< Rozdział XIV >
Ogarniam się i postanawiam
napisać bardziej śmieszkowy
rozdział :)
Tak jak zapowiedziała ordynatorka, wyszłam ze szpitala po trzech dniach. Był to jeden z najlepszych momentów w moim życiu, a trochę ich już miałam.
Wreszcie mogłam pić tyle wody, ile tylko chciałam. To było piękne uczucie.
Blake, Noah i Steph odwiedzali mnie na izbie wytrzeźwień codziennie. Niestety, moi przyjaciele nie mieli jeszcze okazji poznać wynajętego przeze mnie chłopaka. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Po powrocie do mieszkania, przespałam cały dzień w swoim wygodnym łóżku i Westernem u boku. Nie miałam siły na jakąkolwiek aktywność fizyczną, która wymagałaby ode mnie użycia mięśni.
W tym czasie starałam się nie myśleć o akcji z moim bratem w roli głównej, która miała miejsce cztery dni temu. Nadal nie rozumiałam, do czego było mu potrzebne dziesięć tysięcy dolarów... W końcu, gdyby chciał, wziąłby od rodziców, a nie błagał o nie ledwo łączącą koniec z końcem siostrę...
Ale kasę na wynajęcie chłopaka "do towarzystwa" to się miało...
Moja podświadomość; wspaniała jak zawsze.
Pieniądze zbierałam przez bite dwa miesiące! Harowałam, jak wół, żeby otrzymać jak najwięcej napiwków; zaciągnęłam kredyt w banku na kwotę piętnastu tysięcy dolarów, a resztę kasy pożyczyłam od Steph i Noah, którzy byli jedynymi osobami, wspierającymi mnie podczas mojego załamania nerwowego... W ten oto sposób osiągnęłam to, co osiągnęłam. Nadal nie byłam pewna, czy słusznie postąpiłam, ale wiedziałam jedno: moje życie wreszcie przestało być nudne i monotonne. W końcu, skąd miałam wiedzieć, co Blake'owi wskoczy do łba. Był dla mnie jak zagadka, pełna niesamowitych niespodzianek, króre tylko czekały, aby je odkryć.
Przetoczyłam się na łóżku i sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę. Elektroniczny zegarek wskazywał dziewiątą dziesięć. Byłam zaskoczona, że potrafiłam sama z siebie wstać o tak wczesnej porze.
Na szczęście nie musiałam przejmować się pracą – Alice pomimo swojego wrednego charakteru, dała mi dwa dni płatnego wolnego. Nie byłam pewna, ale to chyba oznaczało, że mnie lubiła... Albo zmanipulował ją Noah, działając cuda swoimi ślicznymi, błękitnymi oczkami (lub niesamowicie umięśnionym kaloryferem).
W miarę wypoczęta, zeskoczyłam z łóżka i podreptałam do łazienki, aby załatwić swoje sprawy fizjologiczne. W nocy wypiłam tyle wody, że dosłownie wylewało się ze mnie, jak z wodospadu Niagara.
Po załatwieniu się, umyłam ręce i zęby, a następnie wzięłam za rozczesywanie splątanych kłaków, przypominających makaron spaggethi. Pomimo, iż nie miałam ich dużo, to doprowadzenie do stanu normalności, zajęło mi z dziesięć minut... A i tak odstawały na wszystkie strony, elektryzując się od szczotki.
Po wykonanych czynnościach, oparłam ręce na umywalce i spojrzałam w lustro, przyglądając się swojej twarzy. Zauważyłam zmęczone zielone oczy, podkreślone sinymi worami, wpatrujące się we mnie ze znużeniem. Następnie przeniosłam wzrok na tłustą cerę oraz kilka pryszczy, które zebrały się na czole i w okolicy nosa. Usta były wysuszone i poranione przez pękającą skórę. Osoba, na którą patrzyłam nie była tą samą, którą znałam kiedyś. Dawna Holly nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Dawna Holly wolałaby umrzeć, niż pokazać w takim stanie na mieście... Ale jej już nie było.
Westchnęłam głośno i odepchnęłam od umywalki. Wyszłam z łazienki i skierowałam do sypialni, gdzie przebraławszy się w pierwszy lepszy dres, podreptałam do kuchni. W międzyczasie zawiązałam włosy w wysoką kitkę.
Szybko załatwiłam sprawę z Westernem, którego miskę zapełniłam suchą paszą (przez ostatnie trzy dni mojej nieobecności, Stephanie zapychała go resztkami z naszej restauracji, przez co nieco przytył). Następnie sama wzięłam się za przygotowanie swojego śniadania, czym były płatki z mlekiem. Miałam ogromną nadzieję, że tym razem nikt nie miał zamiaru przeszkodzić mi w konsumpcji.
Wsypałam chrupki do pierwszej lepszej miseczki i zalałam je zimnym mlekiem. Następnie sięgnęłam po łyżkę i ruszyłam w stronę jasnozielonej kanapy. Zasiadłam na niej z uwielbieniem i zaczęłam zajadać się swoim pożywieniem, które smakowało niczym pokarm bogów. Przez trzy dni żyłam na wodzie i kroplówkach, więc powrócenie do paszy, było jak zmartwychwstanie.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że kartony, które jeszcze niedawno walały się po moim mieszkaniu – zniknęły, a w ich miejscu pojawiły się poskładane meble. Nie dowierzałam własnym oczom, że mogłam przejść obok nich bez zauważenia jakiejkolwiek różnicy.
Były to m.in.: stół, cztery krzesła, oszklona szafka na książki oraz biurko. Wszystko wykonane z białego, popękanego drewna w skandynawskim stylu. Wystarczył jeden rzut oka, abym się w nich zakochała. Wcześniej widziałam je tylko w internecie na zdjęciach o wymiarach znaczka pocztowego.
Pomimo, iż były poskładane w jednym rogu mieszkania, pasowały idealnie do jego wystroju oraz beżowo-białych ścian.
Od zawsze byłam zakochana w Skandynawii i odkąd tylko pamiętam, marzyłam, aby tam kiedyś wyjechać i pracować jako architekt. Niestety, nie wszystko w życiu wychodzi, tak jakbyśmy tego chcieli. Jednakże, nigdy nie zrezygnowałam z tego marzenia.
Z uwielbieniem zajadałam się płatkami i spoglądałam kątem oka na piękne meble. Do mojego nosa dochodził również niesamowity zapach drewna, który tak bardzo ubóstwiałam. Musiałam zapamiętać, aby podziękować Blake'owi za taką niespodziankę. Sprawił, że mój dzień nabrał kolorów.
Dokończyłam swoje śniadanie w spokoju i z uśmiechem na ustach. Następnie odłożyłam miskę do zlewu (później umyję) i ruszyłam w kierunku sypialni, gdzie zostawiłam swój telefon.
Usiadłam na krawędzi łóżka, sięgając po swojego grata. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam możliwość wejść na media społecznościowe, dlatego też się nastawiłam... Niestety, to musiało zaczekać.
*Masz wiadomość* – oto co wyświetliło się po odblokowaniu telefonu. Oczywiście, nie mogłam jej zignorować, ponieważ ciekawość zżarłaby mnie od środka, dlatego postanowiłam sprawdzić, ale nie odpisać.
Od: Numer Prywatny
Obiad. "Pizzeria i Restauracja – La Dolce Vita" za godzinę. Masz być gotowa.
Początkowo byłam lekko zdziwiona. Nie miałam zielonego pojęcia, kto mógłby wysłać mi taką wiadomość... Czyżby Daniel testował na mnie swoje hakerskie umiejętności? Nie, raczej nie... Był na to za głupi, a po drugie, nie marnowałby swojego cennego czasu na takie pierdoły.
Do: Numer Prywatny
Kto pisze?
Cóż... Moje pytanie nie było zbyt elokwentne, ale przynajmniej szczere.
Od: Numer Prywatny
Zobaczysz za godzinę ;)
Wystarczyła jedna emotikonka, abym zorientowała się, że miałam do czynienia z Blake'iem. Tylko on był na tyle nienormalny, aby targać mnie po restauracjach po przygodach przebytych w szpitalu.
Jednakże sprawiło to, że lekki uśmiech wkradł się na moje usta. Ten chłopak to naprawdę zagadka, której nie byłam w stanie rozwikłać... I to mnie najbardziej pociągało (absolutnie nie miałam na myśli pociągu seksualnego... W ogóle, zero, null, nic...).
Zerwałam się z łóżka, niczym błyskawica i popędziłam do szafy, w której znajdowała się masa nowych ciuchów z poprzednich zakupów, na których byłam z Blake'iem. Nie miałam szansy ich wcześniej przymierzyć, a nawet obejrzeć w pełnej okazałości, dlatego z przerażeniem w oczach przeszukiwałam czeluści swojej "Narnii", aby zorientować się, z czym miałam do czynienia.
Wpierw w powietrzu znalazły się obcisłe topy z dużym wycięciem na dekolt, następnie dołączyły do nich: mini spódniczki, krótkie spodenki odsłaniające pół tyłka oraz sukienki, które wyglądały jakby zostały uszyte dla lalek Barbie.
Spędziłam piętnaście minut na odnalezienie kreacji, która nie opinałaby mojej obrosłej w tłuszczyk sylwetki, natomiast podkreśliła delikatnie kobiece kształty. Ubrania piętrzyły się obok mnie w niesamowitym tempie, a ja cały czas nie miałam pomysłu, co na siebie włożyć.
Załamana, oparłam się o szafkę i schowałam twarz w dłoniach. Pozostało mi niespełna czterdzieści pięć minut do przybycia Blake'a, a ja w dalszym ciągu znajdowałam się w rozsypce.
Przesiedziałam pod szafą kolejne pięć minut, aż w końcu do głowy wpadł mi okropny pomysł, który od dłuższej chwili starałam się wyprzeć z mózgu. Mianowicie, chodziło o czarną, prostą sukienkę, którą miałam na sobie w dniu zaręczyn z Danielem. Był to jedyny ciuch, który podkreślał moje atuty, zakrywając przy okazji resztę niedoskonałości. Nie miałam pojęcia, czy nadal będę w stanie się w nią zmieścić (w końcu ostatni raz miałam ją na sobie trzy miesiące temu, za pewne sporo się zapuściłam w międzyczasie), ale uznałam, że warto spróbować.
To się nie skończy dobrze...
Nieważne. Teraz liczyło się tylko to, aby jakoś wyglądać... W końcu wychodziłam do ludzi i musiałam przypominać człowieka, a nie zarośniętego orangutana mieszkającego przez całe życie za klatką w zoo.
Zebrałam się w sobie i wstałam z ziemi, otrzepując przy okazji tyłek. Nie byłam przekonana, czy wytrzymam psychicznie ze wspomnieniami, które są związane z tą sukienką, ale było to moje jedyne wyjście (drugie to schudnięcie, lecz okazało się niemożliwe w przeciągu trzydziestu minut).
Stanęłam na palcach i sięgnęłam po duże srebrne pudełko, które znajdowało się w górnej części szafy. Nie było to łatwe przy moim skrzaczastym wzroście, jednak jakimś cudem sobie poradziłam.
Westchnęłam głośno, czując ciężar pudła i szybko się przemieściłam, aby złożyć je na łóżku. Zaczęłam przeliczać w głowie wszystkie za i przeciw, po czym pomyślałam "Pieprzyć to!" i nie było już odwrotu.
Trzy miesiące temu przysięgłam na życie, że moje spojrzenie już nigdy nie spocznie na tym dziele szatana... I oto jestem, ponownie zakładając tę samą sukienkę, w podobnym klimacie, jednakże z innym facetem. Facetem, który na dodatek nie był i nigdy nie będzie mój.
Smutne, ale prawdziwe.
Uchyliłam wieko pudełka i sięgnęłam ręką do środka. Moje opuszki zetknęły się z delikatnym materiałem, który wywołał ciarki na całym ciele. Odetchnęłam głęboko dwa razy i zdecydowałam się na szybką akcję.
Chwyciłam materiał z całej siły i pociągnęłam w górę, jednocześnie przyciągając do siebie. Z przyzwyczajenia, wetknęłam w nią nos, czego od razu pożałowałam. Pachniała nim.
Wspomnienia uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Na szczęście, tym razem udało mi się je odepchnąć. Ponownie wzięłam dwa głębokie wdechy i ruszyłam w stronę łazienki, aby przygotować się na bóstwo. Zostało mi tylko dwadzieścia pięć minut.
W jak najszybszym tempie zrobiłam delikatny makijaż, który miał za zadanie zakryć wszystkie niedoskonałości. Usta podkreśliłam czerwoną szminką, a rzęsy potraktowałam mascarą. Poprawiłam również brwi, dorysowując je ciemnobrązową kredką. Włosy uczesałam i rozpuściłam, aby delikatnie smagały moje ramiona.
Patrząc w lustro, widziałam dawną siebie sprzed trzech miesięcy. To wywołało nieprzyjemne ciarki na plecach, jednakże zachowałam zimną krew i kontynuowałam robotę. Pozostało już tylko dziesięć minut.
Ostatnią i najgorszą rzeczą okazało się założenie sukienki. Czułam zbierającą się w gardle żółć na sam jej widok.
Ogarnij się, kobieto! To tylko sukienka!
Właściwie, to aż...
Ponownie nabrałam powietrze w płuca i ściągnęłam z siebie dotychczasowe ubranie, pozostając w samej bieliźnie. Wiedziałam, że czarny stanik i różowe majtki w kucyki nie współgrały ze sobą, jednakże pozostałam w nich dla poczucia własnej wartości.
Nie przeglądając się w lustrze, wciągnęłam delikatny materiał na ciało i przymknęłam oczy. Tak bardzo nie chciałam spoglądać na swoje odbicie, że wyszłam na ślepo z łazienki, uderzając (przy okazji) czołem we framugę drzwi.
W tym samym czasie usłyszałam (cholerny) dzwonek do drzwi... Jak ja go nienawidziłam! Dlaczego nie został on jeszcze zmontowany!?
Na trzęsących się nogach podreptałam w stronę wejścia i zanim nacisnęłam na klamkę, policzyłam w myślach do dziesięciu... Trochę mnie to uspokoiło.
W końcu podjęłam decyzję i przekręcając zamek w drzwiach, otworzyłam je na oścież. Niestety nie byłam przygotowana na to, co przed sobą ujrzałam...
~~~
Hue Hue Hue 🌝
Taki ze mnie śmieszek :p
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał ^^
Wiem, że było w nim mało akcji, ale mimo wszystko wydaje mi się, że jest w miarę Ok :3
Napiszcie w komentarzu, co sądzicie ;)
PS
Trochę się rozpisałam :p
Do następnego!
❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro