany były czystobiałe. Podłoga została zrobiona z ciemnobrązowych paneli. Naprzeciwko drzwi znajdował się wielki balkon, na którym Harry dopatrzył się hamaku, stolika z wazonem, w którym znajdował się piękny, biały kwiat. Przy stoliku znajdowały się dwa wiklinowe fotele z poduszkami. Chłopak miał doskonały widok na morze. W jego pokoju znajdowały się również szafka nocna i szafeczka nocna. Od sypialni odchodziły jeszcze trzy pomieszczenia : salon (oczywiście wszystko na biało z wyjątkiem podłogi, która była taka sama jak w sypialni) w którym znajdowała się kanapa; stolik; dwa fotele; czarna; wielka plazma; biały, kudłaty dywan oraz wielki żyrandol. Zyrandol ten sterowany był za pomocą pilota. Pilot leżał na stoliku. ;kuchnia (nie wyróżniała się niczym. Wielka lodówka, kuchenka, podstawowe wyposażenie, maleńki barek z kolorowymi światełkami, wielkie krzesła i dwa obrazy przedstawiające jedzenie). Prawdziwego szoku Potter dostał, gdy zobaczył łazienkę. Znajdował się w niej prysznic; wanna, która przypominała bardziej basen; oraz jaccuzi, które miało regulacje gorąca wody, z także ilości bombelków. Była tam także możliwość włączenia światełek w wannie i jaccuzi. Obok tych rzeczy znajdowała się też mini solaria. Pomiędzy fotelami postawiono stolik z drewna. Na nim natomiast znajdowały się trzy świeczki zapachowe.
- Jestem w raju - powiedział sam do siebie chłopak odchylając jednocześnie głowę. Postanowił wyjść z domu. Przebrał się w krótkie spodenki, sandały, bluzkę pez rękawów i wybiegł z pokoju uprzednio zamykając drzwi. Klucz oddał wychowawczyni. Harry zszedł do recepcji. Wziął sobie parę ulotek. Między innymi mapę całego wybrzeża Albani. Postanowił przejść się do tego lasu i zobaczyć co jest w nim takiego strasznego. Zaczynał zapuszczać się coraz bardziej w puszczę. Nagle usłyszał zewsząd ciche syki, które przeradzały się w słowa całkowicie dla Harry'ego zrozumiałe. Nagle pod jego stopami przepełzł wielki wąż, w którym Harry rozpoznał pytona siatkowego.
"-Co on tu robi? Te węże żyją przecież w południowo-wschodniej Azji." - pomyślał Potter. - "- Całe szczęście te węże nie atakują bez powodu" - odetchnął.
- Co tu robisz ludzkie dziecko? - spytał się bruneta dziwny głos. Głos ten brzmiał bardziej jak syk. Harry zaczął się lekko bać.
- Kim ty jesteś? - spytał się. Dla dzieciaka brzmiało to jak zwyczajna rozmowa, ale człowiek, który oglądałby tą scenę z boku słyszałby tylko przeciągłe syki.
- Tak jak myślałem... Jesteś mówcą. Ja jestem wężem. Wybacz, jeżeli cię wystraszyłem...
- Nic się nie stało... Ty jesteś pytonem siatkowym, prawda? - spytał Harry. Chłopaka już dawno opuścił strach.
- Widzę, że wiesz co nieco o wężach, panie... Tak, mój gatunek to pyton siatkowy. - oznajmił wąż.
- Jaki panie... - zdziwił się Potter. - Mam na imię Harry i chciałbym, żebyś tak się do mnie zwracał.
- Dobrze, Harry... Ale widzisz, my węże mamy obowiązek służyć mówcą... - oznajmił pyton.
- Kim jest mówca? - spytał zaciekawiony brunet.
- Mówca to człowiek, czarodziej, który potrafi z nami rozmawiać. W swoim życiu widziałem jeszcze jednego mówcę... - urwał.
- A...Ale jak to czarodziej? Ja nie mam żadnych mocy magicznych i z tobą rozmawiam - zdziwił się Harry. - A tak właściwie, to kto był tym drugim mówcą?
- Tom Marvolo Riddle, Lord Voldemort.
- A gdzie on teraz jest? - dopytywał się.
- Tu... W tym lesie. Kiedyś był potężnym czarodziejem. Władał Czarną Magią jak nikt inny. Ty, również jesteś czarodziejem. Możliwe nawet, że jesteście z Tomem spokrewnieni. Uwierz mi, że ludzie wężouści nie zdarzają się za często. Obecnie Riddle nie jest w stanie nawet trzymać różdżki, a co dopiero rzucać zaklęć... Jest pół-człowiekiem i pół-widmem.
- A więc co się stało, że stracił tą jak to nazwałeś, potęgę?
- Widzisz, to dosyć śmieszny zbieg okoliczności.Trochę ponad siedem lat temu została wygłoszona przepowiednia, według której pod koniec lata urdzi się chłopak, który mógłby go pokonać. Postanowił go zabić. Mówiłeś, że nie masz pojęcia, że jesteś czarodziejem? - spytał
- Nie, nigdy nie posiadałem jakichś czarodziejskich mocy.
- I nigdy nic dziwnego się nie działo? Kiedy ktoś chciał ci coś zrobić, lub jak byłeś wściekły, albo jak byłeś w zagrożeniu? - wysyczał gad. Potter przypomniał sobie swój wybuch u Dursley'ów
- No więc coś tam było... Mów dalej, OK? Mną zajmiemy się później.
- Więc... Jak mówiłem. Czarny pan, czyli Tom, postanowił zabić chłopaka z przepowiedni. Padło na, dlatego mówiłem o zbierzności imion, Harry'ego Pottera. Do przepowiedni pasował jeszcze jeden chłopak - Neville Longbotom, lecz Tom wybrał małego chłopaka, który nie miał całkowicie czystej krwi, mimo, że jego rodzice również byli czarodziejami... - Harry'emu w tamtym momencie oczy zrobiły się wilgotne. Przecież on miał na nazwisko Potter! - Riddle zabił Lily i Jamesa Potter'ów, lecz, gdy skierował różdżkę na młodego Pottera i rzucił zaklęcie uśmiercające... Avada Kedavra, to zaklęcie, odbiło się od malucha i uderzyło w samego Voldemorta. Tom był jednak bardzo potężny, więc nie umarł. Dziwne, prawda... Tylu czarodziei ze świetnym wykwalifikowaniem nie mogło pokonać Czarnego Pana, a zrobił to jeden mały chłopak, wychodząc jedynie z blizną na czole. - pyton zakończył opowieść. Z oczu Harry'ego lały się już łzy. - Hej, Harry, czemu płaczesz..?
- A ty jak byś zareagował, gdybyś się dowiedział prawdy o sobie i swoich rodzicach?! - chlipnął Potter.
- Ty... Masz na nazwisko Potter? - zdziwił się.
- Tak... chłopak już chciał wracać. Ten wyjazd miał być jego największą przyjemnością, a tu proszę! Wstawał z ziemi, na której jeszcze przed chwilą klęczał.
- Harry, to nie jest możliwe. Twoi rodzice byli Gryfonami... Niech to, ty niewiesz o co chodzi... No nic, to niemożliwe, abyś był wężousty będąc Potterem.
- A jednak - mruknął brunet.
- Harry, posłuchaj. Ja rozumiem, że to dla ciebie szok, ale uspokój się i żyj pełnią życia.
- No dobrze, to co mam robić? - znowu pociągnął nosem. Chłopak zaczął się już uspokajać.
- Nie rób zupełnie nic. Jesteś teraz na wakacjach? - spytał wąż.
- To ciesz się miło spędzonym czasem. Pójdę z tobą.
- Tak właściwie, to nie powiedziałeś mi jak masz na imię.
- Nie mam imienia. Jestem jeszcze mały. Tom - na to imię Harry się wzdrygną, a w jego oczach na moment pojawił się szkarłat. - postanowił dać mi imię, gdy ukończę pierwszy rok życia. Do tej pory opiekowała się mną pewna dorosła już wężyca - Nagini. Była razem z Tomem odkąd się wylęgła. Rok kończę właśnie dzisiaj. Może ty mi dasz imię, Harry? Zdążyłem cię polubić.
- Wiesz... w sumie, to ja ciebie też lubię - Potter uśmiechnął się lekko. - A co do imienia... Hmm... Może Dark? Co powiesz? - spytał.
- Wspaniałe. Mi jak najbardziej pasuje. Harry, pozwolisz mi z tobą zostać - wypalił.
- Jeżeli chcesz, to ja nie mam żadnych przeciwwskazań, tylko nie przypraw o zawał mojej nauczycielki...Ale wiesz co, chciałbym wiedzieć jak ty się tu dostałeś. Twój gatunek żyje przecież w Azji, a nie w Albanii..
- No wiesz... ja tak naprawdę nie mam pojęcia jak się tu znalazłem. Nagini mi powiedziała, że znalazła moje jajo w puszczy. Zaopiekowała się mną.
- Hmm... No cóż... Cieszę się, że miałeś fajne dzieciństwo. Teraz idziemy. Będziesz musiał nadążyć - nasz mały brunet postanowił zastosować się do rady nowego kolegi i cieszyć się wakacjami. Ostatecznie nie znał swoich rodziców. Wyrzucił to z głowy. W każdym razie na czas jego wakacji. Harry podbiegł do drzwi hotelu, zawołał węża i weszli do środka .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro