[4] Niespodziewana wizyta.
Poprosimy o komentarze! Dzięki temu Karo się lepiej sprawdza! Akcja motywacja 💙💚
Harry siedział nad jednym z projektów, plan zajmował cały jego stół. Chodził wokół niego, nie mogąc się zdecydować, gdzie nanieść jeden ze swoich pomysłów. Jego nogi dawały już skę we znaki, a brzuch robił się coraz cięższy. Na ustach ciągle czuł zachciankę czegoś domowego i pysznego.
Westchnął, słysząc dzwonek do drzwi, obiecał sobie, że jeśli to znowu Liam, to zatrzaśnie mu drzwi dosłownie przed nosem.
- Hej Hazz! Zrobiłem ciasto i pomyślałem, że mogę się z tobą podzielić. - przywitał się z czerwonymi policzkami Louis.
- Oh. Jasne. Zapraszam.- zrobił krok do tyłu. Był zaskoczony, ale była to naprawdę miła niespodzianka.
Szatyn niepewnie wszedł do środka, poprawiając dalerz w dłoniach - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie, no co ty. I tak nie mam weny. - mruknął, składając plan, kiedy weszli do salonu.
Tomlinson pokiwał głową i położył talerz pełen ciasta na pustym już stole.
- Pachnie dobrze, co to? - mruknął pakując się do dużej teczki.
- Ciasto marchewkowe, mój własny przepis. - oblizał usta - Ale jest też orzechowiec, nie miałem co robić w domu.
- Czytasz mi chyba w myślach. - jęknął, jego kubki smakowe prędko wprawiły się w ruch.
- Zachcianki? - zachichotał - Chyba mamy podobne...
- W takim razie, gorąca czekolada do tego? - spojrzał na szatyna.
- Tak, proszę. - jego oczy zabłyszczały.
- Chodźmy do kuchni. - zasugerował.
Starszy sięgnął po talerz i ruszył za młodszym - Mamy podobne ułożenie mieszkania. - zauważył po chwili.
- Są nie duże, ale wygodne. - przyznał brunet.
- Nie takie nie duże - zachichotał i z ulgą usiadł na krześle - Gemma bardzo rzadko mnie tu zapraszała, bardziej szaleliśmy u mnie.
- Nigdy nie wspominała mi o tobie. - zastawiał się zielonooki, grzebiąc w lodówce.
-Nie mówiła o żadnym Boo? - zawsze go tak nazywała.
- Chwila... Boo to Ty? - zaczął się śmiać.
- Tak? - zmarszczył brwi.
- Myślałem, że to jakiś dzieciak z jej sąsiedztwa. - uspokoił się trochę.
- Mama tak mnie zawsze nazywa i ona to podłapała. - przyznał, przyglądając się poczynaniom młodszego.
- Zapamiętam. - mruknął, mieszając w kubkach.
Szatyn westchnął, kiedy mała się rozbudziła i zaczęła kopać go intensywnie od środka. Tyle z jego spokoju.
- Coś się stało? - Harry zobaczył minę swojego gościa.
- Mała atakuje. - przyznał, wciąż się krzywiąc.
- Oooh, więc to dziewczynka? - uśmiechnął się.
- Te parę dni temu się dowiedziałem, chyba nie spostrzegłeś jak się zwracam mówiąc o brzuchu. - zaśmiał się - Ale tak, to ona.
- Możliwe. - przyznał.
- A ty czujesz już ruchy?
- Dalej nie. - mruknął, odwracając wzrok.
- Hej no. - niemal od razu zauważył jego zachowanie - Mów co tam się dokładnie dzieje w tej twoiej lokatej głowie.
- Trochę się martwię, ale jutro mam wizytę, więc zapytam. - westchnął.
- Mogę ci powiedzieć z mojego doświadczenia... Mam szóstkę rodzeństwa. - mruknął - Ruchy można odczuć od piątego, ale nawet znacznie później.
- Woah, dużo was. - przyznał.
- My Tomlinsonowie kochamy duże rodziny. - zachichotał, mówiąc całkowicie poważnie.
- Chciałbym mieć dużą rodzinę. - postawił kubek przed szatynem.
- Witaj w klubie, ty dopiero poznasz płeć? - upewnił się.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jutro. - skinął i usiadł wygodnie.
- Jeśli będziesz miał chłopca, to mam kilka rzeczy do oddania, bo kupiłem za dużo... - przyznał z nieśmiałym uśmiechem.
- Kupowałeś dla chłopca? - spytał, unosząc brew.
- Tak, na początku napaliłem się na niego, bo chciałem mieć kogo uczyć w piłkę grać...
- Jeśli będę miał synka, będziesz mógł go uczyć. - zaśmiał się.
- Będę najlepszym wujkiem! - wystawił w jego stronę język i podziękował, kiedy otrzymał kubek.
- Ja co najwyżej umiem rysować, tak myślę. - przyznał po dłuższej chwili namysłu.
- To będziesz pomagał mojej małej. - uniósł brwi i upił łyka ciepłego napoju. Niemal nie mruknął na przyjemny dla języka smak.
- To jest pyszne. - jęknął, jedząc pierwszy kawałek ciasta.
- Dziękuję, lubię gotować... - przyznał - Piec...
- Mi to średnio wychodzi. - skrzywił się.
- W takim razie zapraszam na moje obiadki, obu nam przyda się towarzystwo. - zabrał się za swoje marchewkowe pyszności.
- dogadamy się. - jego oczy zabłyszczały. Oczywistym było, że nie odmówiłby domowym obiadom, których ostatnio mu brakowało. Był okropnie słabym kucharzem.
Szatyn skinął głową, przyjemnie było zjeść w nowym, miłym towarzystwie. Po chwili rozdzwonił się telefon, tym razem Harry przewrócił oczami i spojrzał na ekran.
- Kontrola? - spytał cicho Louis.
- Liam, aż nie mam ochoty odbierać. - westchnął.
- To nie rób tego. - wzruszył ramionami - Potem powiesz, że miałeś drzemkę.
- Mam nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy, żeby przyjść. - wyciszył urządzenie.
- Zobaczymy. - odsunął od siebie pusty talerzyk.
- Jak daleko byłeś w ciąży, jak się o niej dowiedziałeś?
- Prawie w czwartym miesiącu, dość późno. Zemdlałem i przyjeli mnie do szpitala. - opowiedział, to nie było aż tak dawno temu - A ty?
- Dziewiąty tydzień. Miałem okropne nudności, na początku wmawiałem sobie że przejdzie, jednak odwodniłem się i mama mnie siłą do lekarza zaprowadziła. - mruknął, krzywiąc się na samo wspomnienie.
- Owh. - sam miał nietęgą minę - To od razu się dowiedziała.
- Tak, była w niezłym szoku, tak jak i ja. - skinął.
- Moja obiecała uciąć kutasa mojemu byłemu. - przypomniał sobie jedną z wielu rozmów.
- Przydałoby się mu. - zaśmiał się Harry - Moja dalej próbuje wyciągnąć ode mnie kto jest ojcem.
Szatyn pokręcił głową, to wszystko było takie dziwne.
- Ale po co mówić? Rzucę imieniem i nazwiskiem, którego i tak nie zna. To nie zmieni jej życia.
- Tu masz rację. - ziewnął - Przepraszam, czas drzemki się zbliża.
- No jasne, ja dziś wyjątkowo dobrze się mam. - stwierdził.
- Zobaczymy później.- mimo wszystko, zachichotał.
- Pewnie się zdrzemnę. - wzruszył ramionami.
W końcu jednak szatyn musiał wyjść na swoją dzienną drzemkę. Harry naprawdę polubił tego chłopaka i miał nadzieję, że ich znajomość nie urwie się za szybko. Mogli stać się przyjaciółmi, prawda?
Kola 💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro