Like I Can - część 5
5.
Nie wiedziała do końca, co się z nią działo w drodze do domu. Była chyba zbyt rozkojarzona, by cokolwiek zarejestrować. Fakt faktem był taki, że zazwyczaj te prawie 1000 km do domu, spędzała na czytaniu lub słuchaniu „Last Christmas" i „All I want for Christmas is you" na zmianę. W tym roku jednak zmieniła ten zwyczaj i gdy tylko usiadła w fotelu samolotu do Narwiku wyszukała na iTunes różnorodne kolędy włoskie.
W jej uszach zabrzmiał Pavarotti, a ona rozglądała się za oknem w poszukiwaniu niewiadomo czego. Może liczyła, że przyjdzie się z nią pożegnać...
Złudne nadzieje.
Tak jak podejrzewała obudziła się z samego ranka w samotności. Chłopak zniknął jakby wcale go nie było. Nie zostawił żadnej wiadomości tak jakby cały wczorajszy dzień nie istniał. Mimo to Astrid wiedziała, że to nie majaczenie, ponieważ na stole zostały spałaszowane do połowy pierniki oraz pokaźny kawał panettone. Saverio nie zabrał nic ze sobą. Żeby się więc nie zmarnowało dziewczyna wzięła to jedzenie ze sobą. Nawet kawałek lasagne. Miała nadzieję, że to wzbogaci nieco ich tegoroczną kolację.
Nagle do Astrid przyszła wiadomość. Otworzyła ją z oczekiwaniem, że wyświetli jej się numer kierunkowy z Włoch. Niestety, SMS przyszedł spod +49, co oznaczało, że pisała Lizzy.
„Miłości, radości, wszelkiego powodzenia, zdrówka i wytrwałości! Aby nowy rok przyniósł ci wiele szczęścia! Życzy ci twoja przyjaciółka Lizzy z Kennethem oraz naszym małym brzdącem w drodze :*".
Treść wiadomości ją wzruszyła. Po raz kolejny pozazdrościła przyjaciółce takiego ładu w życiu i również złożyła jej serdeczne życzenia świąteczne. Miała nadzieję, że spędzą oni święta w spokoju, zwłaszcza, że musieli przez rok spędzić czas w kadrze razem ze Stöcklem, któremu te słowo jest obce.
Astrid korciło również, by napisać do Savera i życzyć mu wesołych świąt. Zasłużył na życzenia po wczorajszym dniu, który Norweżka już wspominała z sentymentem i uśmiechem na ustach. Nie zdążyła pomimo wszystko tego zrobić, gdyż przyszła stewardessa i kazała zmienić tryb telefonów na samolotowy.
Po domu chodziła jak duch. Niby przywitała się z każdym, czyli swoją mamą Anną, dziadkiem Jonem, babcią Marie oraz swoją 18 – letnią siostrą Kristin, ale nie zachowywała się jak co roku. Według członków rodziny była bardzo milcząca i zamyślona. Dziewczyna zaprzeczyła, tłumacząc, że być może to pobyt w Oslo nieco ją zmienił, ale wszystko z nią dobrze. Nikt nie wydawał się tym przekonany.
- A w kadrze fajnie? – pyta Kristin, oglądając swoje świeżo wypolerowane paznokcie.
- Pytasz o to co miesiąc. Tak fajnie. – odpowiada jej Astrid bez grama cierpliwości do nastolatki.
- A masz autografy? Obiecałaś je załatwić! – dopytywała się podekscytowana.
Astrid potwierdziła.
- Tak. Mam tego tak dużo, że aż torba się przez nie ugina. Ale to przez to, że z dedykacją na dużych kartkach.
- Naprawdę? – Kris wydawała się nie dowierzać siostrze. – Jesteś najlepszą siostrą na świecie!
Zakrzyknęła i przytuliła starszą o 7 lat Astrid. Ta również objęła swoją drobną blond siostrzyczkę. Była dla niej bardzo ważna, od dzieciństwa były bardzo blisko.
Po momencie z kuchni dało się słyszeć głos mamy.
- A może tak po znajomości byś się z którymś z nich umówiła? Co na to powiesz córciu? – zaproponowała.
Astrid przykryła twarz ręką i pokiwała głową z niedowierzaniem. Przecież mówiła jej tysiąc razy, że nie ma takich planów. Jej mama należała jednak do ponadprogramowych optymistów i liczyła, że Astrid zmieni zdanie. Nie wiedziała, jakim cudem w ogóle jeszcze wierzy w miłość po tym, jak „tata" ją zostawił po niespełna roku od narodzin Kristin. Prawdopodobnie byli za to odpowiedzialni jej rodzice, którzy byli już razem prawie 50 lat. Norweżka musiała przyznać, że rzeczywiście dziadkowie wyglądali na wiecznie szczęśliwych i kiedyś też marzyła o małżeństwie na ich wzór. Żyli jednak w innych czasach, gdy o związek się walczyło. Astrid nie liczyła, że dla niej ktokolwiek będzie chciał się poświęcić. To był też powód, dlaczego nie było jej prędko do związków.
- Mamo, nic nigdy mnie nie będzie łączyło z żadnym z nich. Zapamiętaj raz na zawsze.
- Dlaczego? Skąd wiesz, że nagle nie trafi cię strzała amora? – dopytywała.
- Bo to bezsensowna zabawa. Nic takiego się nie stanie na pewno. Oni mają swoje dziewczyny, a ja mam... - przeraziła się, że powiedziała za dużo i od razu zamknęła usta.
- Kogo masz? – w męczenie jej włączyła się Kris. – Astrid? No nie bądź taka powściągliwa!
Nie odwiedziała.
- A! Masz kogoś! Mamo! Astrid kogoś ma! – zakomendowała najmłodsza członkini rodziny.
- Wiedziałam, że to nieuniknione! – zawołała Anna i przybiegła do córek do salonu. – Który to? Daniel czy Anders? – z ekscytacji wręcz skakała.
Kristin przyjrzała się uważnie siostrze i odparła:
- Mamo? Czy ty nie widzisz? To żaden z nich!
- Co? To kto?
- No nie wiem. Ale ktoś z zewnątrz. Astrid nie trafi strzała Amora, bo już jedną dostała! Kto wie, może niedługo będę ciocią!
- Kris! – dziewczyna rzuciła w nią poduszką i przykryła się kocem. – To wcale nie tak! Ja...
- A co tu się dzieje? – pyta, wchodząca do pokoju babcia Marie. – Krzyki na cały dom się rozchodzą!
- Astrid nie chce się przyznać, w kim się zakochała. – doniosła jej Kristin.
Marie wzruszyła ramionami.
- To dajcie jej spokój. Takie to trudne?
- Mamo, jak dać spokój? – dopytywała się Anna. – To moja mała córeczka. Ja muszę wiedzieć!
Babcia pokiwała głową na znak solidarności z wnuczką.
- Nie musisz. Astrid jest dorosła i wie, co robić. A patrząc na naszą rodzinę, po prostu z trudem przychodzi nam rozmawiać o naszych uczuciach.
- Bez przesady. – dorzuciła Anna.
- Ach tak? A jak zakochałaś się w tym gnoju Larsie to co było? Nie mamo, ja go nawet nie lubię. Nie mamo, wcale mi się nie podoba. Po czym przyłapuje was w bibliotece jak... ehhm uczucie się biologii.
Mama Astrid się zaczerwieniła ze wstydu.
- No dobrze. Może trochę racji w tym jest.
- Widzisz? W takim razie daj spokój dziewczynie. Jak będzie gotowa to powie.
Siostra i matka postępują zgodnie z rozkazem babci. Astrid natomiast śle jej pełen wdzięczności uśmiech. Babcia zawsze ją rozumiała.
- No dobrze. W takim razie ja i Kris przygotujemy jedzenie, a wy moje drogie. – mama wskazuje na Astrid i babcię. – Nakryjecie do stołu.
- Się robi. – mówi dziewczyna i przypomina sobie sobie o jedzonku, które przytargała z Oslo. – Właśnie! Mam coś extra na naszą kolację.
Na widok lasagne i dziwnego ciasta, mama spytała:
- A co to takiego jest?
- Coś, co sprawi, że świat stanie się piękniejszy. – odparła z przekonaniem i ruszyła z babcią do pokoju, by nakryć do stołu.
- Wesołych Świąt moi kochani! – zakrzyknęła mama, siadając do kolacji.
- Tobie również córciu. – powiedział dziadek Jon i popatrzył po pozostałych przy stole. – Wszystkim moim dziewczynką życzę wszystkiego najlepszego!
Kris i babcia dają dziadkowi buziaki w policzki, a Astrid ściska jego dłoń i mówi nieme „dziękuję".
Kolacja rozpoczęła się od podania bezapelacyjnie najlepszych żeberek na świecie babcinej roboty. Obie wnuczki rozkoszowały się tym daniem, przygotowanym tylko na wigilię. Po nim przyszedł czas na resztę potraw. Były 3 rodzaje ryb, zupa, ciasta, pudding ryżowy, a także pierniczki, kawałek panettone oraz odgrzana lasagne.
Ku zdziwieniu pracownicy kadry wielką sensacją tego wieczoru zostało właśnie ostatnie danie. Lasagne prawie w całości zniknęła ze stołu po około pół godzinie od rozpoczęcia wigilii. Wszyscy wychwalali Astrid za tak cudowne jedzenie, a ona zawstydzona przyznała, że to nie ona jest jego jedynym, a właściwie głównym twórcą. Mama chciała już tego twórcę skomentować, ale babcia uderzyła ją w nogę tak gwałtownie, że z zaskoczenia aż Anna zakrzyknęła. Temat więc nie był poruszany dalej. Rodzina przeszła do innych, zabawniejszych rozmów.
Cały wieczór był bardzo przyjemny. Śpiewali piosenki świąteczne, a Astrid wyszła z inicjatywą zaśpiewania włoskiej kolędy „Tu scendi dalle stelle". Domownicy przyjęli tę propozycję ze zdziwieniem, aczkolwiek z chęcią wysłuchali do końca utworu. Szczególnie spodobał się jej siostrze, która jeszcze później nuciła go pod nosem.
Kolacja trwała w najlepsze. Niespodziewanie dla nikogo jednak odezwał się telefon Astrid. Dziewczyna nie wiedząc, kto może dzwonić chwyciła urządzenie i zerknęła na ekran. Serce jej zabiło mocniej. Odebrała połączenie.
- Halo? – zapytała.
- Astrid... - przerwał i mocno zaszczękał zębami. – Ja... chciałem... żebyś... t... y... a... do... e...
Norweżka nie wiele rozumiała z komunikatu, jaki chce jej przekazać. Nie wiedziała też do końca, jakie były tego przyczyny. Albo słaby zasięg albo dzwonienie zębami z zimna. W sumie te opcje też nie wykluczały się wzajemnie...
Nagle jednak do Astrid dotarła jedna myśl.
- Saver? Dlaczego ty tak szczękasz? Przecież we Włoszech jest teraz teperatura na plusie.
- Właśnie przecież ci powiedziałem, gdzie jestem! – zakrzyknął do telefonu. – A teraz... wyjdź do mnie, bo zamarznę!
- Co? – tym razem to ona krzyknęła z oszołomienia. – Saverio, ty nie jesteś poważny...
Odłożyła telefon na szafkę i szybko opuściła pokój. Narzuciła na siebie płaszcz swojej mamy oraz czapkę na uszy i gotowa na 30 stopniowy mróz wyszła na zewnątrz. Tam, przy drodze stał zaparkowany czarny Mercedes. Nie należał do rodziny, co oznaczało, że ktoś ich odwiedził. A ten ktoś stał nieopodal wejścia do domu, przykryty cienką warstwą śniegu w czarnym płaszczu. Był wysoki na około 1,80m, a skóra miała kolor oliwki nawet w bladym świetle latarni. Astrid go rozpoznała.
- Saver! Ty wariacie! Co ty tu robisz? – zaczęła go opieprzać za jego nieodpowiedzialność i brak poszanowania własnego zdrowia. – W tej chwili marsz do domu!
Wskazała mu wejście. On jednak zamiast się ruszyć złapał ją za rękę.
- Jechałem tu całą noc, złapałem mandat na 1000 koron, prawie spowodowałem 3 kolizje, ubrałem 2 swetry i 2 kurtki, by tu wytrzymać, a jak już łaskawie wyszłaś to chcesz mi psuć romantyczną scenerię zabierając mnie do domu? Ooo nie tesoro. Nie tylko ty możesz narzekać. Ttttteraz czas na mnie! Zostajemy tu.
Astrid zapieła więc płaszcz i skrzyżowała ręce na piersi.
- Dobrze. Tak więc, ponawiam pytanie. Co tu robisz?
Wypuścił kłęby mroźnego powietrza z ust i powiedział:
- Myślałem, że to oczywiste. Przyjechałem do ciebie.
- Do mnie?
- A widzisz tu jakąś inną Astrid?
- Po co?
Włoch podszedł do niej i ułożył ręce na jej zaróżowionej twarzy.
- Święta to czas cudów... chciałem byś ty była moim.
Jak to powiedział, Norweżce zabrakło słów. Była naprawdę zdziwiona, że tak otwarcie jej to wyznał.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Jestem zazdrosny o każdego faceta w promieniu mili od ciebie. Gdyby trzeba by było potraktowałbym ich 10 razy gorzej niż Manuela. Jestem gotowy się przenieść nawet na to koło podbiegunowe, jeśli to cię tylko uszczęśliwi!
- Saver...
- Powiedz, że ty nie chcesz, a... ja cię zostawię w spokoju. Nie chcę po prostu poddać się bez walki. – znów zazgrzytał zębami. – Nie spróbować.
Patrzyła na chłopaka, który z zimną przeskakiwał już z nogi na nogę, starając się zachować ciepło.
- Saverio dość! Idziesz ze mną się ogrzać do domu! – ogłosiła pewnie.
- Nie. Astrid...
Złapał ją w objęcia i trzymał w talii. Ona patrzyła na jego przejętą twarz. W jego oczach dostrzegła pragnienie. Domyślała się czego, ona też zresztą miała wypisane je na twarzy. Położyła swoje dłonie na jego policzkach, by trochę mogły się ogrzać. Stanęła też na palcach, a ich nosy się styknęły.
Moment później on musnął jej usta, a ona mu odpowiedziała tym samym. Potem zagłębili się w jednym długim pocałunku. Przeniosła swoje dłonie na ramiona chłopaka i go objęła. Tym razem jednak nie kryła się z tym ani trochę. Chciała, by wszyscy zobaczyli, jakie on jej daje szczęście. Saverio wręcz przygniatał ją do siebie, a gdy ich usta się rozłączyły, powiedział:
- Astrid. Moja słodka, mała Astrid.
Zaśmiała się.
- Mój wieczny chłopiec Saver. – odpowiedziała.
- Ach, ty kreaturo.
- Kocham Cię. – odparła mu na odpowiedź. – I chcę, byś był moim cudem.
Zamknęła oczy, a ona oparł wargi na jej czole.
- Cuda się zdarzają. – wyszeptał. – Kocham Cię mocno. Wesołych Świąt, Astrid.
Koniec
~~~
I tak moi drodzy kończy się ta historia Astrid i Saverio. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście.
Ponieważ dziś wigilia chcę wam złożyć serdeczne życzenia świąteczne oraz życzyć spędzenia tych wyjątkowych dni w miłej atmosferze z najbliższymi wam ludźmi.
Zapraszam też na drugie świąteczne opowiadanie, które napisze Caramel pt. "Miał być ślub".
Carmen ♡🎄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro