Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wizyta

-Chodź tutaj - David pociągnął Heidi za ramię tak, aby dziewczyna przykucnęła.

Skradali się do krzaków przy tylnym wejściu do cel. Myśleli, że nikogo z policji nie ma na zewnątrz komendy. Jednak chłopak na czas zauważył otwierającą się bramę.

-I co teraz? - zapytała, kiedy wyjrzała zza rośliny na parking.

-Cicho bądź - zakrył jej usta i nasłuchiwał.

Usłyszeli zamykane drzwi od radiowozu. Kroki, które potem nastąpiły, były bardzo blisko ich kryjówki. Nie byli poszukiwani, ale za wtargnięcie na teren Mission Row mogli ich wsadzić do więzienia. Heidi starała się pochylić niżej, aby na pewno nie dało się jej zauważyć, przez co nadepnęła na gałązkę.

-Co to było? - powiedział niski głos.

Kroki ucichły, co znaczyło, że policjant się zatrzymał.

Zdenerwowany David próbował powstrzymać swój wewnętrzny krzyk. Miał ochotę udusić Heidi za zwrócenie na nich uwagi. Głos rozsądku kazał mu się powstrzymać. Zatkał sobie nos, aby nawet nie oddychać. Dziewczyna poszła w jego ślady. Obydwoje ani drgnęli. Odgłos butów kierował się jednak w ich kierunku.

-103 do 408 - odezwało się cicho radio Hanka.

Mężczyzna stanął w miejscu.

-Zgłasza.

-Potrzebne jest SEU na kasynie. Udzielisz nam wsparcia?

-Jasne. Zaraz będę, tylko pójdę do szafki.

-Okej. Jesteśmy na radiu 2.

Capela tym sposobem uratował dwójkę z krzaków. Policjant zapomniał o nich i pobiegł na komendę po kamizelkę.

-Zabiję Cię jak stąd już wyjdziemy - David wziął głęboki oddech, kiedy Over się oddalił.

-Uspokój się. Wiesz, że nie chciałam. Poza tym Hank by nam nic nie zrobił.

-Dobra, dobra. Zaraz wróci, więc buzia na kłódkę.

Heidi udała, że zamyka usta kluczem i go wyrzuca. Wiedziała, że nie warto się z nim kłócić.

Wyglądali na parking zza gałęzi. Po chwili wrócił Over. Biegł do swojego auta przez co zostawił uchylone drzwi. Otworzył bramę wjazdową i odjechał.

-Wstawaj, idziemy - David pociągnął Heidi w stronę wejścia. - Ej te drzwi są otwarte - zauważył.

-Masz jakiś plan?

Chłopak na chwilę się zamyślił.

-Boję się, że nas słychać. Chodź na bok - stanęli dalej od drzwi. - Dobra.. Ja wejdę do środka. Jak usłyszę Erwina to zacznę się drzeć. Odwrócę uwagę policjantów i wybiegniemy tutaj, na parking. Ty będziesz schowana za tamtymi drzwiami - wskazał na uchylone wcześniej wejście. - Przytrzymasz je sobie, żeby na pewno nikt ich nie zamknął. Będziesz musiała szybko wejść do cel wytrychem a ostatnie drzwi niech otworzy sobie aplikacją. Wszystko jasne?

-Tak.

-Masz przy sobie wytrych?

-Tak, mam.

-Noi zajebiście. Trzymaj kciuki.

Podeszli razem do przejścia i tu się rozdzielili.

-Czas start.

David wszedł do środka, a dziewczyna ukryła się we wskazanym miejscu. Chłopak rozejrzał się po korytarzu. Nikogo na razie nie słyszał. Zbliżył się do następnych drzwi. Pomału zaczął je wytrychować, wykorzystując to, że nikt go nie widzi. Nagle usłyszał głos osoby przez którą się tu znaleźli.

-No, ale żyjesz Monte. Nic Ci się nie stało.

-Nie o to chodzi. To i tak jest przestępstwo. Ktoś Cię odbił - odpowiedział mu Montanha.

-No, ale skąd te podejrzenia? Może po prostu ludzie mnie lubią i mi pomagają.

-Jeszcze jedno ,,no ale" i Cię stąd wywalę.

-Eeeeerwinn!!! - wykrzyczał z całej siły David.

-Hej? - pastor odpowiedział mu zdziwionym głosem.

-Chyba sobie jaja robicie.. - Gregory zerwał się do wyjścia zostawiając Erwina samego w celi.

-Nigdy mnie nie złapiesz! - krzyczał dalej Gilkenly.

Coraz bardziej oddalał się od cel. Miał nadzieję, że Heidi uda się przytrzymać ciężkie drzwi, które policjanci namiętnie zamykali. Za sobą czuł obecność policjanta, który dalej do gonił. Był zdziwiony jedynie tym, że Montanha tak chętnie zostawił Erwina samego na komendzie. Zawsze wzywał wsparcie, miał parę psów w zastawie, a teraz siedział z nim sam. Musiał więc wykorzystać chęć gonienia się przez policjanta i jak najdalej go odciągnąć, aby dać wspólniczce więcej czasu.

-Stóóójj!!

-No chyba mnie z Mią pomyliłeś - odpowiadał mu dalej biegnąc. - Ja nie wykonuję Twoich poleceń.

Gregory po tych słowach warknął i przyspieszył. David wyciągnął z kieszeni kodeinę, szybko z niej skorzystał i dalej uciekał przed złym Montanhą.


-Heidi? Możecie mi powiedzieć co wy tutaj robicie?

Erwin stał w celi oczekując na powrót zajmującego się nim Montanhy. Prowadzili ze sobą rozmowę o zarzutach, kiedy nagle znikąd pojawił się David. Teraz do jego celi dostała się także Heidi.

-Nie odzywałeś się, więc zaczęliśmy Cię szukać. Komenda była trafnym wyborem. Musimy się spieszyć, Montanha nie będzie długo ganiał za Davidkiem.

-Ale ja nigdzie się nie wybieram - siwowłosy dla potwierdzenia swoich słów usiadł na pryczy.

-Nie wygłupiaj się, stary.

-Mówię serio. Przepraszam, że was nie poinformowałem, ale dobrowolnie tu przyszedłem. Nie chcę być poszukiwany.

Dziewczyna stała z szeroko otworzonymi oczami wpatrzonymi w Erwina.

-No nie żartuj sobie tak.

Kucnęła przy zamku i wytrychem próbowała otworzyć celę. Złotooki wstał i delikatnie pacnął rękę Heidi przez kraty.

-Mówię Ci, zostaw - poprosił spokojnym tonem. - Idź po samochód, będę potrzebował podwózki spod więzienia.

Dziewczyna była w szoku. Erwin miał opcję wyjść z komendy, a chciał zostać w środku.

-Jesteś pewny?

-Tak, uciekaj stąd - odwrócił się i ponownie usiadł na łóżku.

-Będę czekała na parkingu. Zadzwonię do chłopaków, żeby Cię już nie szukali.

-Dzięki, kochani jesteście.


-Ha..lo? - zmachany David odebrał telefon od Heidi.

-Stary nie chce wyjść z celi. Montanha dalej Cię goni?

-A jak.. myślisz?  Co to znaczy.., że nie chce wyjść?

-Dobrowolnie się oddał. Mamy jechać pod więzienie. Gdzie jesteś to Cię zabiorę?

-Prawie przy apartamentach - wydyszał.

-Już jadę, musisz sobie wyrobić dystans - rozłączyła się.

David był już zmęczony ciągłym biegiem, ale nie poddawał się. Gregory był starszy, lecz dalej w formie. Prawdopodobnie ćwiczył na siłowni przez co miał sporą wytrzymałość.

-Ej Montanha nie za długo już bez Mii?

-Zamknij się już Gilkenly. Ciągle o tej Mii.

-Wiesz kto zaczął o niej żarty? Pastor, którego właśnie masz na celach. Ja tylko ciągnę jebanie tej żmiji.

-Lepiej trzymaj tempo, bo jak Cię złapię to nie gwarantuję, że wyjdziesz z tego cało.

Chłopak odwrócił się i dostrzegł w oddali nadjeżdżającą Heidi.

-Halo! Pomocy! Policjant mi grozi.

Dziewczyna z piskiem zatrzymała się i otworzyła mu drzwi.

-Szybko, wsiadaj.

-Nie waż się gnoju! Stój, bo strzelam!

-Możesz już lecieć do swojej dziewczyny. Daj jej ode mnie jakieś smakołyki! - dodał kiedy byli już w bezpiecznej odległości od pistoletu 105.

Policjant oddał parę strzałów, ale nie miał szans trafić na taką odległość.

-Ale łatwo da się go wyprowadzić z równowagi - roześmiał się David.

-Mia to jego pięta Achillesa. Jedziesz ze mną pod więzienie?

-On serio nie wyszedł z Tobą - chłopak dla pewności rozejrzał się po samochodzie, aby sprawdzić, czy dziewczyna nie żartuje. Miał cichą nadzieję, że będzie siedział w aucie.

-Nikogo więcej tam nie było, ale nie chciał wyjść.

-To wyjaśnia dlaczego Montanha go tak chętnie zostawił samego. Musiał mieć pewność, że Erwin tam zostanie. Czasami nie rozumiem tego człowieka. Pojedź po niego sama, trochę to zajmie. Muszę się jeszcze zapoznać z planem siwego na mailu, bo mnie zabije.

-Oj, lepiej zrób to od razu. Zawiozę Cię na apartamenty. Dałam znać chłopakom w smsie, żeby nie szukali Erwina.

-Super. Już nawet nie chcę Cię zabić.

-Dziękuję bardzo. Cóż za szlachetne zachowanie z Twojej strony - powiedziała z ironią.

-Cieszę się, że szanujesz moje wybory. Trzymaj się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro