Święta II
Każdy rozdział to będą kolejne święta dla Harry'ego i Louisa ☺️
Łapcie drugi rozdział i jeśli będzie podobna aktywność jak przy poprzednim to jutro rano/przedpołudniem wpadnie kolejny!
- Mamo - jęknął Louis - Przecież Stylesowie mieszkają niedaleko, lubisz się z mamą Harry'ego, nie możemy spędzić świąt w większym gronie? I tak jest nas dużo.
- Naprawdę poważnie traktujesz wasz związek, co synku? - zaprzestała wyrabiania ciasta - Jednak... Wiesz, że Stylesowie mogą mieć swoje plany.
- To nie tak, że Harry nie rozmawia teraz ze swoją mamą - powiedział zadowolony z siebie - Zostają w Doncaster na święta.
- Wasza dwójka razem, od zawsze była mieszanką wybuchową - pokręciła głową i zaraz się zaśmiała.
- Teraz jesteśmy parą wybuchową i to od prawie roku mamo - dołączył do kobiety - Przemyślisz i porozmawiasz z mamą Harry'ego?
- Okej Boo - nie mogła powiedzieć nie, swojemu dziecku - Wiesz, jak miałeś z dziesięć lat... Podszedłeś do mnie po zabawie z Harrym i powiedziałeś, że kiedyś będzie twój, jak i będzie nosił najpiękniejszy pierścionek!
- Naprawdę? Nie pamiętam czegoś takiego - zmarszczył czoło - Ale w takim razie mógłbym wrócić do tego stwierdzenia.
- Byłeś w tym uroczo pewny siebie - wsadziła ciasto do miski i zakryła ścierką - Śmiałam się wtedy, ale teraz rozumiem, że chyba jesteście przeznaczeni dla siebie.
- To ciekawe, bo tyle czasu przyjaźniliśmy się. Mogliśmy tak długo odrzucać przeznaczenie? - spojrzał z powagą na Jay - Nie powinniśmy wcześniej tego wyczuć? Jak przy pierwszej gorączce albo rui?
- Czasem wilki są uśpione, widząc w swoim partnerze przyjaciela z dzieciństwa - umyła swoje dłonie i otarła je w ręczniczek.
- Och, to by wszystko wyjaśniało - skinął - Kocham go mamo, nie wyobrażam sobie przyszłości bez niego.
- Jesteś już tak bardzo dorosły - powiedziała ze wzruszeniem w głosie - I lepszej omegi jako zięcia nie mogłam sobie wyobrazić.
- Cieszę się, że to on. Ominęło mnie niekomfortowe przestawianie chłopaka i przyprowadzenie go pierwszy raz do domu - nie mógł odpuścić sobie takiego komentarza.
- Masz tu trochę racji Boo. Ale teraz zmykaj do sióstr, a ja zadzwonię do Anne - ponagliła mężczyznę, wyganiając go przy tym z kuchni.
Dziękuję - pocałował jej policzek i czym prędzej uciekł do salonu, pisząc od razu wiadomość do swojego chłopaka.
Ten rok był... Nie do opisania. Spełniali z Harrym swoje mniejsze oraz większe marzenia, wchodzili w głębsze etapy związku oraz poznawali siebie z bardziej intymnych stron.
Louis dowiedział się, że Harry był uroczym zazdrośnikiem, jeśli chodziło o inne omegi w pobliżu Tomlinsona. Alfa niejednokrotnie kończył z szyją pełną malinek, ale zdążył się do tego przyzwyczaić.
Wywołali też zdziwienie wśród najbliższych, zarówno w rodzinnych domach jak i znajomych na studiach. Nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek będą razem.
A jednak. Byli razem i tworzyli stabilny związek, mając w tym samym czasie przyjaźń. Połączyli dwa w jednym, a czas tylko udowadniał, że była to jedna z lepszych decyzji.
Wspólne święta wydawały im się od początku najlepszym pomysłem. Poprzedni rok przyniósł tyle dobrych rzeczy, że chcieli połączyć to razem z czasem rodzinnym.
Mruczał coś pod nosem, kiedy siostry się go o coś pytały, czekając na wiadomość zwrotną od młodszego.
Otrzymał ją niedługo potem, ponieważ Jay i Anne połączyły się, aby omówić pomysł ich dzieci. Obaj mieli wrażenie, że rozmowa kobiet ciągnie się w nieskończoność, czekając długie minuty.
„Mama się zgodziła Lou. Spędzimy razem święta, słyszysz?! Spędzimy razem święta niczym jedna duża rodzina!"
To było najlepsze co Louis mógł przeczytać tamtego dnia z wiadomości od bruneta. Ich plan wypalił. Jeden dzień mieli spędzić u Tomlinsonów, a drugi u Stylesów, żeby urozmaicić czas.
Odłożył zadowolony telefon i postanowił spędzić trochę czasu z bliskimi, póki był w rodzinnym mieście, a nie na studiach, daleko od nich wszystkich.
Naprawdę był rodzinnym typem i spędzając tyle czasu poza domem, uwielbiał siedzieć z rodzeństwem w salonie, nieraz dając sobie wejść na głowę.
❄️❄️❄️❄️❄️
Louis chętnie przyjmował małe pocałunki, którymi obdarzał go Harry. Trochę wykorzystali pod siebie pojęcie "stanie pod jemiołą". Nie chcieli się od siebie odsunąć, nawet jeśli i tak spędzali razem dużo czasu. Jay mogła mieć rację co do przeznaczenia między nimi.
- Zobaczysz, będą mieli nas dość z czasem - brunet zachichotał, biorąc głęboki oddech, a jego oczy błyszczały niczym gwiazdy z emocji.
- Muszą się przyzwyczaić, bo liczę że takie święta zostaną tradycją - nie puszczał bruneta.
- Mam tak samo nadzieję - musnął wargami policzek alfy - To takie nowe mimo wszystko, widząc naszych bliskich, razem, w święta - spojrzał na grupę osób w salonie.
- Ale wygląda to wyjątkowo dobrze - jego wzrok również tam podążył - Czuć jakbyśmy wszyscy byli już rodziną.
- Już? Planujesz z czasem zrobić kolejny krok? - lekko szturchnął bok alfy, zaraz kładąc głowę na jego ramieniu.
- Kto wie? Miej oczy dookoła głowy - uszczypnął bok swojego chłopaka.
- Zawsze mam - uderzył lekko dłoń starszego, nim pociągnął go w stronę dziewczyn, które szykowały ostatnie ozdoby na choinkę.
Alfa nigdy nie wtrącał się w takie rzeczy jak dekoracje czy układanie czegoś. Harry był zdecydowanie lepszy w takich rzeczach.
- Rozplączmy lampki! - zawołał brunet, wyciągając splątany pęk i wyszczerzył się.
- Och nie wiem kochanie, czy dacie sobie z nimi radę - Jay uniosła wzrok znad kartonu bombek - Ale zawsze możecie spróbować.
- Harry jak się na coś uprze to będzie siedział, dopóki tego nie zrobi - skomentował - Nawet jeśli to znaczy, że zarwie nockę.
- To prawda - ukazał lekko dołeczek w policzku - Dalej Lou, to nie jest koniec żywota tych lampek. Jeszcze nie.
Szatyn złapał za końcówkę kabla i próbował przekładać go tak, aby rozwiązać go. Nie było to łatwe, bo powiedzieć że lampki były poplątane to mało, to był jeden wielki supeł.
Brunet mamrotał, pod nosem, że właśnie aby uniknąć takiej sytuacji, powinno się je zawijać na gazetę, czy nawet kartkę.
- Nie możemy zrobić sobie przerwy? - zaczął marudzić Louis, będąc znudzonym.
- Jesteśmy już blisko końca - przewrócił lekko oczyma, skupiony w stu procentach na swoim zadaniu.
- Mam wrażenie, że to nie ma końca - jęknął patrząc na część, która już leżała rozplątana.
- Przecież tu jasno widać, że zostało kilka ruchów - uniósł swój wzrok na Louisa - On ma słomiany zapał czasem - zwrócił się do sióstr szatyna.
- Nic nowego - rzuciła Lottie - Ile lekcji pianina było Louis? Trzy? I na tym się skończyło.
- Granie na pianinie jest gorące, szkoda Lou - wyciągnął na przód dolną wargę, wciąż bawiąc się kabelkami, aby je rozplątać.
- Chodziłem na pianino przez trzy miesiące - oburzył się - Nie miałem czasu przez piłkę.
- Miałeś czas kochanie - Jay musiała się wtrącić, słysząc słowa szatyna - Ale wolałeś grać na konsoli.
- Mamo - Louis upomniał kobietę - Chodziłem na piłkę, nie spędzałem tyle czasu na graniu.
Brunet chichotał na ich wymianę zdań, tak samo była rozbawiona była Anne.
- Ja wiem swoje - Jay machnęła dłonią.
- Rozplączmy je do końca - powiedział poważnie alfa, unosząc się honorem.
Harry ścisnął lekko udo Louisa. Rozplątanie światełek zajęło im jeszcze pięć minut i finalnie, obaj byli bardzo z siebie zadowoleni. Lottie i Fizzy przejęły je, a Louis pociągnął omegę na swoje kolana, obejmując ją i ciesząc się zapachem. Potrzebował uspokoić się.
- Boo - szepnął do ucha mężczyzny, dłonią delikatnie znacząc sobie nieznane szlaczki na jego ręce. Jego omega uspokajająco się łasiła w stronę Tomlinsona.
- Narobiliśmy się już - odpowiedział partnerowi - Dziewczyny sobie poradzą same już z resztą rzeczy.
- Nie o to mi chodzi głupku - przejechał nosem po jego karku - A o twoje emocje, jest dobrze - szepnął do jego ucha.
- Teraz już o niebo lepiej - przymknął powieki - Czasem za szybko się denerwuje, ale jestem tego świadomy.
- Prawdziwy temperament alfy - usiadł wygodniej na udach Louisa.
Obaj nawet nie spostrzegli, jak Anne zrobiła im kilka uroczych zdjęć na pamiątkę. To były naprawdę wyjątkowe święta i nie mogli temu zaprzeczyć. Obaj czuli tą wyjątkowość.
One dopiero się zaczynały, a jednak mogli to dosłownie zauważyć przez czas już spędzony razem.
Wszystko było łatwiejsze, dzięki temu że znali się od lat, zarówno oni jak i ich rodziny. Poprzednie święta były szalone, a te chociaż zapowiadały się kompletnie inaczej, to i tak wywoływały ekscytację u Louisa i Harry'ego. Święta Bożego Narodzenia to był zdecydowanie ich czas.
- Wiesz, długo nad jedną sprawą myślałem - Styles zaczął, kiedy leżeli w łóżku Louisa.
Ich rodzice nie mieli nic przeciwko temu nocowaniu. Nie mogli ingerować mocniej w wilki.
- Nad jaką sprawą? - spytał, okazując od razu zainteresowanie.
- Nas - poprawił swoją pozycję, aby doskonale widzieć Louisa - Ja... Ja chciałbym spędzić z tobą moją gorączkę Boo.
- Jesteś pewien? - dopytał - Oczywiście sam też bym tego chciał, ale wole się upewnić. To byłby kolejny nasz wspólny krok na przód.
- Gdybym nie chciał, to bym nie zaczął rozmowy - złapał dłoń Louisa i ułożył ją powoli, ostrożnie pod swoją koszulką.
- Nawet nie wiesz jak dużo to dla mnie znaczy, bo wiem że naprawdę mocno mi ufasz. Ale nie chodzi mi o przyjacielskie zaufanie, tylko to między alfą, a omegą - zachwycał się delikatną skórą bruneta.
- Kocham cię i to nie tylko w przyjacielską stronę, a i w tą partnerską - ścisnął na pokaz ich dłonie, aby Louis się nie obawiał następnych ruchów.
- Też cię kocham, naprawdę mocno Harry. Ten rok był jednym z najlepszych w moim życiu, a wiem że będzie tylko lepiej - niebieskie oczy błyszczały szczerością, następnie alfa pochylił się by połączyć ich wargi.
- Chcę się z tobą kochać - brunet wyszeptał w wąskie wargi, czując jak alfa i tak jest w połowie nad nim.
- Też tego chcę - ucałował jego żuchwę i zszedł do szyi, zostawiając małe pocałunki co chwilę.
Alfa Louisa wył, czując jak Harry na niego ulegle reaguje, wzdychając co chwilę pod nosem i zaciskając swoje dłonie przy mocniejszym doznaniu na biodrach Tomlinsona. Szatyn zaraz całkowicie był nad Harrym, a jego palce złapały brzeg koszulki, by podciągnąć ją w górę i docelowo ściągnąć z omegi.
Ich oczy w tym momencie się spotkały i u obojga była widoczna ekscytacja, jak i deklaracja pewności w działaniach.
- Chcę to zrobić z tobą Boo, tylko z tobą - szepnął z lekko ściśniętym gardłem przez emocje.
- Jesteś piękny Harry, tak się cieszę że mi ufasz - jego t-shirt zaraz również wylądował na podłodze koło łóżka.
- Nikomu innemu bym tak nie zaufał - ułożył dłoń we włosach Louisa i przyciągnął go do pocałunku, lekko unosząc biodra, a ich erekcje się delikatnie otarły się o siebie.
Pocałunki z tych delikatnych przeszły w niechlujne i pospieszne. Obaj mieli wrażenie jakby temperatura w pomieszczeniu podskoczyła od emocji, które przeżywali.
Święta dzięki tej nocy, przybrały kolejnego znaczenia dla ich dwójki. Czuli, że ten magiczny czas od zawsze był dla nich przeznaczony.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro