Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Like I Can - część 1

1.
Budzik zadzwonił jak zawsze o 7.00. Dziewczyna na ten sygnał pospiesznie, lecz niechętnie wstała z łóżka i zaczęła rozczesywać włosy ręką. Tą krótką czynność wykonywała każdego ranka bez wyjątku. Po chwili weszła do małej kuchni mieszkania, utrzymanej w bieli i beżach, by zrobić sobie duży kubek czarnej kawy. Było to jej drugie przyzwyczajenie poranne. Trzecim było natomiast wypicie przygotowanego napoju, patrząc za okno pomieszczenia. Wychodziło na północ, więc dokładnie w kierunku, w którym zmierzała każdego dnia do pracy. Definicja zwykłego rozpoczęcia dnia.
Blondynce czasem również zdarzało się rozmyślać nad swoim, jak to określała „rewelacyjnym“ życiem. W końcu 25-latka, singielka, pracująca jako asystentka Stöckla. Wprawdzie zamierzała odejść z pracy, ale dopiero gdy uda jej się skończyć studia, które przez nadmiar obowiązków w ostatnim czasie pięknie olewała, a wcześniej nie zdawała roków. Można potwierdzić, że miała przednie życie. Myśląc o tym miała ochotę zamiast po kawę, sięgnąć po wódkę. Jednak nie była z zamiłowania pijaczką i wolała, by tak zostało.
Dzisiejszego ranka wystarczył jej kubek czarnej. Spokojnie dokończyła pić, gdy zerknęła na swój telefon. Dioda świeciła się jasno, co oznaczało przyjście nowej wiadomości. Dziewczyna otworzyła ją. Jak się okazało przyszła od Lizzy. Była to jej najlepsza przyjaciółka, a także kadrowy psycholog. Ale co również było ważne – wielkie wsparcie dla Norweżki.
Odczytała wiadomość:
„Wesołej wig. prac.! Mam nadzieję, że pamiętasz o karpiu.“
Astrid przeczytała wiadomość 2 razy bez zrozumienia. Jaka wig. prac.? To, czego nienawidziła u swojej przyjaciółki najbardziej to używanie tych niefortunnych skrótów. Dziewczyna często głowiła się nad nimi godzinami, co było większym wyzwaniem niż wiele zadań zlecanych przez Alexa. Skupiła się więc na drugiej części wiadomości, gdzie Lizzy wspominała o rybie. Konkretnie o karpiu. Astrid zastanowiła się. Jedyną okazją, na jaką miała go przynieść była przecież…
Astrid zdębiała.
Wigilia pracownicza. Która miała się odbyć 22 grudnia. Był pewna , że to za parę dni. Z osłupieniem spojrzała jednak na kalendarz, by się upewnić. Gdy zobaczyła, że czwartek rzeczywiście przypada 22 aż przeklnęła. To było dzisiaj.
Wytrącona z równowagi była zła na siebie, była zła na Lizzy, że jako ta zorganizowana przyjaciółka nie ostrzegła jej wcześniej, a także na zegarek, który w takowym wypadku obudził ją o 2 godziny w przód. Podirytowana tym ostatnim faktem całkowicie zapomniała o zajęciu się jedzeniem na wigilię i ruszyła do pokoju, gdzie zamierzała przespać jeszcze ponad półtorej godziny w całkowitym spokoju.

-Wesołych Świąt Astrid! – krzyknął na jej widok Anders, gdy tylko weszła do budynku kadry, położonego przy skoczni.
-Wesołych tobie również Fanni. – odpowiedziała i ruszyła na górę, mijając po drodze innych kolegów z pracy. Taka była właśnie specyfika świata skoków narciarskich. Pracowali tu w większości mężczyzni. W związku z tym mama często się jej pytała, jak to możliwe, że cały czas jest sama. Przecież tu miała potencjalnie mniejszą konkurencję. Jednak to nie oznacza, że nie było jej wcale. Zresztą, Astrid i tak nie była zainteresowana. Zwłaszcza, że w ostatnich miesiącach jej problemy związane z płcią przeciwną wzrosły. Wolała więc się teraz w nic nie angażować, tylko odpocząć, w końcu od czegoś te święta były.
Gdy dojechała na górę przy wyjściu z windy przywitało ją dwóch świętych Mikołajów. Dość niespodziewanie zaśpiewali głośno:
-Marry Christmas, everyone!
-We’re gonna have a party tonight… - kooperowała Astrid.
-Pięknie! – zakrzyknął jeden z nich.
Potem zdjeli maski, ale nawet bez tego dziewczyna wiedziała, kto to. Jednym był Daniel, a drugim Kenneth. Uśmiechnięci od ucha do ucha dawali jasny znak, że są bardzo podekscytowani świętami.
„Jak dzieci.“ Pomyślała ze śmiechem.
-Szukam Lizzy. Wiecie gdzie jest? – zapytała.
Jak się spodziewała, Kenneth zareagował od razu na imię swojej dziewczyny.
-Jest w sali spotkań. Miała tam siedzieć, ale prawdopodobnie pomaga przy dekorowaniu.
Astrid wiedziała, że Gangnes jest wobec jej przyjaciółki nadopiekuńczy, ale nie wiedziała, że do tego stopnia.
-Myślę, że ona umie o siebie zadbać, stary. – odparł Daniel z przekonaniem. Astrid zresztą była tego samego zdania, ponieważ Lizzy rzeczywiście była twardą babą, dla której trudność to było nowe wyzwanie do pokonania. Przytaknęła więc na tą wypowiedź.
-To ja lecę. Jeśli nie dam jej tej ryby, to mnie chyba zabije.
-Ale nie ma żadnych konserwantów? – spytał Kenneth z przejęciem.
-Samo zdrowie. – zapewniła i ruszyła do sali.
Gdy stanęła w progu jej oczom ukazało się cudownie przyozdobione pomieszczenie. Ozdoby zostały zachowane w odcieniach bieli i czerwieni, a jedynym wybijającym się z tego ładu elementem była żywo zielona choinka. Trzy osoby w pokoju kończyły właśnie nakrywać do stołu. Wśród nich była oczywiście Lizzy.
-Wesołych Świąt! – krzyknęła.
Wtedy przyjaciółka do niej podbiegła.
-Jesteś! Masz karpia? – spytała z oczekiwaniem na twierdzącą odpowiedź. Astrid prawie się zaśmiała z powodu jej niemieckiego akcentu, którego nie udało jej się wyzbyć pomimo starań.
-Oczywiście. – ułożyła na stole opakowanie z posiłkiem, który zakupiła 20 minut temu w jednym z supermarketów. – Lepiej mi powiedz, jak się czujesz?
Eli się uśmiechnęła i odpowiedziała:
-Dobrze. Nawet bardzo dobrze. – pomasowała się po brzuchu, który zdążył się już lekko zaokrąglić.
Dla Astrid było to nie do pojęcia, że gdy ona cały czas żyje w statusie „wolna“, jej przyjaciółka oczekuje dziecka. Dziecka, które będzie oczkiem w głowie jej i Kennetha. Norweżka nie miała wątpliwości, że poradzą sobie doskonale w roli rodziców. Żywiła też cichą nadzieję, że za parę miesięcy zostanie wybrana na chrzestną tego malucha.
-Kenneth BARDZO się o ciebie troszczy. – podkreśliła, choć w głębi serca zazdrościła Lizzy tego, że miała kogoś takiego. W przeciwieństwie do niej.
-Ach… w domu już nic nie mogę zrobić. Tylko siedzieć. Wyręcza mnie dosłownie we wszystkim.
-Bo się troszczy o ciebie i dziecko. To dziwne?
-Nie. – przyznała Lizzy. – Muszę się przyzwyczaić.
Astrid rozczulała się zawsze nad tym, jak ta dwójka do siebie pasuje. Chyba sama również o czymś takim marzyła. Jednak coś stało na przeszkodzie. Za bardzo się bała. Dlatego też zazdrościła przyjaciółce.
-Jesteś szczęściarą. – odrzekła Astrid.
Lizzy, która umiała wyczuć jej nastrój powiedziała:
-Uwierz, że wkrótce ty też będziesz szczęśliwa.
-Nie wiem, czy to możliwe…
Niemka westchnęła i zrobiła minę niewiniątka. Ta reakcja nie spodobała się dziewczynie. Jej zachowanie nie było spowodowane wczesniejszą rozmową. Zupełnie jakby coś przed nią ukrywała.
-Lizzy? Co się dzieje? – zapytała z niepokojem.
-Nic. – powiedziała i zacisnęła mocno usta.
Astrid nie była ani trochę przekonana.
-Elizabeth Bieler! Mów zaraz.
Lizzy pokiwała głową przecząco.
-Nie będziesz zadowolona...
-Gadaj!
-Będziesz zła…
-Nie będę! Weź już, mów! – zażądała Astrid.
Eli dmuchnęła na swoje brązowe włosy i z wymuszonym uśmiechem oznajmiła:
-Saverio będzie na wigilii.
„Nie…“.
~~~

Hejka. Jak widzicie opowiadanie jest związane z moim innym - "Life Support". Mam nadzieję, że to również się wam spodoba; ).
Do świąt już tylko 6 dni!
Pozdrawiam, Carmen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro