Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

   Nie chciałam tego. Definitywnie był to najgorszy dzień w moim beztroskim, królewskim życiu. Większość ludzi tkwi w przekonaniu, że coś takiego nie jest możliwe. Miałam pewność, że się nie mylę. Trudno w to uwierzyć, ale niestety, w tym przypadku to ja miałam rację. Sama w to początkowo wątpiłam, ale z czasem moje błędne mniemanie zniknęło. Pojawiło się wtedy ono - wewnętrzne cierpienie. Myśl, która od tamtego momentu nawet na najkrótszą chwilę nie ustąpiła.
On o tym wiedział. Jako jedyny znał całą prawdę. Był tam, obserwował całe zajście jak gdyby nigdy nic, cicho, z ukrycia. Jego obecność nie była jednak przypadkowa, ba - rzekłabym, że zaplanowana. 
Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
Ma prawników. Najlepszych. Takich, których sprawili mu moi rodzice. Mimo tego, wiele by z nimi nie zdziałał. Mógłby jednak bez problemu oczernić mnie w oczach innych.
Kimże jest królewna ze skazą?
Prawdę mówiąc, głównie przez naszą długą znajomość, mającą początek w dzieciństwie zostałam wkopana w to grząskie bagno, w którym teraz jestem zmuszona się taplać.
Upokorzenie, jeszcze pobrudzę sobie buty.
   Chłodny, październikowy wieczór. Zabiłam ją. Nie miałam innego wyjścia. Pociągnęłam za spust po raz pierwszy i ostatni. Koszmarny widok, a  jeszcze gorsze myśli, emocje. Poczułam rozpierającą mnie, wewnętrzną pustkę. Już nigdy nie będę mogła widzieć jej u boku ojca. W jego ramionach.
W swoich ramionach...
   To nie był przypadek, tylko zamierzony atak. Kłóciłam się z myślami, czy aby na pewno postępuję należycie. W końcu, śmierć własnej matki to nic przyjemnego. Szczególnie wtedy, kiedy jest ona z twojej winy.
To mogło skończyć się inaczej. Łagodniej dla naszej rodziny.
   Niby nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bez dwóch zdań się z tym zgadzam. Kosztem księżnej uratowałam kilku bezbronnych i niewinnych osób. Doskonale znałam jej zamiary. Niejednokrotnie słyszałam, jak w nocy dosyć głośno rozmawia sama ze sobą. Inni też zdawali sobie z tego sprawę, ale tłumaczyli to jej chorobą.
Schizofrenią.
   Co byłoby gorsze? Koniec żywota jednej, bardzo ważnej osobistości, czy kilku szarych ludzi?
Media i tak zrobiłyby swoje. Ośmieszyłyby by ją. Władze miałyby prawo do dożywotniego jej aresztowania.
Czy naprawdę moja zbrodnia była bezmyślna i niepotrzebna?
   Tydzień później, to wtedy do mnie przyszedł. Spodziewałam się kogoś innego, ale...  w drzwiach ukazał się on.
Początkowo nie miałam pojęcia, dlaczego mnie odwiedził. Usiadł na sofie.

- Wiem wszystko - odrzekł z przekonaniem.

- Sprecyzuj drugi wyraz. Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli - odpowiedziałam spokojnie.

- Zbrodnia. Śmierć. Zabójstwo. Coś Ci to mówi, Wasza Wysokość? - odparł ironicznym tonem.

- Niczego mi nie udowodnisz - oznajmiłam, z trudem przełykając ślinę.

- Widziałem każdą tamtejszą sekundę. Mam dowody. Istnieje jednak rozwiązanie, dzięki któremu mogłabyś uniknąć więzienia, negatywnej opinii, wrogiego spojrzenia ludzi - zaintrygował.

- Gadaj - rozkazałam szorstko.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam dlaczego. Odczuwałam wewnętrzny, nieprzyjemny niepokój. Serce przyspieszyło tempa.

- Brakuje mi w życiu takiej wygody, jaką Ty możesz sobie zapewnić. Co by było, gdyby role się odwróciły?

- To znaczy?... - spytałam zdziwiona. Wytrzeszczyłam oczy, stałam jak wryta.

- Słuchaj, sprawa jest prosta. Oczekuję szybkiej decyzji. Zostaniesz moją własnością do końca swoich dni. Od zawsze było to moim marzeniem, fascynacją. Ale teraz, kiedy mam taką możliwość... - zatracił się.

- Nie ma mowy! - wrzasnęłam poddenerwowana.

Podszedł do mnie i pogłaskał po rumianym policzku.

- Dodaj jeszcze „panie" i będzie w porządku - zaśmiał się i uniósł jedną brew.

- Co ty sobie wyobrażasz? Masz coś z głową? Jeśli chcesz, mogę oddać cię w ręce specjalistów. Mam znajomości.

- Kocham Twoją zawziętość - przerwał na chwilę - No nic. W takim układzie, jestem zmuszony rozpowszechnić te cenne informacje...

- Zaczekaj! - przerwałam.

- Zaczynasz od dzisiaj - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze... - zacisnęłam zęby, pozornie się zgadzając. 

- Nie zapominaj o „panie".

Właśnie w taki sposób zostałam jego... sama do końca nie wiedziałam, jak to nazwać. Nie byłam też do końca pewna, w co się pakuję. Jedno zaś było dla mnie oczywiste - ta rozmowa jeszcze nie była skończona. Stwierdziłam, iż zanim podejmę ostateczną decyzję, przeanalizuję wszystko na osobności. Czułam, że ta sytuacja nie była taka oczywista, na jaką wyglądała. Nikt nie namówił mnie do pociągnięcia za spust. Ale... czy na pewno?

____________
C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro