Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLIX


  Harry i Draco szli w stronę dormitorium. Blondyn nie odzywał się. Zielonooki zresztą też nie. Podali hasło i przeszli do salonu, gdzie siedzieli już uczniowie Slytherinu, jak i przybysze z Durmstrangu. Gdy tylko Potter pojawił się w przejściu, zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się w stronę Złotego Chłopca, który z wyrafinowaniem przemierzył pokój.
- Dziękuję za wzniosłe powitanie - szepnął cicho, wchodząc na schody. Odpowiedział mu zgodny pomruk. Malfoy szturchnął go niezauważalnie w bok. Brunet zrozumiał aluzje. - Witam naszych gości w progach domu Salazara Slytherina. Cenimy sobie spryt i przebiegłość, ale także lojalność wobec sprzymierzeńców. Czujcie się jak u siebie.
Zakończył, ulatniając się.

Wokół całego Turnieju zrobiono wielkie zamieszanie. Cóż, w końcu nie miało to miejsca o wielu lat. Potter jednak ani trochę się tym nie ekscytował. Przejdzie koło kilku głupich przeszkód i załatwi sprawę odrodzenia Lorda Voldemorta.

Siedział sobie pod drzewem, obserwując kłębiące się na niebie chmury. Mimo późnej jesieni wciąż było ciepło, co w Szkocji raczej się nie przytrafiało. Przeciągnął się, ziewając i wstał z trawy. Poprawił swój krawat, ruszając w stronę zamku. Trzeba będzie stawić się do Wielkiej Sali na kolacji. W końcu miał być wybrany reprezentant.

Podszedł do stołu Ślizgonów, a przyjaciele szybko zrobili mu miejsce.
- Czara wybierze naszych reprezentantów - zaczął dyrektor Hogwartu. - Teraz nie ma już odwrotu.
Niebieski ogień buchnął i "wypluł" pierwsze nazwisko. - Reprezentantka Beauxbatons, panna Fleur Delacour.
Jasnowłosa dziewczyna podbiegła do dyrektora i skierowała się do pokoju dla reprezentantów.
- Reprezentant Durmstrangu, Wiktor Krum!
Zawodnik Quidditcha pewnym krokiem udał się za poprzedniczką. Harry omiótł salę bystrym spojrzeniem. Teraz to on miał...
- Reprezentant Hogwartu...
...ruszyć za innymi.
- ...Cedrik Diggory - dokończył Albus. Draco, Hermiona i Ginny, spojrzały po sobie, nie wiedąc co robić. - Tak więc mamy już trój...
Drops musiał urwać, gdyż nagle Czara zaczęła prychać, a ogień przebarwił się na krwistą czerwień. Z artefaktu wystrzelił jeszcze jeden kawałek pergaminu.
- Harry Potter. Harry Potter!
Zielonooki powstrzymał uśmiech, cisnący mu się na twarz i bez wyrazu podszedł do nauczyciela.
- Tak, panie profesorze?
- Tędy, Harry - odparł ochrypłym tonem, wskazując mu drzwi. Chłopak spojrzał przed siebie i zniknął, zatrzaskując wrota.
W środku stali już przedstawiciele innych szkół. Po minucie zjawili się profesorowie.
- Harry! Wrzuciłeś nazwisko do Czary!? - zaczął Albus.
- Nie - odpowiedział głosem wypranym z emocji.
- Czy kazałeś zrobić to starszemu koledze!?
- Nie.
- Kłami! - krzyknęła Olimpia.
- Czara Ognia jest zbyt potężna, by jakiś niedojrzały bachor ją oszukał! - warknął Barty Junior. - A co pan na to, panie Crouch?
- Reguły jasno mówią, iż pan Potter nie ma wyjścia. Jego zobowiązaniem jest wystartowanie w Turnieju.
Do pokoju wpadł Snape.
- Czy wyście stracili rozum? - zapytał chłodno. W końcu Harry był uczniem jego domu i wyjątkowo pojętnym dzieckiem. - Turniej to nie zabawa. Jako opiekun domu pana Potter'a nie zgadzam się na jego udział w tej błazenadzie.
- Severusie, Czara narzuciła nam kontrakt. Nie mamy wyjścia - dyrektor zwiesił głowę, zaś Harry nie mogąc się powstrzymać, ulotnił się, by w jakiejś pustej klasie założyć zaklęcie wyciszające i roześmiać się na całe gardło.
- Dobrze się spisałeś, Barty - wyszeptał cicho i znów zaczął chichotać.

W Pokoju urządzili niemałą imprezę. Nikt nie pytał, jak chłopak to zrobił. Ważne, iż wychowanek Slytherinu weźmie udział w Turnieju.

- Uważasz, że to w porządku!? - wydarł się Severus, kiedy urządzili radę kadry.
- Seve...
- To jest ni fair! - dołączyła Olimpia.
- Zgadzam się! Powinniśmy dobrać jeszcze raz reprezentantów! - wtrącił się Karkarow.
- Nie możemy...
- To nie była wina chłopaka - warknął "Moody". - Jest za młody, aby sterroryzować tak potężny artefakt!
- Alastorze... nie wątpię, iż byłby w stanie to zrobić. To najbystrzejszy chłopiec z całej szkoły.
- Nie wątpi w jego umijtności, ale to nie w poziądku! - dyrektorka wciąż nie odpuszczała.
- Taki jest kontrakt. Nic z nim nie możemy zrobić.

- Potter, zostań po lekcji - warknął Barty dwa tygodnie od pamiętnego Halloween.
Harry nie kłócąc się, posłuchał "Alastora".
- Tak? - zapytał, siedząc przed biurkiem.
- Pierwsze zadanie 24 listopada. Masz już jakiś plan?
- Wiesz na czym będzie polegało?
- Musisz przejść koło smoka.
- Koło smoka... Tak, dam sobie radę.
W głowie chłopaka już zaczął świtać plan.

Więc kiedy do namiotu przyszedł Dumbledore razem z Crouchem seniorem, był już przygotowany. Wcześniej omówił wszystko z przyjaciółmi, a także zdobył niezbędne informacje.
Nawet nie starał się słuchać Dumbledore'a.
- Pierwsza panna Delacour - postanowił młodszy mężczyzna. Dziewczyna zanurzyła dłoń w woreczku, wyciągając miniaturkę smoka. - Walijski Zielony. Teraz pan Krum. Chiński Ogniomiot. Pan Diggory...
Cedrik z wahaniem wylosował swojego smoka.
- ...Szwedzki Krótkopyski. I pan Potter.
Czarnowłosy z kamiennym wyrazem twarzy wyjął Rogogona Węgierskiego.
- ...Węgierski.
- Panie Diggory, kiedy z armaty... - huk przerwał Dumbledore'owi.
Puchon wyszedł poza namiot ze zdenerwowanym wyrazem twarzy.
Następnie pozostali reprezentanci pokazywali, co potrafią.

Zielonooki wyszedł na pole walki, uprzednio rzucając na siebie czary ognioodporne i zwodzące, które ukryłyby go przed oczami stworzenia. Mimo tego, iż zwierzę go nie widziało, ostrożność nakazywała skradanie się.
Umknął za najbliższą skałę. Różdżką wycelował pomiędzy oczy wielkiego istnienia.
- Legilimens! - przedarł się przez banalne osłony, unieruchamiając "przeciwnika". Spokojnym krokiem podszedł bliżej, wziął jajo pod pachę i opuścił "wybieg", rzucając jeszcze niewerbalne Culter na smocze oczy, które były jego jedynym czułym punktem.
Kiedy opuścił stadion, na trybunach rozległa się wrzawa.
- Jak on to...?
- Widzieliście, jak ten smok skamieniał?
- Ciekawe co sędziowie...
Takie i inne rozmyślania dosyć często trafiały do uszu dyrektorów i reszty sędziów.
Pierwszy różdżkę uniósł Karkarow. Zamyślając się jeszcze, wystrzelił z różdżki siódemkę. Półolbrzymka zdecydowała się na piątkę. Dumbledore wybrał ósemkę. Nie podobało mu się zachowanie ucznia. Bagman z zadowoleniem wystrzelił olbrzymią dziesiątkę. Crouch tak samo. Dawało to Harry'emu czterdzieści punktów. Zdecydowanie rozgromił konkurencję. Zaraz zanim ulokował się Krum z trzydziestoma pięcioma punktami. Potem Diggory z dwudziestoma dziewięcioma, a na samym końcu Fleur z dwudziestoma ośmioma.

Poszedł do punktu szpitalnego, aby Pomfrey zobaczyła, iż nic mu się nie stało. Tam zaatakował go Snape.
- W porządku, Harry?
- Tak, panie profesorze - przytaknął chłopak.
- Smoki, co im strzeliło do łba - warczał mężczyzna.
- Chociaż jeden nauczyciel, który popiera moje zdanie - wtrąciła się pielęgniarka.
- Harry! - usłyszeli od wejścia. Ginny rzuciła się chłopakowi na szyję.
- Gin...
- Poradziłeś sobie fantastycznie! Draco i Hermiona też chcieli wejść, ale ich nie wpuścili.
- To jak ty się tu dostałaś?
- Rąbnęłam jednego ze strażników Drętwotą i sobie weszłam - powiedziała beztrosko i pocałowała zaskoczonego bruneta.
- Za to cię kocham - zachichotał.
- Kolejne zadanie dopiero 24 lutego.
- Wskazówka jest w jaju - mruknął Harry.
- Tak. Chodźmy do Pokoju Wspólnego. Pewnie szykują kolejną imprezę.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro