Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Święta III

Jak wasze święta?

Chcecie wieczorem kolejny? 👀

Louis stresował się jak chyba jeszcze nigdy w życiu, był pewien tego kroku oraz nie wyobrażał sobie innego czasu niż święta. To był zawsze ich czas w roku i zamierzał kontynuować tą tradycję. Aksamitne pudełeczko wydawało się być niesamowicie ciężkie, mimo że to mogło wydawać się absurdalne, szczególnie że było w jego kieszeni.

On już skończył studiować i miał pracę swoich marzeń, a Harry był na ostatnim roku. To ich nie powstrzymało od wynajęcia czegoś tylko dla nich, zwłaszcza przy stałej pomocy bliskich. Louis po prostu czuł, że nie ma na co dłużej czekać z tym kolejnym krokiem. Pragnął połączyć się z tą omegą, aby ta nosiła jego nazwisko.

Znali się większość życia, a ich związek trwał już dwa lata, co dawało im wystarczający staż, aby mieć pewność, że to dobra decyzja. Nie miał jednak zamiaru klęknąć przed omegą przy wszystkich, to byłoby zbyt wiele.

Chciał, aby to była dla nich prywatna oraz wyjątkowa chwila.

- Boo! Wróciłem! - usłyszał głos Harry'ego, a później trzask drzwi wejściowych - Jest tak strasznie zimno na zewnątrz, musisz mnie ogrzać...

- Zrobić ci kakao? - wiedział, że nie o takie ogrzanie chodziło brunetowi, jednak uwielbiał się z nim droczyć.

- Louis - usłyszał w odpowiedzi niezadowolenie mruknięcie i zaraz w salonie pojawił się Harry z czerwonymi policzkami oraz nosem - Zimno.

- No chodź tu do mnie - wyciągnął ramiona, nie ruszając się z kanapy, na której praktycznie leżał.

- Lepiej nie zawiedź swoim ciepłem - mruknął, naciągając mocniej sweter na swoje dłonie, nim dosłownie położył się na szatynie, mocno się przy tym w niego wczepiając.

- Mam na sobie świąteczny sweter od ciebie, jestem ciepły wystarczająco - cieszył się przyjemnym ciężarem - Czuję jak zimny jesteś.

- I jesteś alfą - podwinął zimnymi dłońmi szeroki sweter alfy i dostał się pod materiał z zadowolonym mruknięciem.

- Lodowate - ledwo powstrzymał się od pisku przez ruch Harry'ego - Miałeś rękawiczki?

- Dałem staruszce, która siedziała samotnie przed stacją - przyznał się co do ruchu - Muszę kupić sobie nowe.

- Jesteś za dobry dla tego świata, przysięgam. Ale kocham cię za to - spojrzał prosto w zielone oczy.

- Możliwe, też cię kocham - musnął wargami żuchwę alfy i wygodniej na tyle ile mógł się ułożył.

Szatyn pocałował czubek jego głowy i rozluźnił się, mając wrażenie że przez bliskość omegi mógłby zasnąć w każdym momencie. I tak właśnie się stało, obaj zasnęli, otuleni swoimi zapachami, które przypominały im bezpieczeństwo.

❄️❄️❄️❄️❄️

Louis wiedział, że było widać po nim stres, zdążyli nawet dojechać na święta do Doncaster i przenieść rzeczy do pokoju Louisa, a alfa dalej nie oświadczył się. Nie miał pojęcia, gdzie podziała się jego pewność siebie, ale miał urodziny i musiał wziąć się w garść.

Słyszał z dołu śmiech bliskich. Wiedział, że ci właśnie piekli w kuchni różne smaczne smakołyki, pijąc przy tym wino. Anne celowo przyniosła butelkę alkoholu ze swojego domu.

- Nie chcesz przejść się na spacer? - szatyn nachylił się do ucha swojego chłopaka, proponując wyjście.

- Nie wypada odmówić jubilatowi, chociaż myśl zimna przeraża mnie - odpowiedział, poprawiając się leniwie na łóżku Louisa.

- Dam ci swoją bluzę pod kurtkę, te twoje swetry nie są zbyt grube - stwierdził, sięgając do walizki i wyciągając materiał.

- Okej, lubię nosić twoje ciuchy, zawsze mają pełno twojego zapachu - chętnie skorzystał z propozycji.

- Oczywiście - osobiście wciągnął rzecz na ciało bruneta - A ja lubię widzieć cię w moich ubraniach, nawet jeśli nie są w twoim stylu, to wygląda to uroczo.

- Nie muszą być w moim stylu, żebym je lubił - wystawił w jego stronę język - Cieplutkie.

- W takim razie możemy się zebrać, znajdę jeszcze bluzę dla siebie, a ty możesz dać znać naszym mamom, że na chwilę się zmyjemy - zasugerował.

- Wyganiasz mnie, ale niech ci będzie - przewrócił lekko oczami, sięgając po telefon i puszczając buziaka w stronę alfy, wyszedł z pokoju.

Louis od razu rzucił się do walizki, gdzie miał ukryty pierścionek. Schował go do kieszeni i rzeczywiście zgarnął kolejną bluzę, która była świeżo po praniu. Nie było odwrotu, w duchu podjął decyzję że to na pewno stanie się dziś.

Jego urodziny będą mu się kojarzyć z kolejną bardzo przyjemną sytuacją i miał nadzieję, że nie zrobi z siebie głupka przed Harrym.

W końcu zszedł na dół, gdzie z każdym krokiem było tylko głośniej i głośniej, ale Louis kochał to w swoim domu. Nigdy nie było zbyt spokojnie.

- To nie tak, że jesteśmy jakoś mocno użyteczni - usłyszal rozbawiony głos swojego chłopaka.

- Tak, zawsze dobry powód do ucieczki - tym razem to Gemma prychnęła.

- Przecież nie uciekamy na nie wiadomo ile czasu, idziemy się przejść. Spadło sporo śniegu, a Harry go uwielbia - Louis postanowił się wtrącić.

Wszedł przy tym do kuchni i zaraz kilka par oczu wylądowało na nim, przez co poczuł się niekomfortowo. Stanowczo, oświadczyny przy rodzinie odpadały.

- Wróćcie na kolację chociaż, ja już was znam i wasze szwędanie się po Donny - Jay rzuciła, trzymając w dłoniach miskę z ciastem - Chcielibyśmy mimo wszystko spędzić trochę czasu z jubilatem.

- Mamo, zrobimy to. Spokojnie - nie potrafił być zły na swoją mamę, która czasem zapominała, że Louis od kilku lat jest już dorosły.

- Inaczej wyślę ekipę poszukiwawczą albo będę wydzwaniać - ostrzegła - Wiesz, że jestem do tego zdolna.

- Aż za dobrze - potwierdził, układając dłoń na biodrze omegi - A teraz wybaczcie, chcemy z Harrym wyjść póki jest jasno.

- Dobrej zabawy - Anne również się w końcu odezwała, nie ukrywając swojego rozbawienia całą sytuacją.

- Na pewno taka będzie mamo - Harry ruszył wraz z Louisem na korytarz, gdzie zaraz się ubrali odpowiednio ciepło na wyjście.

Opuścili dom i trzymając się za dłonie ruszyli wzdłuż ulicy, na której znajdował się dom Tomlinsonów. Mieli wiele wspólnych wspomnień z tą okolicą. Dosłownie dwie ulice dalej znajdował się dom Stylesów i byli niemalże sąsiadami, nieraz zmuszali swoje mamy na nocowania. Co było o dziwo proste, no może do momentu, aż Louis dostał ruję po raz pierwszy, wtedy w grę wchodziły ich wilki.

- Pamiętasz, jak się bali że przypadkowo się połączymy? - brunet śmiał się cicho - Teraz bym na to nie narzekał, wiesz?

- Pamiętam, nasze mamy dosłownie próbowały nas uświadamiać, mimo że wiedzieliśmy co i jak - pamiętał jak żenujące to było - Teraz jesteśmy zdecydowanie dojrzalsi.

- Tak, jesteśmy - ścisnął mocniej dłoń swojego chłopaka - Gdzie tak w ogóle idziemy?

- Przed siebie - wzruszył ramionami, kompletnie nie mając planu - Może do parku? Albo w kierunku rzeki i mostu.

- Chciałbym tam kiedyś powiesić naszą własną kłódkę, wiesz? To romantyczne - to był jeden z tych mostów, który zakochane osoby wykorzystywały do "utwierdzenia" swoich uczuć.

- Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, następnym razem musimy to zrobić - alfa zaczął kierować się na drogę prowadzącą do mostu.

- Oby.

Ulice były pięknie ośnieżone, tak samo i chodniki. Kochali ten widok, ale z drugiej strony było cholernie zimno. Doszli na miejsce, gdzie łatwo stwierdzili że było jeszcze więcej kłódek niż ostatnim razem jak widzieli je.

- Uwielbiam to, jak wiele osób znajduje swoje miłości... Że zakładają rodziny, to po prostu piękna myśl - westchnął rozmarzony Harry.

- Brzmi dobrze, a widzieć to wszystkie kłódki to niesamowite, ile różnych historii mogą skrywać - spojrzał na widok przed nimi.

- Myślę, że nie można ich nawet zliczyć - złapał w dłoń jedną z nich i zaraz puścił przez zimno.

Alfa za to bardziej skupił się na Harrym, tym jak cudownie wyglądał w tej zimowej aurze. To było ich miejsce na kolejny krok.

- Nasza historia też będzie miała tu swoje miejsce - zbliżył się do młodszego.

- Nasza historia ma miejsce od kilku lat skarbie - przeniósł wzrok na szatyna i poprawił czapkę na swojej głowie.

- Ma to prawda, a okres świąt jest jeszcze bardziej wyjątkowy dla nas i chciałbym żeby tak było zawsze. Jestem w tobie zakochany do szaleństwa i nie wyobrażam sobie nie mieć cię na resztę życia - zrobił krok do tyłu, po czym sięgnął do kieszeni i mimo wszystko klęknął na jedno kolano - Wyjdziesz za mnie?

- Lou - sapnął zaskoczony, przykładając dłoń do warg, a w jego oczach rozbłysły łzy - Wstawaj z tego śniegu - pociągnął nosem - Mój narzeczony nie może się przeziębić.

- Nie wstanę póki mi jasno nie odpowiesz - powiedział poważnie, nawet jeśli brunet już go nazwał narzeczonym.

- Oczywiście, że za ciebie wyjdę! - zawołał, zaraz pomagając Louisowi wstać i finalnie połączył ich zimne wargi w jedność.

Ta sytuacja zdecydowanie ich rozgrzała, emocje sprawiały że serca biły dużo szybciej.

- Musisz zdjąć rękawiczkę - alfa zauważył, że dalej nie wsunął biżuterii na palec partnera.

- Dla tego ślicznego pierścionka pozwolę, aby mi dłoń zmarzła - zdjął rękawiczkę z właściwej dłoni i zaraz wystawił ją na widok partnera.

- Chociaż na chwilę musisz - ozdoba łatwo odnalazła miejsce na odpowiednim palcu - Idealnie, teraz jesteś w pełni moim narzeczonym. .

- Jestem, zaskoczyłeś mnie. Kocham to Lou, naprawdę to kocham - objął ramionami Tomlinsona - Nawet nie wiesz ile o tym marzyłem...

- Cieszę się, że się nie domyśliłeś. Chodziłem z tym pierścionkiem od jakiegoś czasu - przyznał się - Potrzebowałem naszej chwili sam na sam.

- To dlatego mi tak nie pozwalałeś grzebać w szafie - miał na myśli ich małą garderobę, z której razem korzystali.

- Bałem się, że znajdziesz to czego nie powinieneś - potwierdził - Ale udało się! - był zadowolony z siebie.

- Udało, mój narzeczony, przyszły mąż - wyliczał szczęśliwym tonem głosu, nim ponownie połączył ich wargi.

Louis chętnie oddawał każde muśnięcie, ciesząc się chwilą, jednak dalej stało na dworze, a wokół nich było sporo śniegu.

- Trzęsiesz się, czas się zbierać - podjął decyzję.

- Ale przejdźmy od razu do twojego pokoju, chcę się nacieszyć tobą... - poprosił, nasuwając ponownie na dłoń rękawiczkę.

- W porządku, od razu tam pójdziemy - zgodził się - Sam potrzebuję twojej bliskości i zapachu.

Styles uśmiechnął się szczerze, ukazując tym dołeczki w policzkach. Święta naprawdę były ich czasem.

❄️❄️❄️❄️

Harry i Louis dosłownie nie mogli się od siebie odkleić, nawet przy posiłku zaczepiali się i dokuczali sobie nawzajem. Zupełnie jakby cofnęli się do szkoły średniej.

Byli tak nieuważni, że to Des pierwszy spostrzegł nową ozdobę na palcu syna i nie omieszkał rozpocząć rozmowy na ten temat.

- Czy ja dobrze widzę? - mężczyzna skierował słowa do swojego syna - Chyba ktoś tu będzie się tłumaczył - zainteresował wszystkich wokół.

- Des? - Anne uniosła pytająco brew, a Gemma zaczęła wzrokiem skanować swojego brata.

- O co ci chodzi tato - zmieszał się Harry, zaprzestając swoich ruchów.

- Twoja dłoń i serdeczny palec, ja doskonale wiem co oznacza pierścionek na tym palcu - zdradził swoje odkrycie na głos.

- Zanim zaczniecie - Louis głośno przerwał, nim ich bliscy zaczeliby się przekrzykiwać - Oświadczyłem się dziś Harry'emu i Harry przyjął to.

- Mówiłam, że Louis to zrobi w święta, jest kiepski w datach i to dla niego wygodne - Lottie prychnęła śmiechem.

- To romantyczne - odparła Fizzy, łapiąc delikatnie dłoń Harry'ego i sprawdzając pierścionek.

- Po prostu ja i Harry uwielbiamy święta, to się nie zmieni nigdy. Jedyne co to może się pogłębić - tego był przekonałaby w każdym procencie.

- Też tak myślę - brunet czuł, że ma ciepłe policzki przez emocje.

- Moi chłopcy! Gratulacje - Jay klasnęła - No dalej Harry, pochwal się pierścionkiem, pokaż jaki gust ma mój synek.

- Nie mogę narzekać. Lou zna mnie aż za dobrze - brunet podszedł do swoich przyszłych teściów.

Dyskusji i gratulacji nie było końca, jednak każdy bardzo pozytywnie i optymistycznie podchodził do ich zaręczyn. To tylko utwierdzało ich w tym, że to był dobry moment.

A Louis? Louis z małym, ale szczerym uśmiechem przyglądał się wszystkiemu.

Kola 💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro