[5] Chłopiec!
Kolejny rozdział dla was i prośmy o komentarze, one baaardzo motywują 💪
Harry stał pod drzwiami mieszkania Louisa, do którego poszedł od razu po swojej wizycie. Był już w szóstym miesiącu ciąży, a przez ostatni czas stali się z Tomlinsonem naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
- Oh, Harry. - szatyn otworzył drzwi, jego brzuch był naprawdę duży, przez to że był już w siódmym miesiącu.
- Chłopiec! - zawołał bez przywitania.
- Ojej! - przytulił przyjaciela, na tyle ile mógł.
- W końcu się pokazał. - szepnął brunet.
- Zaraz znajdę wszystkie rzeczy! - obiecał Louis, odsuwając się i wypuszczając młodszego do środka.
- Na spokojnie Lou. - uśmiechnął się szeroko.
Starszy zamknął za brunetem drzwi i razem poszli do salonu - Tak się cieszę!
- Ja też, naprawdę. - przyznał, zielone oczy były jasne i błyszczały szczęśliwymi iskierkami.
- Opowiadaj wszystko. - poprosił, wygodnie siadając na meblu.
- Mały ma się dobrze, dobrze się rozwija i słyszałem jego serduszko. - przymknął oczy, starał się ukryć łzy wzruszenia.
Tomlinson nie mógł przestać się uśmiechać, kiedy słyszał słowa młodszego.
- Zobacz! - wyciągnął zdjęcie usg, jego entuzjazm był zadziwiający.
Louis nie widział go tak wcześniej cieszącego się z bycia w ciąży. To było bardzo dziwne ale miłe do oglądania. Z uśmiechem oglądali wyraźnie zdjęcie maluszka i Louis nawet mocno się ekscytował, kiedy widział te wszystkie szczegóły małego, nim Harry schował fotografię.
- Jak tam u was? - spytał.
- Wszystko dobrze, powoli miewam skurcze. - skrzywił się.
- Już? - zdziwił się.
- Hazza, one szykują powoli do porodu, z każdym tygodniem będą coraz częstsze. - tłumaczył.
- Uh, no tak. - mruknął.
- Czekaj aż ty to poczujesz. - pogroził mu palcem.
Brunet położył dłonie na brzuszku i skrzywił się mocno.
- Mały kopie. - zauważył szatyn i ułożył rękę na większej dłoni.
- Uh, tak. - sapnął. Nie lubił tego uczucia.
Szatyn nie zabierał swojej ręki, chcąc go wspierać, wiedząc jak mężczyzna źle pod względem psychicznym przechodzi ciążę.
- Dziwne uczucie. - przyznał.
- No wiesz, ktoś cię kopie od środka. - zaśmiał się
Harry spojrzał prosto w niebieskie oczy i lekko pokiwał głową. Szatyn oddał delikatnie uśmiech. Harry miał mętlik w głowie, patrzył cały czas na starszego chłopaka i był nim zauroczony. Właśnie tak, przyjaźń była podstawą tego wszystkiego.
- Może... - Louis zaciął się, tonąc w zielonych oczach.
- Może? - mruknął Styles.
- Może pójdę poszukać tych ubranek? - spojrzał na bok i zabrał swoją rękę.
- Okej, to dobry plan. - odchrząknął.
Szatyn z jękiem wstał i poszedł do w połowie zrobionego pokoiku dla swojej córeczki. Harry nie mogąc się powstrzymać ruszył za nim - Andrea, tu będzie twój pokoik, ale mamusia nie jest zła i będziesz na początku ze mną w sypialni. - mówił do brzuszka, przeszukując szafę.
- Więc, masz już imię? - spytał brunet.
- Cholera, Hazz. - podskoczył, opuszczając właściwe ubranka.
- Przepraszam? - zachichotał.
- Wracając, dziś spodobało mi się to imię. - jakoś złapał kupkę ubranek i podszedł do innej szafki, z której wyjął dwie pary ciemnych vansów.
- Jest ładne. - przyznał Harry.
- Dziękuję! - uśmiechnął się i zmarszczył brwi - Tu cie mam! - złapał kocyk w dinozaury - możemy iść do salonu, wszystko sobie obejrzysz.
- Jasne. - leniwie przeszli do odpowiedniego pomieszczenia i usiedli. Louis podał mu rzeczy i pozwolił, by ten wszystko uważnie przyglądał.
- Chętnie odkupię od ciebie wszystko. - zaznaczył Harry.
- Dostajesz to za darmo. - odparł, przyglądając się jak ten patrzy z uśmieszkiem na ubranka.
- Jakoś się odwdzięczę, kupię coś dla małej. - obiecał, nie mógł tego wszystkiego przyjąć za darmo.
- Dobrze, uparciuchu. - pokręcił głową.
- I tak dziękuję. - uśmiechnął się pod nosem.
Starszy już nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się młodszemu. Brunet dokładnie wszystko złożył i odłożył na stolik. Tomlinson za to pochylił się po pilot od telewizora i włączył go. Harry rozsiadł się wygodnie, wyciągając swoje nogi.
- Jesteśmy bliżej, niż dalej. - zorientował się, nie był na to gotowy - Ja już mogę w każdej chwili rodzić!
- Lou, jesteś w siódmym miesiącu. To zdecydowanie za wcześnie. - przypomniał mu.
- Jeszcze miesiąc ciąży, a potem mogę zacząć rodzić! Moja mama zawsze wcześniej rodziła... - mówił jak najęty. Nie był gotowy na poród.
- Louis, proszę nie strasz mnie. - jęknął brunet, ściskając w dłoniach swój brzuch.
- Okej, okej, przepraszam. - ogarnął się.
- I tak się cholernie boję i nie jestem nawet trochę gotowy. - przerażenie było słyszalne w jego głosie.
- Do tego nie da rady być się gotowym...
- No tak, ale te rzeczy, które mi dałeś są pierwszymi jakie mam dla niego. - przyznał, a jego policzki pokryły się czerwienią. Powinien być bardziej gotowy.
- O nie Harold. - ponownie wstał i sięgnął po laptopa - Znam świetną i tanią stronę ze zrobieniem własnej wyprawki dla dziecka.
- Dam radę Lou, po prostu ehh, nie wiem sam. - był skrępowany.
- Cicho, pokochasz to. - był pewny, logując się i szybko znajdując odpowiednią stronę - Tylko spójrz... - na ekranie ukazały się różne mebelki i akcesoria.
- Są urocze. - przyznał, siadając bliżej Louisa.
- I tylko zmienimy tu na chłopca. - wykonał parę kroków i spójrz! Mamy łóżeczka, wózki... Ciuszki.
- Uh tak, ale myślę że powinienem najpierw porozmawiać z mamą, bo wiesz... Ja nie zarabiam. - zawstydził się.
- Oj dalej, wujek Tommo ci pomoże, mam dużo oszczędności... - zachęcał go.
- Przestań Lou, te ciuszki to dla mnie dużo. Dostanę pożyczkę studencką i spłacę ją projektami. - mruknął.
- Ale Harry! Daj mi powiedzieć do końca... - wywrócił oczami.
- Okej. - spojrzał na starszego z wyczekiwaniem.
- A ty mi za to, kiedy się obronisz... Zaprojektujesz domek, hm? Bo mam własną działkę po dziadkach...- wyjaśnił swój punkt widzenia.
- Nie widziałeś nawet moich projektów Lou... - pokręcił głową, to był szalony pomysł.
- Widziałem, ten z ładnym średnim piętrowym domkiem i sporym ogrodem... Zakochałem się w tym projekcie. - wyznał z czerwonymi policzkami. To był czysty przypadek! Nie grzebał w rzeczach Stylesa.
- Grzebałeś w moich projektach? - zdziwił się.
- Zostawiłeś na wierzchu - bronił się.
- Oh, okej. - odchrząknął.
- Naprawdę! - uniósł głos - Szykowałeś się wtedy na zaliczenia i ci kartki wypadły, pamiętasz? - to było po ich wspólnym śniadaniu. Może i Louis był ciekawski, ale nigdy nie grzebał w cudzych rzeczach. Trochę prywatności.
- Już wiem. - uderzył się dłonią w czoło.
- I na prawdę masz talent, to co na to powiesz? - wciąż miał czerwone policzki.
- Ja, okej. Dobrze. - pokiwał głową.
- To wybieraj sobie rzeczy. - położył mu laptopa na kolanach i sam spoglądał na ekran.
Harry bardzo ostrożnie wybierał rzeczy, nie chciał przesadzić, ale też nie wiedział ile czego będzie potrzebował.
- To weź. - pokazał na jeden przewijak szatyn - Do tego to, to się przyczepia do łóżeczka i potrafi uspokoić dziecko.
- Dobry pomysł. - wybrał odpowiedni wzór i wrzucił do koszyka - Sporo wyszło.
- Daj spokój. - machnął ręką - Za ten projekt jestem wstanie wszystko zrobić. - przeszli po jeszcze ostatnią, najważniejszą rzecz, czyli wózek.
W końcu wybrali bardzo funkcjonalny sprzęt, który posłuży brunetowi na długi czas.
- I teraz. - zrobił parę kroków i zamówił - Będziesz to miał do dwóch dni.
- Poważnie? Dwa dni? To szybko. - to było po prostu szalone.
- To takie nowe, co? - posłał mu uśmiech.
- Bardzo. - pokiwał głową - Liam ma jakoś pod koniec miesiąca przyjść i pomóc mi w urządzeniu pokoiku, wiesz malowanie i tak dalej.
- To super, ja ostatnio gadałem z Zaynem ponad dwa tygodnie temu. - odparł smutno.
- Czemu tak dawno?
- Nie wiem, nie odzywał się. Raz do niego dzwoniłem i nic, chyba serio mieli mnie dość. - skrzywił się. Nie miał już łez do wypłakania, ale wciąż bolało.
- Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. - chwycił jego dłoń.
- Nie wiem, smutno mi. - odłożył laptopa i ścisnął większą rękę.
- Masz mnie w zamian. - starał się go pocieszyć.
- Dziękuję. - otarł łzę z policzka, cholera. Przecież one powinny się skończyć.
- Nie płacz Lou, nie powinieneś się denerwować. - szepnął delikatnie, serce mu się krajało.
- Ale to boli!
- Ja wiem. - oparł swoje czoło o to należące do szatyna.
Louis spojrzał w zielone oczy, pociągając nosem. Brunet nie myśląc za wiele połączył ich usta w powolnym pocałunku.
Starszy przez chwilę go nie oddawał, zaskoczony nim sam kontynuował pocałunek, choć brzuchy im trochę przeszkadzały. Młodszy ułożył dłoń na miękkim policzku niebieskookiego i pogłębił pocałunek. Louisowi bardzo się to podobało. Harry miał coś w sobie i nie mógł się mu oprzeć. Ich usta po dłuższym czasie oderwały się od siebie,
Harry utrzymywał przymknięte oczy nie wiedząc jakiej reakcji może się spodziewać. To było cholernie szalone i nieodpowiedzialne.
- Wow... - szepnął Tomlinson.
- Mhm... - mruknął brunet.
Szatyn odsunął się delikatnie i spojrzał na mężczyznę. - Dlaczego to zrobiłeś, Hazz? - przez to obaj mieli tyle w sobie emocji.
- Lubię cię Lou, bardzo. - przyznał dość niepewnym głosem. Bał się odrzucenia.
- A dzieci, ciąże... - był zaskoczony - Ty też mi się podobasz, ale...
- Nie wiem Lou, to jest popaprane. Ale chciałbym czegoś więcej. - potarł dłonią kark, pociągając za kilka loczków.
- Ale dzieci. - zagryzł dolną wargę.
- Co dzieci? - spytał.
- Bo jeśli nam wyjdzie, to jedno będzie mówić do ciebie mamo, a drugie do mnie. - wyjaśnił, jakby to było oczywiste.
- Znaczy uh, nie chcę żeby on do mnie mówił mamo. - przyznał Harry.
- A jak? - zdziwił się przeokropnie.
- Wolałbym tato albo nawet po imieniu, ale nie mamo. - tłumaczył. Wszystko brało się szczerze z jego serca. Kątem oka spojrzał na rzeczy i zagryzł dolną wargę. To było takie nowe.
- Po imieniu to nie fajne, tato by ci pasowało. - szturchnął go.
- Mówisz? - uniósł brew.
- Tak. - ponownie zagryzł dolną wargę.
- Ale będę potrzebował mamusi dla małego, a ty tatusia dla małej. - mówił znacząco.
- Sugerujesz coś?- zaczął unosić brwi.
- Że moglibyśmy spróbować? No wiesz spotkać się i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Jestem za i... I dzieci nie powinny być bez jednego rodzica. - ucałował policzek bruneta.
- Więc co powiesz na randkę? - spytał brunet.
- Randka, coś domowego? - poprosił - Nogi straszliwe szybko mi się męczą.
- Mi też. - zaśmiał się Harry - Coś domowego.
- Jej - zawołał - wszystko powoli się układało.
Mieli tylko nadzieję, że na lepsze.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro