Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

< Rozdział XV >

Witam serdecznie!
Nadszedł czas na kolejny rozdział

W końcu podjęłam decyzję i przekręcając zamek w drzwiach, otworzyłam je na oścież. Niestety nie byłam przygotowana na to, co przed sobą ujrzałam...

- Noah? Co ty tutaj robisz!? - zapytałam, kompletnie zbita z tropu. Byłam tak zafrasowana Blake'iem, że zupełnie zapomniałam o swoim przyjacielu.

- Ciebie też miło widzieć - odparł wesoło, nachylając się i całując mnie w oba policzki. - Zaskoczona?

- I to bardzo - westchnęłam, nie kryjąc swojego zdziwienia. - To ty pisałeś do mnie z numeru prywatnego?

Noah zmarszczył delikatnie brwi i wydął usta, zastanawiając się intensywnie nad odpowiedzią.

- Pomimo, iż bardzo kusi mnie, aby potwierdzić... Muszę, niestety zaprzeczyć. - Brunet skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się sugestywnie. - Powiadasz, że ktoś wysyła ci wiadomości z numeru prywatnego?

Wywróciłam oczami, śmiejąc się cicho. Zaprzeczenie Noah utwierdziło mnie w przekonaniu, że to Blake był nadawcą SMS-ów. Trochę się rozluźniłam.

- Może - odparłam tajemniczo. - Odpowiesz wreszcie na moje pytanie?

- Które? - zapytał, robiąc niepewną minę. - Wiesz, podczas naszej konwersacji padło już kilka pytań... Trudno mi się połapać, które masz na myśli.

Westchnęłam głośno, zirytowana postawą przyjaciela. Kochałam go, ale czasami potrafił wyprowadzić człowieka z równowagi swoim idiotycznym podejściem do istotnych spraw.

- Po co tutaj przyszedłeś?

- Poco to się nogi nocą - parsknął śmiechem, jednakże widząc moją poważną minę, opanował się. - Przepraszam - burknął - chciałem zobaczyć, co tam u ciebie. Nie było z tobą kontaktu od wczoraj i trochę się martwiliśmy... Mam na myśli siebie i Steph - doprecyzował, uśmiechając się delikatnie. - Jednakże po twoim ubiorze widzę, iż szybko powróciłaś do zdrowia - zakończył, poruszając sugestywnie brwiami.

W chwili, kiedy miałam odpowiedzieć mu jakąś ciętą ripostą, usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Błyskawicznie popędziłam do sypialni (głośność w telefonie została ustawiona na maksymalną, stąd byłam w stanie usłyszeć go spod drzwi) i sięgnęłam po czarne urządzenie, które leżało na łóżku. Trzęsącymi się dłońmi, odblokowałam je i przeszłam do odczytania wiadomości.

Od: Numer Prywatny

Już jestem. Czekam na dole.
xoxo

Uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy był tak szeroki, iż przez moment bałam się, czy nie rozerwie mi ust. Niczym mała dziewczynka, która dowiedziała się, że święta już niedługo, poleciałam założyć czarne szpilki (ubierałam je tylko na specjalne okazje) oraz zabrać ze sobą grafitową torebkę, do której włożyłam telefon i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy (czyt. kosmetyczka, zapas podpasek, milion długopisów i wiele więcej).

- Gdzie ci się tak spieszy? - usłyszałam roześmiany głos Noah, który z założonymi na piersiach rękami, opierał się o framugę drzwi. Po raz kolejny kompletnie o nim zapomniałam, dlatego w duszy dziękowałam Bogu za to, że ludzie nie mieli zdolności czytania innym w myślach. - Czyżbyś o mnie zapomniała?

- Co? Nie, oczywiście, że nie! Jakżebym mogła zapomnieć o swoim najlepszym przyjacielu! - skłamałam, udając oburzenie i zaskoczenie jego słowami.

Jesteś beznadziejną aktorką...

- Dobra, dobra... - chłopak wywrócił oczami, lecz uśmiech cały czas zdobił jego twarz. - Gdzie się wybierasz?

Podeszłam do niego spokojnym, aczkolwiek zmysłowym krokiem i zatrzymałam się w niedalekiej odległości od jego osoby. Pomimo, iż miałam na sobie wysokie szpilki, w dalszym ciągu wyglądałam przy nim jak karzełek.

- Masz coś ważnego do zrobienia? - zapytałam, nie zważając na wcześniejsze pytanie. Następnie zrobiłam minkę niewinnej istotki i zaczęłam mrugać oczkami, patrząc na niego z dołu. Brunet przyglądał mi się z widocznym zainteresowaniem i podejrzeniem na twarzy.

- To zależy - mruknął, marszcząc lekko czoło.

- Od czego?

- Od tego, co mam dla ciebie zrobić - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach, a widząc moją zaskoczoną minę, zaśmiał się głośno. - Holly... Znamy się już kilka dobrych lat. Czy ty naprawdę myślisz, że nabierzesz mnie na te swoje dziecinne gierki? - zapytał, unosząc jedną brew do góry.

Sfrustrowana, westchnęłam głośno i skrzyżowałam ręce na piersi, przybierając posturę obrażonego dziecka.

- Po prostu powiedz, o co chodzi. - odparł spokojnie, a ja w tamtej chwili żałowałam, iż nie mógł być heteroseksualistą. Przecież byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby nie miał męża (który był takim samym "ciachem" jak mój przyjaciel).

- Mógłbyś zaopiekować się Westernem? - zapytałam niepewnie, bojąc się reakcji Noah. Wiedziałam, że kochał mojego kota nad życie, jednakże nie byłam przekonana, czy wytrzymałby z nim dłużej niż dwie godziny. - Nie chcę, aby było mu smutno podczas mojej nieobecności... Zrobił się bardzo niepewny po moim powrocie ze szpitala, jakby obawiał się, że wyjdę i już nigdy nie wrócę... - tłumaczyłam, starając się go zapoznać z zaistniałą sytuacją.

- Oczywiście, że się nim zaopiekuje! - wykrzyknął entuzjastycznie, a w jego oczach dało się zauważyć iskierki szczęścia. - Zrobiłbym to nawet bez twojej prośby. Western jest dla mnie, jak własne dziecko. - Odparł, omijając mnie w drzwiach, aby wejść w głąb mieszkania. Następnie wziął czarno-białą kulkę do rąk i przyciągnął do swojej klatki piersiowej (z wielką chęcią zamieniłabym się miejscami z moim kotem). - Tatuś Noah się tobą zaopiekuje - mówił słodkim głosem, nie zwracając na mnie uwagi.

Nie do końca wiedząc, co zrobić, pożegnałam się cicho i zamknęłam za sobą drzwi. Cóż... To spotkanie było jednym z najdziwniejszych, a zarazem najmilszych. Zresztą, większość takich była, więc nie miałam obaw do niepokoju.

***

Wychodząc na chodnik przed klatką schodową, zaczęłam się rozglądać dokoła w celu odnalezienia samochodu Blake'a. Jedyne, co wiedziałam to to, że był czarny i dużych rozmiarów.

Sfrustrowana, ruszyłam w kierunku parkingu, kręcąc głową z jednej strony na drugą. Nigdy nie byłam dobra w poszukiwaniach... W szczególności, jeżeli chodziło o zaginione rzeczy. Te odnajdywałam dopiero po kilku latach, nie mogąc uwierzyć, w jaki sposób ich nie zauważyłam.

W myślach beształam się za to, że nie wzięłam ze sobą sweterka, którym mogłabym okryć ramiona. Pomimo słońca, wiał chłodny wiatr, powodując gęsią skórkę na ciele. Objęłam się szczelnie rękami, licząc na to, że zachowam trochę ciepła. Niezbyt pomogło.

- Panienka kogoś szuka? - usłyszałam znajomy głos zza pleców. Błyskawicznie odwróciłam głowę w bok, natrafiając wzrokiem na czarny samochód, z którego wystawała blond czupryna.

Zaśmiałam się cicho pod nosem i zgrabnym krokiem (potknęłam się tylko dwa razy) ruszyłam w kierunku właściciela pojazdu. Podeszłam do okna i schyliłam lekko, aby znaleźć się na wysokości twarzy Blake'a.

- To zależy - mruknęłam, uśmiechając się delikatnie.

- Nie rób tego więcej - odparł Blake, szczerząc się w moją stronę. Nie byłam w stanie ujrzeć jego oczu, ponieważ znajdowały się za czarnym szkłem okularów, jednakże wiedziałam, że wpatrywał się we mnie.

Zdezorientowana, uniosłam brwi. Nie rozumiałam, o co mu chodziło. Chłopak najwyraźniej to zauważył i zaczął tłumaczyć, co miał na myśli:

- Nie udawaj seksownej. Nie wychodzi ci to najlepiej - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami. I próbuj tu człowieku zrozumieć mężczyzn. - Wsiadaj.

Szybko obeszłam samochód i znalazłszy się tylko na siedzeniu pasażera, momentalnie skrzyżowałam ręce na piersi. Nikt mi nie będzie mówił, że nie jestem seksowna. Jakoś Danielowi się podobałam...

No chyba nie, skoro cię rzucił.

- Obraziłaś się? - spojrzałam w kierunku chłopaka, którego wzrok był skupiony na jezdni. Mimo to, na jego ustach widniał cwaniacki uśmieszek.

- Nie - burknęłam, odwracając głowę w kierunku okna. Nie byłam obrażona... Po prostu chciałam, aby zrozumiał swój błąd.

Jednakże kątem oka zerkałam na "swojego chłopaka", który jak zawsze wyglądał obłędnie... Jak on to robił?

Ubrany w czarne jeansowe spodnie, białą koszulę oraz grafitową marynarkę mógł uchodzić za właściciela dobrze prosperującej firmy (niczym Grey), a nie mężczyznę, którego wynajmowały zdesperowane kobiety. Włosy miał w artystycznym nieładzie, a zarost na brodzie dodawał mu charakteru. Z niewiadomych powodów, zrobiło mi się ciepło. Poczułam się niezręcznie patrząc na niego w ten sposób – w końcu, byłam tylko jedną z wielu jego klientek.

- Umm... - zaczęłam, starając się przerwać niezręczną ciszę. - Dokąd jedziemy?

Dlaczego muszę z tobą żyć!?

Chłopak zaśmiał się i zerknął leniwie w moim kierunku.

- Pisałem ci - odparł - jedziemy do włoskiej restauracji na obiad.

- Fajnie - mruknęłam, przybijając sobie w myślach facepalma. Czasami marzyłam, aby przestać być sobą... Przynajmniej na chwilę uwolnić się od swojej nienormalnej głowy.

Reszta drogi minęła nam w ciszy. W tle dało się słyszeć jedynie grającą muzykę. W obecnej chwili leciało "So tied up" Cold War Kids, które jak na złość przypominało mi o moim zwariowanym życiu miłosnym.

- Już jesteśmy - usłyszałam głos Blake'a, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam skromnych rozmiarów restauracyjkę, wciśniętą w ciąg budynków mieszkalnych i sklepowych. Ze środka biło przyjemne, jasne światło, które przyciągało wzrok. Byłam ciekawa, ile dziewczyn Blake zabrał ze sobą do tej restauracji. Łudziłam się, że może okażę się tą jedyną... Jednakże w głębi serca wiedziałam, że to nieprawda.

- Możesz już wejść do środka i odebrać rezerwację na nazwisko Storm. Dołączę do ciebie po zaparkowaniu samochodu. - Odparł, posyłając mi przyjacielski uśmiech. Odpowiedziałam tym samym i wyszłam z pojazdu, kierując się w stronę restauracji.

Swobodnym krokiem przeszłam przez szklane drzwi i weszłam do ciepłego przedsionka, gdzie stała młoda kobieta o łagodnej twarzy. Ruszyłam w jej kierunku, zatrzymując się przy stanowisku, gdzie były spisywane wszystkie rezerwacje.

- Dzień dobry, witamy w restauracji La Dolce Vita. Czy rezerwowała pani stolik? - zapytała dziewczyna o ciemnych włosach, związanych w ciasnego kucyka. Uśmiechała się delikatnie, a wizytówka na jej piersi mówiła, iż miała na imię: Gia.

- Tak... Rezerwacja na nazwisko Storm - odparłam, denerwując się lekko. Od jakiegoś czasu byłam coraz gorsza w kontaktach z ludźmi.

- Pani i Pan Storm, stolik dla dwóch osób na godzinę dwunastą? - zapytała, na co kiwnęłam głową, aby potwierdzić jej słowa. - Proszę za mną. - Powiedziała i skierowała się w głąb restauracji. Ruszyłam niepewnie za nią.

Po drodze omijałyśmy stoliki z zamożnie wyglądającymi ludźmi. Wszyscy ubrani bardzo poważnie i elegancko, przez co czułam się trochę nie na miejscu. Niczym Kopciuszek, który po wielu latach spędzonych na wsi, musiał przyzwyczaić się do królewskiego stylu życia. To zdecydowanie nie były moje klimaty. Nie pasowałam do tych ludzi.

- Oto pani stolik - kobieta zatrzymała się, ukazując mały stoliczek w ustronnym miejscu. Został on oddzielony przezroczystą zasłonką od ludzi, która w jakiś sposób dawała uczucie prywatności. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że nie byłam tą jedyną... Zresztą, nie miałam się, co dziwić. Pracą Blake'a było, aby udawać mojego chłopaka, a nie być nim.

- Dziękuję bardzo - odparłam, siadając na jednym z krzeseł. Torebkę odłożyłam na ziemię, a wzrok automatycznie skierowałam w kierunku drzwi. Czułam się bardzo zawstydzona, siedząc sama w drogiej restauracji bez nikogo u swego boku.

Zaraz po odejściu Gii, podeszła do mnie blondwłosa kelnerka o figurze modelki i czarnych oczach sarny, podając mi menu. Na pytanie, czy zostawić dwie karty, odparłam twierdząco. Zaczynałam być coraz bardziej niespokojna. Od mojego wejścia do restauracji minęło już dziesięć minut, a Blake'a jak nie było, tak nie było. Starałam się skupić na wybraniu pożywienia, jednakże brak skupienia powodował, iż przeczytanie jednej linijki tekstu, zajmowało mi pięć minut.

- Już jestem. Tęskniłaś? - mężczyzna z uśmiechem na ustach, przysiadł się naprzeciwko mnie i ściągnął z oczu czarne okulary, odkładając je na stół. Moje ciało nareszcie się rozluźniło. Mogłam spokojnie odetchnąć.

- Dlaczego cię tak długo nie było!? - mruknęłam ostro, ale na tyle cicho, aby nie zwrócić na siebie uwagi.

- Spotkałem znajomego na parkingu - odparł, nie zwracając na mnie uwagi. Jego spojrzenie utkwione było w karcie dań. - Co bierzesz?

Nie rozumiałam, dlaczego w tak gwałtowny sposób chciał zmienić temat, ale zabolało mnie to. Myślałam, że mi ufał... W końcu byliśmy przyjaciółmi, prawda?

- Nie jestem pewna... - mruknęłam, przełykając gorycz, która zebrała się w moim gardle. - Co polecasz?

- Mają bardzo dobrą pizzę. Możemy wziąć jedną na pół, jeżeli ci to odpowiada - zaoferował, zmieniając swoje podejście. Jego wzrok ponownie był wesoły, a na usta wpłynął przyjazny uśmiech... Może mężczyźni też miewają okres?

- Jasne, nie ma problemu - odparłam łagodnie, sprawiając wrażenie nietkniętej jego zachowaniem.

Tak bardzo chciałam wiedzieć więcej o tym tajemniczym mężczyźnie, który siedział naprzeciwko mnie. Dlaczego nie dzielił się ze mną rzeczami, które go dręczyły?

- Blake... - zaczęłam, jednakże nie było mi dane dokończenie tego zdania.

- O mój Boże! Nie wierzę! - usłyszałam entuzjastyczny krzyk młodej kelnerki, która szła w naszym kierunku. - Blake Storm we własnej osobie!

Przyjrzałam się dziewczynie, która niedawno podawała mi kartę... To ta sama młoda blondynka o przepięknej figurze i długich włosach, spiętych w idealny warkocz.

- Jasmine!? Co ty tutaj robisz? - zapytał mężczyzna, witając kobietę z otwartymi ramionami. Cóż... W moim życiu było wiele niezręcznych sytuacji, jednakże ta okazała się jedną z najgorszych. Mogłam jedynie przyglądać się, ich pocałunkom w policzki i entuzjastycznej wymianie zdań.

- Co tam u ciebie? Jak się masz? - blondynka zasypała Blake'a pytaniami. Chłopakowi to jednak nie przeszkadzało, z roztargnieniem odpowiadał na wszystkie z nich, również zadając je młodej kobiecie.

Ja mogłam się jedynie przyglądać i przysłuchiwać, jak to w przeszłości zwykli razem robić jakieś rzeczy... Bla, bla, bla. Miałam ogromną ochotę wyjść, jednakże ze wszelkich sił się powstrzymywałam. Musiałam zachować swój honor.

- Wynajęcie cię jako chłopaka, było najlepszą decyzją w moim życiu - powiedziała w końcu blondynka, przyciągając tym moją uwagę. Domyśliłam się, że Blake miał wiele dziewczyn przede mną, lecz nigdy nie sądziłam, że mogłabym spotkać jakąś w rzeczywistości.

- Ta... - mruknął chłopak niepewnie. - Mówiąc o pracy... Poznaj Holly, moją nową podopieczną. - Spojrzał w moim kierunku, pierwszy raz od piętnastu minut. Dziewczyna również przeniosła swój wzrok na moją osobę, jednak widziałam w nim tylko pogardę i zazdrość. Ogromną zazdrość.

- Miło mi cię poznać - odparłam, wstając i wyciągając dłoń w jej stronę. Kobieta nie odpowiedziała. Przeniosła wzrok na Blake'a, jakby w ogóle mnie nie zauważyła.

- Wspaniale mi się z tobą rozmawiało. Koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć! - odparła wesoło, kładąc dłoń na piersi chłopaka. Mężczyzna stopniowo cofnął się do tyłu, pod dotykiem dziewczyny.

- Może kiedyś - mruknął, uśmiechając się niemrawo. Widać było, że zachowanie blondynki przestało mu sprawiać przyjemność, a zaczęło męczyć.

- Mam wolny weekend. Jak chcesz, to wpadaj - mrugnęła do niego, oblizując zmysłowo usta. Miałam ochotę parsknąć śmiechem na ten widok, jednakże udało mi się opanować.

- Przepraszam, ale mam pracę - odparł, drapiąc się nerwowo po karku. Widziałam jego przerażony wzrok, zerkający od czasu do czasu w moim kierunku. Biedak potrzebował pomocy.

- Możemy w końcu złożyć zamówienie? - zapytałam, przyglądając się dziewczynie z uśmiechem. Ona jednak dobrze wiedziała, jakie było prawdziwe znaczenie tych słów. Dlatego spojrzała na mnie z wyższością i wyciągnęła biały notes do zapisania zamówienia.

- Poprosimy pizzę diavolo, przedzieloną na pół. - Odparłam, uśmiechając się chytrze. Kobieta nie odpowiedziała. Zapisała, to co musiała. Ostatni raz mrugnęła w stronę Blake'a i odeszła w kierunku kuchni.

Usatysfakcjonowana, usiadłam na swoim miejscu. Z wyższością przyglądałam się dziewczynie, która zniknęła za kuchennymi drzwiami.

- Dzięki, uratowałaś mi życie - usłyszałam głos Blake'a, który przywrócił moją uwagę.

- Nie ma za co - odparłam, uśmiechając się łagodnie. Spławienie tej dziewczyny było ogromną frajdą. - Boję się jedynie, że napluje do naszej pizzy - zaśmiałam się, uświadamiając sobie nagle, jak bardzo mogło być to prawdopodobne.

- Spokojnie, nie zrobiłaby mi takiego świństwa - odparł pocieszająco, co mnie trochę uspokoiło. - Przepraszam cię za to... Zapomniałem, jak bardzo bywała nieznośna. - Wywrócił oczami, wzdychając głośno.

- Nie ma sprawy - odparłam z uśmiechem. - Lubię pokazywać wrednym laskom, gdzie jest ich miejsce. - Zatrzymałam się na chwilę, aby dobrze sprecyzować pytanie, które nagle wpadło mi do głowy. - Mówiąc o wrednych laskach... Jak wiele ich już miałeś?

~~~

I tym oto pytaniem, kończymy dzisiejszy rozdział :)

Pisałam go chyba z trzy godziny... I wyszedł długi, jak tasiemiec, ale mam nadzieję, że jakoś przez niego przebrnęliście :/

Pomimo braku jakieś ogólnej akcji, mam nadzieję, że Wam się podobał ^^

PS
Postaram się pisać krótsze rozdziały, jeżeli takie długie Wam przeszkadzają ;)
Tylko dajcie znać :3

Do następnego!
❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro