< Rozdział XXIII >
Uczcie się prawdziwej muzyki, dzieciaczki 🤘🏼
Minęło już kilka minut, odkąd wyjechaliśmy spod restauracji, a Blake w dalszym ciągu nie chciał udzielić mi odpowiedzi na nurtujące pytania. W końcu nie wytrzymałam i przerwałam tę intensywną ciszę.
- Powiesz mi wreszcie, czy nie? - westchnęłam zrezygnowana. Zresztą, to była sprawa pomiędzy mną a Alice, więc chłopak nie miał prawa niczego przede mną ukrywać.
- Istnieje taka możliwość? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wpieniając mnie jeszcze bardziej.
- Jaka? - westchnęłam, wywracając oczami. Ten facet naprawdę sobie grabił.
- Żebym ci nie powiedział - uśmiechnął się cwaniacko, nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Chcesz się bawić ze mną w kotka i myszkę? Proszę bardzo - mruknęłam, odwracając twarz w kierunku okna. Kiedy on wreszcie zrozumie, że byłam zmęczona po przeżyciach w szpitalu i jedyne, czego w tamtej chwili najbardziej potrzebowałam, to odpoczynku?!
- Spokojnie - zaśmiał się lekko - Tylko się z tobą drażnię - odparł, powracając do swojej "normalności". - W sumie, wyszło lepiej niż się spodziewałem... - nie zdziwił mnie ten fakt, Alice miała słabość do "przystojnych" mężczyzn. - Wytłumaczyłem jej sytuację, zaoferowałem, że przydałby ci się dodatkowy dzień odpoczynku i... - zamilkł na chwilę, nie dokańczając zdania.
- I? - ciekawość przezwyciężyła upartość. Ponownie odwróciłam się w stronę Blake'a, aby mieć jak najlepszy widok na jego twarz.
- I przedstawiłem się jako twój chłopak - dodał, wzruszając ramionami.
- Uhm... - mruknęłam obojętnie, przyglądając się mu z zaciekawieniem. Blake był dla mnie prawdziwym człowiekiem zagadką. Nigdy nie wiedziałam, co w danej chwili działo się w jego głowie. - To wszystko?
- Tak. Właściwie, to tak - powiedział, marszcząc lekko brwi. - Nie jesteś chyba zła, że przedstawiłem się jako twój chłopak?
- Zła? Zwariowałeś? - zaśmiałam się głośno. - Dlaczego miałabym być zła? Teoretycznie jesteśmy razem - mruknęłam, rumieniąc się jak pomidor - więc nikomu nic do tego, jak wygląda nasz "związek" w praktyce.
- Mądre słowa - odparł, potakując głową.
Przez sekundę zapanowała cisza. Oprócz lecącej w tle muzyki oraz pędzących obok pojazdów, nic nie zakłócało naszego spokoju.
- To... Gdzie jedziemy? - zapytałam w końcu, łudząc się na uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi. Cóż, Blake nie byłby Blake'iem, gdyby przestał grać ze mną w swoje głupie gierki.
- Cierpliwości, droga Holly. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
- Uhm... - mruknęłam w odpowiedzi. Już dawno nauczyłam się, że wypytywanie nic nie daje, a swoją "kartę szczęścia" wykorzystałam w temacie związanym z Alice. - Czy to jest... No wiesz...
- No właśnie nie wiem, Holly. Wysłów się - odparł, śmiejąc się. Czy wspomniałam, że dźwięk jego śmiechu to najpiękniejsza rzecz na świecie? Daniel mógł się przy nim schować.
- Czy to jest randka? - zapytałam na wdechu, rumieniąc się natychmiastowo. Dlaczego wszystko, co wydostawało się z moich ust musiało brzmieć tak dziwacznie?!
Chłopak nie odpowiedział od razu, jak się mogłam tego spodziewać. Nawet nie wyglądał, jakby się zastanawiał. Jego twarz przybrała kamienny wyraz z dodatkiem głupkowatego uśmieszku na ustach.
- A jak myślisz? - zapytał po chwili, która w moim mniemaniu ciągnęła się w nieskończoność.
- Teoretycznie tak, ale praktycznie nie? - czułam się jak małe dziecko, które nie znając podstaw matematyki, zostało zapytane o równanie liczb dwa plus dwa.
- To twoja odpowiedź - odparł, pozostawiając mnie w dalszej niepewności, której po prostu nienawidziłam.
- Taki przystojny, a taki irytujący... - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi.
Blake wybuchnął śmiechem na moje słowa, jednakże w dalszym ciągu nie podał mi satysfakcjonującej odpowiedzi.
***
Po dwudziestu pięciu minutach przyjemnej jazdy, chłopak zatrzymał pojazd przed nieznanym mi budynkiem. Mieszkałam w San Diego już od kilku lat, a w dalszym ciągu nie znałam wszystkich jego zakątków. To miasto za każdym razem mnie zaskakiwało.
- Wysiadaj - usłyszałam komendę wydaną przez Blake'a i mimo chęci sprzeciwu, wyszłam z samochodu z dumnie uniesioną głową. Nie wykonywałam jego rozkazu, po prostu opuściłam pojazd z własnej niewymuszonej woli.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
Znajdowaliśmy się na ogromnym parkingu na obrzeżach miasta. W oddali można było dostrzec ciemne morskie wody, których fale z ogromną siłą uderzały o piaszczystą plażę. Widok był naprawdę niesamowity, co nie zmieniało faktu, że nie rozumiałam, co robiliśmy na zupełnym odludziu.
Z ciekawości spojrzałam w kierunku budynku, który w całości został wykonany z czarnego szkła. Wszystkie obiekty w pobliżu, odbijały się na jego powierzchni tworząc niezwykłą iluzję. Byłam ciekawa, co znajdowało się w środku i szczerze, nie mogłam się doczekać, aby to odkryć.
- Idziesz, czy będziesz tam tak stała jak kołek?! - usłyszałam głos Blake'a dochodzący z oddali. Przez sekundę szukałam go wśród ogromnej ilości luksusowych samochodów, po czym odnalazłam go na schodach prowadzących do wnętrza tej niezwykłej budowli.
Wywróciłam oczami, westchnęłam zirytowana i pobiegłam w jego stronę. Dlaczego nigdy nie mógł na mnie zaczekać?! Aż tak trudno jest się przez chwilę nie ruszać?!
- Co - wdech - to - wydech - jest...? - wdech.
Tylko się nie uduś...
Tak, moja kondycja nie miała się najlepiej od dłuższego czasu (od urodzenia byłam małym pulpetem, który dużo żarł, a mało się ruszał). Cóż, nie każdy rodził się ze sportowymi zdolnościami (chyba, że mówimy o wyścigach w jedzeniu – jeżeli o to chodziło, to biłam wszystkich na głowę).
- Holly, jak zawsze niecierpliwa - westchnął Blake, podpierając się pod boki. - Wejdź do środka i się dowiedz.
Spojrzałam na niego niepewnie. Czy on mówił na serio? Miałam wejść do luksusowego budynku, ubrana w czarne, powyciągane ciuchy, bez makijażu i z lekko wilgotnymi włosami (to wszystko było winą Blake'a, który szybko ewakuował mnie z mieszkania, jakby się za nami paliło)?! No chyba nie.
- Zwariowałeś? - zapytałam zszokowana, patrząc na niego jak na idiotę. - Nie pokażę się tak przy ludziach!
- Właśnie o to chodzi, Holly! - przerwał, łapiąc mnie mocno za ramiona. Następnie spojrzał mi głęboko w oczy i dodał: - Tutaj zrobią z ciebie siódmy cud świata.
Musiałam użyć całej swojej siły, aby utrzymać się na wiotkich jak wata cukrowa nogach, które trzęsły się niczym galareta. Ostatnim razem czułam się tak przy Danielu, w czasach, kiedy byłam w nim jeszcze zakochana po uszy.
- O-okej - odparłam, starając się skupić na słowach Blake'a. Jednakże jedyne, co widziałam, to jego pełne malinowe usta, poruszające się w bardzo szybkim tempie. Miałam wielką ochotę pocałować go w tamtym momencie, lecz tego nie zrobiłam. Miałam wystarczająco oleju w głowie, aby oprzytomnieć i zrozumieć, że Blake nigdy nie będzie mój. W końcu, wszystko, co robił, robił dla pieniędzy, które zostały przelane na jego konto. Bycie "moim chłopakiem" stało się jego pracą, a nie przyjemnością. Musiałam to sobie wreszcie uświadomić.
- Rozumiesz? - zapytał nagle, przyglądając mi się uważnie. Boże, dlaczego ja nigdy nie słucham tego, co powinnam?!
- Umm... Tak, oczywiście... - powiedziałam niepewnie, przeciągając słowa. Następnym razem, kiedy będzie się do mnie zbliżał, założę mu karton na głowę. Zawsze to jakieś wyjście, prawda?
- Czy ty w ogóle słuchałaś, co do ciebie mówiłem? - zapytał spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. W przeciwieństwie do niego, robiłam wszystko, aby tylko nie spotkać jego błękitnych tęczówek.
- Coś tam słyszałam... - mruknęłam niepewnie, kierując wzrok na swoje obdarte trampki. Dlaczego ja ich nadal nie wyrzuciłam? Aż wstyd mi było się w nich pokazywać.
- Ech, Holly... - westchnął zrezygnowany Blake, puszczając moje ramiona i kierując się w stronę głównego wejścia do budynku. - Po prostu chodź za mną, jasne?
- Jak słońce - odparłam wesoło, starając się dotrzymać mu kroku. Nie było to jednak takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Blake miał o wiele dłuższe nogi od moich, co równało się temu, iż jego krok równał się moim dwóm.
Może trochę schudniesz...
Chciałabym.
Ale normalne jedzenie jest o wiele lepsze od sałatkowego gówna, a seriale o wiele ciekawsze od ćwiczeń fizycznych, po których się jest tylko spoconym i śmierdzącym. Podziękuję i zaakceptuję siebie taką jaką jestem.
- Daleko jeszcze? - zapytałam, starając się złapać oddech. Teraz musiałam biec, aby za nim nadążyć. Pieprzona Matka Natura. Zachciało jej się kombinować z moim wzrostem...
- Już niedaleko - odparł Blake, wbiegając na schody.
Zdziwiona, stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego zszokowana.
- Dlaczego idziesz schodami, skoro obok masz windę?
- Holly, nie sądzisz, że zdrowiej i szybciej byłoby się dostać na górę za pomocą swoich nóg? - zapytał wesoło, na co zrobiłam jeszcze większe oczy. Jego popieprzyło czy popieprzyło?
- Umm... Nie sądzę - odparłam stanowczo, krzyżując ręce na piersi. Ledwo byłam w stanie mówić, po tym jakże męczącym biegu, a on mi jeszcze kazał wchodzić po schodach?! To był cios poniżej pasa.
- Nie obchodzi mnie, co sądzisz - westchnął, pocierając dłonią czoło. - Idziemy na górę na nogach, czy ci się to podoba, czy nie.
On naprawdę myśli, że ty pójdziesz schodami. Śmieszne.
Kolejny raz musiałam zgodzić się ze swoją podświadomością. Jego wiara we mnie była komiczna i urocza jednocześnie.
- Życzę powodzenia w chodzeniu po schodach - powiedziałam sarkastycznie, podchodząc do windy. Następnie nacisnęłam srebrny przycisk i nie musząc czekać na przybycie metalowego pudła (winda znajdowała się na parterze), błyskawicznie się do niej wślizgnęłam.
- Nie tak prędko. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - usłyszałam roześmiany głos Blake'a, który wszedł do środka zaraz po mnie.
Westchnęłam głośno i wywróciłam oczami, aby pokazać mu swoje zirytowanie, jednakże w głębi ducha cieszyłam się, że nie zostawił mnie samej. W końcu, nie miałam zielonego pojęcia, na które piętro powinnam się udać.
- Naciśnij piętnastkę - rozkazał Blake swoim stanowczym głosem, który nie znosił sprzeciwu.
- Pff... Bozia rączek nie dała? Sam to zrób, mądralo - odparłam, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
Chłopak wywrócił oczami, ale się nie sprzeciwiał. Posłusznie wykonał swoje zadanie, patrząc na mnie spode łba.
- Naprawdę chciałeś, abym weszła na piętnaste piętro na nogach? - zapytałam z niedowierzaniem, przerywając napięcie wiszące w powietrzu.
- Co w tym trudnego? Dałabyś radę - odparł, wzruszając ramionami. - Więcej wiary w siebie, Holly.
Ta, jasne.
Nie odpowiedziałam, żeby nie pogarszać sprawy. Chłopak już wystarczająco przeze mnie ucierpiał... Chyba, że powróciłabym po raz kolejny do tematu pozostawienia mnie samej w restauracji. W sumie, czemu nie?
Weź ogarnij dupę, laska. Odpuść mu to wreszcie, przecież przeprosił.
Przeprosić, może i przeprosił, ale ja w dalszym ciągu czekałam na rekompensatę. Holly Parkson tak łatwo nie zapomina o niedokończonych sprawach (czasami zapomina, ale to się rzadko zdarza).
W końcu, winda stanęła w miejscu, a mechaniczny, kobiecy głos oświadczył nam, że znajdowaliśmy się na piętnastym piętrze.
- Holly, witaj w mieście cudów - powiedział spokojnie Blake, ukazując moim oczom rzeczy, o których nawet nie śniłam.
~~~
Ekhem, jak bardzo mam przesrane? xd
Chciałabym się wytłumaczyć ze swojej długiej nieobecności, ale nie wiem jak...
Po prostu musiałam odpocząć, naładować paliwa i zdobyć trochę energii, ok?
Mam nadzieję, że to wytłumaczenie Wam wystarczy :D
Dziękuję Wam za to, że jesteście i czytacie tę książkę, to mnie naprawdę motywuje do działania ^^
Niestety rozdziały nie będą się często ukazywać, gdyż szkoła :/
Jednakże: TA KSIĄŻKA ZOSTANIE UKOŃCZONA!!!
Szczęśliwego Nowego Roku, dzieciaczki 🎉
(znajdźcie sobie jakiś fajnych Sugar Daddy'ch, jak to zrobiła Holi ;))
Do następnego!
❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro