Like I Can - część 2
2.
- Moi drodzy, święta to myślę wyjątkowy czas dla każdego z nas. Mamy szansę spotkać bliskich, odpocząć. Jednak za nim puszczę was wolno chciałbym złożyć wam życzenia i podziękować za rok ciężkiej pracy. – Alex przemawiał przy stole, wypełnionym po brzegi pracownikami kadry. – Zapewne wielu z was dałem się we znaki, byłem uparty i czasem nieprzyjemny. – spojrzał wtedy znacząco na Lizzy, której to głównie dotyczyło. – Ale dzisiaj chcę zakończyć ten ciąg przykrych wspomnień i przeprosić jeśli powinienem oraz życzyć udanych świąt .
Astrid na wpół przytomnie słuchała przemowy Stöckla, ponieważ przede wszystkim skupiała się na niepatrzeniu w lewy róg stołu. Można byłoby spytać dlaczego. Odpowiedź była prosta. Miała około 1,80m wzrostu, oliwkową cerę, ciemno brązowe włosy lekko zakręcone na końcach i zaczynała się na S.
Norweżka nie chciała go widzieć od czasu wydarzeń z Austrii. Potrzebowała bowiem dużo czasu, by to sobie poukładać, a 2 miesiące to było dla niej zdecydowanie za mało. Dopóki nie postanowi co i jak życzyła go sobie nie oglądać. Była więc niezadowolona z zaistniałej sytuacji, która umiejscowiła ich wręcz siłą przy jednym stole. Ograniczała więc zerknanie w tamtą stronę, czując na sobie bez przerwy jego spojrzenie. W tym twierdzeniu podtrzymywała ją Lizzy, która zerkała co jakiś czas między nią, a swojego przyjaciela. To była największa ironia sytuacji Astrid. Eli, będąca jej najlepszą przyjaciółką, której mogła się bez problemu zwierzyć I wygarnąć całą prawdę bez obawy wyśmiania była też dobrą przyjaciółką tego, którego imię nie mogło jej przejść przez usta. Co więcej, jego można było nazwać starym, dobrym druhem Kennetha. A ponieważ Gangnes i Lizzy tworzyli słodziutką jak cukiereczek parę, brakowało tylko związku Norweżki i Włocha do pełni szczęścia. Taka perspektywa nie do końca przekonywała na ten moment Astrid. Była jednka wdzięczna Lizzy, że w tej chwili siedzi obok niej, a nie Kennetha, który postanowił dosiąść się do niego.
- … tak więc jeszcze raz, wszystkiego dobrego na Boże Narodzenie i nadchodzący rok. Ten sezon będzie nasz! – dokończył mówić trener.
Wszyscy zgodnie zaczęli bić brawo. Po owacjach trener zajął swoje miejsce, a przy stole zaczęło się pałaszowanie i głośne dyskusje. Astrid starała się rzucić w wir rozmów z kolegami z części technicznej, ale tematy, jakie poruszali nie interesowały ją zupełnie. Tak więc odwróciła się do Lizzy, która napełniała swój talerz rybą i sałatką w ilościach, jakich Astrid w życiu by nie zjadła na raz. Jednak ciąża zwiększała stanowczo jej apetyt. Po chwili podeszła do dziewczyn żona Alexa. Kobieta miała ze sobą wózek, z którego Astrid mogła dostrzec małe zaciśnięte w piąstki rączki. Z całą pewnością była to córeczka papy Stöckla. Gdy dziewczyna się jej przyjrzała dostrzegła, że ma nawet oczy jej szefa, z twarzy jednak bardziej przypominała matkę. Była absolutnie urocza.
- Jaka cudowna! – krzyknęła Lizzy na widok malutkiej.
- Dziękuję. Przyszłam tu, ponieważ dotarała do mnie wiadomość, że ty niedługo również zostaniesz mamą. – powiedziała małżonka Stöckla. – Gratulacje!
- Bardzo mi miło. – odparła Niemka. – Jeszcze parę miesięcy.
- Minie nim się obejrzysz. A wiadomo już, czy to chłopiec czy dziewczynka?
Lizzy zaprzeczyła.
- Nie. Jeszcze za wcześnie, choć Astrid co jakiś czas próbuje wywróżyć.
- Zgadza się. – potwierdziła. – Jak na razie wiem tylko, że Lizzy będzie super mamą, a Kenny tatą na medal.
Wtedy podszedł do nich Gangnes.
- Witam Panie. Słyszę, że mnie obgadujecie.
- Oczywiście. – odpowiedziała mu Lizzy i wtuliła w jego pierś.
- Właśnie dyskutujemy o waszym dziecku. – dodała żona trenera.
- To się przyłączam! – zakomendował, na co Niemka pocałowała go w policzek.
Astrid czuła, że zaraz ją zemdli od nadmiaru słodyczy w powietrzu. Wystarczył jej w zupełności temat pieluch przy kobietach, które już mają lub wkrótce będą miały w tym doświadczenie. Najgorsze jednak było przed nią.
- Saver! Chodź tu! – wezwał przyjaciela Kenneth.
Przerażona mina Astrid, gdy skoczek wezwał chłopaka mówiła sama za siebie. Ledwie spojrzała w górę, a ujrzała sadowiącego się obok Kennego Saverio. Rzucił jej krótkie spojrzenie i zwrócił się do towarzyszy:
- Witam serdecznie. Mam nadzieję, że humor dopisuje.
Już Lizzy miała mu odpowiedzieć na ten wstęp do rozmowy, ale rozdrażniona sytuacją Norweżka ją wyprzedziła:
- Teraz już nie.
Po tych 3 słowach wstała i bez żadnego wyjaśnienia wyszła szybkim krokiem z sali. Na korytarzu pomimo oporów przestała zgrywać twardzielkę i uroniła pojedyncze łzy. Nawet nie wiedziała, jaka była ich konkretna przyczyna.
Może szczęście innych…
Może temat dziecka…
Może pan S….
Może wszystko na raz…
Nie była w stanie odpowiedzieć. Potrzebowała w tej chwili tego, czego nie dostała w pomieszczeniu. Czyli chwili ciszy. Uspokojenie w cichych miejscach przychodziło jej naturalnie. Nie czekała więc długo z podjęciem decyzji, gdzie może pójść, tylko ruszyła na tyły budynku na wysokości 4 piętra.
Rozemocjonowana doszła mocnym krokiem do wejścia na niewielki, ukryty między ścianami, balkon. Szybko otworzyła drzwi i przestąpiła przez próg. Powietrze biło ją po twarzy, a zimno przenikało całe ciało dziewczyny. Było parę stopni poniżej zera. Dla Astrid jednak nie była to temperatura odpychająca, ponieważ wychowując się na północnym skraju Norwegii nauczyła się odporności na delikatne mrozy. Ta pogoda więc była dla niej raczej błogosławieństwem, a nie karą. Pozwala przenieść się w rodzinne strony.
Nawet nie wiedziała, jak długo stała tak z zamkniętymi oczami. Jak długo oddychała miarowo zimnym powietrzem. Trwała tak do momentu, kiedy ktoś od tyłu delikatnie ujął jej nadgarstki.
Norweżka gwałtownie drgnęła, że aż osoba za nią oddaliła swoje palce. Był to jak się okazało Saverio. Stał tuż za nią i lekko się uśmiechał jakby niepewny jej reakcji na jego widok.
- Hej. Chciałem sprawdzić jak się trzymasz.
- Nie najgorzej. – odparła bez zbędnych uprzejmości.
- To dobrze. – powiedział i na parę sekund zamilkł. – Bo wydawało mi się, że wyszłaś z sali przeze mnie.
„Nie no co ty, geniuszu“.
Jej milczenie było bardziej wymowne niż wiele słów. Saver spojrzał na czubku swoich butów.
- W sumie to ci się nie dziwię. Też nie wytrzymałbym długo w towarzystwie takiej osoby.
- Doprawdy? Mi się wydawało, że musisz z tą osobą spędzać całe życie. – dodała, by podkreślić, że miał rację.
Włoch zaczął mówić z innej beczki. Stanął również obok dziewczyny i oparł się o barierkę balkonu.
- Ale może ta osoba nie jest taka zła. Opowiesz mi może, co o niej wiesz?
Astrid wywróciła oczami.
- Proszę bardzo. Ma mocny południowy akcent, uwielbia makaron i nie umie wypowiedzieć „ciupaga“.
- O bardzo przepraszam, - odpowiedział oburzony. – Ale tego już się nauczyłem.
- Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem niewidomo czy prawdziwym, czy sztucznym. Może z mieszanym. – Udowodnij. Teraz. Tutaj.
Saver wyprostował się i zwrócił twarz w jej stronę. Po chwili z jego ust dało się słyszeć wyraźnie słowo:
- Cziupaga.
Astrid, gdy to usłyszała dostała ataku śmiechu. Nie mogła się od niego powstrzymać.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- Nie, nic. – odpowiedziała, siłą dusząc w sobie rechot.
Saverio na to nie zareagował. Widocznie nie widział potrzeby dalszego kontynuowania tej farsy góralskiej albo osiągnął swój cel, złapania kontaktu z Astrid przynajmniej na czas tej krótkiej rozmowy.
- Jednak coś wiesz o nim. – zauważył.
- Może. – powiedziała Astrid, a w jej głosie słychać było wahanie. – Ale przecież, to o niczym nie świadczy.
- Jak to? – zapytał cicho, obejmując się ramionami. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że był w samej koszuli i marynarce. Dla Norwega stać w czymś takim na mrozie nie było nowością, ale dla przybysza ze słonecznej Italii takie doświadczenie było istnym szokiem termicznym.
- Drżysz. – zauważyła.
- Nic mi nie będzie. – powiedział i ułożył rękę tuż obok jej. – Dlaczego więc uważasz, że to za mało? – powrócił szybko do poprzedniego tematu.
Astrid spojrzała w przestrzeń i przez dłuższy moment przyglądała się nocnej panoramie obrzeży Oslo. Nie wiedziała z początku, czy w ogóle mu odpowiedzieć. Wreszcie jednak doszła do wniosku, że bez tego on nie da jej spokoju.
- Bo on nie zna mnie.
- Jak to cię nie zna? – spytał.
- Normalnie. Nie wie, co lubię, czego nie cierpię. Żadnych szczegółów z mojego życia.
- A gdybyś dała mu może szansę na… - starał się znaleźć odpowiednie słowo. - … zapoznanie?
- Ale na co szansę? – udała głupią. – Kim by chciał być?
- Kimś blisko. – odpowiedź była tak cicha, że Astrid miała wrażenie jakby była tylko echem w jej głowie. Wiedziała jednak, że tak nie było, a na te słowa powróciły do niej wspomnienia Austrii.
Jak stali w nieskazitelnej bieli górskiego śniegu. Ona miała rozwiane na każdą stronę włosy, on lekko opuchnięty łuk brwiowy, co mogła widzieć tylko ona. Ich usta były do siebie mocno przyciśnięte i tonęli w głębokim pocałunku. Choć Astrid chciała udowodnić, że jest inaczej i wcale tego nie chciała. Udawała więc, że go nie obejmuje, choć w rzeczywistości czyniła to w sposób subtelny i niewidzialny dla nikogo. Tak samo go całowała, ale czy on się zorientował? Miała nadzieję, że nie.
Nagle Saverio spytał:
- Jakieś plany przedświąteczne?
Wzruszyła ramionami.
- Nic szczególnego. Jutro chcę udekorować mieszkanie przed wyjazdem do domu na wigilię. A co? – jego ciekawość była krępująca.
Zastukał w barierkę i odparł:
- A więc mamy plan działania. Jutro przychodzę do ciebie równo o 10.00.
Patrzyła na niego z szokiem, ponieważ nie wiedziała, co znów wymyślił.
- Jak to?
- Będę cię poznawać, jak sobie życzyłaś.
- Co? Nie! – zakrzyknęła natychmiastowo w ramach protestu, ale chłopak już był przy drzwiach balkonowych.
- Pamiętaj. Równo 10.00. – dodała zza drzwi i zniknął w środku budynku
~~~
Wczoraj nie zdążyłam ze wstawieniem. Dlatego dziś w bonusie będzie jeszcze jeden dodatkowy fragment! Mam nadzieję, że podoba się wam historia Astrid.
2 dni do świąt! 💚
Carmen
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro