Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[6] Tłumacz się.

Louis dosłownie uśmiechnął się słysząc dzwonek do wejściowych drzwi. Wytarł dłonie w ściereczkę i swoim tempem ruszył do przedpokoju. Zdziwił się, że Harry trochę wcześniej przyszedł, ale nie był zły. Wręcz odwrotnie. Otworzył ciemną powłokę z uśmiechem.

- Kochanie, nie za... Zayn? - mocno się zdziwił jego widokiem, tyle tygodni się nie odzywał. Ułożył usta w wąską linię.

- Kochanie? - mulat również się zdziwił.

- Nie ważne. - ułożył dłonie na piersi, Malik nie zepsuje mu dnia.

- Wpuścisz mnie? - spytał.

Wywrócił oczami i po prostu poszedł do kuchni. Jeśli Zayn myślał, że Tomlinson zignoruje ten długi czas nieodzywania, mylił się.

- Co słychać? - spytał siadając przy stoliku.

- Jest dobrze, jestem prawie w ósmym miesiącu ciąży, w każdej chwili mogę zacząć rodzić. - sprawdził jak ma się sos, uwielbiał gotować dla siebie i swojego partnera. (Choć czasem bóle pleców i nóg mu nie pozwalały).

- Pamiętam. - mruknął mulat - Ale widzę, że całkiem nieźle sobie radzisz.

- Tak. - wzruszył ramionami.

- Jesteś na mnie zły?

- Nie wiem, zastanów się. - niemal warknął.

- Wiem, że nie odzywałem się przez dobre tygodnie. - skrzywił się - Ale Niall postawił mnie przed faktem, że robimy sobie wakacje.

- Tłumacz się. - burknął i wyłączył garnek z makaronem.

- Poważnie Lou, nie miałem kontaktu ze światem. Byliśmy w Azji. - westchnął, nie lubił takiego przyjaciela.

Szatyn wziął w ręce ciężki garnek i odcedził makaron - Nie obchodzi mnie to. Niall wiedział, jak się zawsze martwię, ale miał to w dupie.- brudny gar wsadził do drugiej części zlewu.

- Loueh, nie denerwuj się. - poprosił.

- Odczep się, wracaj do Nialla. Ja mam zaraz ważne spotkanie. - przemieszał drewnianą łyżką sos i wyłączył go.

- Przyszedłem specjalnie dla ciebie, wróciliśmy do Anglii cztery godziny temu. - odparł - Mam pamiątki i trochę jedzenia. - kusił, choć nie było to całkiem fair.

Louis przymknął oczy i oparł się o blat. Był naprawdę zły na Zayna, a zwłaszcza na Nialla, dlatego że był takim wielkim dupkiem.

- Loueh. Przepraszam.

- Ty nie masz za co, ale twój chłopak tak. - zazgrzytał zębami.

- Wiem, że Niall jest jaki jest, ale jest moim narzeczonym i nie mogłem mu odmówić.

- Wcześniej się wydawał miłym, fajnym chłopakiem. - w końcu spojrzał na ciemnowłosego - A teraz nie wiem, czy będę chciał przyjść na wasz ślub.

- Lou... Miałeś być moim świadkiem. - pokręcił głową.

- Nie rozumiem Horana i nie wiem, czy chcę. Zna mnie, wie jaki jestem... - spojrzał na zegar, zaraz Harry miał przyjść.

- Porozmawiam z Niallem, może zrobimy wspólną kolacje? - zasugerował delikatnym tonem.

- Nie jestem co do tego pewny. - przyznał, zagryzając dolną wargę. Nie chciał by ten spotkał się z Harrym, po tym jakie Zayn o nim miał wcześniej zdanie.

- Poważnie, chciałbym żeby było wszystko po staremu.

- To Horan się nagle zmienił, nie wiem o co mu chodzi, ty jesteś jedynie moim przyjacielem a nie partnerem! Zresztą mam swoją drugą połówkę. - mówił bardzo szybko.

- Masz chłopaka? - zareagował Zayn.

- Tak.  - westchnął - Od jakiegoś czasu.

- Kim on jest? Znam go? - spytał od razu.

- Nie chcę zapeszać, a on tu zaraz będzie. - niecierpliwił się.

- Mam nie przeszkadzać? - spojrzał na przyjaciela, nie był zły.

- Cholera. - warknął, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Wszystko szło nie tak ja miało. Dobry czas sobie wybrał Zayn na odwiedziny ciężarnego. Naprawdę idealny.

- Chyba dowiem się szybciej, niż miałeś zamiar mnie poinformować. - odparł Malik.

- Wszystko się wali! - fuknął, nim poszedł otworzyć drzwi - Hazza. - mimo wszystko na widok bruneta się rozpromienił. Ten cudownie wyglądał w swojej koszuli i bardziej dopasowanych spodniach, niż trzeba.

- Cześć kochanie. - uśmiechnął się i wszedł do mieszkania.

- Wybacz, ale nici z randki. Zgadnij kto się odnalazł i jest w mojej kuchni. - jego głos ponownie robił się zły.

- Zayn? Kochanie nie denerwuj się. - poprosił, łapiąc jego drobną dłoń w swoją większą.

- Zrobię to dla ciebie i Andrei. - westchnął - Chodźmy do kuchni. - poprosił, nie było sensu tego odwlekać. Pociągnął młodszego do danego pomieszczenia. W środku odrobinę bał się tej konfrontacji.

- Umm, cześć. - odzywa się Harry po wejściu do odpowiedniego pomieszczenia.

Szatyn spojrzał groźnie na Malika. Dawał mu ostrzeżenie.

- Oh, cześć. Jesteś chłopakiem ze szkoły rodzenia. - zauważył, pocierając ręką kark. Oczywistym było, że nie był zadowolony z tego obrotu sytuacji.

- Em, tak. -  Styles pokiwał głową. Usiadł na drugim prześle, gdzie kazał mu szatyn. Tomlinson zawsze się martwił, ale na odwrót też to działało.

Atmosfera była dość gęsta, Louis mierzył wzrokiem Zayna, który starał się rozgryźć Harry'ego.

- Jesz z nami? - Louis miał dość dlatego spytał mulata, wiedząc że ten coś mówił o jedzeniu.

- Nie będę wam przeszkadzał, ale będę chciał z tobą pogadać Lou. Jutro albo kiedy będziesz mógł.

Szatyn westchnął, nim pokiwał głową. Przecież nie mógł się chować przed przyjacielem - I lepiej ty porozmawiaj z Niallem.

- Zrobię to, miłego popołudnia. - mruknął mulat i skierował się do drzwi, zabrał ze sobą też torbę. Nakarmi siebie i Irlandczyka, a pamiątki da innym razem Louisowi.

- Dziękujemy, wzajemnie! - zawołał, nim odetchnął z ulgą.

- To było... - Harry szukał słów,odzywając się dopiero kiedy ten wyszedł.

- Cholernie stresujące i dziwne? - zauważył.

- Tak coś w tym stylu. - przyznał, kiwając głową.

- Jemy? - nie chciał zniszczyć dnia.

- Od progu czułem piękne zapachy. - mruknął.

- To tylko makaron z sosem. - zarumienił się i naszykował dwie porcje.

- To aż makaron z na pewno pysznym sosem. - oblizał wargi. Często razem jadali posiłki. To było cholernie miłe.

- Głodni? - położył dwie duże porcje przy stoliku.

- Jak wilki, a ostatnio to coraz bardziej. - przyznał łapiąc widelec.

- To dobrze. - usiadł i obdarzył młodszego mężczyznę szerokim uśmiechem.

Zaczęli jeść, wymieniając przy tym zdania. Uwielbiali spędzać razem, wspólnie czas. I robili to coraz częściej, wspólne dni zaczynały być codziennością. A oni w tym przepadali.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro