Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[5] Chłopiec!

Kolejny rozdział dla was i prośmy o komentarze, one baaardzo motywują 💪

Harry stał pod drzwiami mieszkania Louisa, do którego poszedł od razu po swojej wizycie. Był już w szóstym miesiącu ciąży, a przez ostatni czas stali się z Tomlinsonem naprawdę dobrymi przyjaciółmi.

- Oh, Harry. - szatyn otworzył drzwi, jego brzuch był naprawdę duży, przez to że był już w siódmym miesiącu.

- Chłopiec! - zawołał bez przywitania.

- Ojej! - przytulił przyjaciela, na tyle ile mógł.

- W końcu się pokazał. - szepnął brunet.

- Zaraz znajdę wszystkie rzeczy! - obiecał Louis, odsuwając się i wypuszczając młodszego do środka.

- Na spokojnie Lou. - uśmiechnął się szeroko.

Starszy zamknął za brunetem drzwi i razem poszli do salonu - Tak się cieszę!

- Ja też, naprawdę. - przyznał, zielone oczy były jasne i błyszczały szczęśliwymi iskierkami.

- Opowiadaj wszystko. - poprosił, wygodnie siadając na meblu.

- Mały ma się dobrze, dobrze się rozwija i słyszałem jego serduszko. - przymknął oczy, starał się ukryć łzy wzruszenia.

Tomlinson nie mógł przestać się uśmiechać, kiedy słyszał słowa młodszego.

- Zobacz! - wyciągnął zdjęcie usg, jego entuzjazm był zadziwiający.

Louis nie widział go tak wcześniej cieszącego się z bycia w ciąży. To było bardzo dziwne ale miłe do oglądania. Z uśmiechem oglądali wyraźnie zdjęcie maluszka i Louis nawet mocno się ekscytował, kiedy widział te wszystkie szczegóły małego, nim Harry schował fotografię.

- Jak tam u was? - spytał.

- Wszystko dobrze, powoli miewam skurcze. - skrzywił się.

- Już? - zdziwił się.

- Hazza, one szykują powoli do porodu, z każdym tygodniem będą coraz częstsze. - tłumaczył.

- Uh, no tak. - mruknął.

- Czekaj aż ty to poczujesz. - pogroził mu palcem.

Brunet położył dłonie na brzuszku i skrzywił się mocno.

- Mały kopie. - zauważył szatyn i ułożył rękę na większej dłoni.

- Uh, tak. - sapnął. Nie lubił tego uczucia.

Szatyn nie zabierał swojej ręki, chcąc go wspierać, wiedząc jak mężczyzna źle pod względem psychicznym przechodzi ciążę.

- Dziwne uczucie. - przyznał.

- No wiesz, ktoś cię kopie od środka. - zaśmiał się

Harry spojrzał prosto w niebieskie oczy i lekko pokiwał głową. Szatyn oddał delikatnie uśmiech. Harry miał mętlik w głowie, patrzył cały czas na starszego chłopaka i był nim zauroczony. Właśnie tak, przyjaźń była podstawą tego wszystkiego.

- Może... - Louis zaciął się, tonąc w zielonych oczach.

- Może? - mruknął Styles.

- Może pójdę poszukać tych ubranek? - spojrzał na bok i zabrał swoją rękę.

- Okej, to dobry plan. - odchrząknął.

Szatyn z jękiem wstał i poszedł do w połowie zrobionego pokoiku dla swojej córeczki. Harry nie mogąc się powstrzymać ruszył za nim - Andrea, tu będzie twój pokoik, ale mamusia nie jest zła i będziesz na początku ze mną w sypialni. - mówił do brzuszka, przeszukując szafę.

- Więc, masz już imię? - spytał brunet.

- Cholera, Hazz. - podskoczył, opuszczając właściwe ubranka.

- Przepraszam? - zachichotał.

- Wracając, dziś spodobało mi się to imię. - jakoś złapał kupkę ubranek i podszedł do innej szafki, z której wyjął dwie pary ciemnych vansów.

- Jest ładne. - przyznał Harry.

- Dziękuję! - uśmiechnął się i zmarszczył brwi - Tu cie mam! - złapał kocyk w dinozaury - możemy iść do salonu, wszystko sobie obejrzysz.

- Jasne. - leniwie przeszli do odpowiedniego pomieszczenia i usiedli. Louis podał mu rzeczy i pozwolił, by ten wszystko uważnie przyglądał.

- Chętnie odkupię od ciebie wszystko. - zaznaczył Harry.

- Dostajesz to za darmo. - odparł, przyglądając się jak ten patrzy z uśmieszkiem na ubranka.

- Jakoś się odwdzięczę, kupię coś dla małej. - obiecał, nie mógł tego wszystkiego przyjąć za darmo.

- Dobrze, uparciuchu. - pokręcił głową.

- I tak dziękuję. - uśmiechnął się pod nosem.

Starszy już nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się młodszemu. Brunet dokładnie wszystko złożył i odłożył na stolik. Tomlinson za to pochylił się po pilot od telewizora i włączył go. Harry rozsiadł się wygodnie, wyciągając swoje nogi.

- Jesteśmy bliżej, niż dalej. - zorientował się, nie był na to gotowy  - Ja już mogę w każdej chwili rodzić!

- Lou, jesteś w siódmym miesiącu. To zdecydowanie za wcześnie. - przypomniał mu.

- Jeszcze miesiąc ciąży, a potem mogę zacząć rodzić! Moja mama zawsze wcześniej rodziła... - mówił jak najęty. Nie był gotowy na poród.

- Louis, proszę nie strasz mnie. - jęknął brunet, ściskając w dłoniach swój brzuch.

- Okej, okej, przepraszam. - ogarnął się.

- I tak się cholernie boję i nie jestem nawet trochę gotowy. - przerażenie było słyszalne w jego głosie.

- Do tego nie da rady być się gotowym...

- No tak, ale te rzeczy, które mi dałeś są pierwszymi jakie mam dla niego. - przyznał, a jego policzki pokryły się czerwienią. Powinien być bardziej gotowy.

- O nie Harold. - ponownie wstał i sięgnął po laptopa - Znam świetną i tanią stronę ze zrobieniem własnej wyprawki dla dziecka.

- Dam radę Lou, po prostu ehh, nie wiem sam. - był skrępowany.

- Cicho, pokochasz to. - był pewny, logując się i szybko znajdując odpowiednią stronę - Tylko spójrz... - na ekranie ukazały się różne mebelki i akcesoria.

- Są urocze. - przyznał, siadając bliżej Louisa.

- I tylko zmienimy tu na chłopca. - wykonał parę kroków i spójrz! Mamy łóżeczka, wózki... Ciuszki.

- Uh tak, ale myślę że powinienem najpierw porozmawiać z mamą, bo wiesz... Ja nie zarabiam. - zawstydził się.

- Oj dalej, wujek Tommo ci pomoże, mam dużo oszczędności... - zachęcał go.

- Przestań Lou, te ciuszki to dla mnie dużo. Dostanę pożyczkę studencką i spłacę ją projektami. - mruknął.

- Ale Harry! Daj mi powiedzieć do końca... - wywrócił oczami.

- Okej. - spojrzał na starszego z wyczekiwaniem.

- A ty mi za to, kiedy się obronisz... Zaprojektujesz domek, hm? Bo mam własną działkę po dziadkach...- wyjaśnił swój punkt widzenia.

- Nie widziałeś nawet moich projektów Lou... - pokręcił głową, to był szalony pomysł.

- Widziałem, ten z ładnym średnim piętrowym domkiem i sporym ogrodem... Zakochałem się w tym projekcie. - wyznał z czerwonymi policzkami. To był czysty przypadek! Nie grzebał w rzeczach Stylesa.

- Grzebałeś w moich projektach? - zdziwił się.

- Zostawiłeś na wierzchu - bronił się.

- Oh, okej. - odchrząknął.

- Naprawdę! - uniósł głos - Szykowałeś się wtedy na zaliczenia i ci kartki wypadły, pamiętasz? - to było po ich wspólnym śniadaniu. Może i Louis był ciekawski, ale nigdy nie grzebał w cudzych rzeczach. Trochę prywatności.

- Już wiem. - uderzył się dłonią w czoło.

- I na prawdę masz talent, to co na to powiesz? - wciąż miał czerwone policzki.

- Ja, okej. Dobrze. - pokiwał głową.

- To wybieraj sobie rzeczy. - położył mu laptopa na kolanach i sam spoglądał na ekran.

Harry bardzo ostrożnie wybierał rzeczy, nie chciał przesadzić, ale też nie wiedział ile czego będzie potrzebował.

- To weź. - pokazał na jeden  przewijak szatyn - Do tego to, to się przyczepia do łóżeczka i potrafi uspokoić dziecko.

- Dobry pomysł. - wybrał odpowiedni wzór i wrzucił do koszyka - Sporo wyszło.

- Daj spokój. - machnął ręką - Za ten projekt jestem wstanie wszystko zrobić. - przeszli po jeszcze ostatnią, najważniejszą rzecz, czyli wózek.

W końcu wybrali bardzo funkcjonalny sprzęt, który posłuży brunetowi na długi czas.

- I teraz. - zrobił parę kroków i zamówił - Będziesz to miał do dwóch dni.

- Poważnie? Dwa dni? To szybko. - to było po prostu szalone.

- To takie nowe, co? - posłał mu uśmiech.

- Bardzo. - pokiwał głową - Liam ma jakoś pod koniec miesiąca przyjść i pomóc mi w urządzeniu pokoiku, wiesz malowanie i tak dalej.

- To super, ja ostatnio gadałem z Zaynem ponad dwa tygodnie temu. - odparł smutno.

- Czemu tak dawno?

- Nie wiem, nie odzywał się. Raz do niego dzwoniłem i nic, chyba serio mieli mnie dość. - skrzywił się. Nie miał już łez do wypłakania, ale wciąż bolało.

- Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. - chwycił jego dłoń.

- Nie wiem, smutno mi. - odłożył laptopa i ścisnął większą rękę.

- Masz mnie w zamian. - starał się go pocieszyć.

- Dziękuję. - otarł łzę z policzka, cholera. Przecież one powinny się skończyć.

- Nie płacz Lou, nie powinieneś się denerwować. - szepnął delikatnie, serce mu się krajało.

- Ale to boli!

- Ja wiem. - oparł swoje czoło o to należące do szatyna.

Louis spojrzał w zielone oczy, pociągając nosem. Brunet nie myśląc za wiele połączył ich usta w powolnym pocałunku.

Starszy przez chwilę go nie oddawał, zaskoczony nim sam kontynuował pocałunek, choć brzuchy im trochę przeszkadzały. Młodszy ułożył dłoń na miękkim policzku niebieskookiego i pogłębił pocałunek. Louisowi bardzo się to podobało. Harry miał coś w sobie i nie mógł się mu oprzeć. Ich usta po dłuższym czasie oderwały się od siebie,

Harry utrzymywał przymknięte oczy nie wiedząc jakiej reakcji może się spodziewać. To było cholernie szalone i nieodpowiedzialne.

- Wow... - szepnął Tomlinson.

- Mhm... - mruknął brunet.

Szatyn odsunął się delikatnie i spojrzał na mężczyznę. - Dlaczego to zrobiłeś, Hazz? - przez to obaj mieli tyle w sobie emocji.

- Lubię cię Lou, bardzo. - przyznał dość niepewnym głosem. Bał się odrzucenia.

- A dzieci, ciąże... - był zaskoczony - Ty też mi się podobasz, ale...

- Nie wiem Lou, to jest popaprane. Ale chciałbym czegoś więcej. - potarł dłonią kark, pociągając za kilka loczków.

- Ale dzieci. - zagryzł dolną wargę.

- Co dzieci? - spytał.

- Bo jeśli nam wyjdzie, to jedno będzie mówić do ciebie mamo, a drugie do mnie. - wyjaśnił, jakby to było oczywiste.

- Znaczy uh, nie chcę żeby on do mnie mówił mamo. - przyznał Harry.

- A jak? - zdziwił się przeokropnie.

- Wolałbym tato albo nawet po imieniu, ale nie mamo. - tłumaczył. Wszystko brało się szczerze z jego serca. Kątem oka spojrzał na rzeczy i zagryzł dolną wargę. To było takie nowe.

- Po imieniu to nie fajne, tato by ci pasowało. - szturchnął go.

- Mówisz? - uniósł brew.

- Tak. - ponownie zagryzł dolną wargę.

- Ale będę potrzebował mamusi dla małego, a ty tatusia dla małej. - mówił znacząco.

- Sugerujesz coś?- zaczął unosić brwi.

- Że moglibyśmy spróbować? No wiesz spotkać się i zobaczymy co z tego wyjdzie.

- Jestem za i... I dzieci nie powinny być bez jednego rodzica. - ucałował policzek bruneta.

- Więc co powiesz na randkę? - spytał brunet.

- Randka, coś domowego? - poprosił - Nogi straszliwe szybko mi się męczą.

- Mi też. - zaśmiał się Harry - Coś domowego.

- Jej - zawołał - wszystko powoli się układało.

Mieli tylko nadzieję, że na lepsze.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro