Like I Can - część 3
3.
23 grudnia głośny i gwałtowny dzwonek wywabił zaspaną Astrid z łóżka. Na wpół jeszcze śpiąc otworzyła drzwi, spodziewając się sąsiadki z pocztą, którą przez przypadek wrzucono do jej skrzynki. Ku jej zdziwieniu za drzwiami nie stała ona, a Saverio.
Uśmiechnął się i przywitał:
- Cześć. Jest równo 10.00 więc jestem.
- Co? – spytała zaspanym głosem. Nie było to pytanie o godzinę, ale raczej wyrażało zdziwienie jego obecności tutaj. – Ty nie żartowałeś?
- Często żartuję, przyznaję. Ale w tej sytuacji zachowałem śmiertelną powagę. – zapewnił.
Astrid wyszczerzyła zęby w nieszczerym uśmiechu i gestem zaprosiła go do środka. Gdy wszedł do mieszkania, rozejrzał się po korytarzu i ruszył w kierunku salonu. Norweżka podążyła za nim i szybkim ruchem poprawiła wymiętoloną kołdrę, leżącą na łóżku. Saver rozsiadł się tym czasem na fotelu i czekał na coś. Astrid uznała, że chyba na cud.
Sama usiadła na kanapie i patrzyła się na niego. Liczyła, że złamie go spojrzeniem, ale widocznie nie takie zabawy mu w głowie. Zadała więc pytanie:
- Na co tak czekasz?
Wzruszył ramionami.
- Aż zaczniemy dekorowanie. Gdzie masz ozdoby?
Astrid czuła się wykończona. Przychodzi tu o bladym świcie, czeka na ozdoby i liczy, że razem z nim będzie dekorowała dom. Dlaczego ją tak męczy?
- A więc? – dopytywał. – Gdzie bombki?
- Też się zastanawiam. – odparła. – Pewnie w sklepie.
Saver pokiwał z politowaniem głową.
- Serio?
- Serio.
Zerwał się więc na równe nogi i szybko opucił mieszkanie.
Włoch wrócił kwadrans później z rękami pełnymi kolorowych bombek i łańcuchów. Wydawał się strasznie zadowolony ze swoich zdobyczy. Szkoda, że Astrid nie podzielała tego entuzjazmu. Piła swoją poranną kawę, podczas gdy jej gość rozkładał ozdoby na stole. Po zakończeniu tej czynności zwrócił się do gospodyni:
- Teraz potrzebna jest choinka. Ją masz, prawda?
Dziewczyna ostrożnie odstawiła kubek, nie spuszczając oka z chłopaka. Miała ochotę mu w tej chwili powiedzieć, że swoje drzewko wystawiła w tamtym roku na spalenie, ponieważ tak nakazał jej pastor po stwierdzeniu, że jest ono pełne żądnych krwi duchów. To jednak nie byłaby prawda. Rzuciła szybko odpowiedź, po czym wróciła do kubka czarnej.
- Mam.
- Gdzie?
Wzruszyła nonszalancko ramionami.
- Nie wiem.
- Ja to nie wiesz? – na twarzy malowało mu się niedowierzanie.
- Normalnie. Nie muszę przecież dekorować domu i tak na święta wyjeżdżam.
- Ale chcesz powiedzieć, że nigdy jej nie ubierałaś w Oslo?
Policzyła na palcach.
- Może raz albo dwa.
- I mówisz o tym tak spokojnie?
- A jak mam mówić?
- Trochę emocji. Czy ty w ogóle wiesz, czym są święta? – powiedział.
Astrid przypomniała sobie definicję jej mamy. Święta to czas miłości, radości i możliwości spędzenia czasu z rodziną.
Zacytowała mu to na odpowiedź, bo tak też uważała. Nie można było uznać tej definicji za błędna. Saverio też tak nie powiedział. Również jednak nie przytaknął.
- Chyba czas na rewolucję.
Astrid ziewnęła.
- Co? Jaką rewolucję?
- Świąteczną. – odparł. – Dziś pokaże ci, czym są prawdziwe święta. Nie ten cyrk marketingowy w cetrach handlowych.
Zaczęła się śmiać.
- Czyli nie ma szans na świętego Mikołaja w środku galerii?
- W żadnym razie. Dzisiaj poznasz typowy dzień przedświąteczny mojej famili. – zakomendował.
Norweżka już normalnie czuła tę ekscytację w powietrzu. Przeczuwając, że dzisiejsza przygoda z Saverem będzie naprawdę „ekscytująca“. Wolałaby mimo wszystko spędzić te parę godzin pod kołdrą z pilotem lub książką w ręku. Nawet miała mu zamiar to powiedzieć, ale on nie dopuścił jej do głosu.
- Nie ma żadnego ale. Świąteczną przygodę zaczynamy za 3, 2, 1…
Jej wielki dzień właśnie się rozpoczął. Nie miała nawet siły, by kazać Saverovi spadać, dlatego nie zaprotestowała, tylko wymuszenie się uśmiechnęła.
- To od czego zaczynamy?
Chwycił jedną z bombek i ją podrzucił.
- Jak to od czego? Od choinki.
Zakurzone stare drzewko Astrid zostało odnalezione i udekorowane w przeciagu kolejnych 2 godzin. Teraz znajdowały się na nim świetnie skomponowane ze sobą niebieskie i srebrne bombki oraz biały łańcuch z kolorowymi lampkami.
Przy doborze odpowiednich ozdób Astrid i Saverio mieli sporo śmiechu. Co chwila rzucali w siebie plastikowymi kulami i ganiali się, starając tą drugą osobę owinąć w lampki, by po ich podłączeniu wyglądał jak kolorowa piniata. Przednia zabawa, nawet dla Astrid, która nieczęsto się tak zachowywała.
Gdy już natomiast prace nad choinką zostały zakończone, dziewczyna zapytała Włocha o drugi punkt programu. Okazał się nim świąteczny jarmark.
~~~
Jak obiecałam ;))))
Jutro część 4!
Carmen ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro