Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pytania i odpowiedzi


Capela przyjechał do szpitala niedługo po telefonie Carbonary. Ten już na niego czekał. Razem poszli pod salę, w której znajdował się Erwin.

-Mam nadzieję, że nie zasnął.. - powiedział Carbo i pewnie otworzył drzwi.

-Chyba jednak tak - stwierdził zdegustowany policjant spoglądając z korytarza na leżącego Knucklesa.

-Kurwa - przeklnął pod nosem Carbo, po czym zamknął drzwi spowrotem. - Przepraszam, że Cię tu ściągnąłem. Mówił, że nie chce spać, więc po ciebie zadzwoniłem. Chwilę mnie nie było, a ten już zdążył zasnąć.

-Nic się nie stało - westchnął. -Powinien w końcu się regenerować. To może Ty powiesz co się wydarzyło? Pewnie już i tak każdy z was wie.

-Od razu mówię, że osobiście mnie tam nie było. Miałem parę spraw do załatwienia - wytłumaczył się wymijająco. - San mi większość opowiedział, ale pojechał już do domu, bo pilnował sali w nocy - wskazał na pomieszczenie, z którego wcześniej wyszli - więc go nie zawołam.

-Możesz mówić co usłyszałeś - zaczął klepać się w tylnie kieszenie i wyciągnął z nich notatnik z długopisem. - Pozwól, że będę zapisywał niektóre rzeczy. Pamiętaj, że składanie fałszywych zeznań jest karalne - spojrzał na niego znacząco.

-Jasne, panie Capela. Nie śmiałbym okłamywać funkcjonariusza policji - uśmiechnął się lekko. - Z tego co mi wiadomo to pastor zorganizował Mszę, zebrał ludzi, ale w sumie nie miał większych zadań - zaczął mu streszczać plan wydarzeń. - Lucjan zbierał kasę na zakon, jak zawsze zresztą, a Thorinio mówił kazanie. Jakiś chłopak z tyłu zaczął się nagle wykłócać, więc Erwin zareagował. Tamten po krótkiej wymianie zdań wsadził mu nóż w brzuch. Raczej powiedział coś w stylu: jesteś idiotą, spieprzaj, nie chcemy Cię tutaj. Pewnie ktoś mu za to zapłacił. Szybka akcja, małe ryzyko. Wszyscy byli zbyt zdziwieni, aby zareagować. Szkoda, że mnie nie było - spojrzał na swoje palce, którymi próbował urwać sobie skórkę. Wydawał się smutny, że nie mógł zainterweniować.

-Dziękuję za podzielenie się tą historią. Wydaje mi się, że są nikłe szanse na odnalezienie sprawcy. Kui wspomniał, że pierwszy raz go widział na oczy, czyli raczej był nowy na mieście. Nikt z was go nie gonił?

-Jasne, że gonił, ale nie dogonił - pierwszy raz, w czasie rozmowy skłamał Carbonara. Drugi, jeśli liczyć małą wzmiankę o okłamywaniu członków LSPD.

Wiedział już, że Labo go złapał, gdzieś przewiózł i przesłuchiwał, ale wątpił, że coś z niego wyciągnie. Pewnie to kolejna zabłąkana owieczka, która dała się wciągnąć w jakiś debilizm. Nie pierwszy raz ktoś do nich startuje. Nie ma co takich ścigać, co najwyżej można ich uświadomić, że z Zakshotem nie ma żartów.

-Widzę, że nikt z was nie jest zadowolony z tego co się stało - Capela zamknął swój notes. - Też bym nie był - rzekł poważnym głosem. - Tylko się nie obwiniaj, Carbonara.

-Postaram się. Dzięki, że nie jesteś zły, że Cię tu ściągnąłem.

-Nie ma problemu, mam to po co przyszedłem - wskazał palcem na papier i schował go do spodni. - To ja się zawijam. Gdyby ktoś sobie przypomniał jakieś szczegóły to proszę się do mnie zgłosić. Macie mój numer. Życz pastorowi szybkiego powrotu do zdrowia.

-Spoko, przekażę jak księżniczka wstanie.

Capela ostatni raz rzucił na niego wzrokiem i skierował się do wyjścia.

-Cześć wujku - Carbonara zwrócił się do Kuia, który przyjechał pilnować Erwina jakiś czas po wyjściu Dante.

-No witaj. Nic się złego nie wydarzyło?

-Nie. Wyniki badań dalej są w normie. Lekarz mówi, że rana goi się lepiej niż przypuszczali, więc niedługo go wypuszczą. Będzie musiał się oszczędzać i dużo odpoczywać - spojrzał na chińczyka spodziewając się nadchodzącej reakcji.

-Jakim cudem on ma wytrzymać bez nadmiernego ruchu? - wybuchł piszczącym głosem.

-Wcale nie wiedziałem co powiesz - roześmiał się głośno Carbo i wprowadził go do środka sali. - Dostarczyliśmy mu wszystko o co prosił - wskazał na szufladę, do której Lucas spakował przedmioty z listy, którą otrzymał. - Gdyby coś złego się działo to dzwoń na moją drugą kartę. Chcę się porządnie wyspać - powiedział, rozciągając obolałe ramiona.

-Oczywiście, jedź odpocząć.

Nicollo chwycił za klamkę z zamiarem wyjścia z sali.

-Poczekaj jeszcze sekundę - zatrzymał go Kui. - Sprawa z nożownikiem załatwiona. Tak jak myśleliśmy Spadino bardzo bawi wykorzystywanie niedoinformowanych. Labo mówi, że trafił się tym razem bardzo ogarnięty chłopak i chciałby go trochę wprowadzić, ale oczywiście z rozumem. Pomyślałem, że wolałbyś wiedzieć.

-Dzięki wujas. W sumie lepiej mi się będzie spało. Może nawet nie przyśni mi się znowu ten koszmar o chińczyku okradającym mnie z iphona - rzucił i od razu uciekł za drzwi, zamykając je za sobą.

Mąciciel tylko pokręcił głową, starając się ukryć śmiech. Mimo wszystkiego co potrafią odwalić, kochał swoich ludzi i choć pewnie kiedyś będą mieli jeszcze kosę, to te piękne czasy na zawsze pozostaną w jego pamięci.

Tymczasem Heidi z Dorianem, Karimem i Davidem, ucieszeni z tego, że pastorowi nic nie jest, puścili sobie muzykę przy BurgerShocie. Panowała tam bardzo luźna atmosfera. Kui był na swojej zmianie w szpitalu, więc nie mógł, niestety, pokazać swojego charakterystycznego tańca, ale tamci sami potrafili dobrze się bawić.

-Co powiecie na wypad na molo? - spytała Heidi przechodząc chwiejnym krokiem pomiędzy Dorianem a Davidem którzy robili to w czym byli prawie najlepsi, czyli krzyczeniu. Na pierwszym miejscu znajdowało się oczywiście picie alkoholu, choć David w tej konkurencji przegrywał ze swoim przeciwnikiem.

Dziewczyna już nie wytrzymywała z Karimem ze śmiechu, dlatego była zadowolona, że przystali na jej ofertę i zapakowali się do auta.

-Ponoć miały być wyścigi gokartów. Możecie wziąć w nich udział, ja poobserwuję. Dzielicie się jednak ze mną nagrodą, bo gdyby nie ja to dalej byście się na siebie darli - Heidi praktycznie krzyczała, aby ją słyszeli ponad radio.

-Jeszcze czego! - Odwrócił się do niej David z pierwszego siedzenia. - To ja dla Ciebie zrobiłbym wszystko za darmo, a Ty mi się tak odwdzięczasz? - wyrzucił jej, naciąganie rozhisteryzowanym tonem i spowrotem spojrzał na drogę.- Noo, może prawie - poprawił się.

-Ooo nie! Za to "prawie" żądam 60 procent - roześmiała się, kiedy już prawie dojechali na miejsce.

Jazda była bardzo szybka, albo im się tak wydawało przez pozytywne emocje, jakie wśród nich panowały. Kiedy dojechali, zauważyli dosyć spory tłum na trybunach i przy początku trasy.

-Dobra chyba mamy prawo na trochę rozrywki - odezwał się Dorian, wskazując na zebrane osoby. - Idziemy się pościgać, a potem lecimy do baru. Co wy na to?

-Mam wrażenie, że Ty nie robisz sobie przerw od zabawy, więc co to dla Ciebie gokarty wuja. Jestem ciekaw, gdzie tutaj jesteś w stanie poddymić.

-Ooj nie nakręcaj mnie - po tych słowach zaczął biec na start.

-To był fatalny pomysł Karim - Heidi z przerażeniem zaczęła obserwować każdy krok Lycha, który aktualnie wykłócał się z prowadzącym, że na pewno znajdzie się jeszcze dla niego miejsce na wyścigach.

-Ale jazda! - David zamknął samochód i pobiegł za nim.

-Zostaje z Tobą. Boje się, że gdybym też się ścigał, to szybko zaliczyłbym barierki przez pewną osobę.

Heidi roześmiała się i trochę rozluźniła. Razem ruszyli na podwyższenie obok toru. Kupili sobie przekąski u chłopaka zbierającego także zakłady.

-Stawiam 1000 na tego w czarnej bluzie - wykrzyczał ktoś z widowni o Davidzie. Tamten tylko uśmiechnął się i ustawił na linii obok Doriana. Zmierzyli się wzrokiem i po sygnale wystartowali.

Heidi była bardzo szczęśliwa, że wreszcie mogli rodzinnie spędzić czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro