Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Święta I

Rozdziałów jest 8, to krótkie świąteczne ff, duża aktywność to kolejny rozdział wieczorem xx

Louis spoglądał za okno, przez które i tak nie było praktycznie nic widać. Gęsty śnieg i niskie temperatury, które go utrzymywały stworzyły nie lada problem. Nie tylko dla niego czy Harry'ego, ale dla masy innych studentów.

Współlokator Louisa wyjechał dwa dni temu, ten miał szczęście i dostał do domu przed najgorszą pogodą, opuszczając przy tym ostatni dzień zajęć. Tak samo postąpił współlokator Harry'ego, a Louis dał się namówić Stylesowi na zostanie do samego końca zajęć na uczelni i utknęli w Liverpoolu na dobre.

- No nie obrażaj się na mnie, chciałem dobrze... Znasz mnie Lou - omega wtuliła się w plecy przyjaciela - Loulou.

- Wiem, że chciałeś dobrze - wypuścił powietrze - Nie jestem obrażony, po prostu smutny, bo to pierwsze święta bez rodziny.

- Nie lubię cię takiego, sam też tęsknię za bliskimi, ale hej... Mamy siebie - próbował znaleźć miły pozytyw w całej sytuacji - Nie będziemy się nudzić.

- Masz szczęście, że lubię cię za mocno, bo inaczej zostałbyś tu sam. Co nie byłoby dobre - pokręcił głową.

- Co masz na myśli, mówiąc "za mocno"? - wyszeptał do ucha Tomlinsona, czując dziwne ściśnięcie w brzuchu.

- Harry, nie widzisz tego? Myślisz, że jakby mój współlokator poprosił mnie o zostanie na uczelni do końca zajęć to bym został? Nie jestem najlepszym studentem na roku - jego głos również się ściszył.

- Podobam ci się, alfa? - zaryzykował, czując jak jego serce zaczyna szybciej bić, a zapach omegi wkroczył w delikatne nuty.

- Od naprawdę dawna H, jesteś dla mnie bardzo ważny - odwrócił się tak, aby być przodem do bruneta.

- Czyli chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie zmuszałem się do randek z tamtymi alfami? - wydął usta - Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej.

- Bałem się - przyznał się - Odrzucenia przede wszystkim, ale uczucia są większe. W zasadzie dalej jestem przerażony, ale chciałem zaryzykować.

- Dobrze zrobiłeś, ponieważ szaleńczo się w tobie kocham od dnia moich piętnastych urodzin - wyrzucił szczęśliwie z siebie.

- Poważnie? - niebieskie oczy zabłyszczały na tą informację - Może wcale nie tak źle wyszło z tym utknięciem?

- Myślę, że to utknięcie otworzy nam nowy etap w życiu - ucałował wargami szorstki policzek - Mój wymarzony alfa.

- Tak dziwnie słyszeć to od ciebie, ale jednocześnie mój alfa wyje na to jak szalony - czuł jak jego skóra mrowi w miejscu, gdzie wargi Harry'ego zetknęły się z jego policzkiem.

- Moja omega za to łasi się - odsunął się o dwa kroki od Tomlinsona - Ale koniec ckliwej chwili, bo zaraz będę przypominać pomidora.

- Już jesteś porządnie zarumieniony - zauważył - Ale to całkiem urocze.

- Przestań - fuknął w głos - I lepiej zejdźmy do sklepiku na dole, nim inni wszystko wykupią... Musimy jakoś przeżyć te dni.

- No już panie nadgorliwy, miejmy nadzieje że ta śnieżyca odpuści jak najszybciej, chciałbym mimo wszystko wrócić do domu przed nowym rokiem - sięgnął po swoją bluzę.

- Nie nadgorliwy, tylko myślący Boo - sam przeszedł do ich małej szafy i wyjął kurtkę z niej.

- No już przecież się zbieram - zawiązał mocniej sznurki od swoich dresów - Kiepsko wygląda sytuacja na zewnątrz.

- Zima jak nigdy, jak ją kocham... To trochę mnie sytuacja przeraża - podzielił się swoimi emocjami.

- Nie pamiętam kiedy było tak, żeby wyłączyli z ruchu pociągi i autobusy na tyle czasu - wziął również swoją kurtkę.

Kiedy Louis zamykał drzwi od pokoju, Harry złapał się go pod ramię, jakby chcąc pokazać, że nie są już tylko zwykłymi przyjaciółmi. Alfa czuł się dumny z tego, Harry był dla niego najpiękniejszą omegą i miał zamiar się tym chwalić.

- Myślisz, że gdzieś można dorwać choć malutką choinkę? - szepnął z nadzieją w głosie Styles.

- Nie mam pojęcia Harry, ludzie pochowali się do domów w większości - zauważył - Ale może chociaż sztuczną? Zobaczymy w sklepie albo pójdziemy do tego kawałek dalej.

- Chciałbym namiastkę świąt z tobą - poskarżył się, zatrzymując ich dwóch przed drzwiami od wyjścia z budynku.

Obaj spojrzeli po sobie, widząc jaka zamieć panuje. Wyjście brzmiało niczym szaleństwo. Louis mocniej przytrzymał Harry'ego i ruszyli obaj w kierunku sklepu, starając się dotrzeć jak najszybciej do pobliskiego sklepu, który zazwyczaj był dobrze wyposażony.

Wchodząc do ciepłego wnętrza, obaj zadrżeli przez znaczną różnicę w temperaturze. Zdjęli kaptury i Harry złapał za koszyk, kiedy Louis już szukał dobrego dla nich jedzenia wzrokiem.

- Nie będziemy siedzieć tylko o normalnym jedzeniu, weźmy jeszcze te ciastka - Louis stał z paczką swoich ulubionych słodkości, na które Harry nie patrzył przychylnie.

- Tylko dlatego, że masz urodziny na dniach - powiedział w końcu, biorąc na bok swoje przekonania.

- Od razu dzień lepszy - uśmiechnął się najszerzej jak potrafił wrzucając paczkę do koszyka - Chciałeś choinkę, zobacz! Mała i sztuczna, ale zawsze coś - pociągnął omegę do małego stoiska z ozdobami.

- I są bombki oraz światełka - wskazał na miejsce obok - Chyba szczęście nam dopisuje Loueh - ukazał dołeczki w policzkach, szczerząc się.

- Bierzemy - szatyn od razu znalazł zapakowane w karton drzewko i dobrali razem odpowiednie dodatki, a raczej zrobił to Harry.

Harry podskakiwał niczym małe dziecko, które dostało najlepszą zabawkę na świecie. Jakby zapomniał o tym, co się dzieje na zewnątrz.

Przy kasie Louis uniósł się honorem i zapłacił sam za całe zakupy, nie dając omedze jakkolwiek dojść do słowa. Mieli rzeczy, które pozwalały im przetrwać kolejne dni i poczuć choć namiastkę świątecznej atmosfery.

Postanowili ten czas spędzić w pokoju Louisa, gdzie było więcej miejsca oraz było bardziej przestronnie dla ich dwójki, nie wspominając też, że mieli bliżej do kuchni. Choinka, lampki i inne ozdoby, sprawiły że pomieszczenie przestało być surowe, na co Louis przewracał oczami, bo jako alfa nie przykładał do tego większej uwagi.

- Jest ślicznie - Styles z ogromnymi, błyszczącymi oczami przyglądał się wszystkiemu.

- Po prostu świątecznie - mruknął szatyn - Lepsze to niż nic, ale nic nie przebije klimatu świąt domowych.

- Pewnie masz rację, ale w tym samym czasie cieszę się, że jesteśmy tutaj. Znamy swoje uczucia... I możemy to z lekka wypracować - usiadł na łóżku alfy i wypuścił oddech.

- To akurat jest ten dobry aspekt - objął ramieniem omegę, czując przyjemne ciepło bijące od drugiego ciała.

- Najlepszy - poprawił szatyna i schował nos przy jego gruczole zapachowym.

- Zaraz ja się zarumienię na takie komplementy - droczył się niebieskooki - Będziemy musieli skontaktować się z rodzinami.

- Wiem, wiem... - odsunął się i sięgnął po telefon - Zróbmy to, nim zaczną się martwić - przejrzał swoją listę kontaktów.

❄️❄️❄️❄️❄️

Urodziny Louisa dalej były mocno śnieżne. Nie była to już wichura, ale skutki takiej ilości śniegu, ciężko było usunąć w ciągu chwili. Ojczym Louisa nawet zaproponował, że może spróbować przyjechać po nich autem, jednak szatyn nie chciał, aby ten ryzykował podróżą przy tak niebezpiecznych warunkach.

W ten dzień, wyszedł pierwszy pocałunek pary z inicjatywy nieśmiałej omegi. Wyglądało to tak, że Harry składał życzenia alfie, stojąc bardzo blisko niego, tak że czuli swoje oddechy. Z każdą sekundą przyciąganie pogłębiało się i finalnie to brunet połączył lekko ich wargi w małym pocałunku.

Louis w pierwszej sekundzie był w szoku, ale zaraz wziął się w garść i oddał pocałunek, nie będąc zbyt natarczywym. To było inne i bardziej wyjątkowe właśnie z Harrym.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń Boo - szepnął zawstydzony Styles, patrząc w niebieskie oczy spod powiek.

- Najlepszy prezent urodzinowy na świecie - policzki alfy były zaróżowione - Dziękuję Hazz, bardzo - objął go mocno.

- Ale nie zapominaj, jeszcze prezent. Otwórz go - delikatnie przejechał dłonią po plecach szatyna.

- Jestem ciekawy co wymyśliłeś - uśmiechnął się i sięgnął do pakunku od bruneta, omega zawsze miała świetne pomysły.

- Coś co lubisz - powiedział z tajemniczą nutą w głosie, kiedy ten otwierał opakowanie.

- Lubię wiele rzeczy - przewrócił oczami - Ale musiałeś kupić to jakiś czas temu, patrząc na sytuację pogodową.

- Wiesz, że zawsze kupuję rzeczy z wyprzedzeniem - bawił się swoimi palcami.

- W zasadzie to prawda panie porządny, wszystko musi być zaplanowane i ogarnięte z wyprzedzeniem - uniósł kącik ust.

- Nigdy jakoś na to nie narzekałeś - wystawił w jego stronę język - Ale nic nie mówisz, nie trafiłem? Nie podoba ci się?

- Jesteś szalony, oczywiście że trafiłeś! - spojrzał w zielone oczy - Wykosztowałeś się...

- Tylko odrobinę, ale wszystko co najlepsze dla mojego przyjaciela - ukazał dołeczki w policzkach.

- A myślałem, że chłopaka - uniósł brew nie odwracając wzroku od omegi.

- Jeszcze nie słyszałem, abyś prosił mnie o chodzenie, Lou - prychnął - No dalej, sprawdź prezent, a nie. Leży i nawet nie dotkniesz.

- A więc jesteś taki wymagający - zaśmiał się - No już, już. Przecież mówiłem, że mi się podoba.

Była to bluza z marchu ulubionego zespołu obu mężczyzn i to z najnowszej kolekcji, na którą Louis marudził, że nie miał pieniędzy aby kupić. Szatyn od razu przeciągnął materiał przez głowę, ciesząc się lekko za dużym na niego ubraniem. Uwielbiał taki styl i nie mógł przestać się uśmiechać.

- Prawdziwy fan... Właśnie, jak tak patrzę, powinienem ci dać twój prezent świąteczny - wstał z łóżka Louisa i znalazł w torbie małą kopertę - Proszę, wesołych świąt.

- Harry... Znam ceny tych bluz... - przyjął prezent - To byłoby wystarczające na prezent urodzinowy i świąteczny jednocześnie.

- Zamknij się i to przyjmij - sapnął dramatycznie - Plus ten prezent... Hm, będziesz dzielić ze mną.

- Nie zrobiłeś tego co myślę... - otworzył kopertę i rozszerzył oczy na prezent - Wydałeś majątek! Przyrzekam, że to szaleństwo - sapnął - Dwa bilety... Jaka miejscowość? To kluczowe...

- Kochanie - zachichotał i wskazał na odpowiednie miejsce, gdzie pod nazwą Queen, znajdowało się miejsce, godzina oraz data.

- Całe kurwa szczęście, bo nie uwierzysz... Muszę dać ci twój prezent świąteczny - odwrócił się do plecaka z którego wyciągnął również kopertę.

- Huh? - spojrzał niezrozumiale na Louisa, zdejmując palec z napisu Londyn.

- Sam sprawdź - zaśmiał się - To zbieg okoliczności, ale tylko my mogliśmy to zrobić.

- Okej - wziął głęboki oddech i zabrał się za otworzenie koperty.

W środku były dwa identyczne bilety, tylko z inną miejscowością, którą był Manchester. Kupili sobie wzajemnie w zasadzie ten sam prezent na święta.

- Pojedziemy na dwa koncerty Queen - w zielonych oczach pojawiły się łzy - Zrobimy to.

- Pojedziemy podbić Londyn i Manchester w ciągu trzech dni - Louis był rozbawiony zbiegiem okoliczności.

- Kocham to! - nachylił się i musnął policzek starszego - Jestem cholernie szczęśliwy w tym momencie Lou.

- Ja też Hazz, najbardziej na świecie. Ale do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze jednej rzeczy - zaznaczył z błyszczącymi oczami.

- Jakiej rzeczy? - odłożył ostrożnie bilety na swoje uda i spojrzał wyczekująco.

- A takiej, żebyś zgodził się być oficjalnie moim chłopakiem - czuł jak jego żołądek ściska się, mimo że Harry już wcześniej dał mu znać, że ma uczucia wobec niego.

- Chętnie zostanę oficjalnie twoim chłopakiem Lou - odłożył rzeczy na bok i wtulił się po prostu w znajome ciało.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro