Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

< Rozdział XVI >

Dzisiaj dowiecie się trochę o przeszłości Blake'a 🌚
Gotowi?

(...) Mówiąc o wrednych laskach... Jak wiele ich już miałeś?

Blake nabrał gwałtownie powietrza w płuca, po czym powoli zaczął je wypuszczać. Wyglądał na lekko zdenerwowanego moim pytaniem, ale dobrze to ukrywał za maską z uśmiechu.

- Błagam, zmieńmy temat - zaśmiał się nerwowo, patrząc we wszystkie strony, tylko nie na mnie. Nie mogłam mu tego odpuścić. Musiałam wiedzieć, przynajmniej kilka rzeczy o jego życiu. - Skupmy się na tobie. Nie dokończyłaś swojej opowieści o Danielu.

Westchnęłam zrezygnowana, nie mogąc zrozumieć, dlaczego był taki tajemniczy. Przecież nic by mu się nie stało, gdyby wyjawił mi rąbek tajemnicy.

- Dobra - odparłam pewnie, prostując się na krześle. - Ale pod jednym warunkiem. - Przymrużyłam oczy, wpatrując się w niego intensywnie. - Ty zaczniesz pierwszy.

Mężczyzna westchnął głośno i zgarbił się lekko. Nie sprawiało mi przyjemności, patrzenie na niego w takim stanie, jednakże nie miałam innego wyboru. Ciekawości kobiety nikt nie był w stanie powstrzymać.

- Jesteś pewna, że chcesz to usłyszeć? - zapytał, wpatrując się w swoje dłonie. - To będzie naprawdę długa i nużąca historia...

- Nigdzie mi się nie spieszy - odparłam szybko, uśmiechając się szeroko. Ekscytacja ogarnęła całe moje ciało. Nie mogłam usiedzieć w miejscu z niecierpliwości. Wreszcie miałam dowiedzieć się, kim tak naprawdę był Blake Storm.

- Muszę pozbierać myśli... Dasz mi chwilę? - zapytał, spoglądając na mnie błagalnie. Jego twarz wyglądała na bardzo zmęczoną i o wiele starszą... Czy naprawdę opowiedzenie swojej historii było aż takie trudne?

Minęło kilka długich sekund, a on w dalszym ciągu siedział cicho. Nie odzywałam się jednak, tak jak prosił. Cierpliwie czekałam, aż przygotuje się do swojej wypowiedzi.

- Dobrze. Mogę zaczynać.

***

Jak już wiesz, nazywam się Blake Brandon Storm i mam dwadzieścia siedem lat. Pracę w agencji "Chłopak do wynajęcia" rozpocząłem trzy lata temu, ze względu na spore problemy finansowe.

Ogłoszenie znalazłem w internecie, jednakże początkowo byłem do niego sceptycznie nastawiony. Nie chciałem się sprzedawać, nie chciałem udostępniać swojego ciała innym kobietom. Uważałem, że miało to coś wspólnego z męską prostytucją... Co się takiego stało, że zmieniłem zdanie?

Cóż... Odpowiedź jest jedna.

Pieniądze.

Byłem zdesperowany. I to bardzo. Zanim podjąłem decyzję, zdążył przeminąć tydzień. Na przestrzeni czasu mogę śmiało powiedzieć, iż było to najgorsze siedem dni mojego życia. Początkowo zapowiadały się całkiem zwyczajnie – do czasu, kiedy nie odłączyli mi prądu, wody i gazu. Jak się pewnie domyślasz, wiązał się z tym również brak pożywienia, środków higieny oraz ciepła.

Brudny, wygłodzony i zziębnięty, pomieszkiwałem u różnych znajomych, ponieważ moje mieszkanie zostało przejęte przez komornika. Czułem się niczym pasożyt, jednakże nie miałem innego wyjścia. Musiałem jakoś przetrwać.

W końcu zdecydowałem się na zatrudnienie w agencji... I cóż tu dużo mówić, przyjęli mnie praktycznie od zaraz. Stwierdzili, że miałem odpowiednie proporcje na "chłopaka do wynajęcia" i z góry przelali mi pierwsze pieniądze na konto. Byłem szczerze zdumiony tym czynem, jednakże nie spierałem się – kwota jaką dostałem pozwoliła mi na opłacenie wszystkich rachunków oraz spłacenie częściowego długu w banku.

Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że los się do mnie uśmiechnął. Mimo to w głębi duszy nadal nie miałem pewności, czy moja decyzja była słuszna. Bądź co bądź, miałem udawać "partnera" zupełnie mi nieznanych kobiet...

Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ponieważ nie wszystko pamiętam, aczkolwiek początek okazał się totalną katastrofą. Agencja musiała przepraszać za mój brak profesjonalizmu i obeznania w działaniu. Wtedy po raz pierwszy i ostatni, obcięli mi pensję. Nie zapomnę tego do końca życia.

Skoro zaszliśmy już tak daleko w mojej historii – nie będę przerywał w połowie i dokończę to, co zacząłem.

W swojej dotychczasowej karierze miałem pod opieką już szesnaście kobiet, włącznie z tobą. Zawsze starałem się, mimo wszystko oddzielić życie miłosne od zawodowego. Jako "chłopak do wynajęcia" nie mogę posiadać dziewczyny, jak również zdobyć jej w postaci klientki. Podczas naszej pracy wszystko jest wykonywane automatycznie. Wielu z nas zdobyło wiedzę postępowania z kobietami poprzez doświadczenie zawodowe, jednakże ci, którym się to nie udało – zostali zwolnieni.

Niestety, nawet najlepszym zdarzały się potknięcia, a w najgorszym wypadku również upadki... W tym mnie.

Marina Montez... Jej imię i nazwisko nigdy nie wyjdzie z mojej głowy, podobnie jak twarz i uczucia, które żywiłem względem jej osoby. Początkowo zwykła klientka – pod koniec stała się kimś, bez kogo nie widziałem sensu życia.

Wszystko wyglądało tak jak zawsze. Dostaję zamówienie do zrealizowania. Częściowo zapoznaję się z sytuacją. Przyjeżdżam na miejsce. Poznaję swoją podopieczną. Staram się zrobić wszystko, aby była jak najbardziej zadowolona z moich usług, po czym mija określony czas i wracam do punktu wyjścia.

W jej przypadku było inaczej, od samego początku.

Marina była piękną kobietą po czterdziestce. Śniada cera, długie kruczoczarne włosy, duże piwne oczy, nogi, których mogłyby jej pozazdrościć same Aniołki Victoria's Secret oraz figura... Jej ciało wyglądało, jakby zostało stworzone przez samego Boga!

Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, jednakże wiedziałem, iż nie miałem do tego najmniejszego prawa. Potęgowała to jeszcze trudna sytuacja Mariny, która bardzo różniła się od spraw moich poprzednich klientek. Mianowicie zależało jej, aby odzyskać wdzięki męża, z którym rozwiodła się rok wcześniej.

Nawet nie wiesz, jak bardzo cierpiałem, kiedy musiałem obmyślać plan zdobycia tego chuja dla niej... Z każdą chwilą moje serce coraz bardziej krwawiło, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.

W końcu, któregoś razu nie wytrzymałem. Pamiętam, że tego feralnego dnia ubrana była w bardzo kuse odzienie, podkreślające jej idealny biust i pupę. Rzuciłem się na nią automatycznie, nie myśląc o tym, co robiłem, zatrzasnąłem ją w swoich ramionach, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku. Początkowo się szarpała, jednakże po sekundzie sama zaczęła przejmować kontrolę nad sytuacją... Oszczędzę ci szczegółów, aczkolwiek nie zapomnę tego dnia do końca życia. To, co wtedy między nami zaszło było czymś więcej niż wybuchem namiętności. Czułem miłość, która rozpierała moje ciało i wiedziałem, że ona też to czuła... Przynajmniej taką miałem nadzieję.

Niestety, pomyliłem się.

Tydzień później popełniła samobójstwo.

Jej ostatnie słowa były skierowane do byłego męża. Tłumaczyła w nich, że bardzo żałowała tego, co między nimi zaszło i zarzekała się, jak wielka była jej miłość względem niego... O mnie nie wspomniała ani słowem. Ani jednym, pierdolonym słowem.

Od tamtego czasu przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie będę miał kontaktu fizycznego ze swoją klientką... Jedynym momentem, w którym miałoby to zostać nagięte była sytuacja, która desperacko by tego wymagała.

***

Po wypowiedzeniu ostatnich słów, zamilknął i utkwił wzrok w talerzu przed sobą. Pomimo, iż siedział naprzeciwko mnie, miałam wrażenie jakbym nagle znalazła się sama. Spojrzenie Blake'a było nieobecne, natomiast jego twarz mimowolnie nabrała wyraz ogromnego bólu. Widząc go w takim stanie, pożałowałam swojego pytania.

Idiotka... Jak zawsze nie wiesz, kiedy powinnaś się zamknąć.

- Dziękuję - powiedziałam cicho, zbierając w sobie całą siłę, aby się nie rozkleić.

- Za co? - zapytał, kierując na mnie spojrzenie swoich błękitnych oczu, które przez sekundę wyglądały jakby miały wylać morze łez. Tak się jednak nie stało, ponieważ na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.

- To musiało być dla ciebie bolesne... - zatrzymałam się na chwilę, aby doprecyzować swoją wypowiedź. - Mam na myśli opowiedzenie tej historii. W końcu znamy się niecałe dwa tygodnie... - mruknęłam, czując jak niezręczność ogarnia moje ciało.

Chłopak westchnął ciężko, ale nie odpowiedział. Również na niego nie naciskałam, dając mu trochę prywatności. Z autopsji wiedziałam, jak bardzo bolą od nowa rozdrapane rany.

- Proszę bardzo - usłyszałam z nikąd głos młodej dziewczyny, która nagle położyła między nami aromatyczną pizzę. Na szczęście nie była to ta sama suka, którą Blake starał się spławić. Chciałam się jej bardziej przyjrzeć, lecz nie zdążyłam, ponieważ po wypowiedzeniu słów: "Smacznego", ruszyła do dalszych klientów.

Ta to ma wyczucie czasu...

Jako pierwsza rzuciłam się na pięknie pachnące ciasto i ukroiłam trójkątny kawałek, który następnie przełożyłam na swój talerz. Rozmowa z Blake'iem działała na mój żołądek tak dobrze, jak przebiegnięcie maratonu... Co te dwie rzeczy miały ze sobą wspólnego? Po nich zawsze robiłam się głodna jak wilk.

- Smacznego - powiedziałam szybko i chwyciłam za sztućce. Byłam tak zaobsorwana jedzeniem, że nie zauważyłam, iż Blake nawet nie ruszył ręką, aby nabrać sobie pizzy. - Czemu nie jesz? - zapytałam, przełykając kawałek ciasta. Boże... To było takie dobre!

- Jakoś... Straciłem apetyt - mruknął, uśmiechając się lekko. Jego wzrok był skierowany w dół, a wyraz twarzy mówił sam za siebie: cierpiał.

Poczułam się okropnie. To była moja wina, że jego nastrój zmienił się w kupę gówna.

Odłożyłam sztućce na swoje miejsce i złożyłam ręce na sukience. Nie chciałam go jeszcze bardziej dobijać poprzez swoje niekulturalne zachowanie.

- Przepraszam, to moja wina. Mogłam nie naciskać... - powiedziałam, licząc na słowa pocieszenia. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Mężczyzna siedział w takiej samej pozycji, nie zwracając na mnie uwagi. Widać było, że był głęboko zatopiony w myślach.

- Przepraszam na chwilę - powiedział, wstając nagle od stołu. Nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Czyżby naprawdę chciał mnie zostawić samą w restauracji? - Pójdę się przewietrzyć. Za chwilę wrócę - posłał mi jeden ze swoich pocieszających uśmiechów, po czym odszedł od stołu, kierując w stronę drzwi wyjściowych.

- Jasne, nie ma problemu - mruknęłam do siebie, czując się jak ostatnia idiotka.

Mimo to, powróciłam do jedzenia pizzy, łudząc się, że Blake po mnie wróci.

Dlatego czekałam.

I czekałam.

I czekałam.

Po piętnastu minutach straciłam nadzieję.

Zrozumiałam, że on już nie wróci.

Tak jak wszyscy, którzy mieli ze mną jakikolwiek kontakt.

Przynajmniej pizza cię nie opuściła.

Zabawne, bo właśnie wzięłam do ust ostatni kawałek.

~~~

Cóż... Mam nadzieję, że się nie zanudziliście :p

Przepraszam, że wstawiam tak późno, ale szkoła nie próżnuje, dlatego rozdziały będą się pojawiać o wiele rzadziej :/

PS
Chciałam jeszcze podziękować za 3k wyświetleń! Jesteście niesamowici ❤️

Btw
Jakby były jakieś błędy, czy niedociągnięcia to przepraszam, ale chciałam jak najszybciej dodać ten rozdział, żebyście o mnie nie zapomnieli xd

Do następnego!
❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro