Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[29] Mamy silnego chłopca.


Przedostatni!!!

Harry opuścił trochę pracy, którą miał zrobić w ostatnich dniach. Do tego przywiózł do domu dzieci, które ostatnio zdecydowanie za dużo czasy spędzały u dziadków. Razem z Louisem Tęsknili za nimi, a teraz postanowił zrobić niespodziankę mężowi, ktory był na kolejnym usg. Andrea i Kai siedzieli na środku jego gabinetu z ogromną kartką papieru i kredkami. Mieli swój czas, a Harry mógł spokojnie zająć się firmą. Styles nie żałował swojej decyzji, na temat własnej firmy. Mimo, że od niedawna był samodzielnie na rynku, to miał sporo klientów i o wiele lepsze pieniądze.

- Kiedy mama? - spytał po raz kolejny Kai.

- Niedługo synku - odparł, spoglądając z nad papierów na kilkulatka. Sam się martwił, z czym mąż do niego wróci.

Czas ciągnął się niemiłosiernie, a skupienie Harry'ego z każdą minutą spadało. Dzieciaki przez ciągłe marudzenie zasnęły. Harry dobry miał pomysł z jednym kojcem w gabinecie. Brunet wstał w końcu ze swojego miejsca i rozprostował kości, chwycił telefon by spojrzeć czy Louis nie próbował kontaktować się z im. Nic zero jakichkolwiek wiadomości, czy też nieodebranych połączeń. Postanowił sam do niego zadzwonić, nie miał cierpliwości w takich sprawach. Kiedy właśnie wykręcał swój numer, do środka wszedł szatyn, który miał czerwone policzki, jak i oczy. To jedno mówiło, że płakał.

- Lou? - odrzucił połączenie i odłożył urządzenie.

- Harry - powiedział lekko załamanym głosem, nim zdjął kurtkę i podszedł do męża

- C-Co się stało? - szepnął biorąc go w objęcia.

- Jest zdorwe H, lekarz mówi, że to dzięki odpoczynkowi... - spojrzał w zielone oczy - Nie mamy czym się martwić, ciąża idzie bardzo dobrze.

- Boże Louis, przestraszyłem się - odetchnął.

- Po prostu emocje - uniósł kącik ust - Mamy silnego chłopca.

- Synek? - oczy młodszego zabłyszczały.

- Tak - pokiwał głową - W portfelu mam zdjęcia, ale Hazz... Pojedziemy po nasze maluszki?

- Oh, są w kojcu - wskazał głową.

- Co? - niebieskie oczy zabłyszczały, kiedy spojrzał na bok - Naprawdę? - pocałował krótko usta męża, nim podszedł do kojca - Są wymęczeni?

- Marudzili i czekali na ciebie - skinął.

- Nadal nie mogę się przeciążać -  powiedział, głaszcząc policzki dzieci.

- Nawet bym na to nie pozwolił - pokręcił głową.

Ponownie wrócił do męża i przytulił się do niego, miał już spory brzuszek. Harry nie mógł się powstrzymać i wsunął dłonie pod koszulkę szatyna, kochał czuć napiętą skórę na jego brzuszku.

- Masz dużo pracy? - szepnął w jego kark, nie chcąc się oddalać. Był taki szczęśliwy po wizycie u ginekologa.

- Właściwie już nadrobiłem wszystko - przyznał.

- Tak? - ucieszył się - Czyli możemy wrócić do domu?

- Jak najbardziej. - skinął.

- Dasz radę z dziećmi? - spojrzał na najmłodszych.

- Jasne i tak trzeba ich obudzić - mruknął.

Louis sięgnął po swoją kurtkę i nałożył ją na swoje ciało. Harry ostrożnie obudził najpierw Andree, a dopiero potem Kaia, który zawsze był marudny przy budzeniu się.

- Cześć moje słoneczka - odezwał się szatyn, podchodząc do nich - Wyspani?

- Mama! - pisnęła Andrea przytulając się do nóg szatyna.

- Cześć An - szepnął, pochylając się, by ją przytulić, co zaraz zrobił też z Kai'em. - Mama za wami tęskniła.

- My też - mruknął Kai.

- Zaraz ubierzemy wam kurteczki i wracamy do domku, tak? - tym razem odezwał się Harry.

- Tak! - ucieszyła się dziewczynka.

Louis odnalazł wzrokiem ubarnia dzieci i pomógł je nałożyć młodszym.

- Tylko ostrożnie - krzyknął Harry, gdy dzieciaki wybiegły na dwór.

- Będzie ciężko - westchnął Louis, szybciej wychodząc za nimi. Harry musiał jeszcze zamknąć drzwi i zgasić światła.

Brunet zrobił to jak najszybciej i dołączył do rodziny. Dzieci biegły blisko mamy, słuchając się słów Louisa.

- Do domku - zarządził Harry.

- Ale już? - westchnął Kai, spoglądając w oczy taty.

- Już, już. Jest chłodno - mruknął brunet.

- Noo dobsze - złapał rączkę siostry i podeszli do taty.

Po chwili Harry otworzył dom i wpuścił wszystkich przed sobą. Dzieciaki same się rozebrały i zrzuciły swoje kurtki na ziemię, jak i buty.

- Oczywiście - westchnął zieolonooki zbierając kurtki i wieszajac na haczykach.

- To tylko dzieci - Louis pochylił się i zebrał buty, które schował do szafki

- Ja wiem - skinął i pomógł starszemu zdjąć kurtkę.

- Dziękuję - szepnął, zsuwając z nóg buty - Dobrze, że została wczorajsza zupa dla dzieciaków.

- Zaraz in odgrzeje, wiem ze mama ich karmiła zanim przyszedłem.

- To dobrze - złapał rękę Harry'ego - Teraz ich tak często nie będziemy oddawać dziadkom

- Prawda - poszli do kuchni.

- Coś jeszcze ciekawego działo się na wizycie? - spytał.

- Oprócz płci, to nic - wzruszył ramionami.

- A co z jego aktywnością?

- Niedługo poczujemy pierwsze ruchy, znaczy ja już czuję trzepotanie... Ale to nie są jeszcze ruchy.

- Pamiętam to uczucie jak przez mgłę - przyznał brunet.

- Nie lubiłeś tego wszystkiego - mruknął, przyglądając się jak ten wyjmuje zupę z lodówki i wstawia ją na gazie.

- To prawda - skinął - Znaczy nie żałuję, że Kai jest na świecie, ale ciąża to nie moja rzecz.

- Rozumiem to kochanie - czule na niego patrzył - Tyle o tym rozmawialiśmy, że cię naprawdę rozumiem

Harry tylko się uśmiechnął i pilnował jedzenia dla dzieci. Louis oparł się wygodniej o krzesło i zaczął masować napietą skórę. Brunet przelał obiad do misek i sprawdził temperaturę, po czym postawił je na stole.

- Pójdę po nich - zaproponował Louis, wstając

- Jasne - zgodził się Harry.

Szatyn już po chwili wrócił z głodnymi dziećmi. Usiedli na krzesełkach i dostali po plastikowej łyżce. Louis nie mógł uwierzyć, jak dzieciaki grzecznie jedzą. Nawet nie reagowali na trochę bałaganu wokół nich.

- Widzisz to? - szepnął Louis, podchodząc do męża.

- Widzę i jestem naprawdę z nich dumny - przyznał.

Szatyn oparł się o blat. Kai był mocno skupiony na zawartości swojej miski. To było zabawne, bo dzieci miały zupełnie inne charaktery. Kai był raczej spokojny i przylepny, a Andrea najchętniej robiłaby kilka rzeczy na raz. Już po chwili miski były puste, a brzuchy całkowicie pełne.

- Ja posprzątam - zaoferował się młodszy.

- My pójdziemy za to do salonu - odparł Louis, mówiąc o sobie i dzieciach.

- Jasne - skinął, po czym zaczął zbierać miski i łyżki.

Prędko umył wszystko i schował do odpowiednich miejsc, bardzo chciał spędzić czas ze swoją rodziną. Wytarł dłonie i od razu skierował się do salonu, gdzie miał być Louis z dziećmi. Zastał go cudowny widok. Wszyscy spali na kanapie. Dzieci były przytulone do brzucha szatyna, słodko drzemiąc. Brunet nie mógł się powstrzymać, zrobił zdjęcie i usiadł w fotelu obok, aby nikogo nie obudzić. Włączył sobie po cichu telewizje. Co jakiś czas jego wzrok uciekał na dzieci. Wystarczylo mu towarzystwo rodziny i fakt, że wszyscy są bezpieczni i szczęśliwi.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro