XXV
Po zaklęciach nareszcie przyszła wyczekiwana przerwa obiadowa. Potter nie był zupełnie głodny, więc razem z Darkiem poszli zobaczyć co z Shadow'em. Feniks leżał na poduszce, tam, gdzie zostawił go jego właściciel. Jednak zwierzę znacznie urosło. Ptak był przynajmniej trzy razy większy.
- Urosłeś – stwierdził zielonooki wchodząc do pokoju. Stworzenie podniosło się i podfrunęło do chłopaka siadając na jego ramieniu.
- Niech to – warknął pyton.
- Co jest, stary?
- Będę się musiał z nim dzielić miejscem – wyjaśnił wąż. Brunet tylko się roześmiał, kładąc ptaka na łóżku. Feniks wymruczał coś niezrozumiałego i zwinął się na kolanach swojego pana. Harry pogłaskał go po piórkach. Obok Shadow'a rozwalił się Dark.
- Accio książka o feniksach – powiedział Potter. Do jego ręki podleciała szukana pozycja. Otworzył egzemplarz i zagłębił się w lekturze. Dowiedział się, że będzie musiał karmić pupilka maleńka częścią swojej magii. W zamian otrzyma fragment magii swojego pieszczoszka. Feniks musiał także spożywać krew. Tak samo jak wampir. Raz na miesiąc ptak potrzebował samodzielnie upolowanej krwi człowieka. Pan stworzenia może zabronić mu polowania na określone osoby. Zielonooki stracił cały obiad w dormitorium czytając i głaskając swoje zwierzęta. Gdy zostało mu ledwie dziesięć minut, westchnął przeciągle, odłożył lekturę i delikatnie zsunął zwierzaki z kolan. Feniks natychmiast poderwał łebek, a Dark powoli zlazł z nóg chłopaka. Zielonooki już kładł czarne stworzenie na kołdrze, jednak gdy tylko je puścił, wzbiło się ono w powietrze i usiadło Potter'owi na kamieniu. – Chcesz iść ze mną? – spytał się nie spodziewając się odpowiedzi.
- Tak, panie – odrzekł ptak.
- Możesz mówić? – zdziwił się Harry.
- Tak, panie...
- Nie nazywaj mnie panem, tylko po prostu Harry – poprosił. Feniks przypieczętował zgodą skinieniem ciemnej głowy.
- No, no, no... Kolejny do naszej wesołej gromadki – zaśmiał się gad.
- Wch... Idziemy – westchnął brunet. Wyszli na korytarz. Potter opowiedział nowemu przyjacielowi o zamku, przyjaciołach ( ptak nie pamiętał Draco ). Harry ruszył do szklarni. W środku była już profesor Sprout. – Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie – powiedział zajmując miejsce.
- Witam, panie Potter... Nowe zwierzę? – zapytała Pomona.
- Jajo mam już dość długo, ale dopiero dzisiaj się wykluł – sprostował chłopak zajmując swoje miejsce obok Hermiony i Draco.
- Dobrze. Dziś zajmiemy się Zielem Florianga. Ktoś wytłumaczy mi czym się cechuje?...
Kolejny tydzień także był spokojny. Genialna Trójka nie dostała żadnego szlabanu. Paru nauczycieli tylko pogratulowało mu rzadkiego pupilka. Razem z Hermioną zrobili jednak wielkie postępy w animagii. Brązowowłosa mogła obłożyć ciało sierścią, wydłużyć pazury oraz kły, prawie całkowicie usunąć sobie włosy na głowie i dorobić wąsy. Mało tego miała piękny ogon i uszy. Potter zrobił jeszcze więcej. Jego oczy nabierały właściwego koloru, dorastał ogon i uszy, kończyny wydłużały się, a skóra pokrywała się drobnymi włoskami. Chodził też na czworaka. Krótko mówiąc nabierał wilczego wyglądu. Nauczycielka była z nich dumna. Jej takie efekty przyszły po trzech latach nauki. Zbliżały się testy końcowe. Został ledwie tydzień i trzy dni. Wszyscy wariowali i wkuwali na ostatnią chwilę. Harry jednak ani myślał się przemęczać. I tak będzie miał najlepsze wyniki. Granger i Malfoy także sobie odpuścili. Zwłaszcza, że teraz zawsze była zwolniona cała kanapa. Każdy wolał uczyć się w dormitorium. Dziewczyna co prawda denerwowała się, że bez powtórki jej nie wyjdzie, ale Potter zapewnił ją, że gdyby nie dawała sobie z czymś rady, to jej pomoże. Zaprezentował przyjaciołom Legilimencję, a także Imperiusa.
- A wy się nie uczycie? – zdziwił się Zabini.
- Nie, to wszystko jest wręcz banalne – stwierdził zielonooki odrywając się od rozmowy ze Smoczkiem.
- Nie dobijaj mnie, błagam... - jęknął czarnowłosy.
- Postaramy się – zgodził się za niego szarooki. Blaise poszedł, a oni znów pogrążyli się w cichej rozmowie.
- Czyli jak robimy z Kamieniem? – zapytała przyciszonym głosem brunetka.
- Oddajemy moim starym. Przecież już to ustaliliśmy – mruknął blondyn.
- Tak, ale jak go w ogóle wynieść ze szkoły – zastanowił się Dark.
- Mógłbym go przenieść do domu – zaproponował Shadow.
- To nienajlepszy pomysł – stwierdził Potter.
- A masz jakiś lepszy? – zapytała Hermiona.
- Tak. Potrafię latać pięćdziesiąt razy szybciej od ciebie. Mam w końcu dziesięć dni wolnego. Zaniosę Kamień do Malfoy'ów.
- Zgoda – mruknął feniks.
- To dobry pomysł – zgodziła się Granger.
- Niech będzie – mruknął Draco.
- Ok. – Dark.
- Jutro go odniosę – zdecydował zielonooki.
– Im dłużej go tu trzymamy, tym robi się groźniej. Jeżeli nas złapią, to będzie kiepsko.
- Dobra. Jutro zaczynamy Eliksirami. Przyjdziesz na tą lekcję i powiesz mu, że wykorzystujesz dwa dni z dziesięciu wolnych, dobra? – zaproponowała dziewczyna.
- To wygodny plan – zgodził się jasnowłosy.
- Niech będzie – przypieczętował brunet. – Hermi, mnie nie będzie przez cały następny tydzień. Mogłabyś zrobić dla mnie notatki? – poprosił.
- Przecież ty ich nie potrzebujesz – żachnęła dziewczyna.
- Z animagii – wyjaśnił. – Właśnie. Draco, pozwolisz, że zajrzę do zbiorów w twoim domu?
- Jasne.
- Dzięki. Dark, Shadow, idziecie ze mną, czy zostajecie?
- Idę – syknął pyton.
- Ja też.
- Super – ucieszył się chłopak.
- Idziemy spać? – ziewnęła brunetka.
- Ale Hermi, nie odrobiłaś pracy domowej – upomniał ją blondyn.
- Dobra, idź, bo mi tu padniesz – zaśmiał się Harry. – Zrobię za ciebie.
- Dzięki ci, Harry – mruknęła i poszła do dormitorium dziewcząt. Dark i Shadow polecieli do sypialni chłopaków, a brunet i Malfoy zostali sami.
- Co robimy? – zapytał Draco.
- Hmm... A co powiesz, gdyby tak... - zaczął z przebiegłym uśmieszkiem.
– Hej, ludzie! – wydarł się na cały pokój. Każdy zwrócił w jego stronę głowę. – My tu właśnie z kolegą wpadliśmy na genialny pomysł. Widzę, że każdy się martwi tymi testami – popatrzył na książki w rękach mieszkańców węża. – Co wy na to, żeby zrobić sobie parę pojedynków. Praktyczne podejście do zaklęć i OPCM-u – zaproponował. Przez PW przeszedł szmer. Wszyscy pokiwali zgodnie głowami. Na twarzy Potter'a pojawił się uśmiech. Powiększył pomieszczenie i stworzył piękny podest. Ze ścian zniknęły różne obrazy i dekoracje przykryte fioletową zasłoną. Brunet rzucił jeszcze parę zaklęć wyciszających, wyczarował krzesełka i obłożył je czarami ochronnymi. – Ktoś się zgłasza? – zapytał. Na podest wbiegło dwóch piątoklasistów. – Ok. Trzy, dwa, JEDEN! – krzyknął. Zaklęcia się posypały. Nie była to najlepsza walka, jaką oglądał, lecz do najgorszych też nie należała. Potem walczyło jeszcze jedenaście par.
- Hej, Harry! – zawołała Pansy. – Może ty się z kimś zmierzysz? – zaproponowała. Malfoy zrobił przerażoną minę. Wiedział, co brunet potrafi. Potter tylko delikatnie wykrzywił usta w uśmiechu.
- Ależ oczywiście... Z kim mam walczyć? – zapytał zielonooki.
- Ze mną – warknął jakiś siedmioklasista podchodząc do Pottera. Obaj nie potrzebowali żadnych komentarzy ze strony widowni.
- Trzy...- Dwa...- Jeden! – zakończył Draco. Całe szczęście bariery wokoło były nadal aktywne.
- Sectumsemra! – wykrzyknął Potter. Klątwy uniknięto. – Posse mind, Tormenta, Bombarda Maxima, virus dente*! – promienie po kolei leciały na Ślizgona.
- Protego! – krzyknął. Pierwszego nie odbił do końca. Było na to za silne. Skóra zaczęła go mocno piec, przez co stracił koncentrację. W związku z tym poleciała na niego też Tormenta. Harry w ostatniej chwili podskoczył tworząc za sobą czarny ogon. Pochwycił Ślizgona pozwalając, by klątwy uderzyły w ściany. Położył go na ziemi.
– Chyba niezaprzeczalnie wygrałem, prawda? – zapytał wbijając mu w krtań koniuszek różdżki. Uśmiechnął się lekko wracając na swoje miejsce. Dalej walczyły jeszcze inne pary, lecz żaden pojedynek nie był tak fascynujący, jak ten Potter'a. Gdy wybiła druga w nocy cały dom w dobrym nastroju udał się spoczynek.Poranek był po prostu przepiękny. Brunet obudził się w pełni wypoczęty. Umył się, ubrał i zszedł do Wielkiej Sali. Nie chciało mu się czekać na ciągle śpiącego blondyna. Shadow'a i Darka też zostawił w spokoju. Szybko zjadł posiłek i wrócił do PW. Wyjął pergamin. Postanowił napisać do Toma.
Cześć!Znowu w szkole... Ech, nawet nie wiesz jakie to męczące. Liczę, że u Was wszystko dobrze. U mnie po prostu idealnie. Slytherin wygrywa z każdym domem z co najmniej 400 punktową przewagą. Oczywiście większość to moja zasługa. Dzięki wielkie za te eliksiry. A właśnie, wykluł się ten feniks. Nazwałem go Shadow. Teraz z nim też chodzę na lekcje. Wszędzie są emocje. No wiesz... testy końcowe. Liczę, że Nagini daje Ci popalić.Harry PS. Nie mam zielonego pojęcia, co będzie pierwsze. Ja, czy moja sowa. Możesz się mnie dzisiaj spodziewać w domu.
Spojrzał na swoje dzieło. Wszedł do sypialni. Do lekcji zostało jeszcze aż pół godziny. Obudził blondyna i swoje pupilki.
- Shadow, trafisz z tym do Riddle's Manore? – wyszeptał ukradkiem do ptaszyska. Ten tylko wziął kartkę i odleciał. Malfoy brał prysznic.- Dobra, czyli eliksiry? – zapytał.
- Taa... - potwierdził nie dobudzony wąż.
- Jak ja nienawidzę czwartków – jęknął szarooki. Potter tylko się uśmiechnął i wyszedł z pomieszczenia. Zaczekali na Granger i całą piątką ruszyli na zajęcia.
- Dzień dobry, panie profesorze – przywitał się chłopak.
- Witam, Harry... O co chodzi? – zapytał Severus.
- Bo widzi pan... Ja mogę opuścić dziesięć dni szkoły i chciałbym dzisiaj, jutro i przez cały następny tydzień nie chodzić na zajęcia.
- Dobrze. Masz możliwość na takie zwolnienie. Idź – powiedział Snape.
- Dziękuję! – wykrzyknął brunet wybiegając z lochów. Za nim salę opuściły zwierzaki. Czarnowłosy popędził po Kamień. Dobrze ukrył go w kieszeniach szaty, obkładając go najróżniejszymi czarami. Spakował kufer. Dark schował się w jednej przegródce. Wyszedł z zamku na błonia. Opuścił placówkę wzywając Błędnego Rycerza.
- Witam w Błędnym Rycerzu, jestem Stan...
- Dobra, wiem – warknął zielonooki. – Little Sparkle.
- Ern, do Little Sparkle! – wrzasnął Stan przez ramię. Potter był na miejscu po pięciu minutach. Stamtąd skierował się do Dworu Malfoy'ów. Prześlizgnął się przez system zaklęć ochronnych, a następnie wzbił się w powietrze. Wolał, zrobić to gdzieś, gdzie nikt go nie będzie przesłuchiwał. Drogę do Domu Riddle'ów znał niemalże na pamięć. Wleciał od razu do swojego pokoju. Rozpakował sprzęt, walnął się na łóżko i poukładał sobie plan w głowie. Zerwał się z posłania, zabrał patyk i z sadystycznym uśmieszkiem począł szukać Marvola. Znalazł go w kuchni. Rzucił na siebie niewerbalne Zaklęcie Kameleona. Zakradł się delikatnie za jego plecy. Czarny Pan niczego nie zauważył. Ciągle kręcił łyżką w swojej owsiance. Skrzywił się lekko do jedzenia.
Oj, coś mi mówi, że to kolejny wymysł naszej drogiej Nagini... - pomyślał zadowolony, że większość czasu spędza w szkole. Wyciągną ostrokrzew, delikatnie przełożył rękę nad jego barkiem, kierując jej koniuszek na krtań czarodzieja. Nie oddychał i nie wydawał najmniejszego dźwięku, a Tom wydawał się być strasznie zamyślony. Szybkim ruchem przycisnął mu drewno do szyi tym samym zdejmując zaklęcie. Voldemort oszołomiony chwycił swój patyk kierując go na podopiecznego.
- Cruc... - urwał widząc kim jest napastnik.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz! – zaśmiał się Potter turlając się po podłodze.
- Harry! Co ci przyszło do głowy – syknął zły czarnoksiężnik.
- No wiesz... Myślałem, a raczej chciałem, żeby list dotarł wcześniej, ale najwyraźniej nawet on nie jest w stanie tak szybko latać – westchnął. Riddle chciał zapytać co za on, lecz właśnie wtedy przez okno wleciał mroczny feniks.
- A myślałem, że to ja jestem tu mistrzem latania – mruknął Shadow.
- No cóż, byłem pierwszy – zaśmiał się Potter. Ptak oddał mu pergamin, który natychmiast został podarty.
- A z jakiej to okazji puścili was do domu, co? – zapytał Czarny Pan.
- Tom, co to za hałasy? – syknęła wężyca wchodząc do kuchni.
- Harry wrócił – powiedział wymijająco.
- No więc – zaczął wyjaśniać zielonooki. – Zdobyłem sto dziewięćdziesiąt punktów jednego dnia, Jest to najwyższy wynik od pięćdziesięciu lat, co pozwoliło mi na opuszczenie dziesięciu dni szkoły. Dlatego zostaję tu do następnego poniedziałku – wyjaśnił z szerooookim uśmiechem.
- Fajnie – skwitowała Nagini. – A Dark jest z tobą – zapytała.
- Ta, zostawiłem go w kufrze. A to jest ten mój mały feniks – pogłaskał ptaka po piórach.
- Tom, wiedziałeś, co dla niego wybierasz – stwierdziła jedyna przedstawicielka płci żeńskiej.
- Dzięki...
- A jak go nazwałeś – zainteresował się Riddle.
- Nazywam się Shadow – odrzekł mu ptak. Czarny Pan kiwnął głową.
- A więc witamy w domu, Shadow – zaśmiała się Nagini.
- A właśnie, Tom – zaczął chłopak. – Mam jeszcze jedną niespodziankę.
- Co? Jaką? – zdziwił się Voldemort. Czarnowłosy wyjął z kieszeni dokładnie zawinięty papier. Delikatnie wyjął Kamień Filozoficzny i pokazał go czarnoksiężnikowi. – Udało wam się?
- Na to wygląda – przytaknął zadowolony jedenastolatek wkładając kamień do ręki opiekuna. – Ale pamiętaj... Nie tylko ja maczałem palce w tym zwycięstwie. Podczas roku szkolnego możesz z niego korzystać ty oraz państwo Malfoy, jednak na wakacje wraca do nas – oznajmił chłopak.
- Doobra... - zgodził się niechętnie Tom. Nie chodziło o to, że miałby oddawać Kamień na wakacje, ale o to, że musiał pozwolić Lucjuszowi z niego korzystać.
– Za dwa dni sprowadzę Draco i Hermi do Malfoy's Manore. Ty również tam będziesz. Złożycie nam Przysięgę Wieczystą, że po roku szkolnym oddacie nam Kamień – wyjaśnił. Marvolo jeszcze bardziej spochmurniał, ale kiwnął głową na znak zgody. – Super. Do soboty możesz sobie go używać do woli. Idę uwolnić Darka, bo zapewne ciągle siedzi w kufrze... - zaśmiał się pędząc na piętro. Był w domu.W Riddle's Manore panowała przyjemna atmosfera. Dark i Nagini znikali na całe dnie, Shadow siedział z Harrym i Tomem. Brunet wrócił do fortepianu, na który ostatnio miał mało czasu. Treningi Quidditcha, trzecie piętro, Draco i Hermiona, a na dodatek animagia, o której nawet nie wspomniał Voldemortowi. Żeby jeszcze tego było mało, to czekał ich ostatni, dosyć widowiskowy mecz z Gryffindorem.
- Harry – zaczął Czarny Pan stając w drzwiach do pokoju chłopaka. Głos miał spokojniejszy i poważniejszy niż zwykle. Zażywał Eliksir Życia, jak i ten przygotowany przez czarnowłosego, co dawało wspaniały efekt. Odzyskiwał moc cztery razy szybciej. Do końca kolejnego powinien być w stanie ponownie zaatakować świat. Obecnie był na poziomie przeciętnego szóstoklasisty z Hogwartu. Co prawda zaklęcia niewybaczalne miał wyszlifowane idealnie.
- Ta? – zapytał patrząc na krwistookiego. Właśnie próbował się wyciszyć, żeby poćwiczyć animagię, więc nie był specjalnie szczęśliwy, gdy mu na to nie pozwalano.
- No cóż, widzisz... Jest jedna rzecz, której chcę cię jeszcze nauczyć – wyjaśnił. Potter usiadł wygodniej i przysłuchiwał się temu, co mówi Lord. – Nie chciałem cię do tego zmuszać wcześniej i teraz też nie chcę. To, czy spróbujesz należy tylko od ciebie...
- Marvolo, przejdź do rzeczy! – zniecierpliwił się chłopak.
- Chcesz się uczyć odporności na ból? – walnął prosto z mostu. Pottera zatkało.
- To... to tego da się nauczyć? – zdziwił się.
- Owszem, da. Ja to opanowałem. Jednak jest to inna nauka, niż w innych przypadkach. Jeżeli się zgodzisz codziennie będę rzucać na ciebie Cruciatusa, tak długo, aż nie zrezygnujesz z tej nauki, albo nie będziesz w stanie wytrzymać zaklęcia bez choćby piśnięcia – wyjaśnił cichym głosem.
- Czyli praktyka? – upewnił się zielonooki.
- Ta, coś w tym stylu.
- Dlaczego miałbym się tego uczyć? – zapytał.
- Bardzo przydatna umiejętność. Ja wolałbym stać, niż wić się pod czyimiś stopami – wyjaśnił.
- Dobra – zgodził się zielonooki.
- Harry, przemyśl to – poprosił.
- Nie. Masz rację, Tom. Kiedy zaczynamy? – zapytał wstając z łóżka, na którym to siedział przez całą rozmowę.
- Od zaraz – szepnął czarnoksiężnik w setną sekundy wyciągając różdżkę i rzucając niewerbalne Crucio na chłopaka. Klątwa miała na razie słabą moc. Nie chciał go zranić. Mimo wszystko Harry lekko sykną. – Mogę zwiększyć moc? – zapytał Voldemort.
- Chyba tak – mrukną czarnowłosy. Zaklęcie stało się bardziej bolesne. – Jeszcze... - już ledwo stał. – Jeszcze – usiadł na pościeli. Marvolo widząc jego stan podszedł bliżej nie zmieniając nasilenia czaru. Usiadł obok niego i pogładził delikatnie po głowie.
- Jeszcze? – zapytał bardzo, bardzo cicho. Odpowiedziało mu skinienie głową. Użył większej ilości magii. Potter zaczął lekko się wykręcać na łóżku nie wydając jednak ani słowa. Czarny Pan nie pytając o zgodę zwielokrotnił ból. Z gardła jedenastolatka rozległ się cichy jęk. Voldemort słysząc to natychmiast przerwał zaklęcie. Wyciągnął z szaty eliksir pocruciatusowy i wlał go do gardła podopiecznego. Harry lekko się zakrztusił, ale wypił wszystko siadając. – Teraz już wiesz, jak będą wyglądać te lekcje. Wciąż tego chcesz?
- Tak – odrzekł twardo zielonooki. – Jeżeli zostałbym tak potraktowany przez wroga byłoby jeszcze gorzej, prawda? – spojrzał na Riddle'a. Czerwonooki skinął głową. – A więc lepiej jest się przygotować.
- Mądrze. Jednak pamiętaj, że zawsze możesz z tego zrezygnować. Nie będę miał ci tego za złe. Masz ledwie jedenaście lat i przeszedłeś więcej, niż niejeden dorosły. I tak idealnie władasz umysłem oraz Mrocznymi Sztukami.
- Dzięki, Marvolo – mruknął kładąc się na kolanach opiekuna. – Ćwiczymy dalej? – zapytał.
- Przed chwilą wypiłeś mi całą fiolkę eliksiru po torturach, a chcesz dalej?- No – potwierdził avadowooki.- Aleś ty uparty. Dobra, ale zapamiętaj parę rzeczy. Gdy i tak leżysz wyłączaj się na świat zewnętrzny, ignoruj ból. Innym sposobem jest całkowite odprężenie, zjednoczenie się z odczuciami. Nie wiem, co jest prostsze, ale ja stosuję zazwyczaj tego pierwszego. Jeżeli natomiast stoisz i nie chcesz upaść, przypominasz sobie ważne chwilę w życiu. Dobre i złe, przyjaciół i wrogów. Tortury służą do złamania ducha walki, lecz do puki masz dla kogo walczyć, nie dadzą rady nawet najwymyślniejsze tortury – wyjaśnił.
- Dobra.
- Uwaga, na trzy. Raz... dwa... trzy... Crucio – szepnął. Ciałem bruneta wstrząsnęła fala bólu. Znacznie większego, niż przedtem. Starał się nie zwracać na to uwagi, ale niestety nie było to takie proste. Po paru sekundach ledwo łapał oddech i miotał się na wszystkie strony. Klątwę zwolniono, a w jego ustach natychmiast znalazł się właściwy wywar.
- Jeszcze raz – warknął zły na siebie za słabość.
- Nie sądzę, żeby – Czarny Pan urwał, widząc spojrzenie jedenastolatka. Pełne determinacji i woli walki. – Dobrze. Tym razem spróbujemy stopniowo. Uwaga... Crucio... - tym razem urok był tylko drażniącym dyskomfortem, jednak Harry szybko starał się odsunąć umysł od ciała. Po paru minutach udało mu się nie zwracać uwagi na parę czynników zewnętrznych. Niestety, wraz z siłą bólu narastała też jego świadomość. Mimo wszystko i tak posunęli się do przodu. Podczas poprzedniej próby Harry już się rzucał. Teraz tylko zaciskał zęby i mrużył oczy. – Zwiększyć, czy przerwać?
- Zwiększyć – powiedział. Prośba została spełniona. Brunet musiał zamknąć oczy i ruszać głową. Pojawiły mu się też kropelki potu.
Nic z tego. Nie wyłączę się. Muszę spróbować tego drugiego – pomyślał. W pełni zaczął odczuwać czynniki. Zalał go olbrzymi ból, jednak zamiast mu się sprzeciwiać zaakceptował go rozluźniając wszystkie mięśnie i skupiając się tylko na nim. Mecząca, bardzo, bardzo groźna dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego zaczęła być delikatnym dyskomfortem. Potter lekko się uśmiechnął zsuwając z kolan oniemiałego opiekuna i stając przed nim na nogach.
- Jeszcze trochę? – zapytał Marvolo również wyrażając swoje zadowolenie szeregiem białych ząbków. Brunet kiwną głową. Tak silny Cruciatus już niejednego przyprowadziłby na skraj zdrowia, lecz dla tego dzieciaka była to delikatna nieprzyjemność. Wielcy czarodzieje opanowywali swoje zachowanie podczas tortur pracując latami. On dokonał tego za trzecim podejściem. Czarny Pan włożył w klątwę całą magię, jaką obecnie posiadał. Siła uroku powaliła chłopaka na kolana, lecz nie wydał żadnego dźwięku. Po przetrzymaniu klątwy aż trzy minuty, zielonooki wstał na lekko drżących nogach, a Voldemort cofnął zaklęcie łapiąc spadającego ucznia. – Wspaniale, Harry – mruknął po raz wtóry tego dnia podając mu miksturę pocruciatusową. Spojrzał na jedenastolatka. Zemdlał. Na twarzy największego czarnoksiężnika ostatnich lat zagościł szeroki i całkowicie szczery uśmiech. – Nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy – wyszeptał tak cicho, że można by pomylić tę wypowiedź ze świstem wiatru, który to właśnie otworzył okno.
- Ja ciebie też, Marvolo – mruknął Potter i na dobre stracił przytomność. Riddle położył go do łóżka uprzednio transmutując jego ubranie w piżamę. Ten zielonooki diabeł wyglądał bardzo uroczo, kiedy spał.
*virus dente – zaklęcie wymyślane przeze mnie. Po łacinie kieł jadu w dokładnym tłumaczeniu. U mnie jest to traktowane jako jadowity kieł. Powoduje niewielkie nacięcia na skórze i wprowadzenie silnej trucizny do organizmu. Nie ma na nie przeciwzaklęcia, a jedynym ratunkiem są łzy feniksa lub specjalny eliksir. Zaklęcie to stworzył sam Voldemort, gdy zobaczył jak skutecznie zabijają kobry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro