Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Like I Can - część 4

4.
- Widzisz moja rodzina święta obchodzi bardzo tradycyjnie. Na Boże Narodzenie przygotowujemy w związku z tym nasze specjały.
Astrid pokiwała głową na znak, że rozumie.
- A jakie są te specjały konkretnie?
- To już zależy od regionu Włoch. Moja rodzina pochodzi z południa więc dla mnie zawsze podstawą była lasagne.
- Lasagne? – zapytała.
- Lasagne. – po jej zdziwionym tonie, wnioskował, że Astrid nie miała okazji jej spróbować. – Nigdy nie jadłaś?
- Nie złożyło się.
- To istna disastro! – zawołał. – Trzeba to nadrobić w trybie natychmiastowym.
Dziewczyna rozejrzała się po jarmarku, położonym w centrum Oslo.
- Niby jak? To Norwegia, nie jakaś słoneczna Toskania! – odparła ze zwątpieniem w jego pomysł.
Saverio czasem nie wiedział, co poradzić na jej wrodzony sceptycyzm. Przecież wcale nie ułatwiał mu zadania.
- Ja tam wierzę, że coś wykombinujemy.
Weszli pomiędzy małe stragany, szukając na nich specjałów kuchni włoskiej, które mogły być szczególnie bliskie sercu Saverio. Astrid jednak nie wróżyła temu pomysłowi powodzenia. Zaczęła więc od niechcenia chodzić obok stanowisk, oglądając ich pięknie pachnące wystawy. Były najczęściej zastawione świeżą norweską rybą, która już następnego dnia miała trafić na stół wigilijny lub pierniczkami, udekorowanymi w świąteczne kolory.
Do dziewczyny jak bumerang powróciły wspomnienia świąt w małym północnym miasteczku, gdzie świeży dorsz był zawsze obecny na talerzu, a pierniczki w kształcie choinek i bałwanków ozdabiała z siostrą przez cały dzień. Często wieszały je na choince. Teraz jednak obie dorosły, a przeszłość przysłoniła się mgłą.
- Mogę w czymś pomóc? – spytała starsza kobieta za ladą.
Astrid oprzytomniała i bez większego zastanawiania się odparła:
- Tak. Poproszę 50 sztuk pierniczków.
Kobieta przystąpiła do pakowania, a Astrid wyjęła z portfela kilka koron i zapłaciła za zakup. Gdy odeszła parę kroków wpadła w objęcia Saverio.
- Mam cię! – krzyknął uradowany.
- Jak będziesz mnie tak straszyć to będziesz coś jeszcze miał na twarzy! – zagroziła zdenerwowana.
- Przepraszam. – zabrał ręce i przyjrzał się trzymanej przez nią paczce. – Co to?
- Pierniczki. Jedna z niewielu tradycyjnych rzeczy świątecznych w moim domu.
- Tradycyjnych? – zdziwił się. – Czyli, że jednak nie jest jeszcze tak źle.
Astrid lekko się uśmiechnęła. Na więcej nie było ją stać.
- Jak widać.
Saverio naciągnął czapkę na uszy i wypuścił z ust kłęby zimnego powietrza. Bez przesady, że było tak zimno. Dla Astrid mróz na -5°C to nie mróz.
- Czyżbyś nie znalazł lasagne?
- Wiesz, taka kupna lasagne się nie liczy. Mam coś lepszego. – powiedział i pokazał jej swoją zdobycz, którą było z 10 różnych rodzajów sera.
Popatrzyła na niego krzywo.
- Czy ty chcesz sam zrobić to coś? – zapytała.
- Nie to coś, tylko lasagne. I nie, chcę byś zrobiła ją ze mną.
- Ale ja nie umiem gotować! – starała się wycofać tym kłamstwem, ponieważ tak źle w kuchni nie urzędowała.
- Nauczę cię. Poza tym to nie trudne. Jak nie wyjdzie zawsze mamy pierniki. – wskazał na paczuszkę.
Astrid otworzyła ją i wzięła jednego pierniczka, którego wpakowała do ust. Był przepyszny. Przypraw nie było za dużo, a ciasto nie zdawało się jak z kamienia. Dodatkowo lukier nie emanował słodkością i nie poczuła się przesłodzona. Poczęstowała też Savera, który spochmurniał.
- Co się dzieje? Chyba nie powiesz, że ci nie smakuje. – zwróciła się do niego.
- Nie no co ty. Są wyśmienite. Po prostu chciałbym, abyś spróbowała mojego tradycyjnego ciasta świątecznego.
- Na pewno kiedyś to zrobię. – zapewniła szczerze.
Saverio uśmiechnął się i ujął jej dłoń. Ona chciała ją zabrać, ale gdy jego skóra dotknęła jej poczuła przepływ dziwnych bodźców, które docierając do jej mózgu krzyczały: „Chcesz tego!“. Posłuchała ich.
Ruszyli razem przez dalszą częścią rynku. Kolejni sprzedawcy polecali swoje wyroby, wśród których znajdowały się drewniane ozdoby i zabawki oraz najróżniejsze ciasta. Przechodzili właśnie przy stoisku ze słodkościami, gdy Włoch oznajmił:
- Jest! To to!
- Co to? – zapytała zdezorientowana Astrid.
Saver wskazał na ciasto na wystawce.
- To jest panettone. Ciasto, którego musisz spróbować.
- Muszę? – zapytała.
- Dzięki niemu świat wyda ci się piękniejszy. – zapewnił.
Pokiwała głową i tak jak w przypadku innych mężczyzn w szale przedświątecznego szaleństwa pomyślała: „Jak dziecko“.
- To kupuj. – odparła.
Zaczął wyjmować pieniądze.
- Taki mam zamiar.

Kolejną godzinę spędzili na spacerowaniu po parku, zajadając się ciastem Saverio i pierniczkami. Astrid musiała przyznać, że deser Włocha był naprawdę wyśmienity. Zawierał bakalie, czekoladę, a całość była polana lukrem. Gdyby nie czuła się już tak syta zjadłaby kolejne parę kawałków. Saver natomiast nie mógł już patrzeć na jej zakup, którym się przejadł do tego stopnia, że nawet zapowiedział jego eleganckie wydalenie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Gdy oboje poczuli się już zmęczeni swoim spacerem postanowili wrócić do mieszkania dziewczyny i tam przygotować lasagne.

- Co ty zrobiłeś z moim piekarnikiem? – zakrzyknęła na całe gardło dziewczyna. Widok spalonego sera na ściankach wewnątrz urządzenia jej się nie spodobał.
- Spokojnie. Piekarnik można umyć, ale najważniejsze, że lasagne wyszła.
To był istny cud nad fiordami. Ponieważ pomimo bajzlu, jaki znajdował się w środku piekarnika i zapachu spalenizny, lasagne upiekła się idealnie. Pachniała bardzo apetycznie, że aż godpodyni nie mogła się doczekać, by spróbować.
Saverio w mgnieniu oka nałożył jej kawałek. Ser mocno się ciągnął i otaczał znajdujące się w środku mięso z sosem. Norweżka chwyciła za widelec i rozpłynęła się już przy pierwszym kęsie. Saverio zajął drugie miejsce przy stole i towarzyszył jej przy posiłku. Postanawiła, że kiedyś jeszcze przekona Savera, by coś dla niej przygotował. Jednak dla dobra przewodów elektrycznych, znajdujących się w jej domu lepiej będzie, jeśli zajmą się tym gdzieś indziej.
Po posiłku Astrid pozmywała, a Saver wręcz na błysk wyczyścił piekarnik, dzięki czemu kuchnia wyglądała na nieruszoną. Zegarek wskazywał godzinę 17.38. Włoch rozłożył się wygodnie na kanapie, a Astrid zakłopotana usiadła na jej rogu. Saverio chyba jednak to zbytnio nie odpowiadało, ponieważ dotknął delikatnie ramienia dziewczyny i powiedział:
- Nie bój się. Przecież cię nie zgwałcę. – zaśmiał się. Astrid zresztą też.
Nie chodziło jej jednak o nic takiego, a raczej o strach przed zbliżeniem się do niego. Trzymanie się za ręce to w końcu co innego niż wspólne leżenie na kanapie. A ją cały czas nachodziły wątpliwości, czy ona tego chce.
- Chodź. – poprosił.
Jego głos miał dla niej niewiarygodną siłę perswazji, nawet jeśli nie wszyscy by tak uznali. Powoli więc ułożyła się obok chłopaka. Pachniał męską wodą toaletową oraz miętową gumą do żucia. Był to tak cudownych zapach, że chciała się nim napawać tak długo jak może.
Saver objął ją ramionami, opasając ręce na jej brzuchu tuż nad biodrami. Ona swoje ręce ułożyła na jego. Leżała odwrócona do niego plecami, a na swoim karku czuła jego oddech. Był tuż za nią, a ich ciała ściśle do siebie przylegały. Tak w ciszy trwali przez parę minut. Przerwał ją dopiero Saverio.
- A umiesz może jakąś kolęde?
- Nie za bardzo. – przyznała ze wstydem. – Kiedyś tylko nauczyłam się jednej zwrotki „Cichej Nocy“ w szkole, ale nie za bardzo pamiętam.
- To co ty śpiewałaś w dzieciństwie? – zapytał.
Głęboko westchnęła.
- Ja i moja siostra śpiewałyśmy głównie „Jingle bells“. Widzisz moja mama nigdy nie była zbytnio religijna, dlatego kolędy to dla mnie coś obcego.
Przytulił ją mocno i oparł głowę na jej ramieniu.
- Biedaczko moja.
„Nie twoja…“. Mówił cichy głos w jej głowie.
- To ja ci zaśpiewam jedną z moich ulubionych. Jeśli oczywiście chcesz.
Problem Astrid właśnie na tym polegał, że nie wiedziała, czego chce. To słowo budziło w niej wstręt.
Nie zostawiła jednak Saverio bez odpowiedzi.
- Ja… chyba chcę.
- Dobrze. – Włoch pogładził jej włosy i ucałował bladą szyję Norweżki. - Tu scendi dalle stelle, O Re del Cielo, E vieni in una grotta, Al freddo e al gelo...
Gdy tak śpiewał Astrid zamknęła oczy i mimowolnie chwyciła jego dłonie. W tym momencie miała gdzieś, czy powinna do tego dopuszczać czy nie, pragnęła jego obecności obok siebie. Nawet chwilowej. Powoli pod wpływem śpiewanej przez niego kolędy zaczęła także zasypiać. Mimowolnie oddawała się w objęcia Morfeusza lecz nim całkowicie zasnęła wydała z siebie cichą prośbę.
- Zostań.
Odpowiedzi już nie usłyszała. Nie wiedziała nawet czy była. Podejrzewała jednak, że następnego dnia obudzi się na kanapie przykryta kocem. Sama
~~~

Oficjalne do świąt 1 dzień!!!
Mam nadzieję, że opowiadanie wam się podoba. Dajcie znać w komentarzach :))).
Carmen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro