Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

< Rozdział XVII >

Co tu dużo mówić?
Zapraszam 🎃

Po dokończeniu pizzy, stwierdziłam, iż nie było sensu, abym czekała dłużej na Blake'a, który i tak miał się nie zjawić.

Ze względu na to, że nie wzięłam z mieszkania portfela, musiałam inaczej poradzić sobie z płatnością. Dlatego poprosiłam kelnerkę, aby wystawiła rachunek na firmę Daniela... W końcu, podczas naszego rozstania nie wspomniał, iż nie wolno mi było tego robić.

Po załatwieniu wszystkich opłat, wyszłam jak najszybciej z budynku, aby nie robić z siebie jeszcze większej idiotki. Wystarczyło mi wyniosłe spojrzenie tej blond suki aka byłej klientki Blake'a, której imienia nie pamiętałam. Widziałam, jak ogromną satysfakcję sprawiało jej patrzenie na moje nieszczęście. Dlatego robiłam wszystko, aby okazać go jak najmniej.

Dopiero po wyjściu na zewnątrz, zorientowałam się, ile naprawdę czasu spędziłam w restauracji. Wskazywała na to nie tylko godzina – dochodziła piętnasta –lecz również temperatura, która gwałtownie spadła od naszego przybycia z Blake'iem. Na moim ciele momentalnie pojawiła się gęsia skórka. Gdybym wiedziała w jakiej dupie się znajdę, wzięłabym chociaż lekki sweterek.

W myślach zapisałam sobie, aby podziękować Blake'owi za jego jakże "dojrzałe" zachowanie.

Zaciskając mocno palce dłoni na ramionach, ruszyłam przed siebie. Z całych sił starałam się, nie trząść jak osika, jednakże moje starania na niewiele się zdały.

Właśnie to się dzieje, kiedy zaczynasz ufać facetom! Obiecują, a potem zostawiają cię z niczym. Nie wystarczy ci jedna nauczka?!

Wyglądało na to, że nie. Pomimo swojej złości na Blake'a wspołczułam mu nieszczęśliwej miłości. Sama ją przeżyłam i nie chciałabym doświadczyć powtórki z rozrywki.

Przechadzając się chłodnymi, lecz zatłoczonymi ulicami San Diego, wkroczyłam do pierwszego lepszego sklepu spożywczego. Wiedziałam, że tego dnia nie przeżyję bez odrobiny słodkości i dobrego filmu, dlatego znalazłam w torebce kilka dolarów i kupiłam sobie trzylitrowe pudełko lodów czekoladowych z dodatkiem pokruszonego brownie. Nie moja wina, że mnie faceci zostawiali...

- Nie jest pani zimno, tak chodzić po mieście? - zapytał starszy kasjer, kiedy wykładałam lody na ladę.

- Nie... Jest bardzo przyjemnie - skłamałam, uśmiechając się sztucznie. W myślach błagałam, aby tylko nie zobaczył moich trzęsących się z zimna rąk.

Mimo to, mężczyzna nie odpuszczał i skończyło się na tym, iż do domu powróciłam z firmową bluzą sklepu oraz dwoma reklamówkami pełnymi przeróżnych słodkości. Z jednej strony było mi ogromnie miło, iż istnieli jeszcze ludzie, którzy potrafili bezwarunkowo pomagać innym, jednakże zastanawiało mnie też, jak okropnie musiałam wyglądać, że drugiej osobie zrobiło się mnie na tyle żal, aby podarować mi darmowe słodycze oraz ciepłe odzienie.

Nie byłam pewna, czy chciałam to wiedzieć.

Z uśmiechem na ustach powróciłam do domu, szykując się na wieczór pełen emocji i jedzenia. Po drodze dorwałam się jeszcze do paczki żelek, które zakończyły swój żywot przed drzwiami mojego mieszkania. Zanim jednak wkroczyłam do środka, przez pół godziny doszukiwałam się klucza, który jak zawsze zaginął w czasoprzestrzeni... Zresztą, jak wszystko, co znajduje się w kobiecej torebce.

Kiedy wreszcie osiągnęłam sukces, przekręciłam zamek w drzwiach i pchnęła je do przodu. Moim oczom ukazał się niecodzienny widok dwóch mężczyzn krzątających się po kuchni. Z osłupienia, aż mi dech w piersi odebrało. Czyżbym znalazła się w raju?

- O! Holly, już wróciłaś? - usłyszałam głos Noah, który zerknął leniwie w moją stronę. - Właśnie robimy z Micah obiad. Będziesz jadła?

- Eee... Nie, dzięki... - odparłam, kiedy w końcu otrząsnęłam się z szoku. Na śmierć zapomniałam o tym, że przed wyjściem poprosiłam Noah, aby zajął się Westernem. Powinnam wreszcie pójść na jakieś badania mózgu, bo coraz gorzej ze mną. - Cześć Micah.

- Hejka Holly, jak tam było na randce? - zapytał, nie przerywając krojenia.

- To nie była randka. - Powiedziałam stanowczo, zamykając za sobą drzwi. Wyglądało na to, iż szykował się ciekawy wieczór.

- Coś się stało? Brzmisz nieswojo - zauważył Noah, na co wywróciłam oczami. Aktualnie włączył mi się tryb nieczułej suki.

- Wszystko jest wspaniale. Zajmij się swoimi sprawami, dobra? - burknęłam stawiając reklamówki ze słodyczami obok potrawy, którą przyrządzali.

- Okradłaś sklep, czy co? - zaśmiał się nagle Micah, widząc towar, który ze sobą przyniosłam.

- Można tak powiedzieć - mruknęłam i bez słowa wyjaśnienia, skierowałam się w stronę swojej sypialni. Póki co, chciałam znajdować się od chłopaków jak najdalej. Uwielbiałam spędzać z nimi czas, ale na chwilę obecną nie zniosłabym widoku ich ogromnej miłości względem siebie (nie zniosłabym widoku żadnej zakochanej pary). Prędzej popłakałabym się, niczym mała dziewczynka i zaczęła narzekać, jak bardzo życie jest niesprawiedliwe.

Wchodząc do sypialni, błyskawicznie zamknęłam za sobą drzwi i popędziłam w kierunku łóżka. Było to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie miałam spokój od wszystkiego i wszystkich. Mogłam chwilę odetchnąć i wykrzyczeć kumulację swoich emocji w jedną z puchowych poduszek.

Nareszcie byłam w domu.

Po kiego grzyba w ogóle wynajmowałam faceta, skoro najlepiej czułam się we własnym towarzystwie? Nie były mi potrzebne róże, pocałunki, czy nawet miłość drugiego człowieka. Miałam kota, słodycze, przyjaciół i ciepłe wyrko. Czego chcieć więcej?

Zrozpaczona włożyłam głowę w stos poduszek i zamknęłam oczy, czekając na nadejście błogiego snu... Niestety, jak na złość nie zamierzał przyjść. W zastępstwie pojawił się ktoś inny – Western.

Wystarczyła chwila, abym poczuła jego ciepłe, miękkie łapki uciskające mój kręgosłup. W następnej sekundzie fala gorąca rozlała się po moim ciele, kiedy spoczął na moich plecach. Zapomniałam, że koty to takie małe, puchate kaloryfery.

Wyglądało na to, że nie miałam innego wyjścia. Musiałam pozostać w pozycji, którą sobie obrałam, nie zważając na to, jak bardzo byłaby ona niewygodna.

- Western, złaź ze mnie - mruknęłam w poduszkę, wierząc, że moje słowa były w stanie coś zdziałać. Jak się można było domyślić – nic to nie dało.

Sfrustrowana, postanowiłam poleżeć w ten sposób chwilę dłużej, modląc się w myślach, aby Western znalazł sobie inne zajęcie, aniżeli okupowanie moich pleców.

Po pięciu minutach byłam już tak zgrzana, że pot zaczął leniwie spływać po moim czole. Musiałam coś zrobić, w innym wypadku umarłabym z przegrzania, bądź uduszenia (moja twarz w dalszym ciągu schowana była w poduszce).

- Western, koniec tego dobrego! - mruknęłam i odwróciłam się na plecy, zmuszając tym kota do obudzenia się.

Widziałam, jak patrzy na mnie z wyższością i zdezorientowaniem w dwukolorowych oczach (jedno miało odcień błękitu, natomiast drugie ciemnej zieleni), a następnie odwrócił się do mnie tyłem i zgrabnie zeskoczył z łóżka.

- Koty... - mruknęłam, wywracając oczami. Teraz, kiedy wreszcie byłam wolna musiałam wymyślić, co takiego zrobić, aby pozbierać się ze swojego dołka emocjonalnego.

Po kolejnych pięciu minutach leżenia i rozmyślania nad tym, jak bardzo moje życie ssie, zebrałam się wreszcie w sobie i wstałam z łóżka. Ociężale ruszyłam w kierunku łazienki i pierwszą rzeczą, jaką musiałam wykonać, było zdarcie z siebie tej pieprzonej sukienki. Miałam przeczucie, iż to ona była przyczyną moich niepowodzeń z mężczyznami. Dlatego postanowiłam zrobić z nią to, co powinnam zrobić już dawno temu.

Wyrzucić do kosza.

Pomimo, iż była jedyną sukienką, która idealnie dopasowywała się do nieregularnych kształtów mojego ciała, nie miałam innego wyjścia. Z ciężkim sercem, spuściłam ją w ciemną otchłań kubła na śmieci i ruszyłam w stronę prysznica, aby pozbierać myśli. Ciepła woda zawsze koiła mój zmęczony umysł.

Pozostawiając za sobą czarną bieliznę, weszłam do kabiny i odkręciłam kurek. Początkowo przeżyłam szok termiczny, ponieważ na moją głowę wylało się "wiadro" lodowatej wody. Jednakże szybko zaczęła się nagrzewać, co pozwoliło mi na błogą przyjemność.

Wreszcie znalazłam czas na przemyślenie rzeczy, które od początku dręczyły mój zbolały mózg.

Dlaczego Josh przyszedł do mnie, po tylu latach rozłąki, tylko po to, aby wyłudzić dziesięć tysięcy dolarów?

Dlaczego Blake odpychał mnie od siebie i znikał, co jakiś czas, aby po chwili wrócić i udawać, że wszystko było okay?

Dlaczego moja matka musiała być nienormalną egoistką, która kochała tylko siebie oraz pieniądze Daniela?

Dlaczego jestem jaka jestem?

Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny, dzieci, domu z ogródkiem i psa?

Dlaczego to życie musi być takie popieprzone?!

No właśnie... Dlaczego?

Myliłam się, mówiąc, iż gorący prysznic ukoi moje myśli. Nie zrobił tego, wręcz przeciwnie – podwoił mój niepokój oraz stres związany z osobami, na których mi zależało.

Zdenerwowana, odcięłam dopływ wody i wyszłam z kabiny na zimne płytki. Chwyciłam najbliższy ręcznik i owinęłam nim swoje ciało, aby ruszyć do pokoju po wygodne ubrania.

Wyciągnęłam z szafy czarne dresy, świeżą bieliznę oraz biały t-shirt. Wytarłam dokładnie swoje ciało, a następnie założyłam wybrane ciuchy. Wreszcie odetchnęłam z ulgą, ponieważ mogłam być sobą.

Wróciłam na chwilę do łazienki, aby lekko wysuszyć mokre włosy i założyć firmową bluzę sklepu, która naprawdę przypadła mi do gustu (mimo, iż wyglądałam w niej jak menel spod monopolowego).

Wreszcie, po godzinie spędzonej w pokoju i łazience, postanowiłam stawić czoło Noah i Micah. W końcu nie mogłam się zamknąć w sypialni na zawsze, prawda?

Bez jedzenia byłoby ciężko... Zważywszy na to, że w kuchni czekają na ciebie dwie reklamówki słodyczy.

Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi, pchając je lekko do przodu. Moim oczom ukazały się trzy osoby, które zawzięcie ze sobą dyskutowały, do czasu aż nie zobaczyły mnie.

- Holly - usłyszałam łagodny głos Steph, która przyglądała mi się ze współczuciem na twarzy. Następnie podeszła bliżej, aby obdarować mnie ciepłym uściskiem. Nie musiałam nic mówić. Rozumiała mnie bez słów. Dlatego nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy.

Wystarczył jeden ciepły gest, aby złamać moją barierę obronną. A Stephanie doskonale o tym wiedziała.

- Dziękuję - załkałam w jej ciemne włosy, które delikatnie spływały po ramionach.

- Cii... Nie musisz dziękować. Po to tutaj jestem - odparła, głaszcząc mnie pocieszająco po plecach. Pomimo, iż nie była o wiele starsza, traktowałam ją czasami jak własną matkę, której nigdy nie miałam (teoretycznie była, jednakże w praktyce dała mi tylko życie, a wychowaniem musiał zająć się ojciec).

Trzymałam ją w ramionach tak długo, aż moje ciało się nie uspokoiło. Następnie wypuściłam ją i odeszłam kawałek w bok, aby dać nam trochę przestrzeni.

- Sądziłem, że przybycie Stephanie podniesie cię na duchu - odparł Noah, przyglądając mi się z pocieszającym uśmiechem na ustach. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową.

- Jesteś najlepszy - mruknęłam, uśmiechając się lekko. Chłopak objął moje ciało swoimi silnymi ramionami i pocałował delikatnie w czubek głowy.

- Wiem - szepnął wesoło, powodując mój śmiech. - Dlatego jestem twoim przyjacielem.

Ech... Ci najprzystojniejsi albo są gejami albo mają dziewczyny... Gdzie tu sprawiedliwość?!

W końcu wypuściłam go ze swojego uścisku i podeszłam do Micah, który stał nieśmiało z boku i obserwował całą sytuację z uśmiechem.

- Tobie też dziękuję - powiedziałam, całując go w policzek. Był trochę niższy od Noah, dlatego nie potrzebowałam do tego krzesła. Chłopak puścił mi oczko, na co zarumieniłam się lekko. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy były czarne jak noc i sprawiały, że chciało się w nie wpatrywać godzinami. Nie dziwiło mnie, dlaczego Noah wybrał akurat jego. Mój przyjaciel zawsze był wielkim romantykiem i lubił powtarzać, iż oczy są duszą człowieka.

- Dlaczego ja nie dostałem całusa w policzek?! - zapytał zasmucony Noah, opierając się na Micahu, którego objął jednym ramieniem.

- Bo zasłużył - odparłam, puszczając chłopakowi oczko. W odpowiedzi posłał mi piękny śnieżnobiały uśmiech.

- Pff... A w czym on jest lepszy ode mnie? - mruknął, spoglądając na swojego męża z zadziornym uśmieszkiem.

- Jestem przystojniejszy - odparł Micah pewny siebie, zagryzając lekko wargę.

- Ach, tak? - Noah nachylił się nad chłopakiem i intensywnie zaczął wpatrywać w jego oczy. Pomimo, iż bardzo chciałam zobaczyć, jak to się zakończy, musiałam przerwać ten ckliwy teatrzyk.

Zimna suka.

- Weźcie przestańcie, bo się zaraz popłaczę - mruknęłam, rumieniąc lekko. Miałam dość historii miłosnych, jak na jeden dzień.

Zirytowany Noah wywrócił oczami (oznaczało to, że był napalony, a ja właśnie zniszczyłam mu nastrój), ale odsunął swoją twarz od twarzy Micah.

- Noah, zrozum - obok mnie zmaterializowała się Steph, spoglądając na chłopaka spokojnie - Holly miała ciężki dzień. Coś się wydarzyło pomiędzy nią a Blake'iem i jest zmęczona tym, że wszyscy przeżywają idealną miłość, oprócz niej.

Spojrzałam na dziewczynę zszokowana. Czy moje zdruzgotanie było widoczne, aż tak bardzo?

- Masz rację... Przepraszam Holly, nie pomyślałem - odparł, spuszczając wzrok.

- Nie ma za co - powiedziałam pocieszająco, a następnie wyminęłam całą trójkę i usiadłam na kanapie. Wyciągnęłam spod niej swojego laptopa i uruchomiłam go. - No co? - zapytałam, widząc zaskoczone miny moich towarzyszy. - Wyszedł nowy sezon Riverdale. Nie mogę go przegapić, więc albo ze mną siadacie albo - tutaj wskazałam kierunek wyjścia z mieszkania - tam są drzwi.

Cała trójka od razu ruszyła w moim kierunku i ścisnęła się na sofie obok mnie. Noah objął mnie ramieniem, natomiast Micah rozsiadł się wygodnie pomiędzy mną a Steph.

- A gdzie popcorn? - usłyszałam po chwili głos Noah, który był wyraźnie niezadowolony z braku jedzenia.

- Tam leżą dwie reklamówki słodyczy, weź coś wyciągnij - mruknęłam, skupiając się na uruchomieniu Netflixa.

Chłopak westchnął głośno, jednakże ruszył swój ociężały tyłek, aby dostarczyć naszej czwórce pożywienia.

- Skoro już tam jesteś, to weź też coś do picia - zawołał Micah z kanapy, wywołując mój i Steph śmiech.

Zapowiadał się wieczór pełen przygód.

~~~

Wiem, wiem...
Nie jest to rozdział wysokich lotów, ale jedyny na jaki mnie stać :/

Mam ostatnio kiepski okres i nie dogaduję się dobrze z weną. Może przejdzie, może nie...
Zobaczymy :p

Przepraszam za swoją słabą obecność na Watt, ale jestem tak zmęczona szkołą, że straciłam całą ochotę na czytanie czegokolwiek i pisanie. Więc to, że dodaję dzisiaj ten rozdział to po prostu cud!

No cóż... To tyle, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został xd

Do następnego!
❤️

(Jeżeli taki w ogóle będzie :/)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro