Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLVIII


  Syriusz od kilku godzin siedział na łóżku, wpatrując się w czarną czaszkę i węża. Miał wrażenie, iż zdradził przyjaciół. Westchnął, opadając na materac. Pewnie rodzice byliby z niego w tej chwili dumni.

- Harry! - ryknął Draco, kiedy następnego dnia przybył do Riddle's Manore.
- Nie widzieliśmy się tylko kilkanaście godzin - zaśmiał się Potter poklepując chłopaka po plecach.
- Tylko? Tylko! Tak nagle zniknąłeś! Wiesz, jak my się martwiliśmy!? - ryknęła Ginny.
- Nie wściekaj się, Lisico - zachichotał zielonooki. - Mamy zadanie na ten rok.
- Tak? - zainteresowali się wszyscy.
- Muszę wziąć udział w Turnieju. Będzie prosta przykrywka na odzyskanie mocy Marvolo'a.
- Jasne - przytaknęła Miona.
- Jeden ze Śmierciożerców będzie w szkole pod postacią Alastora Moody'ego.
- Świetnie! - ucieszył się Draco. - Znowu nasz w Hogwarcie!
- Tak, też się cieszę. Idę do Syriusza. Idziecie ze mną?
- Pewnie, czemu nie? - przytaknęła jego dziewczyna, doskakując do boku czarnowłosego. Całą czwórką ruszyli do pokoju chrzestnego. Fred i George szukali jakiegoś lokalu na sklep z dowcipami, na który mieli wielką ochotę.

- Cześć, Syriusz! - krzyknął Harry od wejścia. Jego ojciec chrzestny patrzył na Mroczny Znak nieobecnym wzrokiem. Chłopak westchnął i przysiadł obok, przytulając go. Szarooki obudził się z dziwnego transu i poczochrał dzieciaka po włosach.
- Chcieliście czegoś? - spytał.
- Tak właściwie... - zaczął Potter. - To nie. Pójdziesz z nami do szkoły? - zapytał.
- Jeżeli chcesz, to ja nie mam nic przeciwko - zapewnił.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Chcesz spokoju, czy zagramy w butelkę?
- Zagrajmy w butelkę - zdecydował Black. Całą grupką usiedli na ziemi.

Powrót do zamku był coraz bliżej. Dzieciaki miały wszystkie książki. I wracały do zamku razem z Łapą.

- Znowu w szkole - westchnął Draco.
- Taaa - przytaknął Blaise, siedzący obok. - Znowu Gryfoni i wstrętni nauczyciele.
- Niestety - poparł Harry.

Po uczcie powitalnej rozeszli się do dormitoriów. Tam zielonooki walnął się na łóżko i usnął po kilku minutach.

- W szkole będzie miało miejsce niezwykłe wydarzenie! - zaczął dyrektor Hogwartu tydzień po przybyciu uczniów na kolejny rok nauki. - Zaraz powinni poja... - urwał, gdyż do sali weszła grupa prawie dorosłych nastolatków, ubranych w błękitne szaty. Za nimi kroczyła wielka kobieta. - Witamy uczniów z Beauxbaton!
Dziewczęta odtańczyły prześliczny układ taneczny, kiedy chłopaki grali na fletach. Usiadły przy stole Krukonów.
Chwilę później do środka wkroczył także Karkarow ze swoim Durmstrangiem i Wiktorem Krumem na czele. Również się zaprezentowali, a jego uczniowie usiedli koło Ślizgonów. Harry nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, skupiają się na tym co mówił Dumbledore o Turnieju.
- Cześć. Ja Wiktor Krum - przedstawił się Bułgar.
- Harry James Potter - odparł, lekceważąc zawodnika Quidditcha.
- Gorąco tu jest - wydukał, zdejmując swój futrzany płaszcz.
- Oni myślą inaczej - zachichotał Dracon siedzący obok, wskazując na uczniów z Francji. Czarnomag wykrzywił się drwiąco.
- To Szkocja, tutaj jest nieco chłodniej, niż w ich ojczyźnie - stwierdził.
- Racja - przytaknął Malfoy.
- My zawsze chcieć odwiedzić Hogwart - stwierdził Krum.
- Jaki jest system w Durmstrangu - nagle zainteresował się Chłopiec, Który Przeżył.
- Normalny. My uczymy się wszystkiego, co tu i Czarna Magia.
- Chociaż jedna szkoła, gdzie doceniają Mroczne Sztuki - mruknął zielonooki.
- Nie mużna się odzywać, bo szlaban się dostaje. A to nieprzyjemne - stwierdził, niezainteresowany przemową swojego ojca duchowego.
- Nikt nie lubi szlabanów - stwierdził czarnowłosy.
Nagle sklepienie zaczęło grzmieć i się błyskać. Zaczęły się krzyki i wrzaski. Nagle ktoś wystrzelił w górę złoty promień. Cała sala spojrzała w tamtą stronę.
Alastor Moody stał w drzwiach, podpierając się na lasce, trzymając uniesioną w górę różdżkę. Podszedł do Albusa i poklepali się po plecach, jak starzy przyjaciele.
- Przeklęty sufit - mruknął Barty, odchodząc od dyrektora z wyrazem wstrętu. Pewnie cała sala myślała, że to wstręt do owego sufitu, jednak wtajemniczeni wiedzieli, iż krzywi się ta na bliski kontakt z Dropsem.
- Wow - szepnął ktoś od strony Gryfokretynów. Brunet delikatnie się uśmiechnął. To będzie wyjątkowy, bardzo wyjątkowy rok...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro