Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kot i mysz

-O Boże, to ten chuj. Mia zgłoś na radiu, że mamy na naszym 20 poszukiwanego Erwina Knucklesa i potrzebujemy czyjegoś wsparcia.

-Jasne.

Montanha ponownie wysiadł z auta i podszedł do zentorno udając, że wszystko jest w porządku. Nie chciał żeby pastor domyślił się, że wezwali posiłki.

-Witam, z tej strony Gregory Montanha czy zna pan powód zatrzymania?

-Cześć Monte - siwowłosy uśmiechnął się najszerzej jak umiał. - Mam potężne deja vu, ale jest jeden fakt, który nie pasuje.

Grzegorz podniósł znacząco brwi.

-Tym razem masz w aucie swoją K9 - dodał.

05 przewrócił oczami.

-Najchętniej już bym Ci kazał odjechać, ale musimy.. - przerwał przypominając sobie, aby nie wybuchnąć i poczekać na resztę - wystawić Ci mandat.

-A co z poprzednim? Odpuściłeś mi go za bycie takim przystojniakiem? - sztucznie zamrugał oczami.

Policjant ponownie przewrócił oczami.

-Pastorze, chyba sobie pan ze mnie żartuje. Widzisz ten radiowóz? - wskazał palcem na nadjeżdżający samochód na sygnałach. - Przyjechali, bo wspólnie weźmiemy Cię do więzienia czy tego chcesz czy nie.

-Ooo serio? Trochę jesteś chujem jeśli mam być szczery - poprawił swoje włosy.

-Ja jestem chujem? Ja?? A kto odjechał z zatrzymania drogowego, nie pozwalając kalece wejść do auta, żeby mieć choć odrobinę szansy na złapanie go?! - Grzesiu był ewidentnie zdenerwowany na pastora.

-Już jesteśmy na miejscu - zgłosił Capela na radiu.

-Poczekaj chwilę - odpowiedział mu.

-Ty jesteś za tamto zły? - spytał zdziwiony Erwin. - No jeju śpieszyło mi się a i tak przyszedłem ostatni.

Knuckles wiedział, że musi grać na swoją korzyść. Często naginał przy policji prawdę, tym bardziej przy 05, aby zagrać na ich uczuciach. Zazwyczaj mu to wychodziło, choć dalej nie do końca wiedział jak to działało.

-I nie miałeś czasu dla Grzecha. A Grzechu za karę dał Ci notatkę, więc teraz podniesiesz ręce i grzecznie wyjdziesz z auta - wycelował do niego z pistoletu i oddalił się do swojej Corvette.

Montanha też był dobry w graniu na emocjach. Dlatego ich relacja była skomplikowana, bo oboje uwielbiali wygrywać i posiadali ku temu zdolności.
Mia i pozostali funkcjonariusze także celowali w miejsce kierowcy. Ten zaś postanowił krzyczeć do nich swoje żale, nie wychodząc z pojazdu.

-Sprzedałeś się Grzesiu! Mia jesteś pewna, że jest on dobrym wyborem?

Capela z tyłu starał się powstrzymywać swój uśmiech, na szczęście jego koledzy stali przed nim, więc go nie widzieli.

-Jakim wyborem? - zapytała dziewczyna.

-To Ty umiesz mówić? - zaskoczony chłopak wychylił się do niej przez okno, dalej nie wychodząc na drogę. - Weź coś powiedz jeszcze raz, chyba pierwszy raz słyszę Twój głos.

Kobieta nie odzywała się.

-Księdzu wyjdź z tego auta! - wydarł się Montanha przerywając ten cyrk.

-Spokojnie subuferze.. Ja tylko mam delikatny problem z klamką w samochodzie - zamknął kluczykiem drzwi i udawał, że próbuje je otworzyć. - Widzisz?

Nagle usłyszeli z tyłu pisk opon.

-E, widzisz mnie? - Carbo pojawił się za ich plecami.

Siwowłosy schylił się w dół. Policjanci mieli gorszy czas reakcji. Parę strzałów i wszyscy leżeli na ziemi. Erwin zaś zadowolony otworzył sobie kluczykami samochód i wyszedł na zewnątrz.

-Noi wreszcie działają te jebane zamki - roześmiał się. - Dzięki chłopaki za pomoc - podszedł do nich i przybił z nimi piątkę. - Zwijajmy się stąd lepiej.

-Dobry pomysł, jak na to wpadłeś? - przekomarzał się z nim David, za co dostał od niego z pięści w ramię.

Pastor przedłużając rozmowę z PD wysłał do nich GPSa i wiadomość o treści:
"Mam przypał z policją, jeśli chcecie to pomóżcie. Ja ich zatrzymam, wejdźcie po cichu na plecy."
na co oczywiście odpowiedzieli odbiciem.

Zazwyczaj Knuckles nie przepadał za uciekaniem przed takimi zatrzymaniami, ale chciał utrzeć nosa pewnemu siebie Grzesiowi. Zanim odjechali wysłał jeszcze GPSa do medyków, aby ich opatrzyli. Można było mu zarzucić wiele rzeczy, ale nie chciał się zniżać do poziomu innych.

Ryzykując dojazd innych jednostek podszedł jeszcze do nieprzytomnego Grzesia.

-Noi po co Ci to było, Monte? - sprawdził czy chłopak ma puls i odszedł kiedy upewnił się, że żyje.

Postanowił zmienić swoje auto, bo zentorno wydało mu się za bardzo powiązane z jego osobą. Okazało się, że jego samochody mają zepsute silniki, więc pojechał na Car Zone. Ciągle zapominał o regularnych przeglądach.

-Hej Pinkie, naprawiłbyś mi furę?

-Jasne! - uśmiechnięty chłopak podbiegł do silnika i zaczął przy nim majstrować.

-Dzięki, kochany jesteś.

-Oo, nie ma problemu. Taka moja praca.

-Jak Ci dzień mija? Wszystko okej?

-Tak, wszystko dobrze. Ludzie mi dają ostatnio spore napiwki.

-Nie dziwię się. Od Ciebie aż zionie słodyczą.

-Sam mi dałeś sporo gotówki..

-No taak. Pamiętam. Zasługujesz na takie traktowanie. Dzięki jeszcze raz. Miłego dnia życzę - wręczył mu plik banknotów do rąk i szybko odjechał, aby nie słuchać o tym, że ich nie chce.

W bramie przywitał się z Sonią, która akurat wjeżdżała na swój warsztat. Kiedy samotnie jechał ulicami miasta, zastanawiał się czy ma coś do zrobienia. Przypomniał sobie o Montanhie, który prawdopodobnie wylądował na szpitalu. Pamiętał także o tym, że jest poszukiwany, więc nie da rady tam wejść. Próbował wymyślić na szybko sposób na ciche wejście, ale zadzwonił mu telefon.

-Halo?

-Hej Erwin - w słuchawce usłyszał Sana. - Jestem właśnie na szpitalu i zgaduj kogo tu przywiało.

-Właśnie o nim myślałem. Co z nim?

-Wszystko okej, pod wpływem emocji zemdlał, ale wyszedł z tego cało. Co tak właściwie się stało?

-Hmmm. Poszukiwany jestem, a dla Grzecha wyzwaniem jest mnie złapać, więc bawimy się w kotka i myszkę. Nawet już nie jeżdżę zentorno.

-Nie wnikam w waszą relację, jest ona dla mnie za ciężka.

-Ale o co Ci chodzi?

-Raz się napierdalacie a potem się martwisz czy wszystko z nim okej.

-Bo to przyjaciel. To że jest policjantem to nie jego wina.

San roześmiał się.

-Dobra, nie przeszkadzam Ci już. Mam coś przekazać Grzesiowi, bo właśnie na mnie patrzy?

-Pozdrów Mie, bo na pewno jest obok.

-A żebyś wiedział, że jest. Ej, Mia! Pastor Cię serdecznie pozdrawia - zachichotał pod nosem.

-Na razie San, trzymaj się - Erwin zakończył rozmowę i postanowił rozejrzeć się za ciekawymi miejscami na ucieczkę.



Liam odkąd się obudził wysłał parę smsów do Laboranta, zaś ten nie odpisywał. Chłopak nie do końca pamiętał, co stało się wieczorem, ale był przekonany, że Labo został u niego na noc. Kawa pozostawiona w kuchni była jedną z poszlak. Nie był pewny, czy po prostu nie zasnął bez słowa, bo nie umiał sobie nic przypomnieć.
Ostatnio na tyle dużo czasu spędzał z Quinnem, że nie pamiętał co można było innego robić na mieście. Pojechał więc na burgera.

-Hej Liam - powiedział Burgir widząc ciemnowłosego wchodzącego do restauracji.

-Siema - Liam rozejrzał się. - Gdzie są wszyscy? - podszedł bliżej lady.

-Spotkanie mają. Dosyć ścisła liczba uczestników.

-Rozumiem.. No nic. Podałbyś może coś dobrego?

-Coś do picia czy jedzenia?

-Coś na śniadanie.

-Dopiero teraz wstałeś? - spytał zdziwiony.

-No, tak. Jestem osobą o dosyć sennym trybie życia. Lubię jak się coś dzieje, ale odpoczynku nigdy za wiele.

-Lepiej się do tego nie przyznawaj przed Kuiem - Burgir zadrżał jakby na samą myśl. - Polecam tego hamburgera - podał Liamowi zawiniątko.

-Dzięki wielkie. Mam takie pytanie. Jakie są możliwości o tej godzinie?

-W sensie co można robić?

-Tak.

-Ja, jak widzisz, obsługuję ludzi co tu wpadają i z nimi gadam. Sporo można się dowiedzieć. Możesz też jechać na złomowisko albo wziąć trackera.

-Okej.. A mogę Ci potowarzyszyć?

-Jasne. Już Ci otwieram zaplecze - ruszył w kierunku drzwi.

-Nie trzeba - Liam przeskoczył przez ladę na drugą stronę. - Macie jakieś wolne stroje?

-A co?

-Chcę się poczuć jak pracownik - uśmiechnął się.

-Powinno coś być.

-To zaraz wracam.

Chłopak znalazł w szafce świeży fartuch i plakietkę. W myślach już planował jak przerobi je na swój styl. Na razie postanowił nic nie zmieniać i czekać na BSie aż Labo raczy mu odpisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro